Nie przesadzajmy z konserwatyzmem.
I kto to mówi hehe
Nie przesadzajmy z konserwatyzmem.
Z czegoś niewątpliwie strzelał. Jest możliwość, że była to kusza. Nie przesadzajmy z konserwatyzmem. Grzebienia też w książkach nie używał, ale trudno przypuszczać, że miał dredy.
"We do not sow!"To oznacza, że nie mają nic do stracenia, a wiele do zyskania. Muszą być straszliwie zajadłymi wojownikami. Boso, ale w ostrogach.
Oby nie było ich zbyt dużo, bo w Skyrimie był to jeden z głównych powodów tego, że ta gra mnie nudziła.No i dobrze, świat będzie naturalniejszy jak się co jakiś czas trafi na takie spore, "puste" miejscówki. Skoro i tak już jest ponoć ogrom ciekawych miejscówek przyciągających oko, to nie zaszkodzi do tego świata dodać kilka ładnych, ale nie napchanych kontentem terenów.
Ale chyba jednak nie główny. Skyrim był nudny, bo przeważnie nudne były questy - zarówno główny, jak i poboczne. O całkowicie "na odwal się" zrobionych fedeksach nie wspominając. Dalej, nudne były postaci (NPC) - właściwie nie pamiętam żadnego... może poza tą babką-giermkiem (ale też nie pamiętam jej imienia).Oby nie było ich zbyt dużo, bo w Skyrimie był to jeden z głównych powodów tego, że ta gra mnie nudziła.
Zwykle questy ograniczały się do przejścia z punktu a do punku B, a pomiędzy tymi punktami była wielka pustka, więc jedno się z drugim wiąże.Ale chyba jednak nie główny. Skyrim był nudny, bo przeważnie nudne były questy - zarówno główny, jak i poboczne.
Ostatnio stwierdziłem, że po raz kolejny pogram sobie w Risena i zastanowiła mnie jedna rzecz. Mianowicie, rzeczywista wielkość świata w grze ma znacznie mniejsze znaczenie niż jego "aranżacja". Jaśniej: Piranha Bytes to mistrzowie w tworzeniu małych światów, które wydają się ogromne. Zarówno Gothic jak i Risen miały stosunkowo małe mapki:
Pięknie to ująłeś, Waćpanie Dokładnie to miałem na myśli. Właściwie, to dopiero po przeczytaniu powyższego zdałem sobie sprawę że rzeczywiście samo ukształtowanie terenu w Gothicu 1 i 2 miało olbrzymi wpływ na klimat gry.Można gdzieś iść jak do zapomnianych, bezludnych miejsc, by przekonać się że są one nad terenami po których już dawno się poruszaliśmy. Pomimo tej formy labiryntu, nie czuło się tego. Szczególnie w G1 i G2 teren sam w sobie był czymś co mnie fascynowało. Te półki skalne, pochyłe górskie łąki, jaskinie, jary, rozpadliny, kotlinki. Traktowałem to jako element atmosfery i charakteru Gothiców. Trochę to kojarzyło mi się z jakimś baśniowym światem z zakrzywioną przestrzenią, który z zewnątrz wygląda na mały, a wewnątrz mieści całe królestwa. W Gothicach to teren był elementem gry, na tyle ważnym i charakterystycznym, że sprawiał, że przyniesienie kilku zębów jakiegoś stwora było ciekawym questem.
Pięknie to ująłeś, Waćpanie
Tak jeszcze odnoście Gothiców, bardzo podobało mi się w nich to, że w każdym miejscu mogła na nas czekać jakaś niespodzianka. Potwory, NPC-e i skrzynie z przedmiotami kryły się nie tylko w PoI, ale również w najmniej spodziewanych miejscach, niekiedy nawet w krzakach parę kroków od ścieżki. I właśnie tego oczekuję po Wiedźminie - nie mam najmniejszej ochoty biegać od jednych ruin do drugich, wiedząc, że pomiędzy nimi i tak nie natknę się na nic interesującego.