McDonaldyzacja Gwinta
Witam. Niedawno wpadłem na ten termin stworzony przez G. Ritzera, zdaje się socjologa. Generalnie chodzi o to, że całe nasze życie zdaje się coraz bardziej przypominać słynne restauracje. Chodzi o intelektualne podejście do rozwiązywania problemów, zarządzania itd...Można by to podsumować takim zdaniem "Nadmierna intelektualizacja, zabija myślenie" "Nadmierna intelektualizacja niejako zabija samo życie i jego smak" i owa intelektualizacja jest w jakimś stopniu pułapką. Choć z różnych obiektywnych punktów widzenia, ma swoje zalety i w jakimś stopniu usprawnia pewne rzeczy.
No i tutaj dochodzę do Gwinta, bo mam wrażenie że właśnie takie zjawisko dopadło gwinta. Gwint osiągnął na pewno lepszy balans niż kiedyś, na pewno pod tym względem został usprawniony i jest lepszy niż kiedyś. Jednak mam wrażenie, że jednocześnie jakbyśmy za owo usprawnienie zapłacili jakością. Jakbyśmy zapłacili różnorodnością i po prostu zabawą. Z Gwinta poznikały krok po kroku różne elementy, które go wzbogacały. Różnice we frakcjach, szpiedzy itd...cała rzesza kart została wykastrowana. Przykłady to DB, gradobicie, okrzyk bojowy(czy róg wojenny). Wiadomo, że część tych zmian była po prostu konieczna. Nie chcę się rozdrabniać....Mam po prostu wrażenie, że nie uda się już uciec ze stanu w którym się znaleźliśmy z Gwintem. Będziemy już grali w prostą matmę i będziemy skazali na dyktaturę tempa. Wszystko zostało zestandaryzowane. Wszystko zostało ujednolicone. Nawet te karty, które w każdej z frakcji są w 3 egzemplarzach i które miały skracać deck. Wszystkie są teraz takie same. Jak zostały zbalansowane niektóre archetypy? Po prostu dodano takie karty jak ten żołnierz ze Skelige co ostrzy ostrze i dodaje +1 pkt. Pyk. Zbalansowane. Ale w jaki sposób? No w delikatnie mówiąc debilny. Podniesienie wartości punktowych także było ułatwieniem dla twórców, ale czy przysłużyło się samej grze?
Jestem od CB i postrzegam gwinta jako pasmo porażek. Pasmo porażek ludzi z drugiej strony. Wszystkie większe problemy, mniejsze problemy zostały rozwiązane w jeden sposób. Nie tyle zostały rozwiązane problemy, co raczej się do nich w jakimś stopniu dostosowywano. Jakby problemy okazywały się zawsze zbyt duże, więc szło się na skróty. Obecnie mamy grę jako sumę tych wszystkich porażek, kompromisów. Na papierze taki McDonald działa. Tylko czy o to chodziło? Czy takie miało być podejście CDPR do tworzenia gier? Dla mnie Gwint został zmacdonaldyzowany.
Gram sobie trochę w tym sezonie pro ladera i gra coraz częściej sprowadza się do grania jednej rundy. Przegrałeś coin? Pasujesz pierwszy ruch, żeby nie walczyć z matmą przeciwnika. Przeciwnik za to pasuje 2 rundę, żeby nie walczyć z matmą naszą. Coraz częściej to tak wygląda. Co ostatnio zrobiono ze szpiegami? No to też jest historia postępującej standaryzacji. Jestem pewny, że przyjdzie jeszcze krok, że ci szpiedzy co są będą w dokładnie taki sam sposób dobierać kartę. Teraz to się jeszcze jakoś różni...Kiedyś były rzędy. Nie ma. Była inna pogoda. Nie ma. Były złote karty nie do ruszenia. Nie ma. Gwint nie polega na rozwoju, ubogacaniu. Polega na ciągłym okrajaniu podstawowych założeń. Jest multum więcej kart, ale sama idea gwinta jest coraz bardziej uboga. Jesteśmy zarzucani nowymi hamburgerami, ale sama idea prowadzenia biznesu się po prostu degraduje.
Witam. Niedawno wpadłem na ten termin stworzony przez G. Ritzera, zdaje się socjologa. Generalnie chodzi o to, że całe nasze życie zdaje się coraz bardziej przypominać słynne restauracje. Chodzi o intelektualne podejście do rozwiązywania problemów, zarządzania itd...Można by to podsumować takim zdaniem "Nadmierna intelektualizacja, zabija myślenie" "Nadmierna intelektualizacja niejako zabija samo życie i jego smak" i owa intelektualizacja jest w jakimś stopniu pułapką. Choć z różnych obiektywnych punktów widzenia, ma swoje zalety i w jakimś stopniu usprawnia pewne rzeczy.
No i tutaj dochodzę do Gwinta, bo mam wrażenie że właśnie takie zjawisko dopadło gwinta. Gwint osiągnął na pewno lepszy balans niż kiedyś, na pewno pod tym względem został usprawniony i jest lepszy niż kiedyś. Jednak mam wrażenie, że jednocześnie jakbyśmy za owo usprawnienie zapłacili jakością. Jakbyśmy zapłacili różnorodnością i po prostu zabawą. Z Gwinta poznikały krok po kroku różne elementy, które go wzbogacały. Różnice we frakcjach, szpiedzy itd...cała rzesza kart została wykastrowana. Przykłady to DB, gradobicie, okrzyk bojowy(czy róg wojenny). Wiadomo, że część tych zmian była po prostu konieczna. Nie chcę się rozdrabniać....Mam po prostu wrażenie, że nie uda się już uciec ze stanu w którym się znaleźliśmy z Gwintem. Będziemy już grali w prostą matmę i będziemy skazali na dyktaturę tempa. Wszystko zostało zestandaryzowane. Wszystko zostało ujednolicone. Nawet te karty, które w każdej z frakcji są w 3 egzemplarzach i które miały skracać deck. Wszystkie są teraz takie same. Jak zostały zbalansowane niektóre archetypy? Po prostu dodano takie karty jak ten żołnierz ze Skelige co ostrzy ostrze i dodaje +1 pkt. Pyk. Zbalansowane. Ale w jaki sposób? No w delikatnie mówiąc debilny. Podniesienie wartości punktowych także było ułatwieniem dla twórców, ale czy przysłużyło się samej grze?
Jestem od CB i postrzegam gwinta jako pasmo porażek. Pasmo porażek ludzi z drugiej strony. Wszystkie większe problemy, mniejsze problemy zostały rozwiązane w jeden sposób. Nie tyle zostały rozwiązane problemy, co raczej się do nich w jakimś stopniu dostosowywano. Jakby problemy okazywały się zawsze zbyt duże, więc szło się na skróty. Obecnie mamy grę jako sumę tych wszystkich porażek, kompromisów. Na papierze taki McDonald działa. Tylko czy o to chodziło? Czy takie miało być podejście CDPR do tworzenia gier? Dla mnie Gwint został zmacdonaldyzowany.
Gram sobie trochę w tym sezonie pro ladera i gra coraz częściej sprowadza się do grania jednej rundy. Przegrałeś coin? Pasujesz pierwszy ruch, żeby nie walczyć z matmą przeciwnika. Przeciwnik za to pasuje 2 rundę, żeby nie walczyć z matmą naszą. Coraz częściej to tak wygląda. Co ostatnio zrobiono ze szpiegami? No to też jest historia postępującej standaryzacji. Jestem pewny, że przyjdzie jeszcze krok, że ci szpiedzy co są będą w dokładnie taki sam sposób dobierać kartę. Teraz to się jeszcze jakoś różni...Kiedyś były rzędy. Nie ma. Była inna pogoda. Nie ma. Były złote karty nie do ruszenia. Nie ma. Gwint nie polega na rozwoju, ubogacaniu. Polega na ciągłym okrajaniu podstawowych założeń. Jest multum więcej kart, ale sama idea gwinta jest coraz bardziej uboga. Jesteśmy zarzucani nowymi hamburgerami, ale sama idea prowadzenia biznesu się po prostu degraduje.
Last edited: