Marvel Cinematic Universe

+

Marvel Cinematic Universe

  • Team Captain America

    Votes: 17 32.7%
  • Team Iron Man

    Votes: 31 59.6%
  • Team Darryl

    Votes: 4 7.7%

  • Total voters
    52
raison_d_etre;n10920614 said:
Tylko że ten film, z tego co ja pamiętam, nie był przedstawiany jako 'ok w ramach konwencji', tylko jako czołowy przedstawiciel gatunku, wzór do naśladowania. Ludzie rzucali walizkami pieniędzy, by móc to obejrzeć po kilka razy.

Nadal uważam że w dużej mierze jest to kwestia reprezentacji. Czarnoskórzy fani dostali bohaterów, z którymi mogą się utożsamiać, którzy wyglądają tak jak oni i są kompletnie niezależni od białych kolegów. Z naszego punktu widzenia wydaje się to pewnie kuriozalne, ale jednak w USA czarnoskórzy stanowią sporą część społeczeństwa. To trochę tak jak w naszym wypadku z Polakami. Sporo osób wyszukuje w napisach końcowych filmu czy ktoś 'z naszych' przy tym nie dłubał. A jeśli jakiś bohater jest polskiego pochodzenia i powie coś po polsku to już szał choć dla przeciętnego widza w USA jest to po prostu jakiś tam dziwny język. Magneto w wersji filmowej ma zmienioną genezę i jest tam Polakiem. Miło było zobaczyć jak mówi w naszym języku (mimo iż koślawo), a część akcji rozgrywała się w Polsce. Nie wiem czy w komiksach Marvela są jacyś polscy superbohaterowie, ale gdyby był ktoś taki i teraz ogłosiliby plany zrobienia filmu o nim to u nas byłby mega hype nawet jakby ostatecznie film okazał się przeciętny.

raison_d_etre;n10920614 said:
Za najlepszy film marvelowski i ogólnie bardzo fajny film jako taki uważam pierwszych Strażników.

Piąteczka, bo również mój ulubiony film z MCU. Świetnie działa zarówno jako część większego uniwersum jak i całkowicie niezależna produkcja, a przy okazji pokazuje jak zrobić film drużynowy bez wcześniejszego przedstawiania postaci w innych filmach. Humor i akcja są dobrze wyważone, fabuła działa no i jeszcze tona nawiązań do lat '80 czyli coś co bardzo lubię.
 
HuntMocy;n10922528 said:
To trochę tak jak w naszym wypadku z Polakami.
Tutaj przychodzi mi do głowy przykład wszechsłowiańszczyzny, jakoby wyzierającej z każdej strony Wiedźmina i z której tak bardzo są dumne co bardziej patriotycznie nastawione osoby. I nie liczy się już dla nich właściwie wartość literacka czy filmowa, ale fakt, że mogą się poczuć jeszcze dumniej ogłaszając wszem i wobec przynależność do starożytnego ludu Lechitów. Albo nawet i Sarmatów.

HuntMocy;n10922528 said:
Świetnie działa zarówno jako część większego uniwersum jak i całkowicie niezależna produkcja
Ja bym powiedział nawet, że dlatego właśnie jest dobry, bo stworzony jako zupełnie niezależna produkcja nie mająca nic wspólnego z marvelowskimi superbohaterami.
 
raison_d_etre;n10922537 said:
Ja bym powiedział nawet, że dlatego właśnie jest dobry, bo stworzony jako zupełnie niezależna produkcja nie mająca nic wspólnego z marvelowskimi superbohaterami.

O ile zgadzam się, że ogólne odcięcie od wydarzeń i bohaterów "na ziemi" dodało produkcji skrzydeł, tak nie przesadzałbym z tym zupełnym ignorowaniem. Zarówno Thanos jak i kamień(ie) nieskończoności grały pierwsze skrzypce w fabule.
 
Tak, ale bez żadnego problemu taki wątek mógłby być zrobiony w zupełnym oderwaniu od marvelowskiego universum i to zapewne z pożytkiem dla samego filmu, bo tak po prawdzie Thanos był mało istotnym dodatkiem i bez szkody dla fabuły mógłby być z niej usunięty. Za głównego złola robił przecież Ronan, a kamienie jako przepotężny artefakt nie potrzebują odniesienia do marvelowskiego cyklu, bo są standardowym elementem tego gatunku.
Miejscówka pośród innych superbohaterów była potrzebna tak właściwie tylko dla celów marketingowych, gdyż jako pozycja odrębna prawdopodobnie nie przyniósłby odpowiednich zysków. Marka Marvela przyciągnęła po prostu do kin znacznie więcej widzów.
 
Last edited:
Nars;n10922597 said:
Zarówno Thanos jak i kamień(ie) nieskończoności grały pierwsze skrzypce w fabule.

Tylko że jest to w zasadzie pierwsze pojawienie się Thanosa w uniwersum (scenki po napisach z Avengers nie liczę) oraz drugie pojawienie się wątku kamieni nieskończoności (przed Mrocznym Światem nie było o tym mowy mimo iż ostatecznie tesseract i berło Lokiego okazały się być kamieniami nieskończoności). Co więcej, wątki te służyły nie tylko rozwijaniu uniwersum, ale również odgrywały rolę w tym konkretnym filmie i wszystko czego potrzebowaliśmy dowiadywaliśmy się właśnie w nim. Strażnicy Galaktyki to nadal film, któremu bliżej do Iron Mana, Thora czy Pierwszego Starcia - produkcja rozwijająca uniwersum, ale sprawdzająca się też jako niezależny film. Jest on też mniej superbohaterski więc może trafić także do osób, których odrzucają trykoty i peleryny, a lubią po prostu kosmiczne przygody.

Wychodzi na to że wyjątkowo zgadzam się w stu procentach z raison_d_etre e w tej konkretnej kwestii :D

 
HuntMocy

Ale ja się zgadzam, że ograniczenie powiązań fabularnych z "ziemską epopeją" wyszło filmowi na dobre. Nie zgadzam się jedynie z tym, że film powstał w zupełnej próżni. Nawiązań do głównych motywów Marvelowskiej serii było w Strażnikach więcej, niż w wspomnianych przez Ciebie produkcjach z pierwszej fazy.

Wydaje mi się, że Spajdi był bardziej niezależny.
 
HuntMocy;n10923104 said:
Jest on też mniej superbohaterski więc może trafić także do osób, których odrzucają trykoty i peleryny
Tak to chyba mniej więcej wygląda. Im mniej powiewania peleryną i całej tej superowatości, tym lepiej. Jest to przypuszczalnie jeden z powodów, dla których podobały mi się wymienione wcześniej przeze mnie filmy, czyli pierwszy Iron Man, Strażnicy i ostatni Spider. Bo twórcy, zamiast iść na łatwiznę i połowę filmu zapchać komputerowymi fajerwerkami, to muszą jednak nieco się wysilić by czymś zainteresować widza.

Nars;n10923113 said:
Nie zgadzam się jedynie z tym, że film powstał w zupełnej próżni.
Bo też i nikt nie mówi, że powstał w próżni i w całkowitym oderwaniu. Ale mógłby. I to bez żadnej szkody dla fabuły, a pewnie i z pożytkiem.
 
Last edited:
Uff, dopiero teraz obejrzałem najnowszą produkcję spod szyldu Marvela i trzeba przyznać, że Infinity War to kawał dobrego filmu superhero. Dla mnie mieści się on w pierwszej trójce dzieł z tej stajni, aczkolwiek Zimowy Żołnierz dalej IMO niepobity. Resztę postu umieszczę w spoilerze, bo nie bardzo mi się chce ciągle bawić tagami. ;)

Zacznę może od tego co mi się nie podobało:
- zbyt dużo humoru w początkowej, hm, 1/3 filmu? Połowie? Hej, Ziemia jest atakowana, budynki rozwalane, prawdopodobnie gdzieś tam giną ludzie, a jak na to reagują nasi herosi? Błazenadą Bannera i Starka, a także rzucanymi tu i tam one-linerami z prędkością karabinu maszynowego. O ile w scenach z udziałem Strażników jest to zrozumiałe (mamy w końcu do czynienia z gadającym szopem i chodzącym drzewem), o tyle w ogóle nie podobało mi się to, co zrobiono z Thorem i Hulkiem po Ragnaroku. Fajnie, że film odniósł sukces (choć moim zdaniem większy, niż na to zasługiwał), ale to nie znaczy, że trzeba teraz całkowicie redefiniować te postacie. O ile blondas z biegiem czasu się ogarnia, o tyle Banner do końca filmu zostaje takim trochę klaunem. Tak czy inaczej, żartów IMO za dużo jak na skalę i wagę wydarzeń, których jesteśmy świadkiem. Szkoda, bo Winter Soldier jest pod tym względem IMO doskonale zrównoważony. Całe szczęście, że im dalej w las, tym jest więcej powagi.
- soundtrack. Jest kilka kawałków, które naprawdę fajnie podkreślają dane sceny i chyba wszystkie pojawiają się w drugiej połowie filmu, ale jako całość muzyka mnie rozczarowała. Tu powinna być absolutna POMPA, a w większości przypadków jest absolutna bylejakość.
- sceny akcji są dobre, ale... Odniosłem wrażenie, że w Zimowym Żołnierzu i Civil War wyszły one braciom Russo lepiej. Soczyściej. Delikatne, ale jednak rozczarowanie.
- Red Skull. Eeeee... Po co? Na co? Wtf?

Co mi się podobało:
- Thanos. Żadne zaskoczenie chyba. Wreszcie konkretny, dobrze zarysowany antagonista, z jasną, sensowną motywacją, którą można zrozumieć i w jakiś sposób się z nią zgodzić. Jedyne co mnie zastanawiało, to co sprawiało, że był on taki potężny PRZED zdobyciem pierwszego kamienia? Na początku myślałem, że to tytan - więc jakaś unikalna istota, a tu się okazało, że była planeta pełna takich chłopków. Czy to oznacza, że cała rasa była potężniejsza od np. Asgardian? Tak czy inaczej, chyba najlepszy villain od czasów Jokera Ledgera.
- akcja toczona w wielu miejscach - fajnie, że część bohaterów walczyło na Ziemi, a część na Tytanie. Wprowadziło to różnorodność zarówno wizualną, jak i samych scen akcji. Mieliśmy prawdziwą bitwę z mnóstwem jednostki na polu bitwy, mieliśmy bardziej kameralną walkę herosów vs Thanos.
- efekty specjalne. Były zaskakująco słabe momenty (wystająca głowa Bannera ze zbroi z końcówki filmu, czy tu i tam zbyt wyraźnie odcinające się postacie od tła), ale ogólnie rzecz biorąc widać wpompowane miliony dolarów.
- konkretne sceny z dużym ładunkiem emocjonalnym - śmierć Gamory, pojawienie się Thora w Wakandzie. Takie tam różne. Lokiego zabito chyba trochę za szybko jak na mój gust, więc spłynęło to tak trochę po mnie, do Heimdalla żadnego sentymentu nie miałem. Znacznie bardziej ruszyła mnie choćby kapitalnie zagrana scena przez Hollanda i Downeya Jr. z samej końcówki filmu. Chwyciło za serce. A jeśli już o tym mowa...
- Zakończenie. Przez duże Z. Jasne, pewnie jakoś się to tam odkręci, co nie zmienia faktu, że i tak świetne. Pstryknięcie palcami mnie po prostu zaskoczyło, myślałem, że Thanos po prostu ucieknie ciężko ranny z pola bitwy, ewentualnie jakoś cofnie czas wykorzystując rękawice. A tu błysk, Thanos się teleportuje, a Bucky rozpada. Dobre, mocne, świetnie nakręcone. Ostatni raz zakończenie w kinie superbohaterskim ruszyło mnie chyba w The Amazing Spider-man 2. Powagę sytuacji podkreśliły nawet napisy końcowe - zwykłe, białe, na zwyczajnym, czarnym tle.

Od jakieś czasu co film Marvela, to wychodziłem z kina zawiedziony. Hype wylewał się z każdej strony i z co drugiej recenzji, a filmy były co najwyżej solidne i powtarzalne. Kulminacją tego absurdu był sukces Czarnej Pantery, chyba najbardziej przecenionego filmu od lat, który nie wyróżniał się kompletnie, totalnie NICZYM, a słabych punktów znalazło by się z kilkanaście, jak nie więcej. Bardzo się cieszę, że Infinity War nie poszedł tą drogą i nareszcie znowu poczułem satysfakcję i zadowolenie z tego, co obejrzałem.

Fajnie, bo choć całe MCU uznaję za przecenione, to nie zmienia to faktu, że ma w swojej bibliotece kilka naprawdę mocnych punktów, do których wracam z przyjemnością. Oby było ich najwięcej, bo jest to w interesie każdego fana filmów.
 
Last edited:
jonusiescu;n10960037 said:
Jedyne co mnie zastanawiało, to co sprawiało, że był on taki potężny PRZED zdobyciem pierwszego kamienia? Na początku myślałem, że to tytan - więc jakaś unikalna istota, a tu się okazało, że była planeta pełna takich chłopków. Czy to oznacza, że cała rasa była potężniejsza od np. Asgardian?

Tak, cała rasa była potężna aczkolwiek Thanos był w pewnym sensie wyjątkowy (urodził się z wadą genetyczną, można powiedzieć że był ichnim mutantem). Inna sprawa, że w filmie faktycznie nie zostało to wyjaśnione, co więcej, jego historia różni się od tej z komiksów więc nie można odpowiedzieć na to pytanie ze stuprocentową pewnością. Tutaj był po prostu mega koksem i tyle. Być może rozwiną ten temat w Avengers 4 lub w tym zapowiedzianym filmie o Eternals czyli rasie, do której przynależał ów Szalony Tytan.

Inna sprawa, czy on faktycznie był aż tak potężny w filmie żeby budziło to zdziwienie? W jedynej scenie retrospekcji widzimy jak do realizacji swoich celów korzystał z wielkiej armii. Miał też oczywiście swoje adoptowane dzieci, które były silne lub posiadały jakieś wyjątkowe moce. Jasne jest że nie robił tego wszystkiego sam, można więc założyć że pierwszy kamień również zdobył dzięki wsparciu żołnierzy i Czarnego Zakonu. A to że potężniejsze jednostki, ale też bez przesady były wstanie utrzymać kamień wiedzieliśmy z innych filmów. Przykładami byli Ronan Oskarżyciel, a wcześniej także Malekith. Myślę, że nasz poczciwy Thor też byłby wstanie utrzymać co najmniej jeden kamyk np. montując go w swojej broni. Thanos z czasem miał ich więcej, ale widać też było że używanie tak wielkiej potęgi nie jest dla niego przysłowiową bułką z masłem i kosztuje go sporo wysiłku.
 
Temat umarł, a tymczasem dotarliśmy do końca telenoweli zatytułowanej "Fox chce sprzedać swoje zasoby, Disney jest chętny, ale Comcast się wcina". Wygrał oczywiście Disney zyskując tym samym udziały m. in. na platformie Hulu i kilku stacjach telewizyjnych oraz nowe hale produkcyjne, a także całe mnóstwo marek takich jak Archiwum X, Predator, Obcy, Avatar, Planeta Małp czy X-Men i F4. Z punktu widzenia tematyki tego wątku, dwie ostatnie marki interesują nas najbardziej. Można w końcu rzec, że mutanci i rodzina Richardsów wracają do domu. Oczywiście nie ma co się napalać, że zaraz czekają nas nowe wersje tych postaci, dopinanie 'papierków' ma potrwać jeszcze przynajmniej rok więc pierwsze ogłoszenia czekają nas najwcześniej w połowie 2019 czyli już po Captain Marvel, Avengers 4 i Spider-man: Far From Home.

W którymś z poprzednich postów podałem już przykłady jak bym widział wprowadzenie nowych bohaterów do MCU. Chętnie poznam wasze zdanie więc serdecznie zapraszam do dyskusji :)
 
Ooo... czyżby była nadzieja na solidny film o mutantach? A swoją drogą, co to oznacza dla The New Mutants?
 
A swoją drogą, co to oznacza dla The New Mutants?

Tak na dobrą sprawę nie wiadomo ani co z New Mutants, ani Dark Phoenix czy X-Force. Te dwa pierwsze są już nakręcone, ale zdarzały się przypadki, że nakręcone filmy ostatecznie nie trafiały do dystrybucji. Żaden z nich nie był w jakikolwiek sposób promowany na Comic Conie co skłania do zastanowienia się. Oficjalnie oba filmy zostały przesunięte, Feniks na luty 2019, a Mutanci na sierpień 2019. Powodem były rozbudowane dokrętki, ale od tamtej pory cisza.

Osobiście przypuszczam, że Feniks wyjdzie i teraz pracują po prostu nad tym żeby jakoś sensownie domknąć wątki z całego cyklu zapoczątkowanego prawie 20 lat temu filmem Singera. Tak żeby fani cyklu nie zostali z urwanym zakończeniem w stylu "Mroczna Feniks powróci" czy coś w ten deseń, a mogli coś takiego planować. W ten sposób dostaniemy jako takie pożegnanie z serią.

Mutantów z kolei chyba łatwo przerobić na coś nie kojarzącego się z X-Men. Mogą więc pójść tą drogą i wypuścić po prostu horror o dzieciakach z nadludzkimi mocami albo... przerobić tak żeby film wszedł do MCU. Podobną sytuację mieliśmy w komiksach z Gwiezdnych Wojen gdzie jedna z serii o Maulu zaczęła swój żywot jako kolejny komiks z EU po czym wydali to ostatecznie pod szyldem Marvela jako część nowego kanonu. Oczywiście jest też trzecia opcja i film po prostu wyrzucą do kosza. O ile Dark Phoenix z pewnością ma być wielkim widowiskiem za kupę kasy i raczej nikt nie będzie chciał anulować filmu za +/- 200 baniek o tyle New Mutants to raczej niszowa produkcja za przysłowiową paczkę fajek. Strata nie byłaby aż tak dotkliwa.

Wielką niewiadomą jest natomiast X-Force. Na 99% można założyć, że Deadpool w tej konkretnej inkarnacji odnajdzie nowy dom w Disneyu. Postać wykreowana przez Reynoldsa jest bardzo popularna i zarabia duże pieniądze, a Disney lubi pieniądze jak każda bezduszna korporacja. Jeśli coś zarabia to się nie wcinają, proste. Poza tym, akurat Deadpool jest taką postacią, że przeniesienie go do MCU można wyjaśnić jakkolwiek i nikt nie będzie miał z tym problemu. Ot, chociażby zabawy z tym zegarkiem Cable'a poszły za daleko i za którymś razem trafił do alternatywnej rzeczywistości, w której są Avengers, następnie uległ zniszczeniu (zegarek, nie DP) i już. Filmy z nim będą pewnie w takim samym stylu, ale twórcy będą mieli jeszcze większą swobodę w robieniu sobie jaj, np. pojawi się gdzieś w tle Kapitan Ameryka albo Iron Man przeleci nad miastem. Wade nie musi od razu wchodzić w interakcje z tymi postaciami w ich własnych filmach, ale i to dałoby radę załatwić. Przykładem niech będzie Logan. W filmach grupowych był nieco grzeczniejszy, walki z jego udziałem nie były zbyt krwawe, praktycznie nie przeklinał, a potem wyszedł ostatni film solowy, który zdecydowanie nie nadawał się dla dzieci. Jakby Deadpool pojawił się na chwilę w Avengers to mogłaby być okazja do żartów z kategorii wiekowej z wypikanymi przekleństwami i cenzurą, w końcu on zdaje sobie sprawę z tego, że jest postacią grającą w filmie ;)

Wracając jednak do X-Force, bo zacząłem się rozpisywać... o ile przeniesienie Deadpoola w takiej a nie innej wersji uważam za możliwe tak niekoniecznie dotyczy to innych postaci nie mówiąc już o wizji Drew Goddarda na film. Z drugiej jednak strony, prezes Disneya wypowiadał się na temat możliwości stworzenia oddziału zajmującego się filmami superbohaterskimi z kategorią R, w której byłoby miejsce dla Deadpoola. Jedynym warunkiem jest wyraźne zasygnalizowanie widzom, że ten czy tamten film są tylko dla dorosłych mimo pojawienia się na plakatach postaci znanych z filmów PG13. Otworzyłoby to też drogę dla takich bohaterów jak Blade, Ghost Rider, Moon Knight, nowa inkarnacja Wolverine'a czy chociażby Punisher i Elektra (nie ma co się oszukiwać, bohaterowie z seriali nigdy nie trafią do filmów więc jak będą chcieli ich użyć to będą to nowe wersje). Wtedy zamiast X-Force dostalibyśmy jakąś wersję Thunderbolts. Thaddeusa Rossa już mamy, nic tylko zmieniać go w Red Hulka.



Taka seria nieco tańszych, dziejących się na uboczu filmów byłaby fajnym dodatkiem do wielkiego uniwersum. Nie łączyliby tego fabularnie (w sensie Avengers z Thunderbolts), ale gościnne występy czy żarciki byłyby możliwe. Tak właśnie bym to widział.
 
Trafiłem dzisiaj na ciekawą teorię dotyczącą Avengers 4, która skłoniła mnie do dalszych rozważań. To zwykłe spekulacje, w dodatku podane raczej jako żartobliwy komentarz do innej dyskusji, ale na wszelki wypadek zamknę całość spoilerze.

Teoria wiąże się z zakończeniem Ant-man and the Wasp i wymiarem kwantowym. Wedle niej, Scott wyskoczy z wymiaru kwantowego... w 2012 roku podczas inwazji Chitauri na Ziemię. Spotka tam ówczesną ekipę Avengers (znaną z pierwszego filmu) i w wyniku jego działań dojdzie do zmian w historii. Być może postanowią zebrać kamienie nieskończoności przed Thanosem, a być może znajdą inny sposób, tak czy siak w tej wersji uda im się zwyciężyć.

Co w tym takiego ciekawego? Ano to że zmiana dotknie tylko tej linii czasowej, świat z którego przybył Scott (ten w którym Thanos pstryknął) zostanie bez zmian. Kolejne filmy będą rozgrywać się w świecie, w którym do inwazji Thanosa nie doszło i dlatego wszyscy wymazani będą żyć dalej. Nie zlikwiduje to tej drugiej wersji świata, w której być może dojdzie do kataklizmów wynikających ze zniknięcia połowy świadomego życia, może powstanie jakiś świat post apokaliptyczny i być może kiedyś dojdzie do spotkania bohaterów z obu światów?
 
Nadrabiam zaległości w uniwersum Marvela.

Ostatnio obejrzałem Doktora Strange'a.

Znowu nie rozumiem zachwytów, które ten film zebrał w czasie premiery. Sam Strange to ot kolejny "dupek" z przerośniętym ego, który w wyniku tragedii zmienia podejście do życia, aczkolwiek wciąż owym "dupkiem" niejako pozostaje (coś jakby kalka postaci Tony Stark'a z Iron Man).
Film nie jest zły, ale nic ponad to.

Jedyna rzecz, która naprawdę była ciekawa i fajnie zrobiona to potyczki w alternatywnych wersjach rzeczywistości ("lustrzane wymiary" czy jakoś tak). Te zabawy perspektywą oraz deformacje świata były naprawdę fajnie zrobione i pomysłowe (dodatkowo ciekawie wykorzystane w samych walkach).
 
No wiesz, wydaje mi się, że w przypadku ekranizacji, zachwyt (lub gorycz) pojawia się głównie ze strony fanów materiału źródłowego, o ile został odpowiednio oddany w formie filmowej.

Bardzo mocno zauważam to u siebie, jako fan X-Men i Batmana, dobrze zrobione filmy o tych konkretnych bohaterach odbieram bardzo pozytywnie, podczas gdy tacy Avengers kompletnie mi latają.

A w Strange'u jest jeszcze Tilda Swinton, a to zazwyczaj jest zjawisko.
 
Strange jest mało znaną postacią więc postawili na bezpieczny origin story. Bohater robi jednak znacznie lepsze wrażenie w Wojnie bez granic co pozytywnie nastraja do ewentualnej kontynuacji :)
 
A w Strange'u jest jeszcze Tilda Swinton, a to zazwyczaj jest zjawisko.

No tak.. byłbym zapomniał.

Jednak o ile bardzo lubiłem ją w Constatnine oraz Only lovers left alive, to w Strange'u (z tą zgoloną głową) w pierwszych ujęciach jej nawet nie poznałem. Nie miała też szans aby się jakoś popisać jak w dwóch powyższych filmach (ale zapewne wynikało to z jej epizodycznej roli).




P.S. Dzisiaj postaram się zabrać za Czarną Panterę.
 
Last edited:
Mrówko-człek i Łosa trafili w końcu do Polski i muszę przyznać, że bawiłem się świetnie. Sęk w tym, że film przypadnie do gustu raczej tylko osobom, które kupiły tę konwencję i polubiły bohaterów za pierwszym razem. Ja pierwszą część bardzo lubię, stąd pozytywne wrażenia, pozostałych jednak nie przekona, bo to dość bezpieczna kontynuacja. Fabuła jest mocno pretekstowa, niektóre postacie można by spokojnie wyciąć, bo nie miały nic do roboty, a część żartów była ciągnięta trochę za długo. Film oferuje parę fajnych nowinek związanych z możliwościami bohaterów co skutkuje masą świetnych scen akcji, ale nie ma tutaj nic odkrywczego. Ot, więcej, szybciej, mocniej - typowy sequel bez ambicji na coś więcej.

Sporym rozczarowaniem był dla mnie wymiar kwantowy. Został już zajawiony w jedynce, ale tutaj mieliśmy dostać znacznie więcej, a dostaliśmy ledwie okruszki. Dziwi mnie to bo z różnych wypowiedzi wynika iż wymiar kwantowy ma odegrać sporą rolę w przyszłych filmach Marvela.

Są dwie sceny po napisach. Ta pierwsza jest dość ważna w kontekście całego uniwersum, drugą spokojnie można sobie darować, bo tak na dobrą sprawę widzieliśmy to już w samym filmie. Mam wrażenie, że nie mieli kompletnie pomysłu na tę scenę, ale ktoś na górze zadecydował, że mają być dwie więc wrzucili cokolwiek.
 
Top Bottom