The Last of Us

+

Guest 4390247

Guest
Niby tak, ale tempo w scenariuszach gier jest generalnie kiepskie. Ot, taka natura medium. Krytykować za to ND nie za bardzo mogę, skoro na CDPR za ostatnią kwartę Wieśka Trzeciego psów nie wieszałem.

No, może parę jamników.

Tego, że wszystkie ważniejsze momenty ND rozegrali od tyłu, podcinając skrzydła charakterologiczne tak Ellie, co i Abby, wybaczyć nie mogę.
Już lepiej krytykować tempo i sposób prowadzenia historii, bo to są kwestie związane z reżyserią, niż treść historii, która odzwierciedla to, co chcieli twórcy pokazać. Może się podobać lub nie, ale to ich wybór, a kwestie techniczne? Tutaj lista zarzutów do ND może być całkiem długa. Najgorsze, że są to te same problemy, które pojawiły się już przy np. Uncharted 2 (Drake's Fortune wybitnym gameplayem też nie grzeszy, ale to pierwsza gra z serii i można trochę więcej wybaczyć).
 
Przeglądam recenzje Desperados 3 na metacritic i trafiłem na taką perłę.

Bez tytułuaaa.png


Ktoś tu się chyba rozpędził z krytyką. ;)
 
Straszna drama wokół tej gry. Czy te kontrowersje to jakieś celowe działanie, aby zwiększyć popularność gry? W dłuższej perspektywie to zaszkodzi Naughy Dog. Najpierw rozjuszyli fanów tymi przeciekami, potem były te przesadzone (zdaje się) recenzje a potem sama gra, które wpędza ludzi w depresję w trudnych czasach.
 
(...) a potem sama gra, które wpędza ludzi w depresję w trudnych czasach.

No już bez przesady z tym w pędzaniem w depresje :p .
To tak jakby sięgać po horror i zarzucać twórcom, że nas przestraszyli.

Nie bądźmy tacy nazbyt czuli i przewrażliwieni na każdym punkcie.
Autorzy poszli w pewną kontrowersje w... niektórych aspektach (w tym fabularnym oraz pewnym temacie tabu na tym forum, więc go przemilczę), ale w całej reszcie dostarczyli bardzo dobrą (jeśli nie genialną) grę.

To jakim majstersztykiem technicznym jest TLOS II (i to przecież na PS4) trudno przemilczeć, nawet jeśli gra sama w sobie komuś nie pasuje.
 
No już bez przesady z tym w pędzaniem w depresje :p .
To tak jakby sięgać po horror i zarzucać twórcom, że nas przestraszyli.

Nie bądźmy tacy nazbyt czuli i przewrażliwieni na każdym punkcie.
Autorzy poszli w pewną kontrowersje w... niektórych aspektach (w tym fabularnym oraz pewnym temacie tabu na tym forum, więc go przemilczę), ale w całej reszcie dostarczyli bardzo dobrą (jeśli nie genialną) grę.

To jakim majstersztykiem technicznym jest TLOS II (i to przecież na PS4) trudno przemilczeć, nawet jeśli gra sama w sobie komuś nie pasuje.
No cóż oceniam tylko reakcje streamerów i nie wygląda to zbyt zachęcająco. Wygląda jakby twórcy bazowali na kontrowersji, naprawdę wątpliwe, żeby nie byli w stanie przewidzieć reakcji fanów.
 
Ja nie jestem fanatykiem gry/uniwersum i pewne wybory (kierunek) w którym gra poszła (w tym głównie pewne idee forsowane przez twórców) nie do końca mi pasują.



Jak już mówiłem, od strony technicznej (animacja, oraz grafika) jest to perełka.
 
Ja nie jestem fanatykiem gry/uniwersum i pewne wybory (kierunek) w którym gra poszła (w tym głównie pewne idee forsowane przez twórców) nie do końca mi pasują.



Jak już mówiłem, od strony technicznej (animacja, oraz grafika) jest to perełka.
Ostatnio czytałem, że ma powstać serial na podstawie tego uniwersum i ma opowiadać o losach dwójki bohaterów z jedynki, sprzed fabuły o której opowiada druga część.
Dla mnie to robienie kontrowersji i pewne rozwiązania fabularne z gry, służyć mogą "naganianiu" widzów na ten serial, bo można sobie wyobrazić, że rozgoryczeni fani na otarcie łez zainteresują się serialem z wiadomych względów.
Tak jakby odstrzelili sobie stopę w grze, ale z myślą, że odbiją sobie to z nawiązką serialem, bo po prostu cięzko mi sobie wyobrazić, że trudno było przewidzieć reakcje dużej części fanów. Jeśli chodzi o rozwiazania fabularne te obiektywanie mówiąc trochę się kłócą z pewnymi podstawowymi zasadami jeśli chodzi o tworzenie historii - np. takie catharsis...
Animację i grafika to jedno, ale to nie główny powód dla którego pierwsza część zdobyła popularność.
 
Ostatnio czytałem, że ma powstać serial na podstawie tego uniwersum i ma opowiadać o losach dwójki bohaterów z jedynki, sprzed fabuły o której opowiada druga część.
Dla mnie to robienie kontrowersji i pewne rozwiązania fabularne z gry, służyć mogą "naganianiu" widzów na ten serial, bo można sobie wyobrazić, że rozgoryczeni fani na otarcie łez zainteresują się serialem z wiadomych względów.
Ja po Part 2 mam już wyrąbane na ND, ten serial i jakiekolwiek nowe gry jakie zrobią.
 
Parę dni temu skończyłem The Last of Us II i choć nie wszystko mi się podobało, pewne rzeczy zrobiłbym inaczej, tempo było nierówne, a rozgrywka nie oferowała za wiele nowego względem poprzedniej części to uważam że była to naprawdę dobra gra. Nie wybitna, po prostu dobra. Zaznaczę jednak od razu że pierwszej odsłony też nie uważam za grę wybitną. Rozgrywka była dość uboga choć całkiem nieźle pasowała do opowiadanej historii, która z kolei była prosta i operowała na kliszach, ale została bardzo dobrze opowiedziana. Dwójka jest moim zdaniem opowiedziana gorzej ze względu na pewne decyzje co do kolejności ukazania niektórych wątków i wspomniane wcześniej nierówne tempo, ale w żadnym razie nie powiedziałbym że była to zła historia. Teraz krótka przerwa na zastanowienie się ileż to Sony musiało mi zapłacić za moją nic nie wartą opinię na forum poświęconym zupełnie innej grze i jedziemy z koksem.

1) Oprawa audiowizualna i technikalia
Absolutne mistrzostwo świata i to na prehistorycznej, bo mającej już prawie siedem lat na karku konsoli. Jakość grafiki powala, te wszystkie drobne detale i mimika która nie pozostawia wątpliwości co do tego co czują bohaterowie w danym momencie. Urzeka też projekt świata, który został przygotowany z gigantyczną pieczołowitością, ze świecą tutaj szukać powtarzających się elementów. Serio, każdy dom, mieszkanie czy jakakolwiek miejscówka są inne i na ogół wraz ze znalezionymi listami czy dziennikami opowiadają jakąś historię. Zwiedzanie świata i poznawanie tych historii to czysta przyjemność. Całość uzupełnia świetne udźwiękowienie i muzyka oraz gra aktorska. Tej ostatniej pewnie nie powinienem oceniać, bo grałem z polskim dubbingiem, ale ten wypada moim zdaniem świetnie, nawet jeszcze lepiej niż w pierwszej części, która też nie miała się czego wstydzić.

Jeśli zaś chodzi o to jak gra działa to również nie mam tutaj zastrzeżeń. Grałem na Playstation 4 Slim i konsola ani nie hałasowała zbytnio ani też nie nagrzewała się bardziej niż zwykle. Rozgrywka była płynna i pozbawiona błędów nie licząc raptem paru drobiazgów co jak na tak długą przygodę (jakieś 30 godzin) jest godne podziwu. Oczywiście powinno się tego wymagać od każdej produkcji, ale niestety nie jest to normą więc należą się pochwały.

Przyczepić mógłbym się w zasadzie tylko do małej i bardzo wybiórczej interakcji z otoczeniem. Podoba mi się to że podnoszeniu przedmiotów czy otwieraniu szafek zawsze towarzyszy stosowna animacja nawet jeśli czasem wygląda to ciut komicznie kiedy postać musi nagle w nienaturalny sposób zmienić pozycję żeby sięgnąć gdzieś ręką. Wiem, że dla wielu osób jest to minus, bo niepotrzebnie wydłuża rozgrywkę, ale ja to bardzo lubię. Całkiem nieźle współgra z tym też fizyka, bo np. przeskakując przez biurko zdarzy się postaci zawadzić o stojące na nim przedmioty i zrzucić na ziemię, a kiedy ciągniemy za linę to nierzadko bohaterka musi się obrócić albo przełożyć do drugiej ręki żeby o nic nie zaczepiła. Urzekało mnie to już w Uncharted 4, urzeka i tutaj.

Jednocześnie, wiele obiektów takiej interakcji nie posiada. Rozbijemy szybę, ale telewizora już nie. Czasem danego przedmiotu nawet nie da się dosięgnąć choć powinno się dać. Nie można więc rozwalić wszystkiego w drobny mak. Trochę szkoda, bo wybija to z klimatu.

2) Rozgrywka
Jak już pisałem we wstępie, The Last of Us II oferuje z grubsza to samo co jedynka. Mieszanka uproszczonego skradania się i strzelania połączona ze zbieraniem kilku rodzajów przedmiotów do tworzenia i ulepszania ekwipunku oraz okazjonalne, dość proste zagadki. Doszło parę nowych ruchów i opcji, a lokacje są większe i bardziej rozległe (także wertykalnie) co znacznie zwiększa możliwości zarówno podczas skradania się i walki jak również oferuje więcej do zwiedzania. Jeśli komuś tak jak mnie przypadła do gustu rozgrywka w poprzedniej części to i tutaj będzie się dobrze bawił. Ci, których znudziła i wymęczyła, tutaj będą się nudzić i męczyć jeszcze bardziej, to po prostu więcej tego samego.

Wspomniane wcześniej zagadki zaliczam na duży plus. Mogłyby być trudniejsze albo oferować więcej niż jeden sposób na rozwiązanie problemu, ale są miłym ubarwieniem tych spokojniejszych momentów podczas których zwiedzamy okolicę, zbieramy graty i słuchamy rozmów między bohaterami. W jedynce też występowały, ale było ich o wiele, wiele mniej.

Osobny akapit chciałbym poświęcić jeszcze walce (czy ogólnie zabijaniu przeciwników), bo z nią mam pewien problem i dotyczy to także części pierwszej jak i wielu innych gier, które opowiadają (albo próbują opowiadać) poważniejszą historię i tutaj przykładami mogą być ostatnie odsłony serii Tomb Raider czy Red Dead Redemption II. Problem polega na tym że z jednej strony gra próbuje być poważna, pokazywać ekstremalną przemoc i emocje jej towarzyszące, wmawiać mi że po drugiej stronie lufy czy noża też są ludzie i każde życie ma znaczenie, a z drugiej rzuca w moją stronę fale złożone z dziesiątek wrogów co na przestrzeni całej przygody daje setki zamordowanych z zimną krwią osób. Nie przeszkadza to w grach pokroju Uncharted gdzie też padają setki trupów więc postacie takie jak Nathan Drake są w zasadzie masowymi mordercami, bo takie gry są znacznie luźniejsze, a historia potraktowana z przymrużeniem oka. W The Last of Us (obu częściach) czy innych wspomnianych grach wywołuje to spory dysonans i zaburza realizm całej opowieści. Przerywnik filmowy pokazuje mi postać zdruzgotaną tym że właśnie zabiła człowieka lub zwierzę, a potem wysyła na mnie kilkunastu ludzi do zabicia 'własnoręcznie' żeby znowu puścić filmik, na którym postać rozpacza. Fajnie, że próbowano to nieco pogłębić nadając naszym przeciwnikom imiona (psom także!) dzięki czemu ubity typ nie jest jakimś tam typem tylko np. Gregiem, który kumpluje się z Martinem, ale to wciąż za mało.

Chciałbym kiedyś doczekać wysokobudżetowej gry z segmentu AAA opowiadającą tego typu historię jak omawiane tutaj The Last of Us II czy inne przytoczone przykłady, w której wrogów do zbicia będzie mało, bardzo mało. Jednocześnie każde starcie jeśli już do niego dojdzie będzie czymś na wzór walki z bossem. Długie, wyczerpujące, brutalne, dające poczucie, że zarówno ja jak i mój przeciwnik walczymy na śmierć i życie - albo ja jego, albo on mnie.

Oczywiście takie sekwencje pojawiają się w grach, nierzadko są oparte na QTE żeby sprawniej wyreżyserować dramaturgię starcia. Sęk w tym że pomiędzy takimi walkami mamy całą masę mięsa armatniego do wytłuczenia w bardziej tradycyjny sposób. Chyba tylko w Shadow of the Colossus dostałem coś w stylu tego co opisałem powyżej, bo tam cała gra sprowadzała się do ubicia kilkunastu bossów, z których każdy był wyjątkowy, innych przeciwników nie było. Nie nazwałbym jednak tej gry AAA, sama historia w niej opowiedziana też mnie nie porwała (fani Colossusa, nie bijcie :( ).

3) Fabuła
Oj, teraz będzie łogień!

Dla wielu problemem historii opowiedzianej w The Last of Us II jest to że nie toczy się tak jak by się tego chciało. Postacie, które polubiliśmy w poprzedniej części zachowują się inaczej i robią rzeczy, których byśmy się po nich nie spodziewali. Na deser zostajemy zmuszeni do poznania historii antagonistki, której nie chcemy poznawać, bo jej nienawidzimy za to co zrobiła na początku. Wniosek? Fabuła jest głupia! I jej twórcy też są głupi! I w ogóle cała gra też głupia! Złodzieje i oszuści, przecież nie tak się umawialiśmy, nie?!

Przypomina mi to opinie o wątku Luke'a Skywalkera z Ostatniego Jedi. Po tylu latach od zakończenia oryginalnej trylogii Gwiezdnych Wojen wszyscy fani chcieli zobaczyć mistrza Skywalkera, który jest totalnym koksem i robi niesamowite rzeczy. Zamiast tego dostaliśmy złamanego i zgnuśniałego człowieka, który wie że zawalił sprawę i teraz już nie chce się angażować. Dla wielu było to nie do przełknięcia. Wniosek? Rian Johnson zniszczył uwielbianego bohatera i w ogóle zepsuł całą sagę, niech ginie i przyrodzenie mu na grób, o! Kiedy jednak człowiek ochłonie i zastanowi się to wtedy nagle ten wątek i kreacja Luke'a okazują się naprawdę odważną i ciekawą wizją, zdecydowanie jednym z najlepszych elementów trylogii sequeli. Problem w tym że mleko już się rozlało i niektórzy zwyczajnie nie potrafią spojrzeć szerzej, dostrzec kontekstu, pomyśleć czy to faktycznie jest tak głupie i niezgodne z charakterem postaci czy może jednak ma sens w kontekście opowiadanej historii. Zrujnował Johnson Gwiezdne Wojny to zrujnował, po co drążyć temat?

Swoją cegiełkę do opinii na temat The Last of Us II zapewne dołożyły też te niefortunne wycieki, do których doszło przed premierą gry. Masa fanów wyczekująca kontynuacji ukochanej gry nie mogła się powstrzymać i zapoznała się z garścią wyrwanych z kontekstu scen i wątków tworząc sobie w głowie obraz zrujnowanej fabuły i zgnojonych postaci. Obraz, którego nie potrafili wyrzucić już z głowy więc albo w ogóle nie dali grze szansy i po premierzy po prostu wystawili najniższą notę (to ich nauczy he he, nie będą mi tu pisali fabuły jak im się żywnie podobna!), albo dali szansę, ale grając szukali tylko potwierdzenia tego co ich oburzyło w wyciekłych materiałach nie dopuszczając do siebie nic więcej.

Bardzo jestem ciekaw czy gdyby do wycieków nie doszło i wszyscy zainteresowani poznali całą historię 'na żywca' to opinie też byłyby tak negatywne. Tego niestety już się nie dowiem, a szkoda.

I tutaj przejdę do spoilerów więc jeśli nie graliście to nie zaglądajcie. Nie będę się odnosił do rzekomej propagandy LGBT, bo jeśli ktoś faktycznie uważa, że przez takie wątki fabuła jest kiepska to raczej ów ktoś jest problemem, a nie scenariusz. Dość powiedzieć, że nie zauważyłem tutaj żadnej przesady ani epatowania, jakieś pojedyncze momenty były może trochę topornie napisane, ale ten sam problem raczej występowałby też w przypadku gdyby nie było ich wcale. Odniosę się natomiast do samej historii, która też jest mocno krytykowana m. in. za brak logiki.

Jednym z powtarzających się argumentów jest to że postacie nie zachowują się tak jak je zapamiętaliśmy, ich decyzje są nielogiczne albo wręcz głupie. Często przytaczanym przykładem jest chociażby to że Joel - taki wymiatacz - dał się załatwić jak dziecko. Czy to faktycznie było aż tak głupie? Od wydarzeń z jedynki minęło kilka lat, Joel wiódł względnie spokojne życie wśród bliskich w dobrze prosperującym miasteczku (kurde, gość zajmował się struganiem figurek z drewna i graniem na gitarze, a do tego miał własny dom z trzema łazienkami, kto tak mieszka?). Czy to aż tak dziwne, że mógł nieco zmięknąć i stracić czujność? Szczególnie, że chwilę wcześniej walczył ramię w ramię ze swoją późniejszą oprawczynią próbując przetrwać atak zarażonych. Kiedy ta zaproponowała schronienie to co mógł zrobić razem ze swoim bratem? Powiedzieć 'nie, dzięki, nie ufam ci na tyle, my wracamy w tę śnieżycę, w której kryją się dziesiątki zarażonych'?

Sama śmierć też była jak najbardziej sensowna i to nawet zanim jeszcze poznaliśmy dokładnie historię i motywacje Abby. Akcja i reakcja. Joel był fajnie napisanym gościem, a do tego protagonistą, którym kierowaliśmy w poprzedniej grze więc to jasne że masa ludzi go polubiła (ja też żeby nie było niedomówień). Sęk w tym że facet tak naprawdę był gnojem, trudnił się przemytem i zabijał ludzi na prawo i lewo dla osobistych korzyści. To że wspólna podróż z Ellie zmieniła go nie wymazuje całego zła, którego dokonał w tym masakry na Świetlikach w szpitalu. Akcja i reakcja. Mógł się domyślać, że w końcu ktoś mu się dobierze do dupy co zresztą było już pokazane w wątku z Davidem i jego kanibalami w poprzedniej części. Wtedy jednak nie udało się go dopaść i Joel wraz z Ellie przetrwali.

Przyznaję, że Abby i jej grupa zachowali się głupio nie zabijając świadków. Jasne, chcieli zemsty na Joelu, a reszta ich nie obchodziła, ale skoro sami mścili się za śmierć swoich bliskich to mogli założyć, że pozostawieni przy życiu bliscy Joela mogą chcieć zemścić się na nich. Można to było lepiej ograć, choćby bardzo kliszowym motywem z hordą zarażonych, która nagle wpada do budynku oddzielając grupę Abby od Tommy'ego i Ellie, ale cóż, to jest kolejna kwestia do omówienia. Logika i jej brak, przewidywalność oraz naciągane zwroty akcji.

Sporo postaci robi tutaj głupie rzeczy, a my jako odbiorcy zachodzimy w głowę 'czemu do cholery?'. Zastanówmy się jednak czy ludzie zawsze zachowują się logicznie? No, nie, zwłaszcza jak do głosu dojdą emocje. Czasem nawet człowiek zdaje sobie sprawę z tego że robi coś głupiego albo że wywoła w ten sposób niepożądaną reakcję, a i tak to robi. W nieco późniejszym momencie gry Dina porusza tę kwestię w rozmowie z Ellie i obie dziewczyny nie kumają w zasadzie czemu Abby oszczędziła świadków. Dostrzegają więc ten brak logiki tak samo jak gracze. Takich komentarzy do różnych wydarzeń i decyzji poszczególnych postaci jest więcej i działa to bardzo na plus. Czasem po prostu pewne rzeczy się dzieją, czasem ktoś coś robi i dopiero później zdaje sobie sprawę z tego że popełnił błąd.

Przejdźmy teraz do Abby. W jednym z wcześniejszych postów będąc jeszcze w trakcie całej przygody wspominałem, że możliwość wcielenia się w antagonistkę i poznanie jej historii to bardzo dobry zabieg. Po ukończeniu gry podtrzymuję to i życzyłbym sobie więcej takich zwrotów akcji w grach. Zdaję sobie sprawę z tego że ciężko ją polubić i tutaj faktycznie jest spory zgrzyt związany z kolejnością ukazywania wydarzeń. Kiedy poznajemy naszą przypakowaną dziewoję to dosłownie chwilę później morduje ona Joela więc dla wielu jest już skreślona. Tępa dzida, która zasługuje na kosę, nie ma zmiłuj. Zmuszanie gracza do grania nią, a co za tym idzie dbanie o to żeby nie stała jej się krzywda i jeszcze konieczność walki z Ellie to okrucieństwo. Historia Abby jest moim zdaniem całkiem ciekawa, w pewnym momencie nawet ciekawsza niż historia Ellie, a jednak wiedząc już co zrobiła to ciężko się przestawić i to jest problem. Znacznie lepiej wyszło to z Davidem w jedynce, którym co prawda nie kierowaliśmy osobiście, ale w momencie poznania go nie wiedzieliśmy jeszcze kim jest i że spotkanie z Ellie nie było do końca przypadkowe. Facet mógł nawet zacząć wzbudzać sympatię i wtedy bum, maska spada i dowiadujemy się co i jak.

Gdyby z Abby było podobnie to odczucia mogłyby być znacznie lepsze. Ani my ani Ellie nie zobaczylibyśmy kto zadał cios i wraz z naszą bohaterką dopiero zaczynalibyśmy szukać tropów do osób odpowiedzialnych za masakrę. Jednocześnie, na przemian z historią Ellie poznawalibyśmy historię Abby. Scenarzyści wespół z reżyserami musieliby się nieźle nagimnastykować żeby nie zdradzić od razu jej tożsamości i motywacji, ale myślę że byłoby to wykonalne. Może nawet udałoby się zasugerować, że Abby również tropi zabójców Joela? Mając zatem taką czystą kartę byłaby większa szansa na to że ją polubimy, a w tym samym czasie Ellie naszymi rękami dopuszczałaby się bestialskich czynów na przeciwnikach przez co nasza sympatia do niej mogłaby się nieco zmniejszyć. A potem bum, maski spadają, to Abby zabiła Joela, ale mając ku temu dobry ze swojej perspektywy powód, a Ellie cały czas tropiła właśnie ją. Jeszcze mocniej byłoby gdyby to gracz zadawał ciosy w ramach QTE facetowi, którego Abby tropiła i dopiero potem 'kamera' ukazałaby, że to Joel.

To co opisałem powyżej jest dość toporne, ale jak już wspomniałem, zdolna ekipa dałaby radę to porządnie zrealizować. Zdecydowali inaczej i cóż, ich święte prawo. Taki zabieg może się nie podobać, ale to nie znaczy, że jest głupi i pluje graczom w twarz.

Zostaje jeszcze kwestia zakończenia. Tutaj też rozumiem, że można mieć z tym problem. Najpierw Ellie masakruje dziesiątki sojuszników Abby (choć na pewnym etapie już nie są jej sojusznikami, ale tego Ellie oczywiście nie wie, my sami dowiadujemy się później) żeby się do niej dostać i ostatecznie odpuszcza przerywając krąg zemsty i przemocy. Łatwo dać się ponieść żądzy, znacznie trudniej jest odpuścić. Ale jak to? Abby nie dostała za swoje? Ano nie, a przynajmniej nie tak jakby gracze tego chcieli, bo jednak jej historia wcale nie była usłana różami. Być może efekt byłby lepszy gdyby Ellie jednak ją zabiła i dopiero po powrocie na pustą farmę zdała sobie sprawę z tego że zemsta była błędem. Poświęciła dla niej wszystko włącznie z własną rodziną i ostatecznie nie znalazła ukojenia. Ponownie jednak, twórcy zdecydowali inaczej. Może się to podobać lub nie, ale nie oznacza że jest głupie, bo jak już wielokrotnie pisałem, ludzie nie zawsze zachowują się logicznie, często postępują głupio nawet zdając sobie sprawę z konsekwencji.

Przypominam, że dla wielu zakończenie jedynki też było ciężkie do strawienia mimo iż miało przecież sens i pasowało do tego kim na tym etapie był Joel i kim stała się dla niego Ellie. Wielu jednak oczekiwało czegoś innego albo chociaż wyboru w tym jednym konkretnym momencie - odejść pozwalając na przeprowadzenie operacji czy też ratować dziewczynę mordując wszystkich na swojej drodze.

No i to w zasadzie tyle. Wiem, że na pewno jeszcze kiedyś wrócę do tej gry tak samo jak do części pierwszej. Wiem też że chętnie zagrałbym w dodatki (i nawet wiem co bym chciał w nich zobaczyć) więc szkoda, że prawdopodobnie ich nie będzie. A jeśli zapowiedzą kiedyś The Last of Us III to będę wyczekiwał premiery. The Last of Us II nie było grą doskonałą, ale działało na wielu płaszczyznach wywołując często skrajne emocje. I to w sumie najważniejsze, bo mało kto przejdzie obok tej produkcji obojętnie, a dyskusje pewnie będą toczyć się jeszcze długo.

PS. Idę poszukać płaszcza przeciwdeszczowego, bo pewnie zaraz się na mnie wyleje wiadro pomyj czy inne szambo :coolstory:
 
Ponieważ zgadzam się z kolegą w ogóle, dam koledze czerwońca zamiast pomyj.

W szczególe nie zgodzę się z obroną stanu zastanego rozwiązań fabularnych. Każdy ma prawo do partaczenia, ale nikomu nie powinno się przyznawać przywileju partaczenia za cudze sześćdziesiąt Waszyngtonów.
 
Przypomina mi to opinie o wątku Luke'a Skywalkera z Ostatniego Jedi. Po tylu latach od zakończenia oryginalnej trylogii Gwiezdnych Wojen wszyscy fani chcieli zobaczyć mistrza Skywalkera, który jest totalnym koksem i robi niesamowite rzeczy. Zamiast tego dostaliśmy złamanego i zgnuśniałego człowieka, który wie że zawalił sprawę i teraz już nie chce się angażować. Dla wielu było to nie do przełknięcia. Wniosek? Rian Johnson zniszczył uwielbianego bohatera i w ogóle zepsuł całą sagę, niech ginie i przyrodzenie mu na grób, o! Kiedy jednak człowiek ochłonie i zastanowi się to wtedy nagle ten wątek i kreacja Luke'a okazują się naprawdę odważną i ciekawą wizją, zdecydowanie jednym z najlepszych elementów trylogii sequeli. Problem w tym że mleko już się rozlało i niektórzy zwyczajnie nie potrafią spojrzeć szerzej, dostrzec kontekstu, pomyśleć czy to faktycznie jest tak głupie i niezgodne z charakterem postaci czy może jednak ma sens w kontekście opowiadanej historii. Zrujnował Johnson Gwiezdne Wojny to zrujnował, po co drążyć temat?

Que? Sorry za offtop, ale ciśnienie mi się podniosło. Owszem, postać i historia Luke'a zostały zmarnowane, zniszczone i ogólnie potraktowane jak śmieci w ostatniej trylogii i trzeba być ślepym, żeby tego nie dostrzegać. I pier.. (bo inaczej tego nazwać nie można) o "odważnej decyzji" jest tak głupie, ze już bardziej nie może być. Ziomek, który ciągle tracił wszystko, co było dla niego ważne i za każdym razem podnosił się silniejszy i bardziej zdeterminowany, nagle po kolejnej porażce zachował się jak panienka ze streamu, której spadła liczba subów, strzelił focha, zabrał zabawki i sobie poszedł. I dotyczy to większości bohaterów oryginalnej trylogii, co świadczy o kompletnej bezradności scenarzysty w skonstruowaniu nowej historii tak, aby tychże bohaterów sensownie zagospodarować.

Dokładnie ten sam problem dotyka TLOU2 - ja nie mam problemu z tym, ze coś ci się podoba. Ja mam problem z tym, ze tworzysz długaśną epistołę, żeby fala tekstu usprawiedliwić marny scenariusz, który jest nachalny, prostacki, ograny do granic możliwości, ale jego największym grzechem jest to, co napisałem wyżej - nie potrafi zagospodarować znanych bohaterów w taki sposób, aby stanowili sensowne tło i wprowadzenie dla nowych postaci, tylko "usuwa" ich jak najszybciej, ponieważ "przeszkadzają".
 
Last edited:
Wszystko co uważam na temat tej gry w zgrabny sposób przekazał Angry Joe. I również uważam, że żadna ściana tekstu nie pomoże w obronie marnego scenariusza czy idiotycznych decyzji fabularnych. Do tego dodajmy jeszcze wtórny gameplay. To tak naprawdę jedynka na sterydach. Ta gra nie zasługuje na 10. Nie jest to żaden masterpiece. To technicznie doskonałe dzieło bez duszy, robione przez kolesia z ego wielkości Himalajów.
 
Last edited:
Przeszedłem.

Kontrowersji światopoglądowych, czy związanych z orientacją danej postaci, nawet nie skomentuje. Internet jest durny, burza w szklance wody. Tyle w temacie.

Nie potrafię koherentnie ubrać w słowa swoich wrażeń, bez walenia spoilerem co drugie zdanie, więc czujta się ostrzeżeni.

Fabuła:

Nie przeszkadza mi w ogóle, to co zafundowali Joelowi twórcy już na samym początku gry. Nawet czegoś takiego się spodziewałem. Jego śmierć, brutalność egzekucji, jest zarówno logiczna jak i pięknie wpasowuje się w bezkompromisowość i zasady świata. Dialogi i ich reżyseria w cutscenach, to dalej klasa sama w sobie. W żadnym innym tytule konwersacje nie brzmią tak naturalnie.

Podoba mi się, że po Ellie widać stopniowo, że to seryjne zabijanie, ta spirala przemocy ma swoje konsekwencje. Że po wszystkim nie da się tak po prostu wrócić do zwykłego życia. Była świetna okazja, by pokazać to w zamkniętej, dobrze rozpisanej historii, bo potencjał niesamowity, przy know how studia. Potencjał zmarnowany.

Niestety musza się zgodzić, z opiniami wyżej, widocznie pana Druckmanna, po niesamowitym przyjęciu oryginału poniosło ego. Mocno. Historia kuleje przez zupełnie chybione tempo, rozwleczenie, skopaną chronologią, przerost ambicji i pretensjonalność. Chciano zrobić Taksówkarza i Czas Apokalipsy w jednym.

Rozumiem i pochwalam pomysł stojący za przedstawieniem "drugiej strony", ale nie rozumiem, dlaczego zaczęto od strony Ellie, gdybym najpierw poznał historię Abby, to miałbym czas by poznać ją i polubić, zrozumieć motywacje itd. Co wciąż nie zmienia faktu, że Abby nie zemściła się za śmierć ojca, tylko zafundowała sobie chore torture porn, co mogło być jedynie efektem jakiejś skrzywionej, sadystycznej osobowości. Do tego dalej w historii dowiadujemy się, że nie robi jej problemów fakt, że jej frakcja, trzyma i torturuje blizny na porządku dziennym (co więcej żałuje, że nie może w owych torturach uczestniczyć). Nie rozumiem, jaki jest cel w tych próbach przekonania mnie do polubienia Wilczycy i jednocześnie pokazywanie mi, że jest coś z nią ewidentnie nie tak. Jednak gwoździem w trumnie i chyba największym facepalmem jaki miałem w całej grze jest fragment, który poprzedza scenę łóżkowa Owena i Abby. Nic tak nie pompuje mojo jak wspominki o torturach.

Do tego niektóre rozwiązania, są zwyczajnie słabe, jak to szeroko promowane nadawanie imienia każdej zabijanej przez protagonistkę postaci. Jakby fakt, że enpec krzyknie jakiejś randomowe imię i klęknie na dwie sekundy przy zwłokach przed powrotem do patrolu miało jakiś emocjonalny ciężar.

Historia cierpi tez na zbyt wiele zakończeń. Mamy Ellie, zdecydowaną wracać do domu, pomimo faktu, że zabójczyni Joela wciąż żyje, mamy Abby drugi raz oszczędzająca Ellie, mamy Ellie radzącą sobie z PTSD żyjąca w miarę szczęśliwie z Diną. I mamy dziwaczny epilog, z bardzo złą, złą frakcją, która z jakiegoś powodu porywa Abby i ostatnie starcie, gdzie przerost formy nad treścią i eskalacja przemocy do absurdalnych poziomów, zabija jakikolwiek suspens.

Jesse, to najsłabsza postać, jaką ND kiedykolwiek pokazało na ekranie.

Historia jest zdecydowanie za długa i momentami wlecze się niemiłosiernie. Naprawdę uważam, że produkcji przydałoby się cięcie o dobre 5-10 h rozgrywki. Wrażenie to potęguje tylko...

Gameplay:

Dalej jest satysfakcjonujący. Te płynne scalenie skradanki i surwiwalu naprawdę, wciąż przynosi mnóstwo frajdy. Przez te pierwsze 10 - 15 h. Nawet wtedy jednak nie sposób zauważyć, że to w zasadzie powtórka z TLOU. Dosłownie powtórka, z kosmetycznymi dodatkami i ładniejszymi animacjami. Wracają w niezmienionej formie, kosze na śmieci, drabiny, otwieranie metalowych przysłon, podsadzanie, generatory itd. W zasadzie chyba tylko pływanie na plandekach nie zaliczyło recyclingu. Zaskakuje duża liczba niewidzialnych ścian, skoku mogłoby równie dobrze nie być. Ze względu na to nastawienie na realizm przejawiający się choćby w tym, że w plecaku protagonistki, widzimy kanister na benzynę, przeszkadza mi że z jakiegoś powodu nie jesteśmy w stanie nosić więcej niż kilkanaście sztuk amunicji. Do tego często i gęsto pokonani wrogowie zostawiają broń, z której nie można zabrać amunicji. Z rytmu wybijało mnie też to, że czasami w trakcie eksploracji, gdy sporo do okrycia zostawało, gra postanowiła mnie odciąć od lokacji, bo przypadkiem przeszedłem przez drzwi trigerujące cutscenę.

Grałem na trudnym poziomie i irytowało niesamowicie, że gra zapisywała rozgrywkę w losowych momentach np. w środku beznadziejnego starcia, gdzie "wypsztykałem" się z amunicji i nie zabiłem zbyt wielu wrogów.

Świetny patent na użycie mapy, który z jakiegoś powodu zostaje całkowicie porzucony w dalszej rozgrywce.

Modyfikowanie broni za to genialne, tak animacje jak i sam pomysł.

Grafika:

Nie ma co ukrywać, cudownie (choć głośno) chodząca orgia dla oczu. Często zatrzymywałem, się by podziwiać widoczki. Modele głównych postaci niesamowite, roślinność zahaczająca o fotorealizm, do tego dużo większe i bardziej otwarte mapy. Znów klasa sama w sobie i chyba najładniejsza gra w jaką grałem.

Może się wydawać, ze gra mi się totalnie nie podobała. To nie jest prawda. Uwielbiam bohaterów, uwielbiam piękno świata, jego bezkompromisowość, to jak postawiono na realizm, to jak ta gra sprzedaje emocje, to jak płynne są przejścia między przerywnikami i rozgrywką. Jednak boli mnie strasznie zmarnowany potencjał. Boli mnie to, że gra wyciekła wcześniej, a krytyka i dyskusja skupia się wokół kwestii światopoglądowych, zamiast adresować rzeczywiste problemy produkcji, co mogłoby zaowocować wyciągnięciem merytorycznych wniosków na przyszłość.

7/10
 
Last edited:
Witajcie,

Chciałbym zadać bardzo nurtujące mnie pytanie, ale to po moim wywodzie.

Cieszę się, że zawitałem na to forum ponownie, mało jest zgromadzeń w internecie, gdzie tak elegancko prowadzi się dyskusje na temat TLOU2. Sam ograłem grę w 4 dni od premiery, przebrnąłem później przez wiele recenzji, opinii, forów, komentarzy na youtubie.

Ze swojej strony muszę napisać (co ciekawe jako chyba jedyny głos do tej pory na forum :D), że zarówno części pierwszej jak i drugiej daje 10/10, jednakowoż doskonale zdaje sobie sprawę z mankamentów, prostych mechanik, tanich zagrywek fabularnych itd.

Przechodząc jednak do fabuły:
Jestem osobą która uważa zakończenie jedynki za wyśmienite, oraz muszę przyznać, że Joel po tym co zrobił w szpitalu (kiedy przeżyłem ogromny szok) nie wywołał już potem u mnie żadnych emocji, przyjąłem fakt i tak sobie to ułożyłem w głowie, że kim ja jestem by oceniać taką osobę, oraz jej motywacje. Dzięki temu podszedłem do całej dwójki jako powiedzmy "wolny obserwator" nie czułem się zaangażowany emocjonalnie, że kogoś tam lubię lub z kimś innym nie sympatyzuje. Pewne momenty jak śmierć Joela, zrobiły na mnie wrażenie, ale to tyle, akceptowałem jak ten świat działa i całkowicie zgadzam się z tym co zrobiła Abby, nikt w tym świecie nie jest ani dobry ani zły, nie potrzebowałem do tego całej retrospekcji z "Antagonistką", żeby to zrozumieć. Tym niemniej jestem bardzo zdziwiony, że tak mało ludzi podziela moje podejście i wielu graczy, recenzentów podchodzi do pewnych wydarzeń/bohaterów jako do dobrych lub złych. Wiele czytam o dysonansie oraz o tym, że gra próbuje nam moralizować co jest dobre a co złe. Tyle, że ja tego nie dostrzegam, powiem więcej, całkowicie rozumiem nienawiść, oraz chęć mordu, która nawet w tak posępnych realiach może w końcu prysnąć i nie uważam tego za idiotyczne/ bezensowne (zakończenie). Każdy człowiek który buduje swoje życie tylko z nienawiści i rozpaczy może dojść do swojej granicy wytrzymałości.

Powyższe to tylko wycinek z tego o czym chciałbym z wami podyskutować na tematy fabularne. Z negatywów, gra posiada momenty deus ex machina, sztuczną pompatyczność oraz momentami chamskie wjeżdżanie na emocje gracza, co na mnie z wyżej wymienionych powodów nie zadziałało, niemniej dostrzegam i rozumiem krytykę. Można dalej wymieniać wiele innych rozwiązań fabularnych, które nie zadziałały lub były po prostu słabe, ale tu chciałbym przejść do mojego pierwszego zdania.

Jeśli bierzemy pod uwagę gry akcji (bo osobiście uważam porównania do innych gatunków za bezcelowe). To jakiej innej grze wystawilibyście 10/10? Szczególnie chciałbym tutaj zapytać o fabułę (sposób jej przedstawienia, grę aktorską, scenariusz). Ja sam uważam, że gdyby TLOU miało jakąś konkurencje to pewnie rozważyłbym wystawienie niższej noty. Ale serio, gram wydaje mi się w bardzo dużo gier i sektor AAA to zalew fabuł skierowanych do mentalnych 10 latków, coś takiego jak TLOU to jest ewenement w świecie gier, przynajmniej według mnie.

Przepraszam za tak długi i zapewne chaotyczny wywód, nie wiem czy komuś się będzie chciało to czytać ale jest 2 w nocy więc miejcie wyrozumiałość proszę :D. Mocno pozdrawiam.

Hugomocnik
 
Last edited:
Top Bottom