Ten konflikt między dwiema frakcjami może i brzmiał ciekawie na papierze, ale w serialu jest przedstawiony tak topornie, że aż mi przykro. Z jednej strony mamy fanatyków religijnych niewątpliwie wzorowanych na chrześcijanach, a z drugiej po prostu... ateistów. Serio? Co ten serial chce nam powiedzieć? Że fanatyzm religijny jest zły, bo wyznawcy Sola doprowadzili do zagłady Ziemi i przetrzebienia ludzkości walcząc z tymi, którzy woleli nie wierzyć w nic? Naprawdę nie dało się tego lepiej napisać? Rozumiem nawiązania do wypraw krzyżowych czy 'polowań na czarownice', ale serial momentami zakrawa na komedię.
Druga sprawa to wątek androidów wychowujących dzieci. Jak to w ogóle miałoby działać? Grupka dzieci na nieznanej planecie pełnej różnych zagrożeń ochraniana przez dwa najwyraźniej niekompetentne androidy, które potrafią jedynie pogrozić palcem jak który dzieciak spróbuje się pomodlić do boga. Androidy, które w ciągu pierwszych kilku lat dopuściły do śmierci wszystkich dzieci oprócz jednego. Co więcej, cóż to za kolonia, która miałaby się rozpocząć od, ilu ich tam było? Szóstki dzieci? Strasznie to naciągane.
Żeby jednak nie było że tylko narzekam to są wątki które mi się podobają. Po pierwsze, Caleb i Mary. Tutaj też są zgrzyty, ale podoba mi się to jak się zmienili i zapałali szczerą miłością do syna ludzi pod których się podszyli choć jednocześnie całość jest oparta na kłamstwie.
Drugi wątek to historia Matki. Przeprogramowany android bojowy, który pierwotnie miał likwidować ateistów (
kurde, nawet jak o tym piszę to zbiera mi się na śmiech, przepraszam), a teraz za wszelką cenę ma chronić nowe pokolenie ludzi wolnych od religii (
i znowu). Jednocześnie kwestia odkrywania prawdziwych uczuć do człowieka, który ją przeprogramował. Serio, pomijając bekowy wątek religijni kontra ateiści to historia Matki jest ciekawa.