Udało mi się wrócić po kilku latach do czytania książek. Chciałoby się powiedzieć "w końcu", bo podejść miałem kilka, ale zawsze coś stawało mi na drodze. Akurat trafiło na moment, że nic z seriali nie binguje, a grać nie bardzo jest w co, zatem nie miałem już żadnych wymówek.
Dużą mi to przynosi radość, bo w rankingu form spędzenia czasu to czytanie zawsze uważałem za najbardziej wartościowe. Co być może zabrzmi trochę śmiesznie w kontekście tego, co wziąłem na "rozruch".
Przeczytałem bowiem w kilka dni cały, pierwszy cykl o Percym Jacksonie. Zbiegiem okoliczności akurat wyszła nowa, znacznie bardziej niż filmy udana, serialowa ekranizacja tego cyklu dla dzieci i młodzieży, do tego kilka osób w moim otoczeniu odczuwało do dzieł Ricka Riordana nostalgię porównywalną z tą obecną przy książkach Harry'ego Pottera. Dałem się w świetle powyższego namówić.
Nie są to książki długie, format wydania sprawia, że całość przekartkowuje się niemal błyskawicznie. Stary koń w mej osobie zdecydowanie nie jest docelowym targetem tej opowieści, ale ja zawsze z przyjemnością łykam prosty jak konstrukcja cepa trop "od zera do bohatera", to też znalazłem w lekturze niewątpliwą przyjemność. Zarówno serial, jak i książki, związały mnie mocniej z tym światem - do którego pewnie jeszcze w tym roku wrócę z pomocą kolejnych cyklów, ponoć dużo lepszych i dojrzalszych, niż ten pierwszy.
Później z kolei wziąłem się za nadrabianie pisanego przez Rowling cyklu o detektywie Cormoranie Strike'u, bo zdążyłem w ubiegłych latach zebrać nie jeden, a dwa ochrzany od będącej jego miłośniczką
@undomiel9. Dwa, bo ominęły mnie dwie premiery, w tym jedna bardzo świeża, bo ostatnia część wyszła pod koniec zeszłego roku.
Był to bardzo przyjemny powrót. Ten miks opowieści detektywistycznej i całym dobrodziejstwem jej inwentarza - tj. przesłuchaniami, łączeniem wskazówek i zwrotami akcji - z bardziej obyczajowymi, "życiowymi" wątkami sprawdza się w moim odczuciu znakomicie i czasami wręcz ciężko powiedzieć, która warstwa opowieści jest bardziej angażująca. Oczywiście dla wielu - w tym czasami i dla mnie - ciągle trwający i bezlitośnie przez Rowling ekploatowany trop "will they/won't they" w kontekście dwójki głównych bohaterów potrafi być wyczerpujący. Jednak wieczne, romantyczne napięcie między nimi często sprawia, że ciężko nie przewrócić tej następnej strony, nie przeczytać kolejnego rozdziału, nie sięgnąć po kolejny tom.
Do tego autorka zawsze miała rękę do pisania bohaterów w sposób, który wydaje się być - oczywiście w obrębie ich momentami hiperbolizowanych odosobowości - bardzo przyziemny, logiczny i realistyczny i łatwo jest odnieść zachowania bohaterów do tych nam znanych, możliwych do zaobserwowania u ludzi, z którymi wchodzimy w interakcję na co dzień.
Tom "Serce jak smoła" podjął - dodam, że bardzo zręcznie - bliską chyba nam wszystkim tematykę toksycznych fandomów, hejtu i absolutnej, wywołanej anonimowością i brakiem konsekwencji degrengolady. Premiera książki zbiegła się zapewne nieprzypadkowo z nie tak dawnymi przeżyciami autorki i sposób, w jaki oddaje niuanse aktywności w sieci momentami jeży włos na głowie.
Krytycznie mógłbym ocenić tempo, które czasami siada, oraz fakt, że zarzucona przez Rowling sieć podejrzanych wydaje się zbyt duża w kontekście nieco rozczarowującego formą, nie wynikiem, zakończenia.
Tak czy inaczej niemal natychmiast musiałem sięgnąć po część kolejną, najnowszą - przez wielu uważaną za najlepszą z dotychczas wydanych - i póki co jestem bardzo zadowolony. Pewnie wrócę do tego wątku, jak skończę całość.