Ja sobie to wyobrażam tak...Odziany w długi czarny płaszcz mężczyzna zapukał do drzwi domu. Miał długie białe włosy opadającego na ramiona. Na plecach wisiały dwa karabiny. Jeden był srebrny, pokryty znaczkami (czytaj runami), a drugi był ze stali (meteorytowej). Na rzemieniu wisiała czarna torba (tzw chlebak), pełen naboi. Do nogi przywiązany miał sztylet. Drzwi otwrzyła starsza kobieta. Białowlośy się odezwał:-Czy zastałem pana Giertycha?-Tak, jest w ogrodzie.Białowłosy okrążył dom i znalazł "robiącego pewną rzecz", byłego ministra edukacji narodowej. Wyjął srebrny karabin (na potwory) i wymierzył w bestię. Jeden strzał i Giertych był martwy.Do drzwi gabinetu dyrektora szkoły zapukał "nowoczesny" Geralt.-Proszę wejść!Wszedł. Do haka przy pasku przypięty miał worek. Wiedźmin wziął go do ręki i wysypał jego zawartość na biurko. Dyrektor przyjrzał się trofeum - głowie Romka i odpowiedział:-Doskonale, panie Geralt. Tu jest wasze 1000 złotych, oraz obiecany "Lech" (piwo).Pochwili dyrektor wyjrzał przez okno i zobaczył Geralta odjerzdżającego na Chopperze.I jak? Przydał by się nam taki Wiedźmin...