To ja pokuszę się o mini recenzję, nie po 5 minutach a po około 10h gry. Zdecydowałem, że będzie to pisane klasycznie, nie w podpunktach jak to się teraz zwykle robi. "Tak o" dla odmiany.
Na początek rozwieje wszelkie wątpliwości co do skali projektu dla niewtajemniczonych. Mag Renegat to niewielki "kawałek kodu" dodany czy raczej stworzony na podstawie Gwinta. Zupełnie nieporównywalny skalą do Thronebreakera - czas gry potrzebny do skolekcjonowania "achievków" tu nie poprawia oceny w żaden sposób.
Zacznijmy od pozytywów. Tutaj nie ma zaskoczenia - takim są karciane pojedynki, które dają dużo więcej satysfakcji niż te w TB. Są szybsze (choć z tym wiąże się pewien minus ale o tym za chwilę), trudniejsze i bardziej urozmaicone. W Wojnie Krwi pojedynki standardowe z przeciwnikami niebędącymi bohaterami czyli np. podrzędnymi Nilfgaardczykami w zasadzie wszystkie były zrobione na jedno kopyto i trzeba było je po prostu odfajkować, nie było w tym nic ciekawego. W "Alzurowym rozszerzeniu" każdy przeciwnik to całkiem inna para kaloszy a sumując wrażenia z pojedynków opisałbym je jako połączenie zagadek z klasycznymi starciami z TB. Każdy przeciwnik to nowe doświadczenie. Jednak trzeba też zaznaczyć, że w Wojnie Krwi tych pojedynków na mapie było wielokrotnie więcej do opracowania także poniekąd to tłumaczy przygodę związaną z Meve. Kolejny plus to nowe arty, których jest całkiem sporo... problem jest niestety taki, że karty nie są animowane, zupełnie nie wiem dlaczego.
I tutaj moi drodzy, może być dla niektórych szok. Na tym się kończą pozytywy... i może wyprzedzę fakty ale od razu powiem dlaczego moim zdaniem tak jest. Otóż przyczyna jest bardzo prosta, widać że założenia na ten projekt były bardzo budżetowe i mimo, iż zespół ostatecznie chciał wyciągnąć z tej gierki jak najwięcej to się po prostu nie dało przy bardzo skromnych nakładach finansowych ale przejdźmy do konkretów czyli wad.
Napisałem, że szybsze pojedynki mają też minus - wynika to z tego, że by osiągnąć ten efekt warstwa taktyczna została bardzo spłycona tak by zmieścić mecz w 1 rundzie. Nie ma co się oszukiwać, że jest to jedna z ważniejszych Gwintowych zasad wyróżniających go na tle innych popularnych karcianek, która definiuje rozgrywkę. Poza tym w Magu Renegacie nie ma praktycznie problemu dobierania bo w ciągu jednej rundy przechodzimy przez niemal całą talię (na późniejszym etapie można to jeszcze bardziej zoptymalizować).
Następna rzecz - klimat a w zasadzie jego brak. Jeśli mieliście nadzieję choć na namiastkę tego co oferowało TB muszę was rozczarować, nie znajdziecie tego. Poza 6 średnimi przerywnikami filmowymi nie ma w tym temacie nic co byłoby warte zainteresowania. Element ten jest moim zdaniem położony już na poziomie samego deckbuilidingu gdzie karty z różnych frakcji są wymieszane tak by po prostu pasowały do fajnego comba, po stronie przeciwników jest to samo. Nie ma w tym za grosz immersji. Znacznie ciekawsze pod tym względem były nawet eventy z bety z podłożonymi głosami aktorów... które nawiasem mówiąc tutaj wypadają miernie (poza samym narratorem filmików - Borys Pugacz Muraszkiewicz znany z innych trailerów CDR nie zawodzi).
Przechodzimy do mapy, która była jedynym oczywistym novum. Niestety brakuje jej tej różnorodności, którą znajdziemy w walkach. Są tylko 4 rodzaje punktów czyli walki (które niby można podzielić na zwyczajne, elitarne i z bossami), miejsca mocy, wydarzenia oraz skrzynie skarbów. Troszkę mało, mimo, ze mapa jest za każdym razem generowana na nowo to jednak jej wygląd się zmienia niewiele i głównie zależy od bossa, którego spotkamy na jej końcu - tych jest tylko trzech. Poza tym są moim zdaniem bardzo krótkie. Przy speedrunie potrzeba mniej niż 25 min na pełne ukończenie. Po pewnym czasie wkrada się mimo wszystko powtarzalność ale tutaj może to być kwestia indywidualna, ja nie jestem typem gracza, który lubi powtarzać pewne czynności w grze singlowej.
Z perspektywy nowego gracza brakuje z kolei dobrego wprowadzenia do gry, krótki tutorial w postaci kilkunastu dymków do odhaczenia to Imho za mało, żeby taki gracz połapałby się w rozgrywce bez zgrzytania zębami przez pierwsze kilkadziesiąt/kilkaset minut gry
Na koniec pozwolę sobie jeszcze raz odnieść się do marketingu bo kolejną rzeczą gdzie popełniono błąd moim zdaniem jest próba dotarcia do graczy Wiedźmina 3. O ile Wojna Krwi jak najbardziej mogła takich ludzi zainteresować tak nie sądzę, że dla Maga Renegata są dobrym targetem. Nie wiem na ile to była taka papka marketingowa a na ile realne oczekiwania, ale moim zdaniem gra nie dotrze/nie przekona wielu ludzi spoza aktualnego community.
Podsumowując Rogue Mage nie stanowi żadnej alternatywy dla Wiedźmińskich opowieści, nawet nie wiem czy można go nazwać ubogim krewnym tejże produkcji. Całość oceniłbym na 6,5/10, dałbym 7/10 gdyby nie cała otoczka marketingowa wokół Gwinta w ostatnim czasie.