Forumowa filmówka

+
Alternatywą jest podzielenie projektu na kilka (naście?) studiów zajmujących się CGI żeby zrobić jak najwięcej scen z porządnymi efektami w jak najkrótszym czasie. Problem w tym że czasem nawet i to nie wystarcza, bo albo czasu jest aż tak mało przy tak skomplikowanych sekwencjach, albo kiepska koordynacja całości, albo jakieś zmiany w scenach przy nadchodzących deadline'ach itp. No i wiadomo, nie każde studio jest w stanie wygenerować efekty na poziomie Wety albo ILM nawet jeśli da się im masę czasu i pieniędzy
 
Jest też zwyczajnie za mało ludzi, za mało specjalistów, za mało studiów. Dodajmy do tego, że przez relatywnie słabe wynagrodzenia, olbrzymi stres i ciągły nawał pracy ta branża od kilku lat zamiast się rozwijać, zwyczajnie traci ludzi i największy talent.

A kwestia Camerona jest o tyle specyficzna, że ten zabookował jedno z lepszych i większych studiów Wetę i ma ich praktycznie na wyłącznośc, więc Ci mogą skupic się na jednym IP Avatarze. Co bardzo dobrze widać na zwiastunie.


Jedno z pierwszych ujęć, zbliżenie na twarz Neytiri - przecież to deklasuje i to o naprawdę kilka długości 95% współczesnego CGI.
 
Mnie za to coraz bardziej rozczarowują sceny akcji we współczesnym kinie - w ostatnich latach, zwłaszcza w ekranizacjach komiksów (ale też np. w dwóch ostatnich Bondach) wtórność aż piszczy, CGI fikołki bez dobrej koncepcji i choregorafii, tworzone taśmowo, na odwal się, zero suspensu, napięcia i funu.
Niestety - trochę tak. Na sekwencjach akcji zdarza mi się ziewać lub przysypiać, zwłaszcza gdy są długie. Najgorzej jest wtedy, gdy twórcy zrobili CGI-fest licząc na to, że oczarują widza wytwarzając jakiś efekt wielkiego wow, ale w praktyce nawet tego nie ma.


A potem człowiek włącza Terminatora 2 - film sprzed trzech dekad - i dalej zbiera szczękę z podłogi. Jak to jest możliwe? Nie wiem, choć się domyślam.

W tym roku odświeżałem Matrixa z 1999 i ten film się prawie nie postarzał. Poza tym, że jest po prostu dobrze zrobiony, myślę, że istotny jest również styl.

Całą trylogię LOTRa oglądałem kolejny raz przy okazji świąt wielkanocnych. Mimo iż momentami widać pewne niedoróbki, to w zdecydowanej większości film nadal robi dobre wrażenie także pod względem czysto wizualnym, czego nie można powiedzieć o Hobbicie. Wielki budżet, ten sam reżyser, filmy powstające lata po LOTR, i wyglądają gorzej. Przecież to totalna porażka, która na papierze nie ma prawa się zdarzyć, a jednak to nastąpiło.

Odpowiedź na to jest prosta: Brak czasu. Stworzenie dobrego cgi wymaga sporo czasu a w tej chwili sytuacja w Hollywood wygląda tak że każda większa produkcja używa cgi, nawet kiedy nie jest to konieczne. Tak więc studia odpowiedzialne za efekty robią za dziesięciu i zwyczajnie nie wyrabiają się.

Alternatywą jest podzielenie projektu na kilka (naście?) studiów zajmujących się CGI żeby zrobić jak najwięcej scen z porządnymi efektami w jak najkrótszym czasie. Problem w tym że czasem nawet i to nie wystarcza, bo albo czasu jest aż tak mało przy tak skomplikowanych sekwencjach, albo kiepska koordynacja całości, albo jakieś zmiany w scenach przy nadchodzących deadline'ach itp. No i wiadomo, nie każde studio jest w stanie wygenerować efekty na poziomie Wety albo ILM nawet jeśli da się im masę czasu i pieniędzy

Jest też zwyczajnie za mało ludzi, za mało specjalistów, za mało studiów. Dodajmy do tego, że przez relatywnie słabe wynagrodzenia, olbrzymi stres i ciągły nawał pracy ta branża od kilku lat zamiast się rozwijać, zwyczajnie traci ludzi i największy talent.
Jeżeli ograniczenia są natury logistycznej, to wypadałoby przedsięwziąć jakieś środki by im przeciwdziałać. Na przykład ograniczając taśmowość produkcji czy wykorzystując w większym stopniu efekty praktyczne. Studia pewnie powinny dostawać większe pieniądze by miały środki na rozwój. W teorii skoro jest duże zapotrzebowanie, mogłyby żądać większych stawek i je otrzymać, ale w rzeczywistości na pewno jest to bardziej skomplikowane. Niestety za mało wiem o "kuchni" by skomentować to szerzej, natomiast w mediach od pewnego czasu jest głośno o tym, że Marvel Studios z uwagi na swoją dominującą pozycję (wynikając m.in. z rozmachu i... ilości projektów) ma dość toksyczną relację z firmami od efektów specjalnych.



Trzeba jednak odnotować, że konsument de facto nie musi się nad tego typu kwestiami zastanawiać, gdyż liczy się dla niego efekt ostateczny. Przez lata zazwyczaj było tak, że w przypadku blockbusterów prawie wszystko mogło być słabe - scenariusz, pacing, aktorstwo itp. - ale przynajmniej efekty były spoko (trochę jak gry-wydmuszki których jedyną zaletą była dobra grafika). To zresztą dość naturalne, że wraz z rozwojem technologii filmy, a w szczególności te z dużą ilością efektów specjalnych, powinny wyglądać lepiej. Teraz pod znakiem zapytania stoi nawet to, zatem wg mnie jest gorzej niż było. Szczerze, biorąc pod uwagę bogatą ofertę w streamingu, to poza wybranymi tytułami od sprawdzonych twórców, z perspektywy zwykłego konsumenta szybko może się okazać, że najlepszym i najwygodniejszym rozwiązaniem jest oglądanie filmów w domu.
 
Last edited:
Szczerze, biorąc pod uwagę bogatą ofertę w streamingu, to poza wybranymi tytułami od sprawdzonych twórców, z perspektywy zwykłego konsumenta szybko może się okazać, że najlepszym i najwygodniejszym rozwiązaniem jest oglądanie filmów w domu.

Tak też się dzieje. Jeśli ktoś chce mieć kino w domu, to jest w stanie sobie to stworzyć kupując odpowiednio wielki telewizor z super kolorami i mega rozdzielczością, do tego nagłośnienie, kilka subskrypcji i pyk. Masz warunki jak w kinie, albo czasem lepsze, bo nikt ci nic nie powie, że się głośno zachowujesz ;) A premiery czasem nawet zgrywają się z kinowymi, albo są kilka tygodni później. Chociażby Prey i jego premiera od razu na D+. Pstryk i oglądasz jak panisko naprawdę całkiem dobry film.
To co się w tej chwili dzieje jest jak taka mała rewolucja, która rośnie niczym balon. Każdy dostawca treści prześciga się w ofertach i chce dawać kontent, który przyciągnie widza i da pieniądze. Zauważamy jednak, że coś zaczyna się rozjeżdżać. Na horyzoncie widać zbliżające się problemy, które zwiastują pęknięcie tego balonika. Netflix od dłuższego czasu przymierza się do zmian w ofertach ograniczających współdzielenie kont i wprowadzenie reklam. Disney+ również chce wprowadzić reklamy i zmiany w abonamentach. I HBO Max... od czego by tu zacząć. Mają kiepską sytuację. Kilka produkcji skasowanych, na Flasha to już nawet nie liczę, że się pojawi. To tak trochę upraszczając całość, jesli patrzymy na HBO Max przez pryzmat Warner media. Samej platformie grozi może nie tyle likwidacja co swego rodzaju rebranding po fuzji z Discovery.
Jeszcze z 10 lat temu nie było takiej presji jeśli chodzi o filmy z wykorzystaniem CGI. Nie robiło się tego tak masowo, bo to przecież nie tylko filmy pełnometrażowe, ale coraz częściej seriale, których jest więcej niż kiedykolwiek i na potrzeby większej ilości dostawców. Nic dziwnego, że mamy taką sytuację jaką mamy. Jest wiele filmów, które produkowane są masowo, przez co są miałkie. Efekty specjalne stały się bardziej powszechne i przeciętne produkcje nie są nas w stanie nas zachwycić.
 
Last edited:
Problem dzisiejszego kina jest taki, że CGI jest bardzo nadużywane i nawet jak jest wysokiej próby (a często nie jest, bo trzeba upchać masę tego typu w stawek w filmie) nie jest tak wiarygodne oraz przekonujące jak kiedyś.

Weźmy na przykład film sprzed 31 lat, czyli Terminator 2: dzień Sądu (1991 r.), który był na swój czas wręcz rewolucyjny pod względem efektów. Możemy zauważyć, że dziś wciąż trzyma się całkiem nieźle.

Zawdzięczamy to kilku czynnikom.
Po pierwsze ludziom, którzy byli wówczas najlepsi w branży (Industrial Light & Magi), a po drugie stworzeniu jak największej ilości scen z użyciem efektów praktycznych (makiety, sterowane kukły, kaskaderzy, charakteryzacja aktorów).


Powyższy problem dobrze naświetla materiał The Critical Drinker:

 
Tak też się dzieje. Jeśli ktoś chce mieć kino w domu.
Szczególnie, jeśli taki ktoś zauważy, że kino nie jest robione na bieżąco i potem niszczone, tylko dostępne są filmy z kilkudziesięciu lat wstecz. Często deklasujące obecną ofertę o kilka długości. :D
 
^^ zależy, jak często będziemy wybierać streaming nad fizyczne kopie ;) Extraction Netflixa (Tyler Rake - Ocalenie bodajże w polskiej wersji) to zacny akcyjniak, ale nie mam go zgranego. Jak Netflix usunie od siebie bo tak, to przepadł... Tak, wiem, ktoś mógł zgrać, na torrentach jest, ale you know what I mean.
 
Jakiś czas temu publikowałem tutaj trailer Cry Macho, czyli najnowszego (określenie "ostatniego" zabrzmiałoby tutaj chyba nazbyt złowieszczo) Clinta Eastwooda. W kinie nie byłem (nie wiem nawet czy ktoś rozpowszechniał ten obraz w Polsce), ale postanowiłem sprawdzić czy jakiś serwis streamingowy go nie puszcza i... wyszło, że obraz można zobaczyć na HBO MAX.



Tak też zrobiłem i postaram się podzielić z wami moimi wrażeniami z seansu.

Cry Macho opowiada historię emerytowanego "kowboja" (w latach 70-tych ubiegłego wieku), którego dni chwały na rodeo stanowią jedynie dawne wspomnienie, a on sam po osobistej tragedii, stoczył się w alkoholizm. Teraz, gdy pozostaje bez pracy, zgłasza się do niego dawny pracodawca proponując mu pewne zdanie. Polega ono na odzyskaniu syna szefa, który przebywa wraz ze swoją matką w Meksyku. Wydaje się więc, że po latach odżyła ojcowska miłość, a nasz bohater ma dawny dług wobec szefa, który w końcu może spłacić.
Wyrusza w podróż, niepewny co go spotka, i czy podoła zadaniu. Determinacji jednak nie można mu odmówić.

Tak, po krótce, prezentuje się zawiązanie fabuły, która do nazbyt złożonych nie należy (nie oszukujmy się) i tylko kilka rzeczy się komplikuje czy rozwija (większość jest do przewidzenia). Jednak ważniejsze są tutaj relacje między bohaterami (w szczególności starym "kowbojem" i nastoletnim synem jego szefa) oraz ogólna atmosfera międzyludzka (pewnego meksykańskiego miasteczka). Te elementy wypadają naprawdę dobrze.
Można również pochwalić zdjęcia i montaż (trzeba jednak pamiętać, że nie jest to film akcji).

Teraz należałoby odnieść się do przysłowiowego "słonia w pokoju", czyli roli Clinta Eastwooda.
Aktor (a przy okazji reżyser tego obrazu) w momencie powstawania filmu miał już 90-tkę na karku, a mimo to nie tylko reżyserował ale i grał główną rolę. Sam ten fakt zasługuje na respekt, jednak jako odbiorca jestem zmuszony ocenić ten film również pod względem gry aktorskiej oraz tego jak postać wygląda w swojej roli.
Tutaj mam mieszane uczucia i o ile Clint Eastwood potrafi grać to już energii oraz werwy wyraźnie mu brakuje (co nie dziwi biorąc pod uwagę wiek, ale mimo to bardzo rzuca się w oczy). Mamy tutaj sytuację podobną do tej z Irlandczyka, tyle że tam mieliśmy cyfrowo odmłodzonych aktorów którzy poruszali się jak dziadki, a tutaj mamy Clinta Eastwooda poruszającego się i wygląda jak dziadek. W scenach scenach dialogowych (i statycznych) jak najbardziej daje radę, ale musi wsiąść do samochodu czy zatańczyć to... aż żal patrzeć.

Tym którzy lubią powolniejsze kino koncentrujące się na postaciach i chcą zobaczyć jeszcze raz Clinta Eastwooda (kto wie czy nie po raz ostatni dużym ekranie) w filmie Cry Macho można polecić, jednak niech nie nastawiają się na nic wielkiego. A reszta z nas może niech film odpuści i zapamięta aktora z jego dawnych westernów.



Wiem, że ostatnie zdania mogły zabrzmieć nazbyt negatywnie ale jak dla mnie film to bardzo mocne 6/10.
 
Dzisiaj zobaczyłem Prey...

To i ja się podzielę wrażeniami, bo Predator to droga memu sercu seria, czego twórcy kolejnych części nie chcą uszanować :(

Plusy:

+ pomysł wyjściowy - Apocalypto/Zjawa tylko z Predatorem? Wypas!

+ nowe zabawki Łowcy

+ generalnie zdjęcia

+ niektóre pułapki i sposób poznawania przez Predka nowego otoczenia, spoko pomysł

+ dobre użycie kategorii wiekowej

+ piesio <3

Minusy:

- nieznośny, współczesny komentarz społeczny wpisany w zupełnie niewspółczesne realia. Główna bohaterka zachowuje się jak przemądrzała współczesna nastolatka, której mama zabiera ajfona i zabrania kręcić tiktoków. W plemieniu Komanczów, siejącym w tamtych czasach grozę nawet wśród innych plemion indiańskich ma to tyle samo sensu, co nakręcenie filmu o samotnej matce walczącej z Predatorem w średniowiecznej, samurajskiej Japonii. Znacznie lepiej byłoby, gdyby zrobili z niej milczka

- związane z ww. ogólnie totalnie nierealistyczne przedstawienie rdzennych mieszkańców Ameryki, spokojnie mogli wybrać inne plemię i byłoby znośniej, ale gdybym był Komanczem i zobaczył, że moje plemię przedstawiono tak jak w tym filmie to bym chyba ich pozwał. Gdyby to zrobić porządnie, to z filmu byłby całkiem niezły quasi remake jedynki

- nie sposób było mi uwierzyć, że ktoś kto ma problem z upolowaniem małych zwierzątek może być równorzędnym rywalem dla Predatora, jest to mega naciągane i ciężko mi się zaangażować w takie coś, bardzo słabo napisany scenariusz w tym dość istotnym aspekcie, jest mega niespójny

- zero suspensu i napięcia przez vsly film, w przedstawicielu tej serii grzech ciężki, to już w ostatnim filmie Blacka coś z tym zrobiono

- tragiczne efekty, jak to możliwe że efekt niewidzialności robiony na kserokopiarce w pierwszej części wygląda lepiej niż to, co mogą wypluć dziś z siebie komputery? Niektóre zwierzątka też słabe

- co oni zrobili z genialnym designem Predatora? Co z jego twarzą się tam stało? Look how they massacred my boy...

- przezroczysta muzyka

Ocena ogólna - 4/5 na 10. Przeciętny produkt kiedyś zwany straight to dvd, dziś zasłużenie straight to vod, do zapomnienia. Niestety ktoś tutaj chciał się zainspirować schematem fabularnym jedynki ale ni w ząb nie zrozumiał, dzięki jakim szczegółom tam to działało doskonale, a tu ni w ząb.

Najsłabszy Predator, może poza AVP1, ciężko mi zdecydować. Predators i oststni The Predator podobali mi się bardziej.
 
Last edited:
związane z ww. ogólnie totalnie nierealistyczne przedstawienie rdzennych mieszkańców Ameryki, spokojnie mogli wybrać inne plemię i byłoby znośniej, ale gdybym był Komanczem i zobaczył, że moje plemię przedstawiono tak jak w tym filmie to bym chyba ich pozwał.
Trochę szerzej? Kompletnie się na tym nie znam i prawdę mówiąc nie potrafię co tam było typowymi indiańskimi stereotypami a co zgodne z rzeczywistością.
tragiczne efekty, jak to możliwe że efekt niewidzialności robiony na kserokopiarce w pierwszej części wygląda lepiej niż to, co mogą wypluć dziś z siebie komputery? Niektóre zwierzątka też słabe
Dzisiaj to już niestety standard.
Predators i oststni The Predator podobali mi się bardziej.
Ja czytałem że były właśnie o wiele gorsze, The Predator szczególnie.
 
Trochę szerzej?

Długi temat, tl;dr Komancze nie certolili się w tańcu, słynęli z okrucieństwa wobec kolonizatorów oraz innych plemion, których byli postrachem. Coś jakby Aztekowie pomieszani ze Spartanami (upraszczając ofc), te klimaty. Ekipa Komanczów to powinni być twardziele jak eka Arniego w P1, co najmniej i w takim ujęciu użycie tego plemienia ma sens.

Tymczasem są przedstawieni kompletnie stereotypowo, jak byle plemię + rzekomo najlepsi wojownicy z plemienia to ekipa młokosów - suchoklatesów, których poucza nastolatka i w dodatku finalnie ma rację, bo oni w ogóle nie orientują się że coś grubego się dzieje. Jak na ironię, w przeciwieństwie do przedstawionych zgodnie z najnowszymi trendami w holly traperów ;)

Ja czytałem że były właśnie o wiele gorsze, The Predator szczególnie.

Ja to nawet czytałem, że lepszy niż P1 😅 Jak to trafnie ująłeś, "dzisiaj to już niestety standard" ;)

Ale w necie pojawiają się już bardziej ekhm... skupione na kwestiach merytorycznych recenzje.
 
Minusy:

- nieznośny, współczesny komentarz społeczny wpisany w zupełnie niewspółczesne realia. Główna bohaterka zachowuje się jak przemądrzała współczesna nastolatka, której mama zabiera ajfona i zabrania kręcić tiktoków.

Wybacz, ale odnoszę wrażenie jakbyś oglądał jedynie trailer i przyczepił się do zawartego tam dialogu:

- Dlaczego chcesz polować?
- Ponieważ wszyscy myślicie, że nie potrafię.


Co w połączeniu montażem urywków filmu (w tym scenie z niedźwiedziem) potrafiło wykreować obraz super bohaterki, która sama pokona predatora. Zapewniam Cię, że tak nie jest. Bohaterka najnowszego Predatora nie jest typem Mary Sue.

Znacznie lepiej byłoby, gdyby zrobili z niej milczka

Dialogi to akurat jedna ze słabszych stron filmu. Raz, że wszyscy mówią ze współczesnym akcentem, a dwa ich wypowiedzi słabo pasują do zapewne oszczędnego języka plemion indiańskich. Nasza bohaterka jednak nie jest jakąś wyszczekaną nastolatką i w sporej części filmu jest sama (z psem, który wygląda nieco nazbyt współcześnie - ale może przybłąkał się od jakiś osadników z Europy). Zrobienie z niej zupełnie niemej postaci nie miałoby sensu (to nie samotnik jak Max z Mad Max'a, a osoba żyjąca w plemieniu).


- związane z ww. ogólnie totalnie nierealistyczne przedstawienie rdzennych mieszkańców Ameryki, spokojnie mogli wybrać inne plemię i byłoby znośniej, ale gdybym był Komanczem i zobaczył, że moje plemię przedstawiono tak jak w tym filmie to bym chyba ich pozwał.

Tutaj (na siłę) można się przyczepić, ale chyba nikt nie oczekiwał po Predatorze będzie filmem historycznym (czy też historycznie poprawnym). Dziwię się, że nie czepiasz się przedstawienia traperów jako hordy brutalnych dzikusów (nieogoleni, brudni i sprośni w zestawieniu z wymuskanymi Indianami) ...


- nie sposób było mi uwierzyć, że ktoś kto ma problem z upolowaniem małych zwierzątek może być równorzędnym rywalem dla Predatora, jest to mega naciągane i ciężko mi się zaangażować w takie coś, bardzo słabo napisany scenariusz w tym dość istotnym aspekcie, jest mega niespójny


Bohaterka przez film ewoluuje. Może pokazane jest to nazbyt szybko i nieco skrótowo, ale to film. Poza tym zauważ, że bardziej podchodzi Predatora podstępem niż siłą (czy zdolnościami łowieckimi). Ważnijesza jest tutaj obserwacją i jej spostrzeżenia (umiejętność wyciągania poprawnych wniosków). Zauważ też co się dzieje przed główną konfrontacją z kosmicznym łowcą.

Już bardziej można by się przyczepić pewnej sceny, z naszą panną, w obozie traperów.


- zero suspensu i napięcia przez vsly film, w przedstawicielu tej serii grzech ciężki, to już w ostatnim filmie Blacka coś z tym zrobiono

Kwestia "smaku". Pierwszy Predator był dla nas zagadką i świetnie zagranym filmem (jak na swoje czasy oraz gatunek), dwójka jeszcze trzymała klimat (zbyt mało ten obraz pamiętam aby się rozpisywać), ale później to już była równia pochyła.

- tragiczne efekty, jak to możliwe że efekt niewidzialności robiony na kserokopiarce w pierwszej części wygląda lepiej niż to, co mogą wypluć dziś z siebie komputery? Niektóre zwierzątka też słabe

Czy ja wiem czy takie fatalne? Fakt, że tak dużo ich nie było ale też trzeba brać korektę iż produkcja nie dysponowała zapewne sporym budżetem (trafiła od razu na streaming) i po finansowej wtopie z ostatnimi Predatorami ludzie z wytwórni nie chcieli zapewne ryzykować.

- co oni zrobili z genialnym designem Predatora? Co z jego twarzą się tam stało? Look how they massacred my boy...


Znowu kwestia gustu. Ale na siłę można powiedzieć, że Predator mógł się też nieco zmienić przez te 300 lat do czasu swojej potyczki z Arnoldem.

- przezroczysta muzyka

W pierwszym Predatorze było podobnie.
Generalnie istnieją dwie szkoły:
Muzyka stanowi tylko tło, albo wybija się podkreślając atmosferę.
Widać twórcy wyszli tutaj z pierwszego założenia, co mogło być akurat dobre bo film traktuje się raczej poważnie i nie bije patosem.

Najsłabszy Predator, może poza AVP1, ciężko mi zdecydować. Predators i oststni The Predator podobali mi się bardziej.

Znowu kwestia osobistego gustu, ale na ostatnich filmach z Predatorem akurat większość fanów raczej psy wiesza niż wychwala (co zarobki zdają się potwierdzać, a najnowszy Prey radzi sobie w streamingu zadziwiająco dobrze).
 
Dziwię się, że nie czepiasz się przedstawienia traperów jako hordy brutalnych dzikusów (nieogoleni, brudni i sprośni
Cóż, ja się nie czepiam, bo tak moim zdaniem właśnie wyglądał typowy Europejczyk w tamtych czasach, zwłaszcza gdy musiał przebywać w miejscach gdzie nie ma za bardzo gdzie brać regularne kąpiele itd.
co oni zrobili z genialnym designem Predatora? Co z jego twarzą się tam stało?
Może jestem ślepy ale ten Predator nie różnił się jakoś specjalnie od jakiegokolwiek wcześniejszego nam znanego Predatora.
Już bardziej można by się przyczepić pewnej sceny, z naszą panną, w obozie traperów.
Prawdę mówiąc, to myślałem że zostanie niewolnicą albo gorzej, więc się zdziwiłem że chcieli od niej informacji.
 
Prawdę mówiąc, to myślałem że zostanie niewolnicą albo gorzej, więc się zdziwiłem że chcieli od niej informacji.

Akurat tutaj nie o ten aspekt mi chodziło, a bardziej o ostateczną ucieczkę - raczej w sposób w jaki się to rozgrywało.
Post automatically merged:

W przedłużony weekend obejrzałem sobie Ghostbusters: Afterlife (obraz z zeszłego roku, a nie tą katastrofę z 2016 :p ).



Historia zaczyna się, gdy rodzina (córka - samotna matka, wraz z dwójką swoich dzieci - jednego z bohaterów oryginalnego filmu) wprowadza się do odziedziczonego domu na odludziu.
Szybko okazuje się, że stare domostwo (na uboczu) kryje wiele tajemnic, a spokojne miasteczko będzie miejscem początku inwazji duchów.
Nasza rodzinka jest dość specyficzna. Samotna matka, z dwójką dzieci, nie bardzo radzi sobie w życiu uczuciowym oraz relacjami z własnymi potomkami. Ma też wyrzuty do swojego ojca, który - jak sądzi - porzucił ją w dzieciństwie. Starszy syn nie potrafi się odnaleźć w nowym środowisku, a jego młodsza siostra to straszny nerd (z zamiłowaniem do techniki), która jest raczej zamknięta w sobie i nie rozumiana przez resztę rówieśników.

Nie będę opisywał szczegółów fabuły, bo ta jest naprawdę bardzo prosta ale prowadzona w miły sposób i stanowiąca pewien hołd dla oryginalnego filmu (z masą odniesień). Czegoś jednak tutaj brakowało, ale nie przeszkadzało to w odbiorze.
Niejako całość nadrabiała strona wizualna produkcji. Naprawdę ładne lokacje oraz zdjęcia.
Nie bez znaczenia była też przyzwoita gra aktorska (jak na tego typu produkcje i zwykle denerwujące dzieciaki).



Oglądało się dobrze, aczkolwiek film bardziej bronił się sentymentem, więc jeśli ktoś nie oglądał oryginału z 1984 to wówczas takie 6/10, dla fanów słabsze 8/10 (ze względu na nostalgię).
 
Last edited:
- co oni zrobili z genialnym designem Predatora? Co z jego twarzą się tam stało? Look how they massacred my boy...
Mi się film generalnie mega podobał, ale nie mam jakiegoś wielkiego problemu z tym, że komuś niekoniecznie. Więc nawet nie bardzo mam motywację do jakiejś polemiki.

Za wyjątkiem tego fragmentu. Moim zdaniem predator wygląda cudnie. Ma wystarczająco dużo cech wspólnych z oryginałem, do tego dalej pięknie wpisuje się w "brzydkiego s...".


20220815_215045.jpg


Jestem generalnie wielkim zwolennikiem różnorodności w obrębie rasy/gatunku w sci-fi. Strasznie wybija mnie z rytmu armia klonów. Oczywiście czasami ma uzasadnienie jak w przypadku obcych, ale generalnie jak mówimy o inteligentych rasach, to cenie sobie bardzo wariacje w obrębie konkretnego archetypu. Do tej pory niestety Predek w większości filmów był niemal identyczny z twarzy. Jakieś urozmaicenie próbował wprowadzić "Predators" wprowadzając wariant "super", co się chwali.

Według reżysera "Feral" pochodzi z innej części planety predatorów więc wygląda nieco inaczej. I bardzo dobrze. Mam nadzieję, że ten trend będzie kontynuowany.
 
Znamienne, że wszyscy w celu pokazania, jak super wypada nowy pred wrzucają zdjęcia behind the scenes, natomiast bezpośrednio w filmie jest jeszcze sporo ingerencji kompa i efekt jest nieco inny, ale zgadzam się, że to kwestia gustu.


Zapewniam Cię, że tak nie jest. Bohaterka najnowszego Predatora nie jest typem Mary Sue.

Ty oglądałeś film, ja oglądałem film, po co mnie o czymś "zapewniasz" skoro już napisałem, jak moim zdaniem jest? Z kimś, kto ma takie założenia jak Ty zaprezentowałeś (czyli że jak ktoś ma inne zdanie, to pewnie nie oglądał, hejter jeden), nie tylko polemika, ale jakąkolwiek wymiana poglądów nie ma sensu i nie będę się na to porywał, z jednym wyjątkiem.

Bohaterka jest taka, jakby scenarzyści nie mogli się zdecydować czy jest Mary Sue czy nie i w trakcie kręcenia zmienili koncepcję, przez co zaczynamy od dziwnej sceny treningu mającej chyba zaprezentować dziewczynę jako kompetentną, potem oglądamy jak failuje w łowieniu każdego napotkanego zwierzątka na czele z zającem, żeby na koniec pokonała (niechby i podstępem) Predatora. Predatora, FFS!

Jeszcze trochę o tej niekonsekwencji w jej prezentacji można by napisać, ale myślę że każdy kto oglądał wie co co chodzi. Zazdroszczę szczerze każdemu, kto jest w stanie na tyle zawiesić niewiarę, że ten główny w sumie motyw filmu mu nie psuł oglądania.
 
Bohaterka jest taka, jakby scenarzyści nie mogli się zdecydować czy jest Mary Sue czy nie i w trakcie kręcenia zmienili koncepcję, przez co zaczynamy od dziwnej sceny treningu mającej chyba zaprezentować dziewczynę jako kompetentną,

Gdyby bohaterka miała być typowym archetypem Mary Sue, wówczas nawet nie dawali by tych scen treningu (które pokazują pewien progres jak i pomysły na sposób walki), bo wiadomo, że taka postać jest we wszystkim doskonała "od urodzenia" (w końcu jest kobietą).

potem oglądamy jak failuje w łowieniu każdego napotkanego zwierzątka na czele z zającem,

A już na pewno nie pokazali tego.

żeby na koniec pokonała (niechby i podstępem) Predatora. Predatora, FFS!

Oj, dużym podstępem i sam Predator tak łatwo się nie poddaje.

Weź też pod uwagę, że nasz kosmiczny łowca jest

najpierw nieco pokiereszowany przez traperów, później przez innego Indianina oraz pułapki, a dopiero później stawia czoła naszej naszej bohaterce.

Stąd więc pokonanie go to "praca zespołowa", której sama nastolatka (nawet ze swoim sprytem i umiejętnościami przetrwania) nie potrafiłaby dokonać. Nie odniosłem też wrażenia, aby film sugerował inaczej.

P.S. Odnośnie dwóch ostatnich Predatorów (2010 - Predators oraz 2018 - The Predator) to filmy miały zdecydowanie gorsze oceny zarówno krytyków jak i fanów (a ostatni obraz w szczególności został zjechany przez obie strony i na RT siedzi na równych 33% ).
Wiem, że można lubić złe filmy, ale ogólnie upierać się, że są lepsze (jako całość od), ogólnie lepiej przyjętych obrazów, to już trzeba posiadać specyficzny gust.
 
Last edited:
Gdyby bohaterka miała być typowym archetypem Mary Sue,

Nie wydaje mi się. W SW NT główna bohaterka jest Mary Sue tak bardzo archetypicznie, że bardziej nie można, ale ktoś na upartego może napisać, że też coś tam trenuje i notuje "progres".

Progres w Prey polega na tym, że bohaterka od problemów z zabiciem małych zwierzaków (to nie był zając? Może królik? Sorry, nie pamiętam jakiś mały futerkowiec, żadna siła nie zmusi mnie do powtórki) przechodzi do przechytrzenia drapieżnika z absolutnego szczytu łańcucha pokarmowego. Seems legit.

Stąd więc pokonanie go to "praca zespołowa", której sama nastolatka (nawet ze swoim sprytem i umiejętnościami przetrwania) nie potrafiłaby dokonać. Nie odniosłem też wrażenia, aby film sugerował inaczej.

Po dotychczasowych filmach i przedstawieniu postaci Predatora jako uber killera, któremu z ledwością daje radę np. wykokszony komandos oczekuję, że twórcy pozwalając go pokonać wannabe - myśliwej, młokosowi z plemienia która ma problem z ubiciem zwykłych leśnych zwierzaków jakoś wiarygodnie to uzasadnią. W tym fundamentalnym aspekcie film mnie nie przekonuje.

Wiem, że można lubić złe filmy, ale ogólnie upierać się, że są lepsze (jako całość od), ogólnie lepiej przyjętych obrazów, to już trzeba posiadać specyficzny gust.

Podziwiam, że ten film wjechał Ci tak bardzo, że masz ewidentny problem z tym, że komuś nie wjechał :)

Tak, na Predators i nawet The Predator bawiłem się lepiej, mimo że nie uważam ich za dobre filmy, napisałem również dlaczego. Mam głęboko w nosie, jakie jest zdanie ogółu w tym temacie i czy zgodne ze zdaniem ogółu. Handluj z tym :)

Zobaczymy też, jak historia osądzi i zaktualizuje opinię ogolo na temat Prey bo tutaj powody dobrych ocen i wstrzemięźliwość krytyków jest raczej zrozumiała ;)
 
Top Bottom