Skoro wywołujesz do tablicy, to trudno nie zareagować, więc proszę bardzo.
W swojej argumentacji odnosiłam się do najprzeróżniejszych kwestii, które mi tylko przyszły do głowy, a które - jak wygląda - nie wpadły do głowy innym dyskutantom.
I, co ważne chyba, nie odnosiłam się do przypadków popełnienia przestępstwa pierwszy raz, z głupoty, z nieświadomości czy z szeroko rozumianej biedy.
Chodziło mi o recydywistów, o przypadki mało nadziejne, żeby nie powiedzieć "bez".
Resocjalizacja w ujęciu naszej służby więziennej albo się udaje, albo nie - jak wspomniałam, w swoich wypowiedziach dotykałam wyłącznie przypadków, kiedy jest ona nieudana.
Nie mam pewności, na ile osoby biorące udział w dyskusji znają więzienne realia w naszym kraju. Jeśli jednak są w stanie wczuć się empatycznie w więźnia odbywającego karę długoletniego/dożywotniego więzienia i uznać odosobnienie za faktyczną karę, to po pierwsze, gratuluję optymizmu, a po drugie, pytam: czemu ta empatia jest tak jednostronna?
I tak, podniosłam kwestię finansową, bo dla mnie jest obrzydliwe, że pacjenci w szpitalach mają warunki nieraz gorsze od penitencjariuszy, którzy - w moim ujęciu i każdy ma prawo się nie zgodzić - pozostają najzwyklejszymi w świecie darmozjadami. Odosobnienie jest nazywane karą, jednak w więzieniach, w których z racji zawodu miałam nieprzyjemność przebywać, mało która osoba wyglądała na przybitą tym faktem tak, jak był Harrison Ford w filmie "Ścigany". Tak, wiem, są tam "dyżury" w bibliotekach i inne takie, jednak de facto więzień spędza czas mało produktywnie i jest dla mnie oburzające, że nie praktykuje się u nas ciężkich robót czy innego, równie wymiernego sposobu uświadomienia uwięzionemu, że dokonany czyn jest istotnie "karalny".
Tak,piszę o potworach i bydlętach, ponieważ osoby o skłonnościach pedofilskich i morderczych nie zawsze są chore. Często mają pełną poczytalność podczas realizowania swoich wynaturzeń, nie posiadają natomiast żadnych ograniczeń moralnych i nie jest wytłumaczeniem fakt, że wychowali się w rozbitych rodzinach ani inne "okoliczności łagodzące". Średnio rozgarnięty szkolny matoł dostaje sygnały na temat podziału na dobro i zło zewsząd, folgowaniem własnym skłonnościom jest jednak prostsze i przyjemniejsze - to naprawdę nie jest z mojej strony żadne nadużycie, bo na co dzień obserwuję wokół siebie zachowania o podobnym ładunku egoizmu, choć, oczywiście, dużo lżejsze gatunkowo. Panuje na to przyzwolenie.
Handlarze dziećmi i kobietami do domów publicznych albo na narządy doskonale zdają sobie sprawę z tego, co robią, jednak liczy się dla nich zysk.
Mengele, człowiek wykształcony, też wiedział, co robi, miał poparcie władz i krzywdził ludzi z pełną świadomością w imię własnych celów.
Nie miałam pojęcia, że w ogóle można bronić takich ludzi i przyznawać im prawo do nazywania się ludźmi. Ja ich tak nazywać nie będę.
Oczywiście w przypadku stwierdzonej choroby psychicznej sytuacja wygląda inaczej, jednak w momencie, kiedy wychodzi na wolność osoba określona jako nie do końca poczytalna, o której lekarze stwierdzają autorytatywnie, że terapia nie została zakończona i ryzyko ponownego gwałtu/morderstwa jest prawdopodobne, to ja się zastanawiam, kto tu zwariował, że ten człowiek zostaje uwolniony. Chyba, że jednak pozostaje poczytalny, wobec tego patrz akapit wyżej.
W dyskusjach na forach sprytne jest to, że wszystko się odbywa z dystansu, w białych rękawiczkach. Że można się podzielić -logiami -izmami, dywagować, mniemać i mlaskać. Pozwoliłam więc sobie przypomnieć, o czym i o kim się dywaguje i mlaska. To nie przypadek statystyczny, nie zestaw literek na łamach gazety. To zginęło żywe dziecko, przed zabójstwem męczone. Tego obrazu nie wolno zepchnąć na margines lekceważącym "phi, granie na emocjach", tego nie wolno odsunąć formułką "ależ bądźmy obiektywni" - bo sprawca tego czyny też nie był nikim, osobą z numerem, nie. To była ta konkretna osoba, ten konkretny czyn. Nie żyjemy w utopii, w której emocje sobie, a twarde przepisy sobie. To nie "Nowy wspaniały świat". Przepisy służą ludziom, przez nich zostały stworzone. Jeśli ja wg Ciebie, Fir, zdehumanizowałam sprawcę, to Ty z pełną premedytacją dehumanizujesz ofiarę, sprowadzasz jej cierpienie zadawane celowo i świadomie do niepotrzebnego bagażu emocjonalnego podczas oceny sytuacji.
Nie da się tak.
Nie wówczas, gdy wiemy, że czyn był popełniany z poczytalnością, rozumnie, dla własnej korzyści.
Ogólnie rzecz biorąc, spieram się i będę spierać z ideą stosowania sztywnych przepisów do przypadków a, b, c....z.
Życzę sobie, żeby każda sprawa, każdy "case" rozpatrywany był z całą starannością, a kara - adekwatna do popełnionego czynu. Krótko i węzłowato.
Jeśli ktoś zabił w afekcie - zbadajmy te emocje, znajdźmy okoliczność łagodzącą.
Jeżeli ktoś gwałci, sprzedaje do burdeli 4-letnie dzieci i czerpie z tego zyski, nie bójmy się przyznać, że mamy do czynienia z wrzodem i zróbmy to, co robi chirurg z wrzodami, które nie rokują na wyleczenie.
Resekcja.
Tyle.