Nazwanie kota imieniem charakterystycznym wiąże się z pewnym ryzykiem.
Wczoraj wpadłam w popłoch, ponieważ nieopatrznie pozostawiłam otwarty balkon i istniały obawy, że kot postanowił pozwiedzać okolicę. A była godzina 23.
Istnieje jedno zawołanie, na które reaguje bezbłędnie, na szczęście okazało się, że Pan Koto drzemał sobie grzecznie na kanapie... inaczej groziło mi wyjście na ulicę w niejakim dezabilu i dyskretne nawoływanie:
Churchill, chooodź na obiad, no chodź na obiad, choooodź.
Ciekawa jestem, kto z sąsiadów pierwszy zadzwoniłby po panów z kaftanem.
;D