Wiedźmin 3: postacie

+
@Nars ma racje, Geralt w 2 miał przez większość czasu na twarzy "pokerową twarz" nie licząc cut-scenek na silniku gry, a w 3 może już robić różne miny dzięki na prawdę dobrej gestykulacji i mimiki zaimplementowanej do gry przez, co przy odpowiednim zatrzymaniu filmiku z dialogiem potrafi dać czasem komiczny efekt (wystarczy spojrzeć na moje emotikonki).

 
A w czym ulepszony system mimiki przeszkadza, by wejściowo nadać Geraltowi wyraz twarzy inny niż obojętnie-znudzony? Inne postacie z dwójki jakoś nie miały tego problemu. Każda była charakterystyczna i rozpoznawalna, zarówno z twarzy jak i sylwetki czy ubioru. Zakładam, że ten Geralt ma wyglądać jak podstrzały, zmęczony życiem twardziel, ale coś słabo to wychodzi.
 
Dodatkowo mógłby jednak mieć trochę bledszą, nie zdrową, bądź pozbawioną pigmentu skórę.
Teraz wygląda jak przysłowiowy badass. Taki Gliniarz zmęczony życiem, któremu został rok, może trzy lata do emerytury....
.
.
.
.
Nie, tak nie może być. Przeciez to Geralt. Może ma już wszystkiego dość, ale to nadal Geralt, a nie przedstawiciel tzw. przedstawiciel światka bohaterów ameryki...

Ta postać nie jest i nie powinna być przedstawiana w ten sposób.
Geralt nie powinien być kolejnym, sztampowym bohaterem, któremu ktoś odebrał bliskich a teraz on w poszukiwaniu zemsty wyrusza na wendetę...
 
Ta postać nie jest i nie powinna być przedstawiana w ten sposób.
Geralt nie powinien być kolejnym, sztampowym bohaterem, któremu ktoś odebrał bliskich a teraz on w poszukiwaniu zemsty wyrusza na wendetę...
Przecież taka była fabuła Sagi. Zemsty nie było, ale i w grze raczej nie będzie.
 
Dodatkowo mógłby jednak mieć trochę bledszą, nie zdrową, bądź pozbawioną pigmentu skórę.
Teraz wygląda jak przysłowiowy badass. Taki Gliniarz zmęczony życiem, któremu został rok, może trzy lata do emerytury....
.
.
.
.
Nie, tak nie może być. Przeciez to Geralt. Może ma już wszystkiego dość, ale to nadal Geralt, a nie przedstawiciel tzw. przedstawiciel światka bohaterów ameryki...

Ta postać nie jest i nie powinna być przedstawiana w ten sposób.
Geralt nie powinien być kolejnym, sztampowym bohaterem, któremu ktoś odebrał bliskich a teraz on w poszukiwaniu zemsty wyrusza na wendetę...

Wendetta = zemsta.

Podbijam to, co napisał Crying Jester - przecież na tym opierała się fabuła sagi.
Tylko że tym razem nieuchronna jest konfrontacja z Dzikim Gonem.
Skoro to ostatnia część trylogii - ergo zakończenie sagi o Geralcie, to zakładam że CDP RED chce zatoczyć koło wokół całej opowieści i przywrócić wątki, które z takim zapałem śledziliśmy podczas lektury - tylko że po swojemu.

Co do jego wyglądu zaś - nie jest idealny, zdecydowanie nie. Ale to wciąż ta sama morda, co w W2, tylko że "ulepszona" przez nową technologię. Geralt w odpowiednim świetle jest bledszy, choć mógłby bardziej. Ogólnie rzecz biorąc jestem kontent - bo do czasu premiery zostanie wprowadzone milion poprawek.
 

Guest 2686910

Guest
A w czym ulepszony system mimiki przeszkadza, by wejściowo nadać Geraltowi wyraz twarzy inny niż obojętnie-znudzony?
A jak nie obojętny, to jaki, ciekawość? Bo ja zasadniczo (choć za wzorowego przedstawiciela ludzkiej rasy się nie uważam) to póki powód do zmiany wyrazu twarzy się nie pojawi, wyraz twarzy mam raczej neutralny, obojętny. I podobnie sporo znajomych mi osób.
a nie przedstawiciel tzw. przedstawiciel światka bohaterów ameryki...
'Murica, destroying polish heritage since 1776.
 
Tak troszkę w kwestii Geralta, któremu często suponuje się prawie świątobliwy żywot i notoryczne ratowanie smoków z łap księżniczek. I że muchy by nawet nie skrzywdził bez istotnego powodu. Może i taki nudny się zrobił na starość, ale zachodzi uzasadnione podejrzenie, że w młodości bywał postrachem nie tylko dla potworów.
"- Czego mam słuchać? - krzyknął wiedźmin i zająknął się nagle. - Ja jej przecież.... Nie mogę jej przecież zostawić na pastwę losu. Ona jest zupełnie sama... Ona nie może być sama, Jaskier. Nie zrozumiesz tego. Nikt tego nie zrozumie, ale ja to wiem. Jeśli ona będzie samotna, stanie się z nią to samo co kiedyś... To, co kiedyś stało się ze mną... Nie zrozumiesz tego..."
Czas Pogardy
Wiemy, co się stało z Ciri, która poczuła się opuszczona przez wszystkich bliskich. I myślę, że Geralt miał podobny okres w życiu. Być może jego kodeks powstał właśnie po to, by całkowicie nie zatracić cech ludzkich. I być może to spotkanie z Jaskrem utrzymało go w orbicie stosunków społecznych, jakkolwiek naciągane by one nie były.
 
@raison d'etre Ciekawa myśl, naprawdę ciekawa. Nie pamiętam co prawda, żeby w samej Sadze były podobne sugestie, odnośnie tego jak Geralt zmieniał się pod wpływem izolacji przed wydarzeniami z kart książek, ale to wydaje się być logiczne. Geralt z Sagi i opowiadań radził sobie z całą sytuacja odsuwając się od ludzi i zamykając na nich, ale przeca tak nie musiało być zawsze. Tak jak u Ciri w pewnym momencie do głosu doszły rozgoryczenie i złość na cały świat, tak mogło być i u Geralta. Który to, nawiasem mówiąc, z powodu swojej inności miał przecież jeszcze bardziej pod górkę.
Celna uwaga, która (jak dla mnie) pozwala pomyśleć o wiedźmaku w trochę innym kontekście, dzienks! :)
 
Nie jestem pewien gdzie - czy na stronach jednej z książek, czy innym medium. Geralt, chyba w rozmowie z Jaskrem opowiedział o pierwszym zetknięciu ze "złem i potworami" w ludzkiej skórze. Tuż po otrzymaniu znaku cechowego i dwóch mieczy, gdy wyruszył na szlak.
Bandyci, wóz kupca, córka kupca, "ciachanie" i brzydkie zabijanie, krzyk dziewczyny, nie-książę z bajki, niesmak
Ogólnie po tym wydarzeniu , podobno stwierdził, że więcej nie będzie się mieszał, angażował.

Ale później różnie mogło być... Berengar nie musiał być jedyny, a może to pewne stadium bycia wiedźminem?
 
@RockPL
W rozmowie z Iolą w Ellander. Ale to aż tak traumatyczne przeżycie nie było raczej. Podejrzewałbym albo zagładę Warowni (o ile Geralt ma sto paręnaście lat), albo coś związanego z Brehenem i innymi Kotami, jeśli jednak jest kapeczkę młodszy.
 
Po prawdzie, to nie sądzę, żeby chodziło o jedno konkretne i traumatyczne wydarzenie, które sprawiło że Geralt stał się zgorzkniały i zamknięty w sobie. A już na pewno nie mogło nim być coś takiego jak spotkanie ze swoim "pierwszym potworem". Myślę, że to o czym mówi Geralt w cytacie przytoczonym przez @raison d'etre to raczej cały powolny proces. Geralt przez lata podróżowania po świecie i zarabiania na życie jako wiedźmin był odpychany i traktowany przez ludzi jak odmieniec. Mówiąc krótko, był samotny, a to zrobiło swoje.

Z Ciri jest inaczej, nie jest wiedźminką (w dosłownym sensie), nie jest więc "odmieńcem", jej samotność polega raczej na utracie wiary, że bliscy kiedyś ją odnajdą (lub, że w ogóle będą próbować) i na (po raz rugi, po ataku Nilfgaardu na Cintrę) bardzo brutalnym zderzeniu z rzeczywistością. A pamiętać należy, że Ciri wówczas wciąż była praktycznie dzieckiem.

Ot i taka moja interpretacja ;)
 
Tak troszkę w kwestii Geralta, któremu często suponuje się prawie świątobliwy żywot i notoryczne ratowanie smoków z łap księżniczek. I że muchy by nawet nie skrzywdził bez istotnego powodu. Może i taki nudny się zrobił na starość, ale zachodzi uzasadnione podejrzenie, że w młodości bywał postrachem nie tylko dla potworów.
"- Czego mam słuchać? - krzyknął wiedźmin i zająknął się nagle. - Ja jej przecież.... Nie mogę jej przecież zostawić na pastwę losu. Ona jest zupełnie sama... Ona nie może być sama, Jaskier. Nie zrozumiesz tego. Nikt tego nie zrozumie, ale ja to wiem. Jeśli ona będzie samotna, stanie się z nią to samo co kiedyś... To, co kiedyś stało się ze mną... Nie zrozumiesz tego..."
Czas Pogardy
Wiemy, co się stało z Ciri, która poczuła się opuszczona przez wszystkich bliskich. I myślę, że Geralt miał podobny okres w życiu. Być może jego kodeks powstał właśnie po to, by całkowicie nie zatracić cech ludzkich. I być może to spotkanie z Jaskrem utrzymało go w orbicie stosunków społecznych, jakkolwiek naciągane by one nie były.

Wypowiedzi Geralta nie należy, moim zdaniem, łączyć z tym co Ciri wyprawiała w towarzystwie Szczurów. Tego, czego się bał Geralt, a co stało się również doświadczeniem Ciri, to samotność, poczucie odrzucenia,rozgoryczenie. Rożnica między Geraltem a Ciri polega jednak na tym, że u Geralta ta samotność nie przerodziła się nigdy w zło i nienawiść. Śmiem również twierdzić, że nigdy nie parał się on gangsterką:
— Ciri cięgiem ze Szczurami grasowała, pod imieniem Falki się kryjąc. Lubiło się jej zbójeckie życie, bo choć nikt wonczas o tym nie wiedział, były w tej dziewczynie złość a okrucieństwo, wszystko, co najgorsze, co w każdym człeku ukryte, wyłaziło z niej i górę nad dobrym pomału brało.

Tuzik nie pobiegł za innymi, nie padł na kolana, by wygrzebywać monety z piasku i kurzego gówna. Stał nadal pod płotem, patrząc na mijające go wolno dziewczyny.
Młodsza, ta o popielatych włosach, dostrzegła jego wzrok i wyraz twarzy. Pościła rękę ostrzyżonej, żgnęła konia i najechała na niego, przypierając do płotu i omal nie zawadzając strzemieniem. Zobaczył jej zielone oczy i zadrżał. Tyle w nich było zła i zimnej nienawiści.

Od tego uchroniło Geralta Kaer Morhen, które opuszczał już jako dojrzały, ukształtowany wiedźmin z pewnymi wpojonymi mu przez m.in Vesemira i Nenneke zasadami. Co nie zmienia oczywiście faktu, że jak każdy młody i naiwny musiał się w końcu zderzyć z twardą rzeczywistością świata ludzi, w którym to postrzegany był przez wielu jako pozbawiony uczuć mutant, wybryk natury, monstrum podobne do tych, które sam likwidował. To wywołało u niego efekt odrzucenia, ową samotność, rozwijający się z biegiem lat cynizm i przejawiające się ciągle w jego działaniach poczucie wątpliwości. W przeciwieństwie jednak do Ciri nie przeszedł on nigdy "na ciemną stronę mocy". Geralt zabijał, ale nie był mordercą. U Ciri można natomiast dostrzec pierwsze symptomy charakteryzujące potencjalnego przyszłego psychopatycznego mordercę. I kto wie, co by się z nią stało gdyby nie "terapia" u Vysogoty:

Witaj, Ciri.
— Vysogota?
Wiedziałem, że ci się uda, dzielna panno. Moja mężna Jaskółko. Wyszłaś bez szwanku?
— Pokonałam ich. Na lodzie. Miałam dla nich niespodziankę. Łyżwy twojej córki…
— Miałem na myśli szwank psychiczny.
— Powstrzymałam zemstę… Nie zabiłam wszystkich… Nie zabiłam Puszczyka… Choć to on mnie zranił i oszpecił. Opanowałam się.
— Wiedziałem, że zwyciężysz, Zireael.


Nazywam się Geralt. Geralt z… Nie. Tylko Geralt. Geralt znikąd. Jestem wiedźminem.

Mój dom, to Kaer Morhen, Wiedźmińskie Siedliszcze. Stamtąd pochodzę. Jest… Była taka warownia. Niewiele z niej zostało.

Kaer Morhen… Tam produkowało się takich jak ja. Już się tego nie robi, a w Kaer Morhen już nikt nie mieszka. Nikt oprócz Vesemira. Pytasz, kim jest Vesemir? Jest moim ojcem. Dlaczego spoglądasz na mnie ze zdumieniem? Co w tym dziwnego? Każdy ma jakiegoś ojca. Moim jest Vesemir. A że nie jest moim prawdziwym ojcem, cóż z tego? Prawdziwego nie znałem, matki też nie. Nie wiem nawet, czy żyją. I w gruncie rzeczy niewiele mnie to obchodzi.

Tak, Kaer Morhen… Przeszedłem tam zwykłą mutację. Próba Traw, a potem to co zwykle. Hormony, zioła, zakażenie wirusem. I od nowa. I jeszcze raz. Do skutku. Podobno zniosłem Zmiany nad podziw dobrze, chorowałem bardzo krótko. Uznano mnie więc za niezwykle odpornego gówniarza i wybrano do pewnych dalszych, bardziej skomplikowanych… eksperymentów. Z tym było gorzej. Znacznie gorzej. Ale, jak widzisz, przeżyłem. Jako jedyny z tych, których do owych eksperymentów wybrano. Od tamtego czasu mam białe włosy. Pełny zanik pigmentu. Jak to się mówi — skutek uboczny. Drobiazg. Mało przeszkadza.

Potem uczono mnie różnych rzeczy. Dość długo. Aż wreszcie nadszedł dzień, w którym opuściłem Kaer Mor-hen i ruszyłem na szlak. Miałem już mój medalion, o, właśnie ten. Znak Szkoły Wilka. Miałem też dwa miecze:

srebrny i żelazny. Oprócz mieczy niosłem jeszcze z sobą przekonanie, zapał, motywację i… wiarę. Wiarę w to, że jestem potrzebny i pożyteczny. Bo świat, Iola, miał jakoby być pełen potworów i bestii, a moim zadaniem było chronić tych, którym owe bestie zagrażały. Gdy wyruszałem z Kaer Morhen, marzyłem o spotkaniu z moim pierwszym potworem, nie mogłem doczekać się chwili, gdy stanę z nim oko w oko. I doczekałem się.

Mój pierwszy potwór, Iola, był łysy i miał wyjątkowo brzydkie, popsute zęby. Napotkałem go na gościńcu, gdzie do spółki z koleżkami potworami, maruderami z jakiejś armii zatrzymał chłopski wóz i wyciągnął z tego wozu dziewczynkę, może trzynastoletnia, a może nawet nie. Koleżkowie trzymali ojca dziewczynki, a łysy zdzierał z niej sukienkę i wrzeszczał, że nadszedł czas, by poznała, co to takiego prawdziwy mężczyzna. Podjechałem, zsiadłem i powiedziałem łysemu, że dla niego również nadszedł taki czas. Wydawało mi się to szalenie dowcipne. Łysy puścił smarkulę i rzucił się na mnie z toporem. Był bardzo powolny, ale wytrzymały. Uderzyłem go dwa razy, dopiero wtedy upadł. To nie były specjalnie czyste cięcia, ale bardzo, powiedziałbym, spektakularne, takie, że koleżkowie łysego uciekli, widząc, co wiedźmiński miecz może zrobić z człowieka…

Nie nudzę cię, Iola?

Potrzebuję tej rozmowy. Naprawdę jej potrzebuję.

Na czym to ja stanąłem? Aha, na moim pierwszym szlachetnym czynie. Widzisz, Iola, w Kaer Morhen wbito mi do głowy, bym się nie mieszał do takich zajść, bym je omijał z daleka, nie bawił się w błędnego rycerza i nie wyręczał stróżów prawa. Ruszyłem na szlak nie po to, by się popisywać, ale by za pieniądze wykonywać zlecane mi prace. A ja wmieszałem się jak kto głupi, nie ujechawszy nawet pięćdziesięciu mil od podnóża gór. Czy wiesz, dlaczego to zrobiłem? Chciałem, by dziewczyna zalawszy się łzami wdzięczności całowała mnie, swego wybawcę, po rękach, a jej ojciec dziękował mi na kolanach. Tymczasem ojciec dziewczyny uciekł razem z maruderami, a dziewczyna, na którą poleciała większość krwi łysego, porzygała się i dostała ataku histerii, a gdy się do niej zbliżyłem, zemdlała ze strachu. Od tamtego czasu wtrącałem się w podobne historie już bardzo rzadko.

Robiłem swoje. Szybko nauczyłem się jak. Podjeżdżałem do opłotków wsi, zatrzymywałem się pod palisadami osad i grodów. I czekałem. Jeśli pluto, złorzeczono i rzucano kamieniami, odjeżdżałem. Jeśli miast tego ktoś wychodził i dawał mi zlecenie, wykonywałem je.

Odwiedzałem miasta i twierdze, szukałem orędzi przybijanych do słupów na rozstajnych drogach. Szukałem wiadomości: "Wiedźmin potrzebny pilnie". A potem było zwykle jakieś uroczysko, loch, nekropolia lub ruiny, leśny wąwóz lub grota w górach pełna kości i śmierdząca padliną. I było coś, co żyło tylko po to, by zabijać. Z głodu, dla przyjemności, powodowane czyjąś chorobliwą wolą, z innych przyczyn. Mantikora, wyvern, mglak, żagnica, żyrytwa, przeraża, leszy, wampir, ghul, graveir, wilkołak, gigaskorpion, strzyga, zjadarka, kikimora, wipper. I był taniec w ciemnościach i cięcie miecza. I był strach i wstręt w oczach tego, kto wręczał mi później zapłatę.

Błędy? A jakże. Popełniałem.

Ale trzymałem się zasad. Nie, nie kodeksu. Zwykłem niekiedy zasłaniać się kodeksem. Ludzie to lubią. Takich, którzy maja jakieś kodeksy i kierują się nimi, szanuje się i poważa.

Nie ma żadnego kodeksu. Nigdy nie ułożono żadnego wiedźmińskiego kodeksu. Ja sobie swój wymyśliłem. Zwyczajnie. I trzymałem się go. Zawsze…

Nie zawsze.

Bo było tak, iż wydawałoby się, że nie ma miejsca na żadne wątpliwości. Że należałoby powiedzieć sobie: "A co mnie to obchodzi, to nie moja sprawa, ja jestem wiedźminem". Że należałoby posłuchać głosu rozsądku. Posłuchać instynktu, jeżeli nie tego, co dyktuje doświadczenie. A choćby i zwykły, najzwyklejszy strach.

Powinienem był posłuchać głosu rozsądku, wtedy…

Nie posłuchałem.

Myślałem, że wybieram mniejsze zło. Wybrałem mniejsze, zło. Mniejsze zło! Jestem Geralt z Rivii. Zwany także Rzeźnikiem z Blaviken.
 
Właśnie czasami można natknąć się na takie mgliste fragmenty odnoszące się do przeszłego życia Geralta, które można różnie interpretować. Przykładowo jego wspomnienia w ruinach Shaerawedd. Niby był zimnym profesjonałem, który nie zabijał, gdy nie musiał, ale bywało, że pozwalał, by samo zabijanie sprawiało mu swego rodzaju przyjemność i satysfakcję. U Ciri też to zachodziło. Nie twierdzę, że Geralt parał się napadami na podróżnych, chociaż wykluczyć tego się nie da, ale można przypuszczać, że życie ludzkie nie było dla niego czymś wartościowym. Nie miał żadnego wzorca postępowania, sam musiał wyznaczyć sobie zasady i ograniczenia.
"Nie ma żadnego kodeksu. Nigdy nie ułożono żadnego wiedźmińskiego kodeksu. Ja sobie swój wymyśliłem."
Posiadał za to nadludzkie możliwości, które łatwo mogły zostać użyte w niewłaściwy sposób. Być może jednak chadzał kocimi ścieżkami.
 
Jakieś opowiadanko albo powieść o przeszłości Geralta, jego wychowaniu w Kaer Morhen, późniejszych przygodach i Kotach coś by się przydało. Bo Sezon zamiast wyjaśniać tylko rozbudza apetyt.
 
@SMiki55 Szczerze mówiąc, to u mnie "Sezon..." niczego nie rozbudził. Czytało się przyjemnie, ale w sumie to nic poza tym. I mimo, że powieść jest autorstwa Sapka, a więc niemalże "biologicznego ojca" wiedźmina, nie jestem w stanie sam siebie przekonać, że może to być na poważnie część wiedźmińskiego kanonu. Geralt, który jak ostatni frajer daje się okraść z mieczy, kompletnie zaplątane pod względem chronologii zakończenie książki, wreszcie Koty - wiedźmini, których mutacja udała się "jakby nie do końca" (swoją drogą pomysł zalatuje mi nieco fabułą pierwszej części gry)... Jakoś mi to nie pasuje charakteru poprzednich części.

Może ja się zestarzałem, ale dla mnie wiedźmiński kanon to dwa tomy opowiadań i piecioksiąg. Cała reszta (bo jestem przekonany, że Sapek w przyszłości uraczy nas jeszcze tomikiem lub dwoma) to mniej lub bardziej potrzebne dodatki. Taki, że tak się wyrażę, autorski fanfiction.

@raison d'etre Wciąż uważam twoją interpretację za ciekawą, bo tak naprawdę mamy za mało przesłanek, żeby wiele wykluczyć :)
Nie zgodziłbym się tylko co do przypuszczenia, że życie ludzi nie znaczyło wiele dla Geralta, przynajmniej w okresie wydarzeń zawartych w książkach, Zawsze miałem wrażeni, że wiedźmin w zdecydowanej większości przypadków starał się unikać zabijania, ale kiedy już zdecydował się robić to, co konieczne, nie wahał się (z wyjątkiem może pogromu w Rivii, ale to zawahanie nie skończyło się dla niego najlepiej..).
 
Last edited:
Top Bottom