Wróciłam właśnie z koncertu Morrisseya...
Ha.ha.ha.
Po jakichś 5 piosenkach ktoś w tłumie krzyknął coś obraźliwego, Mozz "przestał czuć się bezpiecznie", zszedł ze sceny i udał się w drogę do Krakowa.
Eh, już tam trudno, że o posłuchaniu go na żywo marzyłam od dawna i raczej więcej nigdy mi się taka okazja nie nadarzy,ale dwie stówy piechotą nie chodzą...A coś mi się wydaje, że organizatorzy jakoś sprytnie z tego wybrną i nie ma co liczyć na jakikolwiek zwrot.
Z jednej strony gość przesadził, odstawiając coś takiego, ale też mnie zastanawia - po co ktoś płaci za bilet, przychodzi na koncert, a potem tak się zachowuje? I żeby się od razu przyznał, może wtedy by się to tak nie skończyło - ale nie, musieli go szukać z pół godziny...