I po majówce. Maturzyści pewnie drżą przed nadchodzącym Dniem Sądu Ostatecznego, podczas gdy cała reszta użytkowników kończy swoje urlopy lub marudzi na ich brak
. Jako iż sam jestem w drodze powrotnej z Helu, zdam krótką relację. Już przed nadejściem majówki prognozy pogody nie dawały szans na fajny piątek, więc ten dzień odpuściłem całkowicie i na dobrą sprawę majówka przestała być majówką, a stała się po prostu kolejnym weekendem. Miałem ogromną ochotę przepłynąć się gdzieś statkiem i ten Hel chodził mi po głowie od kilku dni. Niestety, podczas sobotniego pobytu w Gdańsku okazało się, że rejsów o 13:10 nie ma, za to pani w kasie zaproponowała mi Gdynię o 13:00. Była 12:35...... Nędza. I nauczka na przyszłość, by dzwonić wcześniej i upewniać się na 100%, co jest aktualne na dany dzień. Na szczęście w zanadrzu miałem jednak plan B, więc sobota nie została zmarnowana, Hel zaś przesunął się na niedzielę, czyli na dzień dzisiejszy. Jako iż byłem naprawdę zdeterminowany, by tam popłynąć, przygotowałem się na każdą ewentualność, wyrażając gotowość do wypłynięcia z Gdańska, Gdyni albo Sopotu w godzinach przedpołudniowych. Jeszcze z pociągu ok. 7:40 zadzwoniłem do kasy Tramwaju Wodnego i upewniłem się, że połączenie Gdańsk-Hel o 8:30 jest aktualne. Po przyjeździe na dworzec czasu za dużo nie było, więc na ostatniej prostej do statku musiałem przerzucić się na sprint, ale udało się ;D. I bardzo się z tego cieszę, gdyż podróż "Opalem" oraz pobyt na Helu to była sama przyjemność!
Stateczek zabiera nas prawie spod samego Żurawia ("prawie" to jednak kilkaset metrów, co boleśnie się odczuwa podczas sprintu), którego niedługo niektórzy będą mogli okazję podziwiać w Wiedźminie 3
. Samo wypłynięcie z miasta trwa jakieś ~25-30 minut i mijając te wszystkie żurawie oraz zacumowane statki handlowe można się przekonać, jak rozległy, za sprawą swego portu i przemysłu stoczniowego, jest Gdańsk. Przed wejściem w Zatokę żegna nas dobrze wszystkim znany pomnik na Westerplatte, a potem jest już tylko morze... Morze i masa pięknych widoków! Sopockie molo i plaża, klif orłowski, Gdynia ze swoim Bulwarem Nadmorskim i charakterystycznymi Sea Towers (widać je nawet z nabrzeża na Westerplatte, tak BTW), a do tego bonusy związane z dużymi wycieczkowcami, żaglówkami i motorówkami, gdyż każdy korzysta z pięknej pogody jak może
. Muszę przyznać, że przy takiej aurze silny powiew świeżego morskiego powietrza jest czymś doprawdy fantastycznym. Im bliżej celu, tym wyraźniejszy jest zarys Półwyspu Helskiego na horyzoncie, aż w końcu można sobie nawet pstrykać fotki z latarnią i cyplem w tle, o co poprosili mnie niektórzy z moich towarzyszy podróży. 2-godzinny rejs wprawił mnie w dobry humor i ochoczo rozpocząłem zwiedzanie miasteczka i okolic. Jak na w sumie niewielki obszar, znajduje się tu sporo atrakcji. Jest fokarium, jest latarnia morska, jest mały, lecz fajny deptaczek, jest plaża, są porozrzucane wszędzie ruiny dawnych fortyfikacji, no i jest Muzeum Obrony Wybrzeża. Samo Muzeum jest niczego sobie i zapewnia rozrywkę na parę godzin, także czas upływa tutaj szybko i trudno się nudzić. Zresztą, jeśli lubicie militarne i postmilitarne obiekty, to na Helu nudy raczej nie zaznacie ;D. Dla dopełnienia klimatu polecam zamiast smażonych ryb uraczyć się żołnierską grochówką sprzedawaną we wspominanym Muzeum.
W kwestii fokarium - warto się wbić na 11:00 lub 14:00, gdy foki są karmione i odbywa się ich trening. To bardzo pocieszne zwierzęta i zawsze fajnie się obserwuje różnicę między ich niemrawym zachowaniem na lądzie oraz zwinnością w wodzie. W samym obiekcie jest też dostępne małe muzeum, gdzie można sobie trochę poczytać o populacji płetwonogich na Bałtyku oraz ich ochronie, a także obejrzeć filmik informacyjny. Cała taka wizyta w fokarium kosztuje zawrotne 6 zł. Dla porównania, Akwarium Gdyńskie to cztery razy tyle.
Widoki z latarni morskiej są ładne, ale niestety nie można wejść na taras latarni, więc las, plażę i morze podziwiamy przez dużą, ale jednak szybę. Jako łowca widoczków nie mogłem sobie tego odpuścić tak czy siak, lecz warto o tym wiedzieć zawczasu. Od latarni do plażowego helskiego cypla jest już niedaleko, więc warto to zaliczyć za jednym zamachem. A co tu dużo mówić, po grochówce i całym dniu chodzenia, rozłożenie się na środku tej plaży, w towarzystwie szumu morza, to doznanie wręcz magiczne, potęgowane dodatkowo przez świadomość, że jesteśmy na krańcu Półwyspu. Odpoczywając na cyplu i kontemplując krwawą historię Helu związaną z okresem II wojny światowej naprawdę cieszyłem się, że to miejsce należy do Polski, gdyż jest ono wyjątkowe. Jeśli będziecie w okolicach Trójmiasta i traficie na ładną pogodę, aż żal byłoby nie skorzystać z okazji. Zwłaszcza, że podróż na Hel tramwajem wodnym w jedną stronę kosztuje 35 zł, stosunek ceny do jakości wypada więc zdecydowanie korzystnie. Wrócić zaś można nawet koleją i osobiście polecam tę opcję, ponieważ także ta podróż wiąże się z unikalnymi widokami, czego nie można powiedzieć o każdym połączeniu kolejowym w Polsce.