Po drugie, bywamy ślepi na seksistowskie i mizoginistyczne zachowania. Przechodzimy nad nimi do porządku dziennego. Wynika to z ogólnego przyzwolenia na, nazwijmy to, „łagodny” seksizm, które panuje w naszej kulturze. „Łagodny” seksizm, w przeciwieństwie do „poważnego” (czyli na przykład jawnego molestowania czy nawoływania do przemocy), przejawia się głównie w formie protekcjonalnego traktowania oraz niesmacznych żartów lub komentarzy. Mówimy: tacy są faceci, taki jest internet, nie należy brać tego na poważnie. Przymykamy więc oko, a nawet same markujemy rozbawienie,
bo nie chcemy wyjść na sztywniary. Dziewczynek w Polsce nie uczy się jeszcze wystarczająco dobitnie i powszechnie, że na obrażające ich zachowania mają prawo reagować sprzeciwem. Wyrastają więc z nich kobiety, które na o
bmacywanie przez obcego mężczyznę na ulicy przed kamerą reagują zwykle nerwowym śmiechem. Mimo że czują się co najmniej niekomfortowo, nie ryzykują wyjścia z konwencji. Przecież to tylko szalony żart, nie ma o co kruszyć kopii.
Otóż jest. I jeśli ktoś wietrzy w tym spisek „feministycznego lobby” lub ofensywę „ideologii gender”, być może łatwiej mu będzie zrozumieć problem, jeśli uświadomi sobie, że idzie tu o kwestie w gruncie rzeczy uniwersalne i elementarne: szacunek dla drugiego człowieka, poszanowanie jego godności, empatię. O wspólne tworzenie środowiska przyjaznego dla wszystkich chętnych w nim przebywać. A jeśli ktoś od ideowego woli podejście pragmatyczno-cyniczne, być może trafi do niego argument, że traktowanie fair połowy populacji graczy ma wymierne korzyści biznesowe. Oznacza więcej sprzedanych egzemplarzy gier, więcej uczestników konwentów i imprez, więcej odsłon w serwisach internetowych. Weźmy, na ten przykład, nasze growe i okołogrowe media: nie wymagam od nich żarliwych manifestów przeciw status quo pokroju
tekstu Johna Walkera z Rock, Paper, Shotgun (polecam!), ale na początek miło by było, gdyby zatrzymały się w pogoni za łatwymi klikami i wyznaczyły sobie pewne standardy: na przykład nie publikowały
materiałów, w których
kobiety (prawdziwe czy wirtualne) traktowane są jak przedmioty do podziwiania i nie tolerowały komentarzy, których autorzy sugestywnie dają do zrozumienia, co chętnie zrobiliby z urodziwymi cosplayerkami albo odsyłają biorące udział w dyskusjach kobiety „z powrotem” do Simsów, „tam, gdzie ich miejsce”. My nie musimy zaglądać na takie strony i udzielać się w komentarzach, ale mnóstwo graczy – zwłaszcza młodych – dostaje za ich pośrednictwem komunikat, że takie traktowanie kobiet jest OK.
Mój tekst jest w założeniu tylko przyczynkiem do dyskusji, zasygnalizowaniem różnych przejawów problemu, właściwie ledwie prześlizgnięciem się po temacie (celowo pominęłam w nim na przykład seksizm i mizoginię obecne w samych grach – to materiał na osobny, dłuższy tekst, w którym znalazłoby się m.in. krytyczne spojrzenie na filmiki Anity Sarkeesian). Może spotka się z odzewem, a może nie. I to również, jak sądzę, pokaże, czy nadszedł czas, by otwarcie o sprawie porozmawiać.