[UWAGA! - SPOILERY] Serial Wiedźmin (Netflix) - wrażenia spoilerowe

+
Leo Bonhart miał trofea - medaliony z różnych szkół wiedźmińskich . Także wiedźminów nie było tylko pięciu :) O pozostałych Sapkowskiemu się nie chciało pisać . Wystarczyło mu , że tylko o nich wspomniał a reszta to wyobraźnia czytelnika .
 
Zdjęcie z sprzed reshootów z Blaviken dało mi do głowy pewną teorię.
bandicam 2020-01-01 14-04-27-367.jpg

Pewnie wielu z nas pamięta jakie reakcje wywołała pierwsza prezentacja Cavilla Geralta. Narzekano na bardzo sztucznie wyglądające włosy, beznadziejną kurtkę itp. Bagiński wówczas zapewniał, że to tylko test i zostanie to w przyszłości zmienione. Wyjątkowo słowa Bagińskiego się potwierdziły, lecz nie do końca.
bandicam 2020-01-01 14-03-40-539.jpg
bandicam 2020-01-01 14-05-22-046.jpg

Z wyciętego materiału i z gotowego odcinka możemy zobaczyć, że Cavill nadal chodził w tej samej kurtce co w tym teście. Tak, jestem pewien że to ta sama kurtka, tylko z dołożonymi naramiennikami, pasami itd, przez co koniec końców Cavill nie prezentuje się tak samo słabo jak na owym teście a i włosy wyraźnie zostały poprawione. Wydaje mi się jednak, że negatywne i śmieszkowie reakcje na ten test zrobiły jednak swoje i dlatego w późniejszych odcinkach Geralt otrzymał finalną zbroję. A widocznie kiedy robiono dokrętki uznano, że będzie lepiej jak Geralt nadal będzie nosił ową nową zbroję. Niby więc drobiazg, ale to trochę niekonsekwentne, że w Blaviken najpierw chodzi w zbroi, przy spotkaniu z Jaskrem zmienia strój na ową kurtkę, po czym przez resztę serialu dalej paraduje w zbroi (Choć wiadomo, że nie będą robić reshootów dla zmiany ubioru bohatera). A sumie teraz jak na to patrzę, to zmiana kostiumu nie była konieczna, bo ta kurtka właściwie nie prezentuję się tak źle, jak wyglądałoby to na tym teście.
No i jeszcze żal mi tych wyciętych scen, bo coś czuję że pierowtnie Blaviken miało być o wiele wierniejsze oryginałowi.
 
Last edited:
Wydaje mi się jednak, że negatywne i śmieszkowie reakcje na ten test zrobiły jednak swoje i dlatego w późniejszych odcinkach Geralt otrzymał finalną zbroję. A widocznie kiedy robiono dokrętki uznano, że będzie lepiej jak Geralt nadal będzie nosił ową nową zbroję.
Nie zmieniliby całego odcinka dla jednej zbroi, bez przesady. Powód dokrętek akurat znam od zakulisowych źródeł, ale nie jestem pewien czy w porządku byłoby zdradzić wprost. W każdym razie, jeżeli pamiętacie statystów dających sobie masaż zamiast się dusić w Cintrze, był to raczej pikuś w porównaniu z tym jak wyglądał tłum na rynku.
 
Ta kurtka z drugiego odcinka dużo bardziej mi się podoba, ale być może powodowała jakieś trudności w poruszaniu się, te elementy na torsie mogły zachaczać o pasy, może się odczepiały, byłbym w stanie w to uwierzyć.

Cóż, szkoda, że wierniejsza wersja się nie załapała, aczkolwiek już w pierwszej wersji była Marilka, więc nie wiem czy tak wiele się zmieniło, jeżeli chodzi o fabułę. Tak czy siak, pierwszy odcinek ma scenę walki, o której wszyscy mówią, decyzja o zmianach była więc słuszna według mnie.
 
Nie zmieniliby całego odcinka dla jednej zbroi, bez przesady. Powód dokrętek akurat znam od zakulisowych źródeł, ale nie jestem pewien czy w porządku byłoby zdradzić wprost. W każdym razie, jeżeli pamiętacie statystów dających sobie masaż zamiast się dusić w Cintrze, był to raczej pikuś w porównaniu z tym jak wyglądał tłum na rynku.
Możesz jednak rozwinąć ?? Myśle , że ta scena jednak źle wyglądała skoro sam Henry nalegał o zmianę koordynatora kaskaderki ...
 
Last edited:
Geralt otrzymał finalną zbroję. A widocznie kiedy robiono dokrętki uznano, że będzie lepiej jak Geralt nadal będzie nosił ową nową zbroję. Niby więc drobiazg, ale to trochę niekonsekwentne, że w Blaviken najpierw chodzi w zbroi, przy spotkaniu z Jaskrem zmienia strój na ową kurtkę

Spytałem o tę kurtkę Bagińskiego, ale udzielił mocno wymijającej odpowiedzi :)

Dla mnie dość oczywiste, że postanowili ją zmienić ze względu na narzekania ludzi i ostała się tylko w tym jednym odcinku.

Mogli tego testu nie pokazywać, a kurtka w pełnej wersji, takiej, jaką widać w drugim odcinku jest w porządku i niepotrzebnie ją zmieniali.
Tak w ogóle to Geralt nie stracił swojej zbroi pod koniec?
 
To są te nieścisłości, które porównujemy z serialem? Naprawdę?

Nic nie porównujemy, pokazujemy, że też są.

Jakoś Codringer i Fenn nie widzieli w tym nic dziwnego, skoro domniemany ojciec Dunego miał tylu bękartów, że nikt nie potrafił ich zliczyć.

A ja właśnie wtedy zacząłem się nad Dunym zastanawiać. Okazało się, że nie był legalnym synem, co już dyskwalifikowało go jako męża Pavetty, czyniąc małżeństwo morganatycznym (i kwestionując prawo Ciri do tronu). Nic nie wiadomo też,by był synem z nieprawego łoża- czyli ojciec w żaden sposób jego pochodzenia nie potwierdził. Cała historia o klątwie też zaczyna budzić poważne podejrzenia, że została wyssana z palca (a przynajmniej jej istotne szczegóły).
Mam uwierzyć, że Calanthe tego nie sprawdziła? :)

Jeżeli Geralt znał Jaskra np 20 lat, to wpadnięcie na niego tylko 5-6 razy nie wydaje mi się całkowicie nieprawdopodobne.

Mimo wszystko jest to mało prawdopodobne, nawet biorąc poprawkę, że Jaskier bezbłędnie wyczuwał materiały do ballady, a Geralt pakował się notorycznie w kłopoty.
Kontynent jest spory- nawet jeśli pesymistycznie przyjąć, że Temeria była rozmiarów Małopolski, a Cintra- Mazur.

Wiedźminów na całym świecie może być ze 20, ale potworów nadal jest od cholery. Zapewne ich wykończeniem zajmują się najemnicy, pomniejsi czarodzieje, i inni profesjonalni zabójcy potworów, nie będący wiedźminami. W zasadzie jak jakiemuś człowiekowi na jego ogłoszenie odpowie akurat wiedźmin, to ten powinien płakać ze szczęścia. Poza tym, wiedźmini raczej nie podróżują bez ładu i składu, tylko kierują się do miejsc, gdzie właśnie można najczęściej natrafić na potwory.

Raczej mniej niż 20- zobacz, Geralt spotyka często Jaskra czy innych trzecioplanowych bohaterów, a na innego wiedźmina trafia raz- w Sezonie Burz.
Profesjonalnych zabójców potworów nie jest wielu- właściwie wiemy tylko o Eycku z Denesle. Oczywiście, pewnie zdarzało się, że zdesperowani chłopi zatłukli oszluzga kłonicami i cepami, albo lokalny rządca zmobilizował oddział wojska, ale na pewno nie było to regułą (inaczej te ogłoszenia w ogóle by zniknęły)

To faktycznie dziwne, ale ten napad był chyba ze sto lat temu. Większość z tych ludzi pewnie już poumierała.

Zgadzam się- ale zobacz, że nie zostały po nim żadne raporty. O lokalizacji Kaer Mohren nie wiedzą ani czarodzieje, ani nilfgaardzki wywiad, ani nawet król Kaedwen.

Zakładam rozwiązanie growe: Wiedźmini potrafią sami robić swoje eliksiry (Bo to zwyczajnie praktycznie). Nenneke pewnie je zrobiła by Geralt nie musiał się z tym trudzić.

To tak naprawdę jedyne sensowne rozwiązanie- proste eliksiry robią sami wiedźmini, laboratorium służyło tworzeniu mutagenów.
Zostaje tylko jedna wątpliwość- czemu Geralt podróżując, a zwłaszcza zimując w Toussaint, nie miał eliksirów? Pozostaje chyba tylko bardzo naciągane wytłumaczenie, że nie miał on składników.

No chyba nie. Ja z sagi wywnioskowałem, że czary kosztują, owszem, ale czarodzieje w wiedźminlandzie opanowali je w taki sposób, by takie "szkodliwe" zaklęcie jak piorun kulisty, kula ognia itd były łatwe i szybkie do rzucenia. Możliwe że zaklęcia z Hołopola po prostu nie były trudne do z wykonania.

Osobiście skłaniałbym się ku konceptowi z "Trylogii Husyckiej"- gesty i słowa nie mają większego znaczenia, kluczowy jest stan psychiczny i moc rzucającego. Tyle że cała Saga przekonuje o czymś przeciwnym (może poza sceną pogromu w Rivii).
Gdyby zaklęcia z Hołopola były łatwe, pod Sodden czarodzieje po prostu zmienili by wojska Nilgaardu w kurczaki albo jaszczurki.

A czemu w opowiadaniu o strzydze potwory i wiedźmini istnieją od 30 lat a Geralt szlachtuje trzech ochlejców na odczep? Ten świat i jego lore były dopiero w powijakach.

Właśnie o tym mówię. Świat powstawał stopniowo, stąd pewne nieścisłości fabularne :)

A jakim cudem Reynevan co chwilę wpada w tarapaty, cudem zostaje z nich uratowany, po czym wpada w kolejne? Jakim cudem spiskowcy spiskują pod Toussaint akurat w momencie gdy przechodzi tędy Geralt? Przeznaczenie ex machina co chwilę występuje u ASa.

Dla mnie scena z Toussaint jest straszliwie naciągana- jakby autor zabrnął w ślepy zaułek i musiał na gwałt coś wymyśleć.
Coś w rodzaju sceny z jednej z powieści sensacyjnych- pod koniec jednego rozdziału bohater został wyrzucony z samolotu na środku morza pełnego rekinów, na początku następnego popijał drinki na plaży.
Wpływem przeznaczenia takie fabularne wpadki oczywiście można pokryć, problem w tym, że można nim pokryć każdą prawie nieścisłość.

O tym też było w notkach. Nikt nie mógł skontaktować się z Maecht bo było właśnie pacyfikowane przez Nilfgaard.

No nie, bez przesady. Można wysłać szpiega przebranego za dziwkę albo kupca. Można zwerbować kogoś z nifgaardzkiej armii. Calanthe na sprawdzenie opowieci Duny'ego miała 10 lat.

Pytanie, czy Emhyr pokazywał się w ogóle w Cintrze po podboju. Przed podbojem większość czasu i tak spędzał na Skellige bo w Cintrze go nie chcieli przez szemrane pochodzenie.

Nie pokazywał się w Cintrze, a przynajmniej nic nie wskazuje, by ją odwiedził
Problemem jest to, że nie wierzę, by nikt z Cintry nie pokazywał się w Nilgaardzie- nie był w pałacu cesarskim, nie widział portretu cesarza.

Pięciu wiedzminów Cechu Wilka. Inne szkoły istniały, jako furtka dla Panżeja by dodać kiedyś kolejnych, co zrobił w końcu w Sezonie z Brehenem.

Ale zobacz, że poza Brehenem nie spotykamy żadnego innego wiedźmina. Z żadnego cechu.

Poza tym potwory w Sadze są na wymarciu.

Geralt kilka razy na to narzeka. Ale zobacz, że poza jednym opowiadaniem nie ma on problemów finansowych i zawsze na jakiegoś potwora trafia. Nawet w Sadze jest ich sporo.

A po co było tam wracać, skoro problem nadmiaru wiedźminów został zażegnany za pierwszym razem?

Choćby po to, żeby nadać zamek z okolicznym lasem wasalowi.
 
Nic nie porównujemy, pokazujemy, że też są.

To tym bardziej nie rozumiem argumentacji pt. "a u was murzynów biją". Ale chyba kluczowe jest to, jak istotne to są rzeczy - pomijając, że bardzo dyskusyjne i łatwe do obalenia, co pokazali przedmówcy. To są nieporównywalne poziomy nielogiczności.

Pierwsza z brzegu rzecz - zachowanie dopplera, który wpada wbrew ustanowionym nawet w samym serialu zasadom, a jest to dla fabuły kluczowe. A Ty mi tutaj o takich rzeczach:

Zostaje tylko jedna wątpliwość- czemu Geralt podróżując, a zwłaszcza zimując w Toussaint, nie miał eliksirów?

Tu nie ma żadnych wątpliwości, dialogi i wydarzenia sugerują to wyraźnie. Wiedźmin ruszając na ratunek Ciri Wiedźminem przestał być. Sam o tym zresztą mówi.

Powtarzam, rzeczy nieporównywalne.
 
Mimo wszystko jest to mało prawdopodobne, nawet biorąc poprawkę, że Jaskier bezbłędnie wyczuwał materiały do ballady, a Geralt pakował się notorycznie w kłopoty.
Kontynent jest spory- nawet jeśli pesymistycznie przyjąć, że Temeria była rozmiarów Małopolski, a Cintra- Mazur.

Geralt spotykał Jaskra, bo Sapkowski chciał, żeby Geralt spotykał Jaskra. Takie prawo autora i właściwość głównego protagonisty. To są typowe książkowe "tropy", stare jak ludzkość.

Raczej mniej niż 20- zobacz, Geralt spotyka często Jaskra czy innych trzecioplanowych bohaterów, a na innego wiedźmina trafia raz- w Sezonie Burz.
Profesjonalnych zabójców potworów nie jest wielu- właściwie wiemy tylko o Eycku z Denesle. Oczywiście, pewnie zdarzało się, że zdesperowani chłopi zatłukli oszluzga kłonicami i cepami, albo lokalny rządca zmobilizował oddział wojska, ale na pewno nie było to regułą (inaczej te ogłoszenia w ogóle by zniknęły)

Strasznie wszystko upraszczasz. Czasami oddział chłopów wystarczy, czasami nie, czasami władca się pofatyguje ze zbrojnymi, czasami nie, czasami ludziom pomoże wiedźmin za odpowiednią opłatą, czasami nawiedzony pogromca zła (a wiemy z komentarzy Geralta, że Eyck, nie był jedynym) za darmo.

To tak naprawdę jedyne sensowne rozwiązanie- proste eliksiry robią sami wiedźmini, laboratorium służyło tworzeniu mutagenów.
Zostaje tylko jedna wątpliwość- czemu Geralt podróżując, a zwłaszcza zimując w Toussaint, nie miał eliksirów? Pozostaje chyba tylko bardzo naciągane wytłumaczenie, że nie miał on składników.

Nie miał składników, nie potrzebował itd. To, że coś nie jest wyjaśnione, nie oznacza automatycznie, że są jakieś nieścisłości.

Osobiście skłaniałbym się ku konceptowi z "Trylogii Husyckiej"- gesty i słowa nie mają większego znaczenia, kluczowy jest stan psychiczny i moc rzucającego. Tyle że cała Saga przekonuje o czymś przeciwnym (może poza sceną pogromu w Rivii).
Gdyby zaklęcia z Hołopola były łatwe, pod Sodden czarodzieje po prostu zmienili by wojska Nilgaardu w kurczaki albo jaszczurki.

Yen biła się z niemagicznymi machając nóżką. Pod Sodden biła się wraz ze swoja ekipą magów, z inna ekipą magów, więc logicznym jest chyba założenie, że obie ekipy przesadzały sobie wzajemnie w rzucaniu "czarów obszarowych". Jak byk stoi w sadze, że czarodzieje byli kluczowi w odniesieniu zwycięstwa.

Dla mnie scena z Toussaint jest straszliwie naciągana- jakby autor zabrnął w ślepy zaułek i musiał na gwałt coś wymyśleć.
Coś w rodzaju sceny z jednej z powieści sensacyjnych- pod koniec jednego rozdziału bohater został wyrzucony z samolotu na środku morza pełnego rekinów, na początku następnego popijał drinki na plaży.
Wpływem przeznaczenia takie fabularne wpadki oczywiście można pokryć, problem w tym, że można nim pokryć każdą prawie nieścisłość.

Jest to typowa deus ex machina. Nie jest to nieścisłość, tylko słabszy fragment sagi.

Ale zobacz, że poza Brehenem nie spotykamy żadnego innego wiedźmina. Z żadnego cechu.

Ale co z tego? AS w wystarczająco wielu miejsca dał do zrozumienia, że po świecie wędrują inni wiedźmini. Nie znamy konkretnej liczby i tyle. Nie bardzo wiem z czym polemizujesz.

Geralt kilka razy na to narzeka. Ale zobacz, że poza jednym opowiadaniem nie ma on problemów finansowych i zawsze na jakiegoś potwora trafia. Nawet w Sadze jest ich sporo.


On ma ciągłe problemy finansowe. Czytaliśmy tą samą książkę?
 
Geralt spotykał Jaskra, bo Sapkowski chciał, żeby Geralt spotykał Jaskra. Takie prawo autora i właściwość głównego protagonisty. To są typowe książkowe "tropy", stare jak ludzkość.

Oczywiście, że stare jak świat. Patrząc jednak na nie bez emocji, widzę ich nielogiczność.

Strasznie wszystko upraszczasz. Czasami oddział chłopów wystarczy, czasami nie, czasami władca się pofatyguje ze zbrojnymi, czasami nie, czasami ludziom pomoże wiedźmin za odpowiednią opłatą, czasami nawiedzony pogromca zła (a wiemy z komentarzy Geralta, że Eyck, nie był jedynym) za darmo.

Oczywiście, że radzono sobie w różny sposób, czasami kończyło się to dobrze, pewnie częściej źle, nie zmienia to faktu, że ogłoszeń było sporo, a wiedźminów kilku.


Nie miał składników, nie potrzebował itd. To, że coś nie jest wyjaśnione, nie oznacza automatycznie, że są jakieś nieścisłości.

Wyjaśnienia, że nie potrzebował, nie uznaję- w końcu polował na potwory. Wyjaśnienie, że nie miał składników, uważam za naciągane.

Yen biła się z niemagicznymi machając nóżką. Pod Sodden biła się wraz ze swoja ekipą magów, z inna ekipą magów, więc logicznym jest chyba założenie, że obie ekipy przesadzały sobie wzajemnie w rzucaniu "czarów obszarowych". Jak byk stoi w sadze, że czarodzieje byli kluczowi w odniesieniu zwycięstwa.

Ok, zostawmy Sodden. Zobacz jednak, że w całej Sadze nie ma przypadku zastosowania podobnie skutecznego czaru. Nawet w Rivii dwie wybitne czarodziejki próbowały rzucić na tłuszczę bodajże "Piorun Alzura", zamiast zmienić całe towarzystwo w żaby, albo całą broń w banany/

Ale co z tego? AS w wystarczająco wielu miejsca dał do zrozumienia, że po świecie wędrują inni wiedźmini. Nie znamy konkretnej liczby i tyle. Nie bardzo wiem z czym polemizujesz.

Wręcz przeciwnie, gdzie się da pisał, że wiedźminów jest niewielu.
Czytając wyobrażaliśmy sobie, że ich jest dużo, żeby te ogłoszenia jakoś trzymały się kupy.

On ma ciągłe problemy finansowe. Czytaliśmy tą samą książkę?

Głoduje tylko w jednym opowiadaniu (i tylko dlatego, że książę upiera się, by zapłacić dopiero po wykonaniu zadania), ma zawsze dach nad głową.
Oczywiście, zarabia na potworach marnie, na zakup domu go nie stać, leczenie musi po cichu dofinansowywać Yennefer. Ale to i tak całkiem niezła sytuacja, jak na quasi-średniowiecze.

Tu nie ma żadnych wątpliwości, dialogi i wydarzenia sugerują to wyraźnie. Wiedźmin ruszając na ratunek Ciri Wiedźminem przestał być. Sam o tym zresztą mówi.

Wskazuję nielogiczności Sagi, a Ty mnie przekonujesz, że w serialu było gorzej. Bezsprzecznie było, ale to nie powoduje, że nagle te nielogiczności znikają.
Wiedźmin, szukając Ciri, mówi i robi bardzo wiele różnych rzeczy (co najlepiej podsumowuje Yennefer - "on nie ma żadnego planu..." streszczając potem w dwóch zdaniach zachowanie Geralta w ostatnich tomach Sagi i prorokując jego los w czasie pogromu w Rivii). Dość powiedzieć, że wiedźmin, który przestał być wiedźminem, bez oporu przyjmuje typowo wiedźmińskie zlecenia i wypełnia je z sukcesem.

Krótko mówiąc- sugerujesz, że Geralt zrezygnował z eliksirów, bo przestał być wiedźminem, po czym przyjął wiedźmińskie zlecenia i niby-wiedźmiński medalion :) To już wolę wersję o braku składników.
 
Oczywiście, że radzono sobie w różny sposób, czasami kończyło się to dobrze, pewnie częściej źle, nie zmienia to faktu, że ogłoszeń było sporo, a wiedźminów kilku.
Ale w książkach z tego co pamiętam to nie było zwykle tak jak w grach, że Geralt oczyszczał tablicę, na której roiło się od ogłoszeń. Pytał po prostu miejscowych, czy w okolicy nie znalazłaby się dla niego jakaś robota. A jak ktoś wystawiał ogłoszenie, że trzeba zabić potwora, to niekoniecznie musiało być ono specjalnie przeznaczone dla wiedźmina.

Ok, zostawmy Sodden. Zobacz jednak, że w całej Sadze nie ma przypadku zastosowania podobnie skutecznego czaru. Nawet w Rivii dwie wybitne czarodziejki próbowały rzucić na tłuszczę bodajże "Piorun Alzura", zamiast zmienić całe towarzystwo w żaby, albo całą broń w banany.
Trzeba pamiętać, że ten czar Yennefer był rzucany nogą, więc został w dużym stopniu zniekształcony. Zresztą podobnie było w Rivii, gdzie czarodziejki zostały zranione w usta.

Głoduje tylko w jednym opowiadaniu (i tylko dlatego, że książę upiera się, by zapłacić dopiero po wykonaniu zadania), ma zawsze dach nad głową. Oczywiście, zarabia na potworach marnie, na zakup domu go nie stać, leczenie musi po cichu dofinansowywać Yennefer. Ale to i tak całkiem niezła sytuacja, jak na quasi-średniowiecze.
Miał dach nad głową, bo mu go czasami zapewniał zleceniodawca. Bywało, że nocował pod gołym niebem.

Ale szczerze mówiąc, zaczynam się gubić w tych cytowaniach i już nie wiem, czego konkretne argumenty się tyczą i co próbują konkretnie udowodnić
 
Oczywiście, że stare jak świat. Patrząc jednak na nie bez emocji, widzę ich nielogiczność.

Mylisz logikę z prawdopodobieństwem.


Oczywiście, że radzono sobie w różny sposób, czasami kończyło się to dobrze, pewnie częściej źle, nie zmienia to faktu, że ogłoszeń było sporo, a wiedźminów kilku.

Abstrahując od tego, że nie wiem do czego zmierzasz, skąd wziąłeś to sporo? Ogłoszenia nie były jedyną forma "szukania" pracy przez Geralta, badał dziwne sytuacje (Ziarno prawdy), zabijał napotkane w okolicy osad potwory z nadzieja utargowania kasy (Mniejsze zło), jak sam opowiadał stawał na granicy wsi/miasta i czekał, czy ktos do niego wyjdzie ze zleceniem, czy poleca kamienie i bluzgi itd.

Nie wiem skąd przekonanie o obfitości ogłoszeń, może wpływ gier?

Wyjaśnienia, że nie potrzebował, nie uznaję- w końcu polował na potwory. Wyjaśnienie, że nie miał składników, uważam za naciągane.

Ale nie musisz niczego uznawać, tak po prawdzie. Jest to coś niewyjaśnionego, nie nielogicznego.

Ok, zostawmy Sodden. Zobacz jednak, że w całej Sadze nie ma przypadku zastosowania podobnie skutecznego czaru. Nawet w Rivii dwie wybitne czarodziejki próbowały rzucić na tłuszczę bodajże "Piorun Alzura", zamiast zmienić całe towarzystwo w żaby, albo całą broń w banany/

Znowu upraszczasz, inny kontekst, intencje itd. Fakt, że zaklęcia nie udało się powtórzyć, można tez zwalić na pobudzenie emocjonalne. Wkurzona Triss rzuciła gradobicie i nikomu potem nie udało się rzucić tego czaru. W Granicy, Yen była obnażoną, związaną, poparzoną, wkurzoną, niedoszłą ofiarą gwałtu.

Wręcz przeciwnie, gdzie się da pisał, że wiedźminów jest niewielu.
Czytając wyobrażaliśmy sobie, że ich jest dużo, żeby te ogłoszenia jakoś trzymały się kupy.

Czytając wyobrażałem sobie, ze jest ich niewielu, bo w książkach jest to wałkowane jak mantra. Dalej nie wiem skąd pogląd o obfitości ogłoszeń na słupach.

Głoduje tylko w jednym opowiadaniu (i tylko dlatego, że książę upiera się, by zapłacić dopiero po wykonaniu zadania), ma zawsze dach nad głową.
Oczywiście, zarabia na potworach marnie, na zakup domu go nie stać, leczenie musi po cichu dofinansowywać Yennefer. Ale to i tak całkiem niezła sytuacja, jak na quasi-średniowiecze.

Nic nie musi, tylko chce dofinansowywać, a samo dofinansowywanie jest absurdalne w swoich założeniach, co zostało słusznie wypunktowane przez Nenneke.

Geralt był wiecznie biedny, zakup kurtki rósł do wydarzenia dużej rangi.
 
Wskazuję nielogiczności Sagi, a Ty mnie przekonujesz, że w serialu było gorzej.

Do tego nawet przekonywać nie trzeba. Natomiast dla porządku przypomnę, że schemat tej dyskusji wyglądał tak:

Fabuła w serialu jest pełna bzdur i nielogiczności - > "a w książkach też są".

No i potem zamiast walnąć czymś podobnego kalibru na obronę tej tezy to Ty wrzucasz, wybacz słownictwo, jakieś duperele, których zakwestionowania bez wysiłku jest w stanie dokonać kilka osób :) Jakiego stanowiska próbujesz bronić?

Dość powiedzieć, że wiedźmin, który przestał być wiedźminem, bez oporu przyjmuje typowo wiedźmińskie zlecenia i wypełnia je z sukcesem.

Jeśli masz na myśli przyjmowanie zleceń na dworze Księżnej, to jest to oczywisty powrót do rutyny, ale niejako wymuszony, za namową Fringilli, która ma w tym określony cel i nie jest to powrót pełny, co mi zawsze wydawało się oczywiste. Równie dobrze mógłbyś jako nielogiczność wskazać, że nie kazał sobie wykuć prawdziwego wiedźmińskiego medalionu. Braku logiki nie widzę.
 
I tak, żeby było śmiesznie, ja uważam, ze w sadze jest pełno nielogiczności, czy zwykłych błędów. Już sam fakt, że opowiadanie Wiedźmin, jest w kanonie, tworzy automatycznie całą górkę sprzecznych informacji.

W samej sadze tez nie brakuje sprzeczności geograficznych, politycznych, charakterologicznych, czasowych, genealogicznych itd.

Tylko, że są to błędy/nieścisłości/zaprzeczenia mało albo bardzo mało znaczące. Wesoły efekt tworzenia świata przy okazji opowiadania historii. Porównywanie ich z tym co się wyprawia w serialu, to jak porównywanie literówki, do rozlania kałamarza na całą stronę notatek.
 
Ja z kolei jeśli miałbym zwrócić uwagę na jakiś błąd fabularny, to doskwiera mi tylko totalny deus ex machina w postaci Geralta przypadkiem podsłuchującego, gdzie leży kryjówka Vilgefortza. Jest to zdecydowanie słabo umocowane i zbyt przypadkowe, od zawsze mi to zgrzytało.
 
Zmieniając trochę temat dyskusji, czy ktoś z was zauważył jakiś szczegół mówiący o tym ile czasu minęło w wątku Yennefer pomiędzy drugim a trzecim odcinkiem? Całkiem możliwe, że są to miesiące (jedyną wskazówką jaką zauważyłem jest długość włosów Yennefer, oraz to że nie wygląda starzej niż w odcinku drugim), ale jak wtedy wytłumaczyć jej nagły przyrost zdolności magicznych jak i sam fakt, że przygotowywana była do "Ascension" po tak krótkim czasie. Jest to jedna z rzeczy, które nie dają mi spokoju odnośnie świata przedstawionego w serialu a nigdzie nie mogłem znaleźć odpowiedzi.
 
Top Bottom