Leo Bonhart miał trofea - medaliony z różnych szkół wiedźmińskich . Także wiedźminów nie było tylko pięciu O pozostałych Sapkowskiemu się nie chciało pisać . Wystarczyło mu , że tylko o nich wspomniał a reszta to wyobraźnia czytelnika .
nie chciało pisać
Nie zmieniliby całego odcinka dla jednej zbroi, bez przesady. Powód dokrętek akurat znam od zakulisowych źródeł, ale nie jestem pewien czy w porządku byłoby zdradzić wprost. W każdym razie, jeżeli pamiętacie statystów dających sobie masaż zamiast się dusić w Cintrze, był to raczej pikuś w porównaniu z tym jak wyglądał tłum na rynku.Wydaje mi się jednak, że negatywne i śmieszkowie reakcje na ten test zrobiły jednak swoje i dlatego w późniejszych odcinkach Geralt otrzymał finalną zbroję. A widocznie kiedy robiono dokrętki uznano, że będzie lepiej jak Geralt nadal będzie nosił ową nową zbroję.
Możesz jednak rozwinąć ?? Myśle , że ta scena jednak źle wyglądała skoro sam Henry nalegał o zmianę koordynatora kaskaderki ...Nie zmieniliby całego odcinka dla jednej zbroi, bez przesady. Powód dokrętek akurat znam od zakulisowych źródeł, ale nie jestem pewien czy w porządku byłoby zdradzić wprost. W każdym razie, jeżeli pamiętacie statystów dających sobie masaż zamiast się dusić w Cintrze, był to raczej pikuś w porównaniu z tym jak wyglądał tłum na rynku.
Napisałem, że nową zbroję Geralta postanowiono dać korzystając z okazji dokrętek, a nie że robiono dokrętki specjalnie dla zmiany zbroi.Nie zmieniliby całego odcinka dla jednej zbroi, bez przesady.
A nie odpowiadał za to Vladimir Furdik?Możesz jednak rozwinąć ?? Myśle , że ta scena jednak źle wyglądała skoro sam Henry nalegał o zmianę koordynatora kaskaderki ...
Geralt otrzymał finalną zbroję. A widocznie kiedy robiono dokrętki uznano, że będzie lepiej jak Geralt nadal będzie nosił ową nową zbroję. Niby więc drobiazg, ale to trochę niekonsekwentne, że w Blaviken najpierw chodzi w zbroi, przy spotkaniu z Jaskrem zmienia strój na ową kurtkę
To są te nieścisłości, które porównujemy z serialem? Naprawdę?
Jakoś Codringer i Fenn nie widzieli w tym nic dziwnego, skoro domniemany ojciec Dunego miał tylu bękartów, że nikt nie potrafił ich zliczyć.
Jeżeli Geralt znał Jaskra np 20 lat, to wpadnięcie na niego tylko 5-6 razy nie wydaje mi się całkowicie nieprawdopodobne.
Wiedźminów na całym świecie może być ze 20, ale potworów nadal jest od cholery. Zapewne ich wykończeniem zajmują się najemnicy, pomniejsi czarodzieje, i inni profesjonalni zabójcy potworów, nie będący wiedźminami. W zasadzie jak jakiemuś człowiekowi na jego ogłoszenie odpowie akurat wiedźmin, to ten powinien płakać ze szczęścia. Poza tym, wiedźmini raczej nie podróżują bez ładu i składu, tylko kierują się do miejsc, gdzie właśnie można najczęściej natrafić na potwory.
To faktycznie dziwne, ale ten napad był chyba ze sto lat temu. Większość z tych ludzi pewnie już poumierała.
Zakładam rozwiązanie growe: Wiedźmini potrafią sami robić swoje eliksiry (Bo to zwyczajnie praktycznie). Nenneke pewnie je zrobiła by Geralt nie musiał się z tym trudzić.
No chyba nie. Ja z sagi wywnioskowałem, że czary kosztują, owszem, ale czarodzieje w wiedźminlandzie opanowali je w taki sposób, by takie "szkodliwe" zaklęcie jak piorun kulisty, kula ognia itd były łatwe i szybkie do rzucenia. Możliwe że zaklęcia z Hołopola po prostu nie były trudne do z wykonania.
A czemu w opowiadaniu o strzydze potwory i wiedźmini istnieją od 30 lat a Geralt szlachtuje trzech ochlejców na odczep? Ten świat i jego lore były dopiero w powijakach.
A jakim cudem Reynevan co chwilę wpada w tarapaty, cudem zostaje z nich uratowany, po czym wpada w kolejne? Jakim cudem spiskowcy spiskują pod Toussaint akurat w momencie gdy przechodzi tędy Geralt? Przeznaczenie ex machina co chwilę występuje u ASa.
O tym też było w notkach. Nikt nie mógł skontaktować się z Maecht bo było właśnie pacyfikowane przez Nilfgaard.
Pytanie, czy Emhyr pokazywał się w ogóle w Cintrze po podboju. Przed podbojem większość czasu i tak spędzał na Skellige bo w Cintrze go nie chcieli przez szemrane pochodzenie.
Pięciu wiedzminów Cechu Wilka. Inne szkoły istniały, jako furtka dla Panżeja by dodać kiedyś kolejnych, co zrobił w końcu w Sezonie z Brehenem.
Poza tym potwory w Sadze są na wymarciu.
A po co było tam wracać, skoro problem nadmiaru wiedźminów został zażegnany za pierwszym razem?
Nic nie porównujemy, pokazujemy, że też są.
Zostaje tylko jedna wątpliwość- czemu Geralt podróżując, a zwłaszcza zimując w Toussaint, nie miał eliksirów?
Mimo wszystko jest to mało prawdopodobne, nawet biorąc poprawkę, że Jaskier bezbłędnie wyczuwał materiały do ballady, a Geralt pakował się notorycznie w kłopoty.
Kontynent jest spory- nawet jeśli pesymistycznie przyjąć, że Temeria była rozmiarów Małopolski, a Cintra- Mazur.
Raczej mniej niż 20- zobacz, Geralt spotyka często Jaskra czy innych trzecioplanowych bohaterów, a na innego wiedźmina trafia raz- w Sezonie Burz.
Profesjonalnych zabójców potworów nie jest wielu- właściwie wiemy tylko o Eycku z Denesle. Oczywiście, pewnie zdarzało się, że zdesperowani chłopi zatłukli oszluzga kłonicami i cepami, albo lokalny rządca zmobilizował oddział wojska, ale na pewno nie było to regułą (inaczej te ogłoszenia w ogóle by zniknęły)
To tak naprawdę jedyne sensowne rozwiązanie- proste eliksiry robią sami wiedźmini, laboratorium służyło tworzeniu mutagenów.
Zostaje tylko jedna wątpliwość- czemu Geralt podróżując, a zwłaszcza zimując w Toussaint, nie miał eliksirów? Pozostaje chyba tylko bardzo naciągane wytłumaczenie, że nie miał on składników.
Osobiście skłaniałbym się ku konceptowi z "Trylogii Husyckiej"- gesty i słowa nie mają większego znaczenia, kluczowy jest stan psychiczny i moc rzucającego. Tyle że cała Saga przekonuje o czymś przeciwnym (może poza sceną pogromu w Rivii).
Gdyby zaklęcia z Hołopola były łatwe, pod Sodden czarodzieje po prostu zmienili by wojska Nilgaardu w kurczaki albo jaszczurki.
Dla mnie scena z Toussaint jest straszliwie naciągana- jakby autor zabrnął w ślepy zaułek i musiał na gwałt coś wymyśleć.
Coś w rodzaju sceny z jednej z powieści sensacyjnych- pod koniec jednego rozdziału bohater został wyrzucony z samolotu na środku morza pełnego rekinów, na początku następnego popijał drinki na plaży.
Wpływem przeznaczenia takie fabularne wpadki oczywiście można pokryć, problem w tym, że można nim pokryć każdą prawie nieścisłość.
Ale zobacz, że poza Brehenem nie spotykamy żadnego innego wiedźmina. Z żadnego cechu.
Geralt kilka razy na to narzeka. Ale zobacz, że poza jednym opowiadaniem nie ma on problemów finansowych i zawsze na jakiegoś potwora trafia. Nawet w Sadze jest ich sporo.
Geralt spotykał Jaskra, bo Sapkowski chciał, żeby Geralt spotykał Jaskra. Takie prawo autora i właściwość głównego protagonisty. To są typowe książkowe "tropy", stare jak ludzkość.
Strasznie wszystko upraszczasz. Czasami oddział chłopów wystarczy, czasami nie, czasami władca się pofatyguje ze zbrojnymi, czasami nie, czasami ludziom pomoże wiedźmin za odpowiednią opłatą, czasami nawiedzony pogromca zła (a wiemy z komentarzy Geralta, że Eyck, nie był jedynym) za darmo.
Nie miał składników, nie potrzebował itd. To, że coś nie jest wyjaśnione, nie oznacza automatycznie, że są jakieś nieścisłości.
Yen biła się z niemagicznymi machając nóżką. Pod Sodden biła się wraz ze swoja ekipą magów, z inna ekipą magów, więc logicznym jest chyba założenie, że obie ekipy przesadzały sobie wzajemnie w rzucaniu "czarów obszarowych". Jak byk stoi w sadze, że czarodzieje byli kluczowi w odniesieniu zwycięstwa.
Ale co z tego? AS w wystarczająco wielu miejsca dał do zrozumienia, że po świecie wędrują inni wiedźmini. Nie znamy konkretnej liczby i tyle. Nie bardzo wiem z czym polemizujesz.
On ma ciągłe problemy finansowe. Czytaliśmy tą samą książkę?
Tu nie ma żadnych wątpliwości, dialogi i wydarzenia sugerują to wyraźnie. Wiedźmin ruszając na ratunek Ciri Wiedźminem przestał być. Sam o tym zresztą mówi.
Ale w książkach z tego co pamiętam to nie było zwykle tak jak w grach, że Geralt oczyszczał tablicę, na której roiło się od ogłoszeń. Pytał po prostu miejscowych, czy w okolicy nie znalazłaby się dla niego jakaś robota. A jak ktoś wystawiał ogłoszenie, że trzeba zabić potwora, to niekoniecznie musiało być ono specjalnie przeznaczone dla wiedźmina.Oczywiście, że radzono sobie w różny sposób, czasami kończyło się to dobrze, pewnie częściej źle, nie zmienia to faktu, że ogłoszeń było sporo, a wiedźminów kilku.
Trzeba pamiętać, że ten czar Yennefer był rzucany nogą, więc został w dużym stopniu zniekształcony. Zresztą podobnie było w Rivii, gdzie czarodziejki zostały zranione w usta.Ok, zostawmy Sodden. Zobacz jednak, że w całej Sadze nie ma przypadku zastosowania podobnie skutecznego czaru. Nawet w Rivii dwie wybitne czarodziejki próbowały rzucić na tłuszczę bodajże "Piorun Alzura", zamiast zmienić całe towarzystwo w żaby, albo całą broń w banany.
Miał dach nad głową, bo mu go czasami zapewniał zleceniodawca. Bywało, że nocował pod gołym niebem.Głoduje tylko w jednym opowiadaniu (i tylko dlatego, że książę upiera się, by zapłacić dopiero po wykonaniu zadania), ma zawsze dach nad głową. Oczywiście, zarabia na potworach marnie, na zakup domu go nie stać, leczenie musi po cichu dofinansowywać Yennefer. Ale to i tak całkiem niezła sytuacja, jak na quasi-średniowiecze.
Oczywiście, że stare jak świat. Patrząc jednak na nie bez emocji, widzę ich nielogiczność.
Oczywiście, że radzono sobie w różny sposób, czasami kończyło się to dobrze, pewnie częściej źle, nie zmienia to faktu, że ogłoszeń było sporo, a wiedźminów kilku.
Wyjaśnienia, że nie potrzebował, nie uznaję- w końcu polował na potwory. Wyjaśnienie, że nie miał składników, uważam za naciągane.
Ok, zostawmy Sodden. Zobacz jednak, że w całej Sadze nie ma przypadku zastosowania podobnie skutecznego czaru. Nawet w Rivii dwie wybitne czarodziejki próbowały rzucić na tłuszczę bodajże "Piorun Alzura", zamiast zmienić całe towarzystwo w żaby, albo całą broń w banany/
Wręcz przeciwnie, gdzie się da pisał, że wiedźminów jest niewielu.
Czytając wyobrażaliśmy sobie, że ich jest dużo, żeby te ogłoszenia jakoś trzymały się kupy.
Głoduje tylko w jednym opowiadaniu (i tylko dlatego, że książę upiera się, by zapłacić dopiero po wykonaniu zadania), ma zawsze dach nad głową.
Oczywiście, zarabia na potworach marnie, na zakup domu go nie stać, leczenie musi po cichu dofinansowywać Yennefer. Ale to i tak całkiem niezła sytuacja, jak na quasi-średniowiecze.
Wskazuję nielogiczności Sagi, a Ty mnie przekonujesz, że w serialu było gorzej.
Dość powiedzieć, że wiedźmin, który przestał być wiedźminem, bez oporu przyjmuje typowo wiedźmińskie zlecenia i wypełnia je z sukcesem.