Skończyłem
Bojacka.
Wow.
Z jednej strony jest to jasno określony format
adult cartoon, który zalicza wszystkie tropy charakteryzujące gatunek, z drugiej całkowita dekonstrukcja znajomego schematu, cały czas świadoma swoich ograniczeń, poza które regularnie wykracza odwracając jednocześnie oczekiwania widza. To jest część triku, który czyni
show wyjątkowym. Na powierzchni karykaturalny obraz branży rozrywkowej oraz hołdu i uwielbienia, którym tak szczodrze obdarowywane są Hollywoodzkie sławy, pod spodem skomplikowany, bezkompromisowy i szczery portret psychologiczny postaci, z których duża część to antropomorficzne zwierzęta o bardzo ludzkich, znajomych nam odruchach.
Serial nie boi się korzystać z przewagi, którą daje mu forma medium. Wizualna komedia w animacji wspina się na wyżyny, po które ciężko jest sięgnąć w
live-action. Autorzy bardzo intencjonalnie operują kontrastami stworzonego przez siebie świata, pozwalając sobie na kąśliwe i ironiczne komentarze społeczno-kulturowe z użyciem właściwych dla podobnych produkcji absurdalnych gagów przy jednoczesnym wyważeniu i szacunku podczas poruszania tematów choroby psychicznej, czy walki z depresją i uzależnieniem.
Już sama odwaga twórców w dysponowaniu kontrastami, wychodzeniu poza gatunkowe ramy i prostą klasyfikację, w opowiadaniu historii "o czymś" zasługuje na uwagę. Mało która kreskówka może się pochwalić odcinkiem bez dialogów, albo takim, który w całości jest pogrzebowym panegirykiem w wykonaniu jednego bohatera.
Nie dostajemy też podczas seansu łatwych odpowiedzi na pytania, które zadaje "
Bojack Horseman".
Mógłbym rozwodzić się nad masą trudnych zagadnień, z którymi siłuje się scenariusz i zachwycać się nie tylko celnością w ich opisie, ale też geniuszem w ich wizualizacji. Ilość obecnych na przestrzeni wszystkich sześciu sezonów dylematów powoduje, że każdy odbierze serial w nieco inny sposób.
Motyw, z którym odczułem najmocniejszy rezonans, ustanowiony na wczesnych etapach fabuły i konsekwentnie w niej zaznaczany to brak szczęśliwych zakończeń.
Słowami Bojacka "
You never get a happy ending, cause there's always more show".
Główny bohater wsławił się główną rolą w, o ironio,
sitcomie z lat 90. Formacie telewizyjnym, który prawie zawsze życiowe trudności bohaterów rozwiązuje na przestrzeni jednego odcinka, w którym z napisami końcowymi epizodu przywraca się bezpieczny status quo. Działa to na wielu poziomach, po pierwsze poprzez wspomniane wyjście z gatunkowych ograniczeń, bo serial otwarcie przeczy takiemu prowadzeniu historii, po drugie tematycznie, bo główny bohater, uprzywilejowany stylem życia i odmawiający przyjęcia odpowiedzialności za destrukcyjne zachowanie i jego toksyczny wpływ na otoczenie funkcjonuje przez długi czas w iluzji, że tak samo działa życie. I między innymi z tym próbują rozliczyć nas scenarzyści. Z rzeczywistością, w której często brak zamkniętych rozdziałów, gdzie wyrządzone sobie i innym szkody mają trwały skutek, i w której katharsis nie zawsze nadchodzi.
Inny punkt widzenia głosi, że "
Bojack Horseman" to bardzo długi
setup pod żart "
a guy asked a horse - why the long face?"
Zacząłem oglądać dla zabicia czasu, zostałem dla zręcznie tkanej opowieści o człowieczeństwie, skończyłem z refleksją, poczuciem pustki i nostalgii ze świadomością że taką perłę można bez wyrzutów sumienia postawić koło Mad Men, czy Six Feet Under.