Seriale

+
Jestem w trakcie oglądania serialu animowanego "Bojack Horseman".

Nie wiedziałem za bardzo czego się spodziewać, jedyna animacja o profilu "kreskówki dla dorosłych", z którą miałem styczność to "Rick and Morty", w którym najbardziej doceniam część stojącą raczej obok absurdalnych, sytuacyjnych gagów wynikających z nieprawdopodobnych zdarzeń z udziałem postaci o hiperbolizowanych cechach - czyli poprzetykane między wierszami motywy poszukiwania człowieczeństwa, znaczenia i celu przy jednoczesnym cynizmie wynikającym z nihilistycznych poglądów jednego z głównych bohaterów. I o ile proporcje między tymi dwoma elementami są w "Ricku..." skierowane są raczej w stronę humorystycznej strony show, o tyle "Bojack..." - na pierwszy rzut oka będący satyrą gloryfikowanego życia celebrytów i pracy w branży rozrywkowej - zdecydowanie przechyla szalę w drugą stronę.

I nie boi się całych epizodów opierać na ukazywaniu uzależnienia od alkoholu i narkotyków, skłonności do autodestrukcji, samotności, depresji, samobójstwa, fetyszyzacji smutku i poczucia beznadziejności, społecznej patologii, bezcelowości życia, czy w niektórych przypadkach skutków starczej demencji i innych problemów psychicznych. I nie boi się robić tego w sposób bardzo trafny, bliski rzeczywistości i czasami nawet zbyt prawdziwy.

Serial wciąż jest zabawny, wątki satyryczne trafiają w punkt, a komedia sytuacyjna jest egzekwowana w sposób ekspercki i typowy dla medium i prawdopodobnie właśnie dzięki wątkom humorystycznym te poważne wybrzmiewają tak mocno.
Fascynująca rzecz, jeżeli ktoś jeszcze nie widział, to gorąco polecam.


Bojack Horseman to moje wielkie odkrycie ostatnich miesięcy..
 
Zabrałem się wreszcie za trzeci sezon The Crown. Zwlekałem, bo uwielbiam główną obsadę z dwóch pierwszych i zmiana po przeskoku czasowym trochę mnie zniechęciła. Okazuje się że niepotrzebnie wątpiłem, to wciąż rewelacyjny serial, prawdopodobnie jeden z najlepszych w portfolio Netflixa, a nowi aktorzy są co najmniej równie dobrzy jak poprzedni. I te gościnne występy. Po Jaredzie Harrisie (król Jerzy VI) i Michaelu C. Hallu (JFK) dostałem teraz... Clancy'ego Browna (prezydent Johnson) i Charlesa Dance'a (lord Mountbatten) :eek:



Cóż mogę rzec? Czasy się zmieniają, królowa trwa. Po czwartym sezonie będzie kolejna zmiana obsady i niestety finał serialu, ale jeśli utrzymają poziom, a nic nie wskazuje na spadek to będzie wspaniałe pięć sezonów.
 
Męczę od czwartku drugi sezon Narcos: Meksyk i coś mi to nie idzie... Serial strasznie nierówny, są fajne momenty ale przez większość czasu są takie które nic ciekawego nie wnoszą. To wszystko potęguje długość każdego odcinka która dobija do godziny a czasami i ją przekracza. Pierwszy sezon jakoś lepiej mi się oglądało... Na plus na pewno aktorzy, zarówno Diego Luna, jak i Scoot McNairy świetnie odgrywają swoje role. Póki co jestem w połowie, może jakoś uda się ogarnąć drugą połowę sezonu.

Za to Outlandera mógłbym oglądać godzinami, dzisiaj oficjalnie na Netflixie wystartował 5 sezon, który zapowiada się równie świetnie jak poprzednie ;)
 
Męczę od czwartku drugi sezon Narcos: Meksyk i coś mi to nie idzie... Serial strasznie nierówny, są fajne momenty ale przez większość czasu są takie które nic ciekawego nie wnoszą. To wszystko potęguje długość każdego odcinka która dobija do godziny a czasami i ją przekracza. Pierwszy sezon jakoś lepiej mi się oglądało... Na plus na pewno aktorzy, zarówno Diego Luna, jak i Scoot McNairy świetnie odgrywają swoje role. Póki co jestem w połowie, może jakoś uda się ogarnąć drugą połowę sezonu.

Za to Outlandera mógłbym oglądać godzinami, dzisiaj oficjalnie na Netflixie wystartował 5 sezon, który zapowiada się równie świetnie jak poprzednie ;)
Ja pierwszego sezonu Narcos Meksyk jakoś w ogóle nie mogę przebrnąć. Outlander. Pierwsze sezony były świetne. Ale z sezonu na sezon. Coś się zaczyna psuć. Oglądam pierwszy odcinek piątego sezonu . To taka nuda , że hej . Brianna irytująca jak zwykle...
 
Last edited:
Podziwiam, tak jak wręcz uwielbiałem Narcos z Escobarem tak Meksyk kompletnie mnie nie porwał... Pewnie dokończę ten drugi sezon bo nie lubię porzucać seriali w trakcie oglądania ale przy kolejnym sezonie to już się poważnie zastanowię czy do niego podchodzić.
 
ale przy kolejnym sezonie to już się poważnie zastanowię czy do niego podchodzić.

W planie są ponoć trzy serie, choć doprawdy nie wiem jak oni zamkną w trzech seriach 40 lat działalności kartelu z Guadalajary(Przypomnę, że lekko już wprowadzany w serial Joaquin "El Chapo" Guzman - ostatni boss został aresztowany dopiero w zeszłym roku), więc powodzenia.
 
Oglądał ktoś z Was Luthera? Wcześniej serial ten jakoś umknął mojej uwadze (co dziwne, bo bardzo cenię sobie Idrisa Elbę, szczególnie po obejrzeniu Prawa Ulicy), ale wreszcie jakoś na niego trafiłam i muszę przyznać, że na prawdę mi się podobał, szczególnie w sezonach 1-3 (gorzej z sezonem 5). Scenariusz co prawda miał wiele luk, ale generalnie lubię seriale kryminalne, w których sprawy są rozwiązywane w 1-2 odcinki, a nie ciągną się przez cały sezon.
 
Oglądał ktoś z Was Luthera? Wcześniej serial ten jakoś umknął mojej uwadze (co dziwne, bo bardzo cenię sobie Idrisa Elbę, szczególnie po obejrzeniu Prawa Ulicy), ale wreszcie jakoś na niego trafiłam i muszę przyznać, że na prawdę mi się podobał, szczególnie w sezonach 1-3 (gorzej z sezonem 5). Scenariusz co prawda miał wiele luk, ale generalnie lubię seriale kryminalne, w których sprawy są rozwiązywane w 1-2 odcinki, a nie ciągną się przez cały sezon.
Jasne, jeden z lepszych brytyjskich seriali kryminalnych.
Idris Elba w głównej roli to oczywista zaleta produkcji. Sam pomysł na postać nie jest specjalnie oryginalny, aczkolwiek dynamika relacji z Alice sporo dodaje obydwojgu postaci. Szkoda, że trochę się później rozmywa fabularnie, pierwsze dwa sezony wieszają poprzeczkę na poziomie, której późniejsze odcinki niestety nie są w stanie przeskoczyć. Zawsze doceniałem też wybory muzyczne w zamknięciach epizodów. Nick Cave, Nina Simone, Black Keyes, Muse, The Heavy, czy Marylin Manson - klasyka.
 
Skończyłem Bojacka.
Wow.



Z jednej strony jest to jasno określony format adult cartoon, który zalicza wszystkie tropy charakteryzujące gatunek, z drugiej całkowita dekonstrukcja znajomego schematu, cały czas świadoma swoich ograniczeń, poza które regularnie wykracza odwracając jednocześnie oczekiwania widza. To jest część triku, który czyni show wyjątkowym. Na powierzchni karykaturalny obraz branży rozrywkowej oraz hołdu i uwielbienia, którym tak szczodrze obdarowywane są Hollywoodzkie sławy, pod spodem skomplikowany, bezkompromisowy i szczery portret psychologiczny postaci, z których duża część to antropomorficzne zwierzęta o bardzo ludzkich, znajomych nam odruchach.
Serial nie boi się korzystać z przewagi, którą daje mu forma medium. Wizualna komedia w animacji wspina się na wyżyny, po które ciężko jest sięgnąć w live-action. Autorzy bardzo intencjonalnie operują kontrastami stworzonego przez siebie świata, pozwalając sobie na kąśliwe i ironiczne komentarze społeczno-kulturowe z użyciem właściwych dla podobnych produkcji absurdalnych gagów przy jednoczesnym wyważeniu i szacunku podczas poruszania tematów choroby psychicznej, czy walki z depresją i uzależnieniem.

Już sama odwaga twórców w dysponowaniu kontrastami, wychodzeniu poza gatunkowe ramy i prostą klasyfikację, w opowiadaniu historii "o czymś" zasługuje na uwagę. Mało która kreskówka może się pochwalić odcinkiem bez dialogów, albo takim, który w całości jest pogrzebowym panegirykiem w wykonaniu jednego bohatera.
Nie dostajemy też podczas seansu łatwych odpowiedzi na pytania, które zadaje "Bojack Horseman".
Mógłbym rozwodzić się nad masą trudnych zagadnień, z którymi siłuje się scenariusz i zachwycać się nie tylko celnością w ich opisie, ale też geniuszem w ich wizualizacji. Ilość obecnych na przestrzeni wszystkich sześciu sezonów dylematów powoduje, że każdy odbierze serial w nieco inny sposób.

Motyw, z którym odczułem najmocniejszy rezonans, ustanowiony na wczesnych etapach fabuły i konsekwentnie w niej zaznaczany to brak szczęśliwych zakończeń.
Słowami Bojacka "You never get a happy ending, cause there's always more show".
Główny bohater wsławił się główną rolą w, o ironio, sitcomie z lat 90. Formacie telewizyjnym, który prawie zawsze życiowe trudności bohaterów rozwiązuje na przestrzeni jednego odcinka, w którym z napisami końcowymi epizodu przywraca się bezpieczny status quo. Działa to na wielu poziomach, po pierwsze poprzez wspomniane wyjście z gatunkowych ograniczeń, bo serial otwarcie przeczy takiemu prowadzeniu historii, po drugie tematycznie, bo główny bohater, uprzywilejowany stylem życia i odmawiający przyjęcia odpowiedzialności za destrukcyjne zachowanie i jego toksyczny wpływ na otoczenie funkcjonuje przez długi czas w iluzji, że tak samo działa życie. I między innymi z tym próbują rozliczyć nas scenarzyści. Z rzeczywistością, w której często brak zamkniętych rozdziałów, gdzie wyrządzone sobie i innym szkody mają trwały skutek, i w której katharsis nie zawsze nadchodzi.

Inny punkt widzenia głosi, że "Bojack Horseman" to bardzo długi setup pod żart "a guy asked a horse - why the long face?" :shrug:



Zacząłem oglądać dla zabicia czasu, zostałem dla zręcznie tkanej opowieści o człowieczeństwie, skończyłem z refleksją, poczuciem pustki i nostalgii ze świadomością że taką perłę można bez wyrzutów sumienia postawić koło Mad Men, czy Six Feet Under.

 
Jasne, jeden z lepszych brytyjskich seriali kryminalnych.
Idris Elba w głównej roli to oczywista zaleta produkcji. Sam pomysł na postać nie jest specjalnie oryginalny, aczkolwiek dynamika relacji z Alice sporo dodaje obydwojgu postaci. Szkoda, że trochę się później rozmywa fabularnie, pierwsze dwa sezony wieszają poprzeczkę na poziomie, której późniejsze odcinki niestety nie są w stanie przeskoczyć. Zawsze doceniałem też wybory muzyczne w zamknięciach epizodów. Nick Cave, Nina Simone, Black Keyes, Muse, The Heavy, czy Marylin Manson - klasyka.
Zgadzam się co do relacji Alice i Luthera, jak dla to ona wyróżnia ten serial. W momencie, gdy tego elementu brakowało, to serial stawał się tylko zwykłym, choć nadal solidnym, kryminałem. Ciekawa jestem czy po niezbyt udanym 5 sezonie stworzą dalszą serię.
 
Zapowiada się niezła jazda w 3 sezonie Westworld ;)

Post automatically merged:

Dziwny ruch ze strony Disney'a jeśli chodzi o Mando.

Skoro serial już w całości miał premierę w USA więc automatycznie cały sezon powinien być dostępny w krajach w których startuje usługa ale oni widać mają inną wizję... Jeśli u Nas wystartuje to będzie zapewne podobnie.
 
Last edited:
Jazda może i tak, ale czy niezła? Pierwszy sezon uważam za rewelacyjny, zarówno traktując go jako kreatywny remake filmów z 1973 i 1976 roku jak i całkowicie niezależny projekt. Przed premierą kolejnego sezonu zrobiłem sobie odświeżanie i nie tylko nie zmieniłem zdania co wręcz ocena jeszcze wzrosła, bo znając już zwroty akcji byłem wstanie dostrzec pewne detale, których nie zauważyłem wcześniej. Jak dla mnie, pierwszy sezon Westworld to małe arcydzieło.

Do sezonu drugiego siadłem więc z uśmiechem zacierając ręce i... dostałem mokrą szmatą w twarz. Jasne, technicznie odcinki stały na solidnym poziomie, pojedyncze wątki czy sceny były niezłe, zakończenie i to dokąd może prowadzić ostatecznie przypadło mi do gustu, ale sezon jako całość to śmieciowa wydmuszka. Z dobrze napisanej i zagranej produkcji wymagającej myślenia gdzie wszystko sensownie prowadziło do konkretnego celu serial zmienił się w 'biegamy i strzelamy do siebie, a do tego dodajmy jeszcze kilka linii czasowych żeby bardziej zamieszać i dalej udawać inteligentną rozrywkę'.

Trzeci sezon obejrzę, może tym razem zaskoczą mnie pozytywnie zamiast negatywnie, ale nie mam w zasadzie żadnych oczekiwań. Powyższy zwiastun ich nie rozbudził, bo dalej wygląda to jak 'biegamy i strzelamy do siebie'.
 
Dziwny ruch ze strony Disney'a jeśli chodzi o Mando.
Z jednej strony dziwny ruch, z drugiej uważam, że jeżeli stacja decyduje się wypuszczać epizody w takim formacie, to powinno się to uszanować. Binge watching to relatywnie nowy fenomen, który bardzo mocno wpłynął nie tylko na sposób pochłaniania treści przez konsumentów, ale także na ich produkcję - i to często w negatywny sposób, czego taśmowe produkowanie seriali przez Netflixa jest najlepszym przykładem. Platforma, o której z początku mówiło się, że czego nie dotknie - zamienia w złoto, teraz wypuszcza w większości średniaki, które zamiast prezentować jakąś wartość artystyczną służą częściej jakiejś agendzie.
Oglądanie niedawno The Watchmen, albo teraz The Outsider - obydwa seriale produkcji HBO - "po bożemu", czyli po jednym odcinku na tydzień było dla mnie mega odświeżającym doświadczeniem. Przede wszystkim dlatego, że taka forma wypuszczania kolejnych epizodów daje czas na oddech. Pozwala na analizę tego, co właśnie się obejrzało, na refleksje, która wiąże się z przedstawioną treścią i na spekulacje, co wydarzy się dalej. Przedstawiana historia zostaje z nami na dłużej i wywiera na nas większy wpływ. Jest w tym ogromna zaleta - niespokojne oczekiwanie na kolejny odcinek, wymienianie smsów ze znajomymi, dzielenie się ekscytacją. To są walory, których wypuszczony na raz sezon serialu nie odtworzy, a jeżeli już - to na mniejszą skalę i w dużo mniejszej ramie czasowej.

Zdaje sobie sprawę, że prawdopodobnie jestem w mniejszości.
 
Top Bottom