Anime i manga

+
Od razu powiem, że nie spodziewałem się wiele, ale w kilku miejscach film mnie zaskoczył. Na plus oczywiście.
Produkcja jest ładną wizualnie oraz niezbyt spłyconą interpretacją anime Jin-Roh: The Wolf Brigade (z 1999 roku).
Jedyne czego szkoda, to fakt iż nieco namieszali z zakończeniem...

Mam identyczne wrażenia. Pierwsza bezpośrednia LA adaptacja anime, która mi się podobała. Spójny świat, dobre efekty, fajna akcja, świetne designy i.... zakończenie, które psuje całe pozytywne wrażenie i pluje w twarz oryginałowi.
 
W sumie gdyby wyciąć ostatnie 15-13 minut byłoby naprawdę super (nawet z niedopowiedzeniami).
A tak niepotrzebnie zrobili ostatnią potyczkę i to szczęśliwe zakończenie :rolleyes:...

P.S. Sceny w kanałach są niesamowite.
 
Cieszy mnie że na Netflixie pojawiły się klasyki studia Ghibli i jeszcze parę się pojawi. Jeszcze bardziej cieszy mnie to, że Kiki i Totoro dostały dubbing, choć z które się pojawiły najbardziej lubię Laputę i wolałbym, by to ten film dostał polski dublaż, ale trudno, nie można mieć wszystkiego.
bandicam 2020-02-04 13-18-59-249.jpg

Przy okazji: Czy tylko ja mam wrażenie, że zakończenia filmów tego studia są robione trochę na odwal się? Chyba tylko "Spirited Away: W krainie bogów" miało dość satysfakcjonujące zakończenie. Po innych zawsze mam jakieś dziwne poczucie niedosytu.
 
Wiem, że to nie anime, ale...



Wiemy już, że trzeci sezon Castlevania zadebiutuje za miesiąc, czyli 5 marca. Oczywiście na Netflix.
 
Dziś skończyłem oglądać ostatni sezon Castlevanii i na koniec wyświetliła się informacja "będzie kolejny sezon, to już pewne" :)
Całkiem przyjemnie się oglądało te 2 sezony. Z chęcią zobaczę kolejny.
 
Moim zdaniem warto czekać.

Poprzednie dwa sezony całkiem przyjemnie się oglądało, chociaż było czuć, że to bardziej jeden sezon rozbity na dwie części :p ...
 
Fajnie, mam nadzieję, że tym razem lepiej rozplanują budżet i cała para na animację nie pójdzie jedynie w finał.
 
Fakt.

Oszczędnie to było animowane. Jeśli miałbym porównywać z jakimś "japońcem" to stylem Castlevania kojarzyła mi się z Claymore.
 
Obejrzałem w końcu dystrybuowany przez Netflixa Flavors of Youth od studia odpowiedzialnego za filmy Makoto Shinkaia. Jest to zbiór trzech noweli opowiadających historie różnych bohaterów, a motywem przewodnim jest to jak wydarzenia z dzieciństwa oraz to jak je zapamiętaliśmy wpływają na nasze dorosłe życie.

Nic wyjątkowego, na pewno nie był to poziom filmów Shinkaia ani wizualnie ani fabularne, ale oglądało się przyjemnie. Jeśli ktoś lubi takie okruchy życia to śmiało może poświęcić godzinkę z hakiem na seans.

 
Co prawda poprzednie sezony oglądałem już jakiś czas temu, ale dla mnie to wygląda tak samo jak wcześniej, a jeżeli już to minimalnie lepiej niż w sezonie 2. Co do serialu to pewnie obejrzę, ale nie oczekuję nic specjalnego.
 
Ja tym czasem wypowiem się wyjątkowo w temacie i opowiem trochę o serii anime, którą właśnie skończyłem oglądać (starsza animacja, ale wydana jakiś czas wstecz na Blu-ray; niestety oczywiście nie u nas).

Outlaw Star, bo o nim będzie mowa, został wydany w 1998 roku w formie 26 epizodów. Za produkcję odpowiadało studio Sunrise, czyli studio znane chociażby z serii Cowboy Bebop (powstałej zresztą w tym samym roku co omawiane anime).



A o czym jest omawiany serial? Outlaw Star ukazuje nam świat w przyszłości, gdzie ludzie podbili i z grubsza skolonizowali kosmos. Pojawiły się nowe możliwości ale też nieznane zagrożenia. Rasy przyjaźnie i wrogo nastawione do siebie, konflikty interesów oraz oczywiście... piraci (kosmiczni, aby nie było niedomówień ale zasada jest taka sama). Są też tak zwani "banici" (outlaws), którzy identyfikują się jako niezależna grupa, dbająca o własne interesy.
Historię poznajemy z perspektywy Gena Starwind'a, młodego zawadiaki (łowcy nagród), wolnego strzelca oraz kobieciarza. Towarzyszy mu jedenastoletni partner James "Jim" Hawking, ekspert od elektroniki (trochę taki męski odpowiednik Edwarda z Cowboy Bebop) i planowania. Duet razem zajmuje się praktycznie każdym zleceniem, od drobnych napraw sprzętu po zapewnianie ochrony.
Pewnego dnia zgłasza się do nich ponętna dama prosząca o eskortę oraz pomoc w naprawie. Zlecenie wydaje się być proste i, co najważniejsze, przyzwoicie płatne. Po uprzednim sprawdzeniu zleceniodawczyni (czym zajmuje się Jim), nasz zespół ochoczo wyrusza na misję. Szybko jednak okazuje się, że nie wszystko (w sumie to nawet nic) nie toczy się zgodnie z planem, a ich nowa towarzyszka okazuje się nie być tym za kogo się podawała. Hilda, bo tak brzmi jej prawdziwe nazwisko, jest "banitą" i podąża śladem zaginionego statku, który ma ją doprowadzić do niewyobrażalnego skarbu. Oczywiście po piętach depczą jej piraci, również mający chrapkę na "nieziemskie bogactwa".
Nasi bohaterowie zostają więc wciągnięci w intrygę, która komplikuje się niemal z każdym krokiem.
Po pierwsze muszą przeżyć i wraz z Hildą oraz tajemniczą dziewczyną, nie pamiętającej swojej przeszłości, udać się w kosmos. Co ciekawe sama wyprawa w przestrzeń będzie wiązała się również z przezwyciężeniem przez Gena fobii związanej z przebywaniem w międzygwiezdnej przestrzeni.
Po drodze do zespoły dołączają jeszcze dwie panie o dość skrajnych charakterach (wykalkulowana i spokojna, oraz nadpobudliwa i agresywna). Wbrew pozorom z powyższego zestawienia nie tworzy się nam, typowy dla japońskich animacji, "harem". Oczywiście zdarzają się sytuacje z lekkim fanserwisem ale widać, że serial nie na tym się skupia. Mamy tutaj sporo komedii, ale też czasem uderzenie w poważniejsze tony (ludzie potrafią tutaj zginąć, a czasem nawet los złoczyńcy może wywołać u nas odrobinę współczucia). Pod tym względem porównałbym Outlaw Star do serii Trigun (ale to tylko moje subiektywne odczucie).
Animacja stoi raczej na znośnym poziomie (jak na serial, a tym bardziej coś sprzed ponad dwóch dekad) i czasem jest ładnie, a caszem nieco gorzej (w scenach z ulic na przykład nie brakuje "statycznych" kadrów). Ogólnie jednak ogląda się przyjemnie i miło popatrzeć na coś co nie jest przesiąknięte komputerowymi wstawkami.
Muzyka też trzyma poziom ale jest raczej czymś stanowiącym tło scen, a nie ich dopełnienie (jak często mieliśmy chociażby we wspomnianym już Cowboy Bebop).
Opennig za to jest dynamiczny i raczej wpada w ucho:


Cóż mogę więcej powiedzieć?
Outlaw Star nie zawiódł moich oczekiwań, bo nie bardzo jakiekolwiek miałem, gdy podchodziłem do tej serii. Chciałem obejrzeć coś starszego, a sam temat mnie zainteresował i chyba nieświadomie trafiłem na jakiś tytuł "większego kalibru".
Seria podobno miała w planach kontynuację (dzisiaj powiedzielibyśmy "drugi sezon" ;) ), ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Co chyba też coś o powyższym tytule mówi...
Mnie się podobał, może bez jakiegoś większego szału ale miło się oglądało.

 
Nie powiedziałbym, że to co zaprezentowali na zwiastunie trzeciego sezonu Castlevanii wygląda lepiej niż wcześniej. Nadal jednak jest to sto razy lepsze od większości animacji Netflixa, które idą w niestrawny 3D-szit, którego autentycznie nie cierpię.

@I_w_a_N, ten Outlaw Star brzmi i wygląda jak coś dla mnie, dzięki za polecajkę :) Wydaje mi się że gdzieś kiedyś o tym czytałem (pewnie w jakimś starym numerze Kawaii czy czymś takim), ale jakoś do tej pory nie złożyło się obejrzeć.
 
Odnośnie Outlaw Star zapomniałem dodać jeszcze jedną (no, może dwie) istotną rzecz.





Mianowicie we wspomnianym uniwersum niektóre statki kosmiczne wyposażone są w... ramiona, które mogą służyć zarówno do chwytania przedmiotów (bądź bezpośredniego ataku), jak również dzierżenia wszelkiego rodzaju oręża. Wygląda to nieco dziwnie, gdyż całe pojazdy kosmiczne nie są w żadnej mierze mechami, a jedynie "zwykłymi" rakietami.
Cóż, jakoś trzeba przeboleć ten fakt (jak kogoś to gryzie, mnie na początku nieco przeszkadzało...), ale na szczęście wspomnianych wstawek nie jest zbyt wiele.



Druga, nieco dziwna, rzecz to fakt występowania swego rodzaju magii oraz zaklęć. Sam bohater czasami używa pistoletu z "zaklętymi" nabojami. Tak więc tak...







 
Last edited:
Pierwszego marca na Netflixa wleci Jojo. Może wreszcie przekonam się na czym polega fenomen tej serii, bo jakoś do tej pory mnie to omijało.
 
Pierwszego marca na Netflixa wleci Jojo. Może wreszcie przekonam się na czym polega fenomen tej serii, bo jakoś do tej pory mnie to omijało.
Sam się jeszcze nad tym zastanawiam. Z istniejących serii widziałem widziałem pierwsze trzy, z czego pierwsza wydała mi się najlepsza, a fandom jojo z jakiegoś powodu uważa ją za najgorszą, nie mam pojęcia dlaczego.
Zaczyna się od czegoś, co przypomina mi trochę romantyczne dramaty Słowackiego i Mickiewicza, a kończy na łowach i starciu z supersilnym wampirem. Jak dla mnie to była świetna gotycka historia.
Druga seria to zwrot o 180 stopni i pójście w kierunku już typowej japońszczyzny i mangowości. Wyglądąło to trochę tak jakby autorowi znudziła się poprzednia stylistyka, i wywalił ją do kosza. Dał za to bardzo charakterystycznego głównego bohatera który chyba miał być superinteligentny, ale przez to, że przez większość czasu zachowuje się jak debil i jego "inteligentne" zachowania, jak np. odgadywanie, co zaraz powie dana osoba wydają mi się być wzięte z dupy. Autor dodał tak potężnych przeciwników, że faktycznie zastanawiałem się, jak bohater sobie z nimi poradzi, pod tym względem nie było rozczarowania.
No i trzecia seria o matko. Najbardziej popularna, najbardziej lubiana, i ta która najbardziej mnie odrzuciła. Autorowi po raz kolejny znudziła się nie tylko poprzednia stylistyka, ale i system walki, więc całkiem go zmienił, moim zdaniem na gorszy. To zupełnie tak, jakby Akira Toriyama po pierwszej serii Dragon Balla stwierdził, że stary sposób walki (bijatyka plus ki) jest be, więc w zetce dał ten z Naruto. No nie podobało mi się to, ale innym ludziom najwyraźniej już tak. W dodatku fabułę oparł o to, że bohaterowie podróżują z jednego końca świata na drugi, co odcinek pokonując jakiegoś przeciwnika na zasadzie potwora tygodnia. Tak bardzo mnie to irytowało i myślałem: " Czy oni nie mogą po prostu tam trafić!?! A wiecie co, chrzań się autorze, i tak wszyscy wiemy jak się to skończy!" Po czym przeskoczyłem od razu do ostatniego odcinka i nie żałuję.
Przy czwartej serii początkowo spodobali się nowi bohaterowie i nowe miejsce akcji, ale potem szybko zdałem sobie sprawę że autor nie ma planu na historię tylko ciągło się to byle jak, więc ją rzuciłem. Do piątej serii nawet nie zaglądałem.
Krótko mówiąc: Dla mnie przereklamowana seria która sama w sobie jest memem, ale z jakiegoś powodu Japońce ją uwielbiają.
 
Last edited:
ale z jakiegoś powodu Japońce ją uwielbiają.

Nie tylko Japońce ;) Nie wiem jak w innych krajach, ale w Polsce fandom jest silny co sam widzę po klienteli sklepu, w którym pracuję. Mamy na stanie absurdalnie drogie amerykańskie wydania Jojo, a idą jak świeże bułki, to samo dotyczy wszelkiej maści gadżetów.
 
Mamy na stanie absurdalnie drogie amerykańskie wydania Jojo, a idą jak świeże bułki,
To jojo nie jest wydawane przez JPF? No i pozdro dla tych ludzi, że chce im się to kupować. W ogóle myślałem że w Polsce rynek mangowy raczej cienko przędzie.
 
To jojo nie jest wydawane przez JPF?

Polskie wydanie rusza w maju, ale jest sporo osób, które preferują wydania anglojęzyczne, a i paru zapaleńców kupujących tomiki po japońsku też mamy :)

W ogóle myślałem że w Polsce rynek mangowy raczej cienko przędzie.

No co ty? Obecnie jest bardziej rozbudowany niż rynek komiksów amerykańskich i europejskich. Mamy kilka dużych wydawnictw i drugie tyle mniejszych, w praktycznie w każdym miesiącu kilkanaście premier, gorące hity, które dopiero co zyskują popularność jak i klasyki. To rynek anime zdechł w naszym kraju.
 
No dobra, to ja chyba też powinienem napisać coś na temat Jojo's Bizarre Adventure, tak żeby podzielić się nieco bardziej pozytywnym spojrzeniem na serię.

Moje ogólne wrażenia były odwrotne wobec tego co napisał geralt, bowiem moja przygoda z serią zaczęła się bardzo topornie. Szukałem akurat jakiegoś shounena do obejrzenia i mnie jako fana Hokuto no Ken od razu przyciągnął do Jojo styl wizualny pierwszych sezonów, przywołujący na myśl shouneny bitewne z lat 80'tych.

Pierwsza seria (Phantom Blood), składająca się z 9 pierwszych odcinków i będąca połączeniem Drakuli Brama Stokera z Hokuto no Ken, była dla mnie dosyć nużąca, za wyjątkiem pierwszych odcinków i jej zakończenia. O ile samo wprowadzenie było dosyć ciekawe, tak środek wydawał się strasznie rozwleczony i mocno standardowy, nawet jak na shounen. Dio po pierwszych odcinkach stracił jakąkolwiek motywację i już tylko się przechwalał jaki to nie jest wspaniały, zbierał wciry, wracał jakimś cudem do życia i znowu wracał do przechwałek. Jonathan jako protagonista jest w porządku, ale tylko jeżeli czytało się mangę, ponieważ adaptacja wycięła lub kolokwialnie schrzaniła znaczną część jego charakteryzacji, stąd też w anime wypada on dość blado. Reszta obsady jest słabo rozwinięta i praktycznie robi za tło dla tej dwójki (chociaż trudno nie lubić Speedwagona, ale on też lepiej wypada w mandze). Zakończenie jest zaskakujące i w bardzo adekwatnym stylu wieńczy tę opowieść, praktycznie ono samo przekonało mnie do dalszego seansu.

Część druga (Battle Tendency), zaczynająca się od odcinka 10 i czerpiąca inspiracje z filmów o Indianie Jonesie, odebrałem jako znaczącą poprawę formy dla serii. Bardziej zróżnicowany setting, kreatywniejsze walki, lepsi złoczyńcy, fajniejszy bohater i nieco silniejsza obsada drugiego planu. Fabuła wprawdzie nadal słabowała, ale całość oglądało się znacznie sympatyczniej. W kolejnych sezonach (Stardust Crusaders, Diamond is Unbreakable, Vento Aureo) za to już kompletnie wkręciłem się w tę serię. Rezygnacja autora z próby opowiadania jednolitej historii (co nie szło mu najlepiej i widać, że go ograniczało) i postawienie na bardziej epizodyczne historie, ale nadal z konkretnym celem na końcu drogi, było dla mnie bardzo dobrą decyzją. Dzięki temu Araki (twórca serii) wyzbył się ograniczeń i pozwolił swojej wyobraźni popłynąć, wymyślając coraz to bardziej zwariowane scenariusze dla wyzwań z jakimi zmagają się nasi bohaterowie i absurdalne sposoby jakie sobie z nimi radzą. Jasne, jeśli ktoś oczekuje płynnej fabuły, a oglądając Dragon Balla zawsze przewijał zapychacze (nawet te dobre), to seria może go od siebie odepchnąć, ale jeżeli szukasz dobrej rozrywki do obejrzenia przy piwie z kolegami w stylu Herkulesa z Kevinem Sorbo, Jojo's Bizarre Adventure to zdecydowanie dobry wybór, ale wymaga też oczywiście odpowiedniego podejścia zanim się za nią zabierzesz.
 
Top Bottom