Dostałem w swoje łapy Unity i stwierdziłem, że co mi tam. Zainstaluję, przekonam się o tragedii na własnej skórze.
Dobrze, że branżowe media nie szczędzą newsów i artykułów wytykających w swojej treści kiepskią optymalizację, czy pokpienie portu na PC - ostatnia sytuacja z Batmanem pokazała, że ludzie jednak potrafią głosować portfelem i nie łykną syfu tak łatwo, bo znana marka. Łudzę się więc, że nowe AC, to z akcją osadzoną w Londynie, nie powtórzy wątpliwego sukcesu poprzedniczki. Nieco naiwnie zapewne, bo na przesunięcie premiery w wykonaniu UBI nie ma szansy. Z powodu kiepskiego portu, znaczy.
Ale nadzieję mam, bo po ogromnej ilości patchy jest nieźle. Lepiej nawet, niż w przypadku wiedźmina - przynajmniej na moim piecu. Można? Można.
Gra na GTX 970, i5 4690 i 8GB ramu rzadko kiedy spada poniżej wartości 55 klatek na sekundę, przy czym przez znakomitą większość czasu trzyma stałe 60.
Gra jest piękna, rozgrywka bardzo przyjemna - co mnie samego dziwi, bo forma zaczęła mi się przejadać już przy okazji Brotherhood, o Revelations nie wspominając. Samej gry raczej nie skończę, bo Paryż i Francja generalnie to nie moje klimaty, ale Londyn już jak najbardziej - być może seria znów mnie zachęci to beztroskiego skakania po dachach.
Element, który dla mnie stanowi wręcz problem, to wplecenie w grę aktywności bezpośrednio powiązanych z grą multiplayer.
O ile jeszcze odnośniki do samych zadań kooperacyjnych byłbym w stanie przyjąć na klatę, o tyle łączące mnie z siecią skrzynie, mikropłatności, czy klany/kluby uderzające w twarz z poziomu kampanii dla pojedynczego gracza wybitnie ujmują mi podczas rozgrywki immersję. I niestety zapowiada się, że ten kierunek będzie kolejną stałą w kolejnych przygodach związanych z Asasynami. Szkoda.