ACRog polecam szczerze, mnie ta część potwornie porwała (ale to pewnie dlatego że w końcu jest gra z punktu widzenia templariusza).wciąż czekają na mnie Rogue, Liberation i Syndicate
Ja, jak wiele razy wspominałem, niejestem osobą wymagającą, toteż ograłem niemalże całą serię - ogranicza mnie tylko sprzęt - ACS nie dałem rady, bo wyskakuje mi "ACS.exe przestał działać" w kilku miejscach, przez co fabuła jest niemożliwa do ukończenia. W serię tę gram już nie tyle dla rozrywki, co dla rozrywki i dla poszerzania historii - no trochę mi głupio nagle porzucić w cholerę śledzenie serii, skoro ograłem te kilkanaście części. Ponieważ jednak na gwałt mi tego nie trzeba, to czekam sobie na promocje czy przez Neta kupuję. Premierowo tylko w AC3 się zaopatrzyłem, w co żałuję.
Po kolei. Niestety nie pamiętam, która część na PC (bo na tel. to już wcześniej w AC tłukłem) była pierwsza, bo to było bardzo dawno, ale chyba była to jedynka. Osobiście staję okoniem do twierdzenia, że AC1 jest monotonne i nudne. Nie powiem, dosłownie raz poczułem znudzenie, kiedy robiłem jakieś zadanie (coś w stylu: "Matko, znów muszę latać za czymś tam"), ale miałem do dosłownie tylko raz. Mimo że AC to nie jest hitman i nie było wielu dróg podejścia do celu (niemniej i tak dzięki śledztwom faktycznie z 1-2, czasem chyba 3, dróżki się pojawiały), do zabójst za każdym razem starałem się podejść inaczej. Osobiście mogę się pochwalić zamordowaniem każdego celu z zaskoczenia - bez wejścia w otwartą walkę (da się, ale trzeba się mocno nasiłować, szczególnie przy tym na statku w Akce bodaj, zazwyczaj opierało się to na ataku z powietrza, zeskakując ze ściany, tylko trzeba było podejść na tyle blisko, by był cel w zasięgu, ale jednocześnie by się nie zaalarmował) - za wyjątkiem tego faceta od niewolników, z którym skryptowo dochodzi do pościgu. Na polsku dubbing nie narzekam w tej części.
W AC2 też grałem sporo - jak wiele sądzi, że to jest kontynuacja idealna, tak też ja sądzę. Znaczy z technicznego punktu widzenia, nie widzę sensu w rozwijaniu punktów synchroznizacji poprzez kupowanie nowych pancerzy, ale to jest takie tylko czepianie się z mojej strony braku tego technicznego sensu. Wiem jednak że to jest po prostu gra i trzeba było ją urozmaicić, więc też psów na serii z tego powodu nie wieszam, też nie psioczę itd. - po prostu zauważyłem brak tego sensu i żyję, grałem dalej i zachwycałem się genialną grą. Z technicznych rzeczy też nie podobał mi się ukryty pistolet, który miał animacje jakby był powtarzalny (jeśli ktoś nie wie, o co chodzi, link - https://pl.wikipedia.org/wiki/Karabin_powtarzalny ), co, nawet jak na Leonarda, moim zdaniem było przegięciem. Co ciekawsze, ten fakt o wiele bardziej mnie wnerwia niż wcześniej przytoczony przeze mnie błąd w podejściu do maszyny, która tylko odgrywa wspomnienia. Ponadto podobało mi się, że gra ukrytymi ostrzami, podobnie jak w AC1, również była ciężka, chodzi o kontry, ale nadal śmiertelnie skuteczna - tak samo jak w AC1, tutaj też kontra ostrzami zawsze kończy się śmiercią, niezależnie od przeciwnika (przede wszystkim przydatne jest to wobec tych, których przy kontrze tylko się obijało), no, problem pojawiał się chyba z tymi ciężkozbrojnymi.
ACBH również fajnie rozwinęło możliwości gry, niemniej w niej od zawsze bolał mnie fakt, że Ezio postanowił sobie porzucić w cholerę Złote Runo - zbroję Altaira. No raczej wątpię by uległa tak potężnemu uszkodzeniu w Monteriggioni, że nienadawałaby się do korzystania a przecież Runo to nie był cały strój, tylko tamte płytki na torsie (jest nawet wzmianka o Runie w kodeksie - na jednej ze stron dodatkowo widać wizualizację Runa). Fabularnie AC2 nie dorównała - była dobra, ale nie tak dobra. Niemniej moim zdaniem też warta zagrania. Tutaj również pistolet mnie irytował - podczas kontr czasami wystrzeliwał, mimo braku pociągnięcia za spust - normalnie jak jakiś Spider-man.
ACRev moim zdaniem jest po środku pomiędzy ACBH i AC2 - fabularnie podobała mi się, w przeciwieństwie do zbroi z wielkimi naramiennikami na czele. Bardzo mała ilość zadań pobocznych nawet miała sens w tej grze ze względu na założenie, że Desmond musiał przecież dokończyć całą historię Ezia - no zostawienie kilkunastu zadań pobocznych raczej nie jest "wymaksowaniem" Ezia. Aczkolwiek zawsze można było zmienić koncepcję, że Des musi po prostu dojść do jakiegoś "przełomowego" momentu by się oddzielił od Altaira i Ezio'a i wtedy nie byłoby już żadnego wytłumaczenia dla tak koszmarnej małej ilości zadań, bo chyba tylko były dla gildii i tyle. Ale tak czy siak mi to i tak nie przeszkadza, bo główna fabuła trzymała poziom. Ale kwestia pistoletu jeszcze gorsza - tutaj już nawet podczas jednej cutsceny Ezio odpala pistolet na Spider-mana. Obrony kryjówek nie spodobały mi się - tower defense ni jak pasuje do tego. Zawsze zlewałem te ataki, bo przygotowania do nich trwały chyba w nieskończoność i sobie czekali templariusze aż Ezio przyjdzie.
AC3 moim zdaniem zaczyna okres dolnej granicy - czyli w mojej ocenie żadna z kolejnych gier z AC3 włącznie, prócz ACRog, nie wyszła wyżej niż ACBH, czyli gry najniżej przeze mnie ocenianej w zestawieniu od AC1 do ACRev. Z AC3 najlepsze są 2 pierwsze sekwencje z Haythamem - często sobie Boston maksowałem na tyle, na ile się da tym facetem. Główny bohater jakiś taki nijaki, niby asasyn, a przede wszystkim kierował się dobrem "jego ludu", który i tak na końcu jedzie w Bieszczady. Koniec gry też jakiś taki dziwny -
szczególnie, kiedy zakrwawiony Connor łapie zakrwawionego Lee w tamtej karczmie i wyglądają jakby byli urżnięci.
ACBF, czy też AC4 jakim skrótem się na ACC posługiwano, to dobra gra, ale o piratach. AC z tego żadne, krafting mi nie odpowiadał, pistolety ładowane pchnięciem nadgarstka w jedną broń (reszta telepatycznie się ładowała). Największy atut tej gry - rozbudowany system pływania statkiem - w pewnym momencie zaczyna nudzić, kiedy znowu musimy płynąć tysiące jednostek do celu, kiedy nic ciekawego wokół się praktycznie nie dzieje. Lokacje też mnie nie porwały. Moim zdaniem z AC4 mogłaby wyjśc nowa marka o piratach - sprzedałaby się pewnie świetnie, bo teraz na rynku to żadnej gry w tej tematyce nie ma od kolosów (w przeciwieństwie do małych twórców - jeśli ktoś chce sobie pograć w piracki symulator, to polecam szczerze The Pirate: Carribean Hunt - na Stimie oraz na Androidzie za darmo - świetny symulator, ale fabuła denna, więc ta gra to tylko walki statków, które nie raz mogą trwać nawet kilkanaście minut). Trochę bawiło też mnie to, że ze zwykłego brygu można było zrobić machinę zdolną do zatopienia liniowca - prędzej wolałbym możliwość pływania różnymi klasami statków, bo sieczka, jaką można zrobić tym dwumasztowcem, czasami jest wręcz komiczna. AC4 oczywiście lepsza od AC3, ale to w gruncie rzeczy AC żadne.
Dalej jest ACRog. Gra mi się bardzo podoba, w mojej ocenie siedzi gdzieś pomiędzy ACBH i ACRev - pływanie statkiem nie zdąrzy się znudzić... bo gra jest niestety krótka - od zapychacz dla starych konsol by zamknęły japę, że ACU na nie nie ma. I chociaż wątek mógł być dłuższy, w tym krótkim czasie wiele pokazuje - w końcu asasyni to nie tacy wielkoduszni itd. (o ile ktoś tego już wcześniej nie zauważył), templariusze nie okazują się źli do szpiku kości itd. Chociaż kopiuj-wklej z AC4 pod względem mechaniki, fabuła rekompensuje odgrzewanego kotleta.
ACU to totalna klapa - dla mnie najgorsza część serii. Jest to jedyna część, którą odinstalowałem od razu po zakończeniu głównego wątku. Zakończenie przegięte, to już nie jest sci-fi tylko jakaś fantastyka normalnie. Optymalizacja też cienka - no pewnie słaby sprzęt swoje 3 grosze dodał, ale na pewno to nie przez to nie mogłem sobie poradzić z QTE, bo mi PC nie nadążał. System modyfikowania postaci za to bardzo fajny, ale części cholernie drogie - ja to zaraz odpaliłem Cheat Engine, kasę dodałem i już miałem najlepsze części. Owszem, ułatwiłem sobie w ten sposób rozgrywkę, i to ostro, ale ja w AC nie szukam wymagającej walki, ale, jak wcześniej pisałem, historii, a ta w ACU siada. Ta ceremonia dołączenia Arno'a do zakonu jakaś poroniona, chora wręcz.
ACS - jak pisałem, nie dokończyłem. Zatrzymałem się chyba na 2. lub 3. sekwencji. Ale do tego czasu wyhaczyłem trochę minusów - Londyn w tym okresie to ponoć rój gangów. Ile ich mamy w grze? Oczywiście źli templariusze, kontrolujący całe miasto oraz jakiś biedny gang, który potem przemienia się w gang asasynów. No, dużo ich. Oczywiście bolą też mnie bronie palne - w tym okresie zaczęły powstawać rewolwery kapiszonowe, o ile się nie mylę, czyli broń, która dzisiaj potocznie nazywana jest czarnoprochowcem, którego można sobie legalnie kupić w sklepie, kupić amunicję, proch, przybitkę i mieć w domu na wypadek apokalipsy zombie - jest to w pełni legalna broń palna, na której nie potrzeba zezwolenia (prócz papieru na kupno, nie na posiadanie, więc może nam kolega kupić za piwo, prochu palnego), no, i te czarnoprochowce w grze mają amunicję przeładowania jakby to były rewolwery na amunicję scaloną - o ile się nie mylę charakterystyczne majtnięcie bronią żeby bębenek się wysunął (w czarnoprochwcach tej możliwości nie ma, bo w tedy nie było takiej potrzeby) i wsadzanie do niej całych pocisków - bez ubijania dźwignią pod lufą, założenia kapiszona na bębenek itd. Jedyny plus chyba tej gry to taki, że sobie można babką pobiegać, co pewnie wielu facetów rajcuje.