8 lat spóźniony na imprezę, ale - Jezu, jakie to jest dobre!
Mój jedyny kontakt z grami od From Software to był pierwszy Dark Souls 10 lat temu - dotarłem do jakieś twierdzy z gilotynami i chyba jaszczuroludźmi? Pamięć może mi płatać figle, bo to było dawno. Nie wiem jak daleko dotarłem, jak dużo gry mi jeszcze zostało, ale przerwałem rozgrywkę ze względu na natłok obowiązków. Pamiętam, że mi się podobało, ale zanim nabrałem oddechu i nastał okres, że miałem trochę wolnego czasu, stwierdziłem, że nic już nie pamiętam i nie ma sensu kontynuować rozgrywki -
kiedyś do gry wrócę.
Jest 2023, ale zamiast wrócić do Dark Souls, zabrałem się za Bloodborne. Gameplayowo gra jest zaskakująco płytka i głęboka jednocześnie. Płytka, bo wszystkie ruchy protagonisty poznaje się w przeciągu kilku minut od zdobycia pierwszej broni. Głęboka, bo nasze ograniczone możliwości (brak jakiś kombosów, super umiejętności, cudów, jaj itd.) musimy dostosować do naprawdę bogatego asortymentu ruchów, ataków i umiejętności naszych przeciwników. I cholera, to co mamy zawsze, ale to
zawsze wystarcza. Nie wiem jak twórcy to osiągnęli, ale w 98% procentach wina przy porażkach leżała po mojej stronie. Dlaczego tylko (albo aż) 98%? Bo zdarzały się sytuacje, które doprowadzały mnie do szału. Np. kiedy schowałem się za kolumną, ale gra nie radziła sobie z prawidłowym obliczaniem kolizji, broń przeciwnika przenikała przez cegły i zostawałem trafiony przez zwykłą, fizyczną broń. Albo kiedy kamera wariowała i kompletnie nic nie widziałem i nie wiedziałem co się dzieje (szczególnie przy walkach z wielkimi bestiami). Albo kiedy animacje przeciwników to był czysty bullshit, mający wręcz znamiona czystego trollingu twórców (do ciebie mówię, ty turlikający się tłuściochu z Lochów Kielicha). Ale pomimo tego, uczenie się przy kolejnych podejściach schematu ataków przeciwników, radzenie sobie z nimi coraz lepiej i w końcu pokonywanie ich dawało niezwykłą satysfakcję.
Miałem jedno typowe wyłączenie gry z powodu wściekłości i bezradności. Było to w czasie walki z Bestią Puszczającą Krew z 4 warstwy lochu Kielichu Niskiego Pthumeru. Nie wiem dlaczego, ale przez 3 godziny biłem głową w mur. W końcu wkurzony wyłączyłem grę, zaparzyłem meliskę, poszedłem spać, wstałem rano w niedzielę i pokonałem dziada za pierwszym razem. To moi drodzy jak z nauką - wieczorem niby nie wchodzi, ale rano wszystko się pamięta.
Strona audiowizualna to majstersztyk. Muzyka jest fenomenalna i kropka. Strona artystyczna grafiki to czysta poezja - widać inspirację Lovecraftem, umiejscowienie akcji gry w realiach przypominających wiktoriańską Anglię, podlaną horrorowym sosem, to był strzał w dziesiątkę. Cała gra przypominała mi Nightmare Creatures z 1997 roku (polecam), aczkolwiek trzeba uczciwie przyznać, że technologicznie Bloodborne nie wymiata (niezależnie od platformy to zawsze 1080p i 30 klatek, chociaż na PS4 Pro i PS5 30 fps jest, z tego co widziałem na youtube, stabilniejsze - ja grałem na podstawowym PS4 i czasami klatkarz niestety spada, co potrafi być bolesne szczególnie podczas walki z przeciwnikami korzystającymi z ognia). Gdyby wyszedł teraz taki remaster poprawiający wygładzanie krawędzi, oświetlenie oraz grę świateł i cieni, a do tego dodający wyższe rozdzielczości i 60 klatek, to byłoby to w zupełności wystarczające, żaden remake nie jest potrzebny. Strona artystyczna oświetlenia, jego kolorystyka, jest świetna, ale często wygląda zwyczajnie płasko, główny bohater w wielu miejscach w ogóle nie rzuca cieni i szczególnie patrząc na pierwsze trailery i gameplaye widać, że celowano w coś więcej, ale zabrakło chyba umiejętności, by oryginalną wizję przekształcić w końcowy produkt. Widzę tutaj podobieństwo do Wiedźmina 3 i choć oczywiście mimo downgrade'u tu i tam Dziki Gon to technologicznie półka wyżej (a do tego otwarty świat), to ewidentnie twórcy z CD Projekt RED i From Software mieli początkowo problem z wyciągnięciem maksimum z Playstation 4 (co nie jest z mojej strony żadnym zarzutem - taki jest po prostu cykl życia konsol).
Fabularnie Bloodborne mnie pochłonął. Zacząłem
łowy w lutym, ukończyłem z platyną wczoraj. I od wczoraj czytam i oglądam analizy lore i fabuły, sam staram się poskładać klocki w całość. Chyba nie zdarzyło mi się to od czasu pierwszego Silent Hilla (którego też ograłem po raz pierwszy kilka lat po premierze), a bardzo trafia w moje gusta tak szczątkowo i enigmatycznie przedstawiona historia. Uwielbiam analizować, rozkładać na czynniki pierwsze i interpretować dzieło kultury, nieważne czy to książka, film, czy gra, a Bloodborne postawił przede mną mnóstwo pytań "skąd, jak, dlaczego?". Czy sami twórcy znają na nie odpowiedź? Nie wiem. Ale przeczytałem kiedyś wypowiedź Lyncha, że widz czasami skupia się za bardzo na próbie zrozumienia filmu, zamiast pozwolić sobie na
oglądanie filmu. W przypadku Bloodborne pozwolam sobie więc na granie, które sprawia mi mnóstwo przyjemności, jednocześnie jednak podejmując kolejną próbę poznania historii Yharnam w trybie NG+. I mając w głowię znajomość pewnych wydarzeń z późniejszych fragmentów gry, nareszcie rozumiem znajdywane tu i tam notatki z początków przygody. No naprawdę, to samo miałem w czasie ponownego przechodzenia Silent Hill. Czy to domena japońskich twórców?
Wracam do gry.
A hunter must hunt.