Bukaj Ksum: Początek
Przedstawiam mój twór, który stał się podstawą do filmu o tym samym tytule. Będę go publikował w częściach, równolegle z produkcją Laufesa.Nie jest to nic nadzwyczajnego, zwykła grafomańska próba amatora. Nadmienię, że pisałem najszybciej jak mogłem, w dodatku pod D’jinniego – to bardzo ogranicza.. Musiałem też zsynchronizować treść z faktami z naszego życia (prawie każda postać ma swój odpowiednik wśród ludzi z naszego tj. z mojego i Laufesa otoczenia), kilka wątków wcisnąłem na siłę albo wymyśliłem na poczekaniu, bez wcześniejszego rozpatrzenia. Dlatego pewne fragmenty mogą wydać się niezrozumiałe, bezsensowne lub żenujące. Niezależnie od wyniku, fajnie było to pisać.LINKI:Oficjalna strona P.M. TEAMu, na której można znaleźć nowiny dotyczące zarówno filmu i opowiadania. Sano opowiadanie jest tam publikowane z wyprzedzeniem:www.pmteam.tnb.plCałe opowiadanie, bez zbędnych przerw, na stronie zespołu:http://www.pmteam.tnb.pl/readarticle.php?article_id=4Wątek poświęcony filmowi Bukaj Ksum: Początektw1.thewitcher.com/forum/index.php?topic=30169.0Bukaj Ksum: Początek – Film wyprodukowany przez Laufesa - na kanale YouTube:www.youtube.com/user/laufestyKról Żebraków – przygoda do gry Wiedźminwww.moddb.com/downloads/krl-ebrakwPROLOGWydarzenia w czasie trwania Króla Żebraków.Maciek pochlipywał smętnie.Jeszcze wczoraj miał nadzieję na odzyskanie MAMY. Znalazł liścik, który mu przesłała. Maciek nie wiedział, jak to zrobiła – nie było jej w domu od tygodnia i nic nie wskazywało na to, że ktoś był w jej chacie pod nieobecność Maćka. Mimo to, gdy chłopiec wrócił z codziennego pochlipywania, znalazł w domu dziwną, zieloną tablicę, na której świeciły litery:„MASZ 1 NOWYCH WIADOMOŚCI”Kiedy Maciek dotknął tablicy, napis się zmienił:„Synku!Już nie jestem w tym starym budynku.W świecie glutów zażywam odpoczynku.”Po czym tablica została jakby wessana pod podłogę. Nie pozostał po niej żaden ślad.Maciek był przez chwilę radosny. MAMA żyje! – Myślał. – Ni cholery nie rozumiem tej wiadomości, ale ONA żyje!Dzisiaj był na bagnach ten cały wiedźmin. Pomagał wszystkim, jakby dostawał za to jakieś ekstra punkty. Próbował pomóc też Maćkowi…Próbował!I co z tego? „Twoja MAMA odeszła, przykro mi.” Jemu przykro?! Maciek chlipał przez cały tydzień! To jemu było naprawdę przykro.Nic mu już nie zostałdejdę do Zakonu Kapustynów!Podobno jedna z ich kryjówek jest gdzieś niedaleko. Są tam ludzie tacy jak on – samotni. Ponoć przez Zakon otrzymali potęgę bitów! – Cokolwiek to znaczy.Teraz chłopiec szedł przez bagna, z plecakiem wypakowanym głównie pamiątkami po MAMIE. Właśnie przechodził koło zawalonej wieży. Nie mógł wiedzieć, że jednocześnie przechodzi obok Miejsca Mocy.Postanowił tu odpocząć. Usiadł na ziemi i wyjął z plecaka rycinę, przedstawiającą jego MAMĘ. Została wykonana przez Mistrza Spiegeleiera, gdy ten odwiedził wioskę na bagnach. Wtedy też, Mistrz zaraził chłopca żądzą potęgi i władzy.Maciek chlipał cicho, patrząc na rycinę. Nagle zaczął śpiewać. No, właściwie to chrząkać i jęczeć do rytmu, który słyszał gdzieś w swojej głowie. Zawarł w tym śpiewie cały żal po utracie MAMY, całą chęć pokazania światu, że jest kimś, całą skrywaną nienawiść.Wtedy właśnie objawił mu się Górski Bóg.Wyglądał właściwie jak człowiek, ale był półprzeźroczysty.Wyciągnął do chłopca rękę w przyjaznym geście……Po czym rzucił się na niego. I zniknął.Zupełnie jak Maciek.Który nie mógł wiedzieć jeszcze jednej rzeczy – że jest Źródłem Bitów.MIESIĄC WCZEŚNIEJZegar wybił drugą w nocy.Nieznajomy siedział przy stole z twarzą w misce i chrapał ciężko. Wokół walały się butelki po najpopularniejszym w tej okolicy trunku – Żytniej. Karczmarz, który nie różnił się zbytnio wyglądem od innych przedstawicieli swojego fachu, dotknął lekko ramienia przybysza.-Proszę pana! Proszę się obudzić, już zamykamy! Proszę pana!-Mhemmmem… - Zabełkotał zbudzony. – Co?-Proszę już wyjść. – Karczmarz ujął pijanego za ramię i podniósł. – Na pana już czas.-Czas? Tyyy… Ty wiesz, kim ja jestem? – Przybysz próbował się wyrwać szynkarzowi. – Ja… Jestem Bukaj Ksum, zniszczę Ziemię… - Wymruczał pijanym głosem.-Oczywiście. – Gospodarz nieraz widział ludzi, którym brakowało piątej klepki i zdążył się już przyzwyczaić. – Oczywiście, ale jutro, dobrze? Jutro pan zniszczy.-Aaa, no dobra. Ale jutro zniszczę. – Powiedział nieznajomy do zamykających się drzwi karczmy.Zegar wybił drugą w nocy.Nieznajomy siedział przy stole z twarzą w misce i chrapał ciężko. Wokół walały się butelki po najpopularniejszym w tej okolicy trunku – Żytniej. Karczmarz, który nie różnił się zbytnio wyglądem od innych przedstawicieli swojego fachu, dotknął lekko ramienia przybysza. -Proszę pana! Proszę się obudzić, już zamykamy! Proszę pana! -Mhemmmem… - Zabełkotał zbudzony. – Co? -Proszę już wyjść. – Karczmarz ujął pijanego za ramię i podniósł. – Na pana już czas. -Czas? Tyyy… Ty wiesz, kim ja jestem? – Przybysz próbował się wyrwać szynkarzowi. – Ja… Jestem Bukaj Ksum, zniszczę Ziemię… - Wymruczał pijanym głosem. -Oczywiście. – Gospodarz nieraz widział ludzi, którym brakowało piątej klepki i zdążył się już przyzwyczaić. – Oczywiście, ale jutro, dobrze? Jutro pan zniszczy. -Aaa, no dobra. Ale jutro zniszczę. – Powiedział nieznajomy do zamykających się drzwi karczmy. Bukaj Ksum obudził się rano obok ogniska przy karczmie ogrodzonej palisadą. Strasznie bolała go głowa. Ale wczoraj nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Jest w tym miejscu od tak dawna, a wciąż nie wykonał zadania. Przecież ułożył cały misterny plan! Czemu na tym przeklętym świecie nic się nie udaje?!Najemnicy wynajęci przez karczmarza właśnie otwierali bramę – ktoś mógłby pomyśleć, że odgradzanie gospody ostrokołem to głupota. Jednak na obrzeżach Wyzimy nikogo to nie dziwiło, można więc sobie wyobrazić, co to za okolica. Nawet kowal wynajmował tu pokój i zbudował warsztat na wewnętrznym dziedzińcu. Uwagę Ksuma przykuło dwóch wchodzących przez wrota mężczyzn. Obaj mieli na sobie mocne, skórzane kurtki, i obaj mieli na plecach półtoraręczne miecze. Usiedli przy ognisku obok Bukaja i wyciągnęli własny prowiant. Zdawali się nie zwracać uwagi na zamyślonego alchemika. W końcu jednak do niego zagadali: -Hej, wiesz może, czy ktoś tutaj potrzebuje pomocy osoby, która dobrze macha mieczem?Bukaj nie myślał jeszcze zbyt jasno, odpowiedział więc: -Pójdźcie ze mną, koledzy! -Ach, więc zatrudnisz nas? Nazywam się Laufes, a mój kompan to Asper. -O, aaa… Jestem Bukaj Ksum, alchemik. Zniszczę Ziemię. Możecie mi mówić Musk. – Dodał po namyśle. -Taa – zaczął Asper. – Szykuje się niezła zabawa. Zapłać nam dobrze, a zniszczymy, co tam będziesz chciał. W granicach rozsądku. -Właściwie tak. – Dołączył Laufes. – Pracowaliśmy z tym szurniętym paladynem Adamem Keladą, możemy też z niszczycielem Ziemi. – Zaśmiał się. – Ale bierzemy połowę twoich zysków. Czuję, że już niedługo szmal obciąży twoją kieszeń. Jesteś jednym z tych, którzy osiągają wielką sławę i bogactwo, mimo że z pozoru na to nie wyglądają. Podróżnikiem z misją. -A tacy mają życie pełne przygód, kończące się gwałtownie i tragicznie. – Wtrącił Asper. – Dobraliśmy się jak w korcu maku. Zapadła krótka chwila ciszy. -Spółka? – Zaniepokoił się Bukaj. – No nie wiem… - wtem przypomniał sobie, po co tu jest i że musi to zrobić to za wszelką cenę. – Ech.. Jesteście mi potrzebni, niech wam będzie. -Co mamy robić? -Będziecie moimi oficerami. Na razie tylko mnie chrońcie…. -Ha! Biuro Ochrony Muska rozpoczyna swoją działalność!Ksum popatrzył z zażenowaniem. – Chodźmy stąd. – Mruknął. –A właściwie Asper, skąd masz tą paskudną bliznę na twarzy? -Głupia sprawa… - Jęknął najemnik. – Gdy byłem smarkaczem, często bawiłem się w kuchni. Wiesz, z garnkiem na głowie kopyścią w jednej ręce a pokrywką w drugiej podbijałem kolejne zmyślone kraje. -I? -I pewnego razu przygrzmociłem głową w pokrywkę od słoja. -A ty, Laufes? Kto cię tak urządził, że nie wymawiasz „er”? Pokaż zęby. Laufes spojrzał wściekle na alchemika. -Ja, drogi panie, pochodzę z Toussaint! Tam, drogi panie, „er” wymawiają tylko wieśniacy. Cała trójka, głośno rozmawiając, wyszła z terenu zajazdu przez jedną z dwóch drewnianych bram umieszczonych w palisadzie. Kowal głośno zaklął, kiedy odkrył zawartość swojego miecha. Przeklęte bachory. Musk gestem zaprosił Aspera i Laufesa do wnętrza swojej kryjówki. -Nieźle się tu urządziłeś. W starym, nieczynnym młynie Musk zorganizował sobie połączenie laboratorium alchemicznego z sypialnią i małym kącikiem motywacyjnym – był to stolik z wieloma kartkami papieru, na których były napisane teksty typu: „Jesteś wielki!” czy „Bukaj Ksum Bukaj Ksum Bukaj Ksum”. Laufes chwycił jedną z tych kartek i przeczytał z rozbawieniem. -Achachachacha! Nie masz co robić w długie, deszczowe dni? A może wpadłeś w samo… zachwyt, chacha! -Ale śmieszne. – Bukaj wyrwał kartkę najemnikowi. – Zajmijmy się dla odmiany czymś poważnym. -Właśnie, zdradź nam swoje plany. I nie chcę słyszeć ani słowa o niszczeniu Ziemi, oczekuję czegoś, eee, konkretniejszego. -Nic wam nie powiem. -Co?! -Nie ufam wam, musicie mi najpierw udowodnić swoją lojalność. -Lojalność?! Jesteśmy najemnikami i… -Już nie. Jesteście teraz… No niech ci będzie, jesteście BOM-em. Wymagam od was lojalności, w zamian oferuję swoją przyjaźń. Jeszcze mi za to podziękujecie. -Ale dalej będziemy dostawać zyski z tej przygody? – Spytał Asper. -Tak. -No to w porządku. Jak nam zaufasz, daj znać. Ale po co w ogóle tu przyszliśmy? -Muszę wziąć swoją torbę. Idziemy do jaskini pod murami Wyzimy. -Po co? -Jestem alchemikiem! Wiem, że jest tam pewna specjalna roślina, potrzebna mi do badań. Idziemy! -Ta jes! – Odpowiedzieli ironicznie. Ksum szedł przodem, a jego najemnicy – czy też Biuro Ochrony – trzymali się z tyłu i rozmawiali szeptem: -On nie jest normalny. – Zaczął Laufes. – Myśli, że zniszczy Ziemię! W dodatku jest strasznie skryty. -Daj spokój, to na pewno taka przenośnia. Po prostu pragnie władzy. Ze swoją inteligencją jest w stanie ją zdobyć. Zresztą sam wróżyłeś mu świetlaną przyszłość. -Nie wątpię, że osiągnie sukces. A wtedy dobrze będzie mieć go za przyjaciela. -Poza tym jest zabawny, a my nie mamy nic lepszego do roboty. -Popodróżujmy z nim parę miesięcy, przekonamy się, o co mu chodzi. -Właśnie. A teraz bądź czujny. Wyzimskie podgrodzie nie cieszy się dobrą sławą. Jakby na potwierdzenie jego słów, z jeziora wybiegł utopiec. Ruszył prosto na Bukaja. Dwaj najemnicy jednocześnie doskoczyli do swojego zwierzchnika i jednocześnie cięli monstrum. Cuchnące truchło upadło na ziemię. -W końcu za to nam płacisz. – Uśmiechnął się Laufes. Uliasz wyszedł z Misia Kudłacza. Był wieczór, moment, kiedy w miarę uczciwi mieszkańcy Wyzimy kładą się spać, a typy spod ciemnej gwiazdy jeszcze nie powychodzili na ulice…
Przedstawiam mój twór, który stał się podstawą do filmu o tym samym tytule. Będę go publikował w częściach, równolegle z produkcją Laufesa.Nie jest to nic nadzwyczajnego, zwykła grafomańska próba amatora. Nadmienię, że pisałem najszybciej jak mogłem, w dodatku pod D’jinniego – to bardzo ogranicza.. Musiałem też zsynchronizować treść z faktami z naszego życia (prawie każda postać ma swój odpowiednik wśród ludzi z naszego tj. z mojego i Laufesa otoczenia), kilka wątków wcisnąłem na siłę albo wymyśliłem na poczekaniu, bez wcześniejszego rozpatrzenia. Dlatego pewne fragmenty mogą wydać się niezrozumiałe, bezsensowne lub żenujące. Niezależnie od wyniku, fajnie było to pisać.LINKI:Oficjalna strona P.M. TEAMu, na której można znaleźć nowiny dotyczące zarówno filmu i opowiadania. Sano opowiadanie jest tam publikowane z wyprzedzeniem:www.pmteam.tnb.plCałe opowiadanie, bez zbędnych przerw, na stronie zespołu:http://www.pmteam.tnb.pl/readarticle.php?article_id=4Wątek poświęcony filmowi Bukaj Ksum: Początektw1.thewitcher.com/forum/index.php?topic=30169.0Bukaj Ksum: Początek – Film wyprodukowany przez Laufesa - na kanale YouTube:www.youtube.com/user/laufestyKról Żebraków – przygoda do gry Wiedźminwww.moddb.com/downloads/krl-ebrakwPROLOGWydarzenia w czasie trwania Króla Żebraków.Maciek pochlipywał smętnie.Jeszcze wczoraj miał nadzieję na odzyskanie MAMY. Znalazł liścik, który mu przesłała. Maciek nie wiedział, jak to zrobiła – nie było jej w domu od tygodnia i nic nie wskazywało na to, że ktoś był w jej chacie pod nieobecność Maćka. Mimo to, gdy chłopiec wrócił z codziennego pochlipywania, znalazł w domu dziwną, zieloną tablicę, na której świeciły litery:„MASZ 1 NOWYCH WIADOMOŚCI”Kiedy Maciek dotknął tablicy, napis się zmienił:„Synku!Już nie jestem w tym starym budynku.W świecie glutów zażywam odpoczynku.”Po czym tablica została jakby wessana pod podłogę. Nie pozostał po niej żaden ślad.Maciek był przez chwilę radosny. MAMA żyje! – Myślał. – Ni cholery nie rozumiem tej wiadomości, ale ONA żyje!Dzisiaj był na bagnach ten cały wiedźmin. Pomagał wszystkim, jakby dostawał za to jakieś ekstra punkty. Próbował pomóc też Maćkowi…Próbował!I co z tego? „Twoja MAMA odeszła, przykro mi.” Jemu przykro?! Maciek chlipał przez cały tydzień! To jemu było naprawdę przykro.Nic mu już nie zostałdejdę do Zakonu Kapustynów!Podobno jedna z ich kryjówek jest gdzieś niedaleko. Są tam ludzie tacy jak on – samotni. Ponoć przez Zakon otrzymali potęgę bitów! – Cokolwiek to znaczy.Teraz chłopiec szedł przez bagna, z plecakiem wypakowanym głównie pamiątkami po MAMIE. Właśnie przechodził koło zawalonej wieży. Nie mógł wiedzieć, że jednocześnie przechodzi obok Miejsca Mocy.Postanowił tu odpocząć. Usiadł na ziemi i wyjął z plecaka rycinę, przedstawiającą jego MAMĘ. Została wykonana przez Mistrza Spiegeleiera, gdy ten odwiedził wioskę na bagnach. Wtedy też, Mistrz zaraził chłopca żądzą potęgi i władzy.Maciek chlipał cicho, patrząc na rycinę. Nagle zaczął śpiewać. No, właściwie to chrząkać i jęczeć do rytmu, który słyszał gdzieś w swojej głowie. Zawarł w tym śpiewie cały żal po utracie MAMY, całą chęć pokazania światu, że jest kimś, całą skrywaną nienawiść.Wtedy właśnie objawił mu się Górski Bóg.Wyglądał właściwie jak człowiek, ale był półprzeźroczysty.Wyciągnął do chłopca rękę w przyjaznym geście……Po czym rzucił się na niego. I zniknął.Zupełnie jak Maciek.Który nie mógł wiedzieć jeszcze jednej rzeczy – że jest Źródłem Bitów.MIESIĄC WCZEŚNIEJZegar wybił drugą w nocy.Nieznajomy siedział przy stole z twarzą w misce i chrapał ciężko. Wokół walały się butelki po najpopularniejszym w tej okolicy trunku – Żytniej. Karczmarz, który nie różnił się zbytnio wyglądem od innych przedstawicieli swojego fachu, dotknął lekko ramienia przybysza.-Proszę pana! Proszę się obudzić, już zamykamy! Proszę pana!-Mhemmmem… - Zabełkotał zbudzony. – Co?-Proszę już wyjść. – Karczmarz ujął pijanego za ramię i podniósł. – Na pana już czas.-Czas? Tyyy… Ty wiesz, kim ja jestem? – Przybysz próbował się wyrwać szynkarzowi. – Ja… Jestem Bukaj Ksum, zniszczę Ziemię… - Wymruczał pijanym głosem.-Oczywiście. – Gospodarz nieraz widział ludzi, którym brakowało piątej klepki i zdążył się już przyzwyczaić. – Oczywiście, ale jutro, dobrze? Jutro pan zniszczy.-Aaa, no dobra. Ale jutro zniszczę. – Powiedział nieznajomy do zamykających się drzwi karczmy.Zegar wybił drugą w nocy.Nieznajomy siedział przy stole z twarzą w misce i chrapał ciężko. Wokół walały się butelki po najpopularniejszym w tej okolicy trunku – Żytniej. Karczmarz, który nie różnił się zbytnio wyglądem od innych przedstawicieli swojego fachu, dotknął lekko ramienia przybysza. -Proszę pana! Proszę się obudzić, już zamykamy! Proszę pana! -Mhemmmem… - Zabełkotał zbudzony. – Co? -Proszę już wyjść. – Karczmarz ujął pijanego za ramię i podniósł. – Na pana już czas. -Czas? Tyyy… Ty wiesz, kim ja jestem? – Przybysz próbował się wyrwać szynkarzowi. – Ja… Jestem Bukaj Ksum, zniszczę Ziemię… - Wymruczał pijanym głosem. -Oczywiście. – Gospodarz nieraz widział ludzi, którym brakowało piątej klepki i zdążył się już przyzwyczaić. – Oczywiście, ale jutro, dobrze? Jutro pan zniszczy. -Aaa, no dobra. Ale jutro zniszczę. – Powiedział nieznajomy do zamykających się drzwi karczmy. Bukaj Ksum obudził się rano obok ogniska przy karczmie ogrodzonej palisadą. Strasznie bolała go głowa. Ale wczoraj nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Jest w tym miejscu od tak dawna, a wciąż nie wykonał zadania. Przecież ułożył cały misterny plan! Czemu na tym przeklętym świecie nic się nie udaje?!Najemnicy wynajęci przez karczmarza właśnie otwierali bramę – ktoś mógłby pomyśleć, że odgradzanie gospody ostrokołem to głupota. Jednak na obrzeżach Wyzimy nikogo to nie dziwiło, można więc sobie wyobrazić, co to za okolica. Nawet kowal wynajmował tu pokój i zbudował warsztat na wewnętrznym dziedzińcu. Uwagę Ksuma przykuło dwóch wchodzących przez wrota mężczyzn. Obaj mieli na sobie mocne, skórzane kurtki, i obaj mieli na plecach półtoraręczne miecze. Usiedli przy ognisku obok Bukaja i wyciągnęli własny prowiant. Zdawali się nie zwracać uwagi na zamyślonego alchemika. W końcu jednak do niego zagadali: -Hej, wiesz może, czy ktoś tutaj potrzebuje pomocy osoby, która dobrze macha mieczem?Bukaj nie myślał jeszcze zbyt jasno, odpowiedział więc: -Pójdźcie ze mną, koledzy! -Ach, więc zatrudnisz nas? Nazywam się Laufes, a mój kompan to Asper. -O, aaa… Jestem Bukaj Ksum, alchemik. Zniszczę Ziemię. Możecie mi mówić Musk. – Dodał po namyśle. -Taa – zaczął Asper. – Szykuje się niezła zabawa. Zapłać nam dobrze, a zniszczymy, co tam będziesz chciał. W granicach rozsądku. -Właściwie tak. – Dołączył Laufes. – Pracowaliśmy z tym szurniętym paladynem Adamem Keladą, możemy też z niszczycielem Ziemi. – Zaśmiał się. – Ale bierzemy połowę twoich zysków. Czuję, że już niedługo szmal obciąży twoją kieszeń. Jesteś jednym z tych, którzy osiągają wielką sławę i bogactwo, mimo że z pozoru na to nie wyglądają. Podróżnikiem z misją. -A tacy mają życie pełne przygód, kończące się gwałtownie i tragicznie. – Wtrącił Asper. – Dobraliśmy się jak w korcu maku. Zapadła krótka chwila ciszy. -Spółka? – Zaniepokoił się Bukaj. – No nie wiem… - wtem przypomniał sobie, po co tu jest i że musi to zrobić to za wszelką cenę. – Ech.. Jesteście mi potrzebni, niech wam będzie. -Co mamy robić? -Będziecie moimi oficerami. Na razie tylko mnie chrońcie…. -Ha! Biuro Ochrony Muska rozpoczyna swoją działalność!Ksum popatrzył z zażenowaniem. – Chodźmy stąd. – Mruknął. –A właściwie Asper, skąd masz tą paskudną bliznę na twarzy? -Głupia sprawa… - Jęknął najemnik. – Gdy byłem smarkaczem, często bawiłem się w kuchni. Wiesz, z garnkiem na głowie kopyścią w jednej ręce a pokrywką w drugiej podbijałem kolejne zmyślone kraje. -I? -I pewnego razu przygrzmociłem głową w pokrywkę od słoja. -A ty, Laufes? Kto cię tak urządził, że nie wymawiasz „er”? Pokaż zęby. Laufes spojrzał wściekle na alchemika. -Ja, drogi panie, pochodzę z Toussaint! Tam, drogi panie, „er” wymawiają tylko wieśniacy. Cała trójka, głośno rozmawiając, wyszła z terenu zajazdu przez jedną z dwóch drewnianych bram umieszczonych w palisadzie. Kowal głośno zaklął, kiedy odkrył zawartość swojego miecha. Przeklęte bachory. Musk gestem zaprosił Aspera i Laufesa do wnętrza swojej kryjówki. -Nieźle się tu urządziłeś. W starym, nieczynnym młynie Musk zorganizował sobie połączenie laboratorium alchemicznego z sypialnią i małym kącikiem motywacyjnym – był to stolik z wieloma kartkami papieru, na których były napisane teksty typu: „Jesteś wielki!” czy „Bukaj Ksum Bukaj Ksum Bukaj Ksum”. Laufes chwycił jedną z tych kartek i przeczytał z rozbawieniem. -Achachachacha! Nie masz co robić w długie, deszczowe dni? A może wpadłeś w samo… zachwyt, chacha! -Ale śmieszne. – Bukaj wyrwał kartkę najemnikowi. – Zajmijmy się dla odmiany czymś poważnym. -Właśnie, zdradź nam swoje plany. I nie chcę słyszeć ani słowa o niszczeniu Ziemi, oczekuję czegoś, eee, konkretniejszego. -Nic wam nie powiem. -Co?! -Nie ufam wam, musicie mi najpierw udowodnić swoją lojalność. -Lojalność?! Jesteśmy najemnikami i… -Już nie. Jesteście teraz… No niech ci będzie, jesteście BOM-em. Wymagam od was lojalności, w zamian oferuję swoją przyjaźń. Jeszcze mi za to podziękujecie. -Ale dalej będziemy dostawać zyski z tej przygody? – Spytał Asper. -Tak. -No to w porządku. Jak nam zaufasz, daj znać. Ale po co w ogóle tu przyszliśmy? -Muszę wziąć swoją torbę. Idziemy do jaskini pod murami Wyzimy. -Po co? -Jestem alchemikiem! Wiem, że jest tam pewna specjalna roślina, potrzebna mi do badań. Idziemy! -Ta jes! – Odpowiedzieli ironicznie. Ksum szedł przodem, a jego najemnicy – czy też Biuro Ochrony – trzymali się z tyłu i rozmawiali szeptem: -On nie jest normalny. – Zaczął Laufes. – Myśli, że zniszczy Ziemię! W dodatku jest strasznie skryty. -Daj spokój, to na pewno taka przenośnia. Po prostu pragnie władzy. Ze swoją inteligencją jest w stanie ją zdobyć. Zresztą sam wróżyłeś mu świetlaną przyszłość. -Nie wątpię, że osiągnie sukces. A wtedy dobrze będzie mieć go za przyjaciela. -Poza tym jest zabawny, a my nie mamy nic lepszego do roboty. -Popodróżujmy z nim parę miesięcy, przekonamy się, o co mu chodzi. -Właśnie. A teraz bądź czujny. Wyzimskie podgrodzie nie cieszy się dobrą sławą. Jakby na potwierdzenie jego słów, z jeziora wybiegł utopiec. Ruszył prosto na Bukaja. Dwaj najemnicy jednocześnie doskoczyli do swojego zwierzchnika i jednocześnie cięli monstrum. Cuchnące truchło upadło na ziemię. -W końcu za to nam płacisz. – Uśmiechnął się Laufes. Uliasz wyszedł z Misia Kudłacza. Był wieczór, moment, kiedy w miarę uczciwi mieszkańcy Wyzimy kładą się spać, a typy spod ciemnej gwiazdy jeszcze nie powychodzili na ulice…