Ciemna strona mocy - uniwersum Star Wars

+

Ciemna strona mocy - uniwersum Star Wars

  • Luke Skywalker

    Votes: 22 11.9%
  • Yoda

    Votes: 64 34.6%
  • Palpatine

    Votes: 5 2.7%
  • Obi-Wan Kenobi

    Votes: 29 15.7%
  • Qui-Gon Jinn

    Votes: 5 2.7%
  • Darth Vader

    Votes: 37 20.0%
  • Hrabia Dooku

    Votes: 3 1.6%
  • Mace Windu

    Votes: 20 10.8%

  • Total voters
    185
Jeszcze dwa dni :)



[video=youtube;N7-y-A3D5bk]https://www.youtube.com/watch?v=N7-y-A3D5bk[/video]
 
Recenzji przybywa, a średnia ocen wciąż utrzymuje się na poziomie 85% od wczoraj. Jest dobrze.

http://www.metacritic.com/movie/star...st-jedi?ref=hp

W wielu recenzjach czy opiniach pojawiają się różne zarzuty, ale wydaje mi się że to wynika głównie z miłości do Sagi. Oczekiwania są po prostu tak wielkie, że nawet produkcja bardzo dobra może nie zadowolić wszystkich odbiorców.

Ja się wybieram dzisiaj w nocy, mam nadzieję że moje oczekiwania nie zepsują mi seansu. Z drugiej strony, ja tam lubię trylogię prequeli mimo iż to bardzo słabe filmy więc może te oczekiwania nie są aż tak gigantyczne :p

 
HuntMocy;n9986611 said:
Ja się wybieram dzisiaj w nocy, mam nadzieję że moje oczekiwania nie zepsują mi seansu. Z drugiej strony, ja tam lubię trylogię prequeli mimo iż to bardzo słabe filmy więc może te oczekiwania nie są aż tak gigantyczne :p

Muszę przyznać, że ja nawet wolę nową trylogię od starej, choć wielu skaże mnie za tę herezję na stos. Uniwersum starej republiki jest dojrzalsze porusza nieco poważniejsze kwestie i czyni to w nieco poważniejszy sposób. Nie wiem czy już to tutaj mówiłem, ale saga Star Wars musi dojrzeć by jeszcze coś znaczyła w kinie. Rozumiem nostalgię, ale sądzę, że czas ekscytacji bieganiem za szturmowcami się dla wielu skończył i dobrze by było, aby nowi twórcy sagi raczyli to zauważyć. "Łotr 1" zdaje się iść w tym kierunku, ale to jeszcze nie jest to, czego oczekiwałem. Czekam na film osadzony w świecie starej republiki to może być coś.
 
Pozwolę sobie ocenić film. W spoilerze zawieram głęboką i przemyślaną ocenę całości.
xD
Edyt, po większej ilości przemyśleń:
ech, no może tak źle jednak nie było. Jutro uporządkuję wrażenia.
 
Last edited:
Film obejrzałem kilka godzin temu, a potem uderzyłem w kimono więc nie będą to wrażenia na gorąco, ale prawie. Wpis pewnie będzie trochę chaotyczny, ale bez spoilerów.

Niestety, Ostatni Jedi mnie rozczarował. Nie było to oczywiście rozczarowanie z gatunku 'najgorszy film dekady' czy 'och nie, gwałcą moje ulubione uniwersum i postacie'. Nie nudziłem się podczas seansu, bo cały czas coś się działo, a ilość gwiezdnowojennego dobra była spora. Po prostu co innego chciałem tam zobaczyć, czego innego się spodziewałem, co innego obiecywały zwiastuny, a jeszcze co innego dostałem. Z rzeczy, na które liczyłem dostałem zaledwie ułamek i to w większości zrealizowany zupełnie inaczej niż bym sobie życzył. Na niektóre pytania padły odpowiedzi, ale nie do końca takie jak chciałem, a o innych rozwiązaniach ciężko mi coś więcej napisać, bo jeszcze tego nie przetrawiłem.

Mam wrażenie że dostałem tutaj dwa filmy w jednym. Pierwszy z nich to dzieło fanboja Gwiezdnych Wojen jarającego się faktem że może nakręcić film w ulubionym uniwersum. Sporo tutaj smaczków, nawiązań i mrugnięć okiem. Humor i metażarty czasem trafiały w punkt, a czasem były dziwne i męczące. Zaskakująco dużo tutaj gagów, które potrafią zrujnować nawet najbardziej dramatyczne momenty. Drugi film z kolei to efekt kalkulacji obliczony na zaskoczenie widzów. Pamiętacie co się działo po ostatnich sezonach Gry o tron? Masa spekulacji w sieci odnośnie tego kto zginie, kto wróci, kto się z kim sprzymierzy i koniec końców większość sprawdzała się tak jak to fani przewidywali. W przypadku Ostatniego Jedi, wygląda to tak jakby twórcy zebrali te wszystkie teorie, pomysły i plotki wyssane z palca, przeanalizowali je, a następnie zrobili coś całkiem na odwrót. Posłużę się tutaj zmyślonymi przykładami żeby zobrazować o co mi chodzi:

1) Wszyscy myślą że postać X zginie? Ok, jednak przeżyje.
2) Wszyscy myślą że postać X sprzymierzy się z postacią Y? Ok, nie sprzymierzy się.
3) Wszyscy myślą że odpowiedzią na pytanie XYZ będzie ZYX? Ok, będzie zupełnie inaczej.
4) Wszyscy myślą że scena ze zwiastuna to zmyłka? Ok, będzie dokładnie tak jak sugeruje.

Można tak wymieniać jeszcze długo. Dzięki temu zabiegowi niektóre zwroty akcji rzeczywiście były zaskakujące, ale inne z kolei wydawały się kompletnie nielogiczne.

Mam też problem ze środkową częścią filmu i ogólnie wątkiem Ruchu Oporu. Działy się tam fajne rzeczy, odwiedziliśmy świetne lokacje, było trochę dramatyzmu, ale gdyby wyciąć większość tego fragmentu to w ogóle nie wpłynęłoby to na fabułę. To wyglądało tak jakby reżyser i scenarzysta zarazem rozpisał sobie świetną historię kręcącą się wokół Luke'a, Rey i Kylo Rena, a potem nagle przypomniało mu się że przecież są jeszcze Finn, Poe, Leia, że w ogóle gdzieś tam trwa wielka wojna między Ruchem Oporu i Najwyższym Porządkiem i trzeba coś dopisać.

Skoro wspomniałem już o postaciach to pora przejść do największego pozytywu tego filmu czy aktorów. Widziałem do tej pory może pięć czy sześć filmów z Markiem Hamillem nie licząc Gwiezdnych Wojen więc może nie mnie wyrokować, ale jak dla mnie to zagrał tutaj rolę życia. Luke Skywalker z Ostatniego Jedi jest jednocześnie postacią zabawną i poważną, tragiczną i przerażającą, to człowiek złamany, któremu współczujemy, ale jednocześnie mamy ochotę kopnąć go w tyłek. To ktoś zupełnie inny niż znany wcześniejszych części wesoły chłopak z prowincji, który stał się mistrzem Jedi. Nie każdemu spodoba się kierunek w jakim poszli, ale nie sposób nie docenić kreacji aktorskiej. Świetne wypadają też Adam Driver, Carrie Fisher, Laura Dern, Andy Serkis oraz Domhnall Gleeson o ile założymy że jego kreacja miała być parodią, bo jest jeszcze bardziej przesadzony niż w Przebudzeniu Mocy. Wisienką na aktorskim torcie jest Benicio del Toro - to mała rólka, ale zapada w pamięć dzięki kreacji aktora. Gdyby teraz zapowiedzieli spin off o jego postaci to brałbym jak Ferdek Kiepski rentę babki. Reszta obsady jest w porządku, nikt się szczególnie nie wybija, ale też nikt nie odstaje.

Zbliżając się do końca, nie wiem zbytnio co myśleć o tym filmie. Był skonfliktowany jak Kylo czy Luke, niby fajny, ale jednak dziwny, niby rozwijał uniwersum proponując coś nowego, ale czy na pewno? Po zakończeniu i rzeczach jakie się tam odpierniczyły to mam wrażenie że ta historia zmierza donikąd. Ani w poprzednim filmie ani w prequelach nie odczuwałem czegoś takiego. Cóż, być może to kolejny pomysł obliczony na zaskoczenie, bo nie bardzo widzę tutaj nad czym się zastanawiać odnośnie kolejnego epizodu. Może mają jakiś fantastyczny pomysł na wielki finał i wtedy okaże się że Ostatni Jedi jest filmem genialnym, który musiał się wydarzyć żeby epizod dziewiąty miał odpowiednią... Moc.

Nie mam na razie ochoty na zabawę w zamykanie w spoilerach przemyśleń co do poszczególnych wątków i postaci, ale jak tylko więcej ludzi obejrzy ten film to chętnie poznam wasze opinie i się do nich odniosę. Niech Moc będzie z wami.
 
HuntMocy;n9994611 said:
Mam też problem ze środkową częścią filmu i ogólnie wątkiem Ruchu Oporu. Działy się tam fajne rzeczy, odwiedziliśmy świetne lokacje, było trochę dramatyzmu, ale gdyby wyciąć większość tego fragmentu to w ogóle nie wpłynęłoby to na fabułę. To wyglądało tak jakby reżyser i scenarzysta zarazem rozpisał sobie świetną historię kręcącą się wokół Luke'a, Rey i Kylo Rena, a potem nagle przypomniało mu się że przecież są jeszcze Finn, Poe, Leia, że w ogóle gdzieś tam trwa wielka wojna między Ruchem Oporu i Najwyższym Porządkiem i trzeba coś dopisać.
akurat wątek Poego i Holdo mi się podobał, ale kasyno było już niepotrzebnym zapychaczem
 
Powiedzcie, bo może się orientujecie, dlaczego oni nie zrobią filmu o Vaderze? W cyklu historie? Jestem po seansie Ostatniego Jedi i to właśnie słabi, mało przekonujący, nie wzbudzający żadnego szacunku antagoniści kładą dla mnie tą nową trylogię. Sama ostatnia scena z Rogue One sprawiła mi więcej radości niż TFA i TLJ. Moim zdaniem taki film to byłby strzał w dziesiątkę. Vader to chyba najbardziej ikoniczna postać w całym uniwersum, wszystko bym oddał żeby zobaczyć film z nim w roli głównej. Szczególnie, że tu można dać obojętnie jakiego aktora, a James Earl Jones żyje i ma się dobrze.
 
Bardzo się cieszę, że szłam na seans uboga o spekulacje, wrzuty z planu i inne quasi-spoilery.
Bardzo.
Dostałam znakomite widowisko, space operę z gatunku "wzorzec metra" - bo trzeba i warto porównać Ostatniego Jedi z epizodami 4-6, spuszczając zasłonę milczenia na 1-3. Z tego porównania wyjdzie jasno, że monumentalne wybuchy w kosmosie, okraszone humorem
"Hej, ile będę czekał na połączenie!"
i, nade wszystko, wizualnymi majstersztykami
solna planeta, atak na krążownik, Luke na tle kroczących machin
to jest właśnie to, o co w tym kinie chodzi.
Nie brak też zabawnych futrzaków, a aktorzy wspięli się na wyżyny.

Nie brak mi potrójnej psychologicznej głębi, zostawiam to naśladowcom w animowanych fanfikach.
Konflikty
Kylo/Kylo
Ren / Ren
Ren/ Kylo
Luke / Kyle
Kyle / Snoke
Luke / Ren
Ren / Snoke
były przewidywalne albo nie.
To samo z zakrętasami akcji - niektóre do odgadnięcia, inne strzelające między oczy.

Wyszłam zaskoczona, rozbawiona, zadumana, wzruszona.
Naprawdę nie oczekiwałam niczego ponad to, a w sumie to byłam sceptycznie nastawiona, jak przystało na ortodoksa 4-6, wiecie.

Pytanie: czy padła tu nieśmiertelna fraza "I have bad feelings about that"?
Nie wyłapałam.

Ed.
Gdybym się miała do czegoś przyczepić, to do jednej może rzeczy:
Nie wyjaśniono, kim był Snoke i Rey. Może tu nie ma żadnego drugiego dna, a może jest (jakoś nie wierzę w to, co powiedział Kylo). Jeśli na coś czekałam, to ewentualnie na to; ale mogę z tym handlować do epizodu 9, o ile będzie.
 
Last edited:
Dostałem film, który był zupełnie inny od wszystkiego czego oczekiwałem. Trailery, wypowiedzi twórców, reakcje mediów, nic mnie na to nie przygotowało. Zdecydowanie na plus fakt, że nie próbowano robić Imperium Kontratakuje 2.0. Niesamowitym jest, że praktycznie cała śmietanka postaci z Przebudzenia Mocy dostała swój wątek, na przestrzeni którego rozwinęła się i zmieniła. Świetne bitwy, choć efekty o dziwo czasami mi się średnio podobały. Podoba mi się, że ktoś tam u góry wyhodował parę cojones i pozwolono na wstrząśniecie utartym lore, w dość drastyczny sposób.

Zdecydowanie zaskoczyło mnie parę rozwiązań fabularnych, niektóre rzeczy pozytywnie, inne niekoniecznie. Kilka wątków dziwnie się urywa, inne były zupełnie niepotrzebne, nie wpływały na historię i niepotrzebnie rozciągały film.


!!!W reszcie tekstu rzucam spoilerami najcięższego kalibru!!!



  • Coś co mnie zupełnie wybiło z seansu i co totalnie powinno się zdarzyć, to niedorzeczna scena z...
Latająca w otwartej przestrzeni kosmicznej Leią. Efekty strasznie sztuczne, patos udawany, a całość obrazka wręcz komiczna. Gdyby dali Lei kosmiczną miotłę, to byłaby całkiem zgrabna czarownica. Wiem co chcieli osiągnąć tą sceną, ale naprawdę istniały miliony innych sposobów, by pokazać, że Organa potrafi w jakimś stopniu używać Mocy.
  • Dla kontrastu, najlepsza scena filmu, to...
Yoda. Tu zagrało praktycznie wszystko. Zaczynając od efektów specjalnych; naprawdę podziwiam R.J., że zdecydował się na kukiełkę, że wyglądała jak żywcem wyciągnięta z IK, czy PJ, że nie była abominacją z Mrocznego Widma, czy jej późniejszym cyfrowym zamiennikiem. Od razu czuć było magię, czego Rey nie potrafiła dokonać na przestrzeni połowy filmu, nasz mały zielony przyjaciel dokonał w paru zdaniach - przywrócił Luke'a światu. Podobał mi się ich dialog, gdzie Skywalker momentalnie został zdegradowany z mistrza do roli ucznia, ze świetnym fragmentem o przekazywaniu wiedzy i wraz z nią porażek. Wisienką na torcie było danie Duchom Mocy możliwości ingerowania w świat rzeczywisty. Wszystko zagrało. Czapki z głów.
  • Snoke
Tutaj jestem mocno skonfliktowany. Cały wątek wydaje się jakąś dziwną próbą awaryjnego usuwania postaci, która za bardzo przypominała Imperatora, i na którą widocznie nie posiadano jakiegoś sensownego pomysłu. Co mnie trochę boli, bo bardzo mi się podobało jak Snoke'a sportretowano; jego sposób mówienia, manieryzmy, ta mieszanka pogardy i buty, pewności siebie i poczucia satysfakcji z krzywdzenia innych. Naprawdę widziałem potencjał na dalszy rozwój postaci. Mój konflikt bierze się stąd, że podobał mi się sposób w jaki Kylo go załatwił. Wiele osób się dziwi, że Snoke nie wyczuł, że obok niego porusza się miecz. Jak dla mnie scena pokazuje prawdziwą inteligencję i potencjał Bena. Gdy nie rzuca się impulsywnie na przeciwnika, gdy ma plan i trzyma na wodzy emocje, potrafi być śmiertelnie niebezpieczny nawet dla teoretycznie dużo silniejszych przeciwników. Myślę, że tu leży potencjał na rozwój postaci. W tej scenie rozegrał cudowną, podwójną grę, gdzie wykorzystał fakt, że Snoke czytał jego intencje i obrócił to i pewność siebie Najwyższego Przywódcy na swoją korzyść, skupiając się na odpaleniu miecza i zabiciu, ale nie swojego miecza i nie Rey.
  • Luke
Podobało mi się co z nim zrobiono. Tu był ewidentnie pomysł na postać. Straszliwie obawiałem się, że pójdą bezpieczną drogą stworzoną przez "Legendy", gdzie zrobiono z niego ultra potężnego, mądrego, niezłamanego, niesamowicie nijakiego i nudnego Mistrza Jedi. Tymczasem dostaliśmy historię o człowieku mądrym, ale uginającym się pod ciężarem własnej "ikoniczności", wciąż potężnym, ale złamanym przez zdradę ucznia, zgryźliwym, ale tęskniącym za kontaktem z innymi ludźmi itd. itp. Ciekawym też jest, że jego śmierć jakoś wcale nie wydaje się końcem jego historii, zwłaszcza że odszedł na własnych warunkach w sposób, w jaki powinna umierać Legenda.
  • Rey
Jej wątek jako całość dość ciekawy, szczególnie jej rosnące rozczarowanie Lukie'm. Podobało mi się, że mimo wszystko do samego końca go nie przekreśliła, nawet gdy dowiedziała się o jego chwili słabości, gdy rozważał zabicie Bena. Fajnie pokazano jej naiwność, i że bardzo łatwo nią manipulować, gdy wbrew wszelkiej logice poleciała spotkać się z Renem, pewna że będzie w stanie go przekabacić na Jasną Stronę. Jak chyba większość osób, byłem nieco rozczarowany, gdy okazało się, że rodzice Rey (Rey Palpatine! :( ), to nic nie znacząca para pijaków, złomiarzy i hazardzistów, która sprzedała własną córkę. Jeśli jednak się zastanowić, zwyczajnie ma to sens. Wiadomo dlaczego dano ją Unkarowi pod opiekę, dlaczego nie reaguje na nią jakoś szczególnie nikt z wielkiej trójki, wiemy że galaktyka nie ogranicza się do kilku ważnych "dynastii". Ten zabieg mocno "otwiera" świat SW. Lubię to. Szalenie mnie interesuje, jak dalej pociągną jej wątek, bo aktualnie to na jej barkach spoczęło odbudowanie Zakonu Jedi.
  • Ben
Kolejny dobry wątek. W końcu pokazano trochę Bena w Kylo. Stał się swoim prawdziwym "ja". Przestał ukrywać się za maską, przestał być chodząca emocjonalną bombą (choć oczywiście dalej ma problem). Szalenie interesująca relacja z Rey, spodziewałem się frustracji, nienawiści i żądzy zemsty za upokarzającą porażkę (full Dark Side Sith style). Dostałem dialog, ale i chęć manipulacji oraz - co najbardziej zaskakujące -... szacunek. Jest między nim a złomiarką, poza oczywistym konfliktem interesów fascynującą nić porozumienia.
  • Finn
Jeden ze słabszych wątków. W sumie niby się rozwija, niby przestaje uciekać przed odpowiedzialnością, niby zaczyna dostrzegać wokół niego osoby inne niż Rey, ale większego wpływu na zdarzenia nie ma. Jego wątek jest najnudniejszy i niepotrzebnie rozciągnięty.
  • Phasma
Ten film zabił tą postać dosłownie i w przenośni.
  • DJ
Skandal, że aktorowi kalibru Benicio del Toro dano taką nic nie znaczącą rólkę. Niby jest szansa, że pojawi się w kolejnej części, ale niekoniecznie mnie to w jakiś sposób jara. Zmarnowany potencjał.
  • Leia
Potencjał zmarnowany podobni jak w Przebudzeniu Mocy. Siedzi, dramatycznie patrzy w dal, dowodzi, lata w otwartej przestrzeni kosmicznej bez skafandra i niestety odstaje nieco aktorsko od reszty ekipy.
  • Lore
Spodziewałem się z całą pompą pójdą w kierunku Szarych Jedi, ale nie, co mnie dość mocno zaskoczyło. Dostaliśmy za to całkiem zgrabne wyjaśnienie, dlaczego ktoś taki jak Rey stał się tak potężny. Moc, która zawsze dąży do balansu, stworzyła lustrzane odbicie Kylo Rena, w osobie Rey właśnie. Gdy rośnie mrok, rośnie też światło by stawić mu czoła. Yin Yang. Aktualnie w uniwersum są już tylko dwie osoby o niesamowitym, równym sobie potencjale po obu stronach barykady.

I nowe pokolenie wrażliwych na Moc, zobaczy jaką będą mieli rolę w kolejnym epizodzie.



Długo myślałem nad oceną filmu i im dłużej myślę, tym bardziej nie potrafię. Więc nie ocenię. Dziękuję, do widzenia. :p
 
Last edited:
Nars
Serio uważasz, że Kylo powiedział Rey prawdę, a nie próbował nią manipulować "pacz, jacy jesteśmy samotni, bądźmy samotni razem"?
 
undomiel9;n10010901 said:
Nars
Serio uważasz, że Kylo powiedział Rey prawdę, a nie próbował nią manipulować "pacz, jacy jesteśmy samotni, bądźmy samotni razem"?

Tak, ponieważ kazał jej spojrzeć w głąb siebie, "bo ona wie , że to prawda". I wtem Rey zalała się rzewnymi łzami. To musiałby być coś więcej niż zwykłe kłamstwo. Musiałby jakoś zafałszować jej "wewnętrzne odczucia".
 
Widzę, że giga-fani jakoś mają cykora przed dokonaniem krótkiej oceny podsumowującej film, więc ja ich wyręczę i powiem tak - w ogólnym rozrachunku jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Film znacznie, znacznie lepszy niż Przebudzenie Mocy, nie będący kalką jakiejkolwiek wcześniejszej części starej czy nowej sagi. O ile Przebudzenie było taką Nową Nadzieją 1.5, tak tutaj dostajemy po prostu dzieło autonomiczne, które jest w stanie samo się obronić, a jednocześnie co i rusz pojawiają się nawiązania do poprzednich części. Ostatni Jedi niesie ze sobą powiew świeżości, który bardzo się filmowej sadze przyda, a przy tym pojawia się dostatecznie wiele SW-owych schematów, by widz nadal orientował się, że to SW. Po jakichś 40-50 minutach można nawet zapomnieć, że w Przebudzeniu Mocy cały dorobek Powrotu Jedi został zdemolowany w 30 lat i tak naprawdę wszystko zaczynamy od początku. Tyle że tym razem na żadnej trylogii się nie skończy. Nie mam pojęcia, ile filmów jest planowane, ale patrząc po trendach fabularnych, jest materiał co najmniej jeszcze na 2 lub 3 (jeśli nie filmy "właściwe", to jakieś spin-offy). Zresztą, jest mało prawdopodobne, by twórcy tak szybko ukatrupili kurę znoszącą złote jaja ;). Mam tylko na dzieję, że nie stworzą tasiemca.

Na plus - Luke, Rey, humor i pacing. Na Ostatnim Jedi naprawdę trudno się nudzić. Być może poszedłbym do kina nawet jeszcze raz, by wyłapać więcej smaczków. Bardzo mnie też cieszy większy udział żeńskich postaci w fabule.

Na minus - Leia w kosmosie (WTF), Kylo Ren jako główny antagonista, Phasma jako mini-antagonista, przesyt cudownych zbiegów okoliczności i ratunków-w-ostatniej-chwili. Twórcy bardzo chcieli zaskakiwać, ale czasem prowadziło to do strasznych absurdów. Rebelianci mają też niesamowite tendencje samobójcze - nie wiem czy miało to posłużyć do zwiększenia dramatyzmu, czy zwiększyć liczbę scen akcji, ale trochę to było słabe. Tak czy siak, zdecydowanie największą bolączką filmu są jego antagoniści. Kylo Ren jest lepszy niż w Przebudzeniu Mocy, ale wciąż strasznie miałki. Jego zło jest złem w rodzaju: PATRZCIE JAKI JESTEM PODŁY, JAKIE ZE MNIE MONSTRUM! WIDZICIE?! RAAAGRH! Gdzie mu tam do Vadera czy Palpatine'a. Całkowicie zaprzepaszczona została również postać Phasmy i to do tego stopnia, że gdyby ją wymazać z Przebudzenia Mocy i Ostatniego Jedi, to w zasadzie nie dałoby się odczuć różnicy. Snoke miał jakiś potencjał, no ale cóż...
 
Last edited by a moderator:
Wczoraj byłam drugi raz na filmie - bawiłam się tak samo dobrze, jak za pierwszym razem. Recenzję postaram się naskrobać w tym tygodniu, ale trochę mi schodzi bo a) cały czas idzie mi na pisanie ficka, do którego natchnął mnie film, b) sporo tego będzie :D
 
Mi osobiście film bardzo się podobał. Przede wszystkim nie było to "Imperium Kontratakuje" 2.0 - obraz ma w pełni autonomiczną, momentami lepszą, momentami gorszą fabułę.
Świetnie wyglądała cała batalistyka, absolutny miód dla oczu. Jak zwykle w SW, efektowność brała górę nad zdrowym rozsądkiem, a duch z maszyny wyskakiwał praktycznie co chwila, ale całokształt na plus, oprócz kilku elementów, które wyliczam w spoilerach poniżej:

- Yoda. Moim zdaniem najsłabsza scena filmu. Duch Yody wyszedł strasznie sztucznie, a cała scena nie miała według mnie fabularnego uzasadnienia innego, niż galopujący fan service.

- Scena z nieudanym samobójczym atakiem Finna. Strasznie to było głupie, a następujący po niej dialog jeszcze głupszy. Zdarzyło mi się zgrzytnąć zębami.

- Cała akcja w kasynie mogłaby spokojnie zostać wycięta z filmu, choć przedstawienie samego przybytku uważam za wspaniałe. Zawsze lubiłem w SW wszelkiego rodzaju galaktyczne knajpy, tawerny i burdele. Świetnie dodają kolorytu światu przedstawionemu. Niestety, fabularnie ta część była słabiutka. Nie ratuje jej nawet genialna kreacja del Toro.

- Kompletnie epizodyczna postać Phasmy. Po co w ogóle wprowadzono tę postać? Zmarnowany potencjał.

- Podobnie jak undomiel9 jestem zawiedziony wątkiem Snoke'a - nie dowiedzieliśmy się o nim niczego, a liczyłem na jakieś wyjaśnienie genezy postaci.

- Finalne "samobójstwo" Luke'a. Wybieg Skywalkera sam w sobie był świetny, ale to rozpłynięcie się w powietrzu jakoś mnie nie przekonało. Cyberręka też mu się rozpłynęła? :D

- Ogólna tendencja Rebeliantów do popełniania efektownych samobójstw. Ile można? Czasem miałem wrażenie, że postaci biorą udział w turnieju na najbardziej bohaterską (albo głupią) śmierć. :p

Dla zrównoważenia, z kolei wyjątki na plus:

+ Relacja Rena i Rey, ten duet bardzo dobrze zagrał.

+ Bitwy w kosmosie, bitwa na solnej pustyni, ogół scen batalistycznych i wygląd wojska i pojazdów. Tak to się robi!

+ Kreacja Benicio del Toro - mimo że epizodyczna, to zachwycająca. Bardzo chciałbym zobaczyć dłuższy wątek z tą postacią w kolejnym filmie.

+ Przedstawienie Luke'a jako postaci rozdartej, nieoczywistej i jednoczesne zagranie na nosie fanom "kryształowego" wizerunku Skywalkera.
 
Last edited:
Top Bottom