Ciemna strona mocy - uniwersum Star Wars

+

Ciemna strona mocy - uniwersum Star Wars

  • Luke Skywalker

    Votes: 22 11.9%
  • Yoda

    Votes: 64 34.6%
  • Palpatine

    Votes: 5 2.7%
  • Obi-Wan Kenobi

    Votes: 29 15.7%
  • Qui-Gon Jinn

    Votes: 5 2.7%
  • Darth Vader

    Votes: 37 20.0%
  • Hrabia Dooku

    Votes: 3 1.6%
  • Mace Windu

    Votes: 20 10.8%

  • Total voters
    185
Przypomina mi to trochę sytuację z Kathleen Kennedy. Fani narzekają, ale dolary się się zgadzają, więc po co Disney ma coś zmieniać?

No, niekoniecznie. Disney kupił prawa do marki SW za $4 miliardy, nowa trylogia zgarnęła w boxoffisie ledwie ponad to. Disney liczył, że zarobi co najmniej drugie tyle, ale się przeliczył, ledwo wyszedł na swoje. To nie jest sukces finansowy, to jest totalna klapa.
 
Disney kupił prawa do marki SW za $4 miliardy, nowa trylogia zgarnęła w boxoffisie ledwie ponad to. Disney liczył, że zarobi co najmniej drugie tyle, ale się przeliczył, ledwo wyszedł na swoje. To nie jest sukces finansowy, to jest totalna klapa.
Zaznaczę, że Disney wykupił prawa do SW w całokształcie, czyli zarabiają również na gadżetach, zabawkach, grach, komiksach, książkach itd a to już nie mało. W zasadzie to głównie na tym Lucas zarabiał, na samych filmach długo by nie pociągnął. A poza trylogią trafiły im się dwa filmy, Mandalorianin a kolejne produkcje już się tworzą.
 
Last edited:
@wnorosmarta @CesarzTemeri

Abstrahując od tego, czy ktoś nowy kanon w postaci filmów czy też filmów i wszelkich uniwersowych produkcji kupuje (osobiście uważam, że uniwersum Lucasfilmu z Kennedy na czele świetnie daje radę i powstaje masa dobrej zawartości, a marka odżyła jak nigdy, mimo The Rise of Skywalker, który mi się niezbyt podobał jako film), Disney rozbił bank już przy okazji Przebudzenia Mocy. Zarobione 2 miliardy to wynik absolutnie fantastyczny i nie zdziwiłbym się, gdyby szacunkowe kwoty sprzed premiery nawet nie dobiły do tej wartości. Tak jak Cesarz wspomniał, Disney oprócz filmów zarabia również na zabawkach/merchu wzorowanych na filmach i innych produkcjach, a mnóstwo stworków/pojazdów pojawiających się w filmach projektowanych jest stricte pod rynek zabawkowy (co zapoczątkował w świecie filmowym Lucas i jego Ewoki w Powrocie Jedi). Na etapie Łotra 1, który do box office dołożył kolejny miliard, Disney moim zdaniem już wyszedł na czysto. A nawet jeśli liczyć same filmy, to dały one ponad miliard zysku. To jest wciąż dużo.
Plan na kolejne lata też jest moim zdaniem świetny i bardzo wyważony. Mamy produkcje typowo fanserwisowe, to czego ludzie znający poprzednie produkcje chcą oglądać (Book of Boba Fett, Obi-Wan Kenobi, Rogue Squadron, Ahsoka), jak i również produkcje, po których nie wiadomo czego się spodziewać i mogą pchnąć markę w nieznane rejony (The Acolyte, Visions, Andor). Niedługo Bad Batch, który jednocześnie jedzie na nostalgii do Wojen Klonów, a z drugiej strony jest czymś całkowicie nowym. No i jeszcze tajemniczy projekt Taiki Waititiego. Jestem bardzo zajarany tymi planami jako fan uniwersum i tylko czekam, aż w końcu D+ się pojawi w Polsce :D

A w międzyczasie wydawnictwo Olesiejuk przejęło książki na polskim rynku i już za niecały miesiąc Polacy będą mogli przeczytać pierwszą książkę z ery Wielkiej Republiki, "Światło Jedi" (a także młodzieżową adaptację Mandalorianina). Nadrabiam obecnie kanonicznego "Thrawna" (jasny gwint, jaki dobry), a "Światło" czytałem w oryginale. Było bardzo fajne, ale odpuściłem czytanie po angielsku kolejnych książek, kiedy otrzymaliśmy zapowiedź, że prawdopodobnie do końca roku w naszym kraju ukaże się wszystko z książkowej początkowej fazy Wielkiej Republiki :D A Egmont przebąkiwał o tym, że i komiksy z tej ery będziemy dostawać. Czytać, nie umierać :D
 
uniwersum Lucasfilmu z Kennedy na czele świetnie daje radę i powstaje masa dobrej zawartości, a marka odżyła jak nigdy

Eee... nie? Zapytaj jakiegoś fana zza oceanu, co sądzi o polityce Wielkiej Myszy względem SW, to Ci powie, że Disney zarżnął Gwiezdne Wojny, i że Star Wars is dead. I jest to odejście bardzo podobne do tego, jakie mają ludzie tutaj na forum względem netflixowego Wiedźmina czy ósmego sezonu Gry o Tron. Zaprzepaszczone dziedzictwo, zniszczone lore, pogrzebana legenda. Smutno mi, gdy słucham podkastów fanów SW, i doskonale ich rozumiem. Amerykańskiego Wieśka nie mogłam się nawet zmusić, żeby obejrzeć.


I że największą winę ponosi tu Kennedy. Może pierwszy film z zrebootowanej trylogii zarobił te dwa miliardy $, ale trzeci zgarnął połowę mniej, a Disney wyszedł na całej tej transakcji praktycznie na zero. Czyli nie zarobił. Żaden zysk, żaden sukces.


Disney oprócz filmów zarabia również na zabawkach/merchu wzorowanych na filmach i innych produkcjach

No, nie, sorki, ale nie. Zabawki i gadżety związane z nową trylogią nie sprzedają się praktycznie wcale. Nie jestem pewna i nie podam Ci źródła, ale obiło mi się o uszy, że jakiś producent zabawek wycofał się z umowy o produkcję gadżetów starwarsowch, bo zainteresowanie nimi było praktycznie żadne. Coś jednak sprzedaje się jak ciepłe bułki i jest to figurka Cary Dune. Zainteresowanie tą postacią poszybowało w kosmos (wraz z cenami tych figurek na e Bayu) po tym, gdy aktorka grająca CD, czyli Gina Carano, została wywalona z serialu po paru tweetach, które nie spodobały się Myszy. Fani aktorki poparli ją m.in. bojkotując filmiki promujące The High Republic, przykład pierwszy z brzegu w linku

Ady Sun'Zee | Characters of Star Wars: The High Republic - YouTube

Jeśli interesuję Cię temat, to polecam kanał Nerdrotic na tubie (fan SW, obecnie w żałobie), kanał StarWars Theory, czy blog Itchy Bacca

Disney Star Wars is Dumb | Deconstructing the Deconstruction of the Star Wars Franchise (wordpress.com)
 
Eee... nie? Zapytaj jakiegoś fana zza oceanu, co sądzi o polityce Wielkiej Myszy względem SW, to Ci powie, że Disney zarżnął Gwiezdne Wojny, i że Star Wars is dead.
Wybacz ale to są takie bzdury że szkoda gadać. Jeżeli poprzez "fana" masz na myśli przeciętnego trzydziesto-czterdziestolatka, to mogą tak uważać, ale oni nie są jedynym targetem marki. Disney celuje głównie w dzieci, a te nie są takie wybredne, zaś wielka mysz zarabia na portfelach ich rodziców. I nie wiem na jakim ty świecie żyjesz, ale jak gadżety, zabawki i ogólny merch gwiezdnowojenny się sprzedawał, tak się sprzedaje i nic się pod tym względem nie zmieniło.
I że największą winę ponosi tu Kennedy. Może pierwszy film z zrebootowanej trylogii zarobił te dwa miliardy $, ale trzeci zgarnął połowę mniej,
Przepraszam bardzo, a Rouge One? Solo? Mam wrażenie że zapominasz o tych filmach, a ten pierwszy sprzedał się bardzo dobrze, drugi już słabiej ale też nie najgorzej.
Może ci się wydawać że większość fanów SW nienawidzi tej trylogii a marka pod zarządem Disneya ponosi klęskę za klęską, ale prawda jest taka, że jak ludzie narzekający na netflixowego wiedźmina to malutki margines, tak fani SW narzekający na Disneya to bardzo głośna mniejszość. Cicha większość, czyli przeciętni zjadacze chleba dalej będą kupować gadżety, książki, koszulki, gry itd, i dostarczać tej korporacji kasę, a marce jest daleko od bycia martwą. Rise of the Skywalker nie powstrzymał milionów od wykupienia subskrypcji na Disney plus aby obejrzeć Mandaloriana, kolejnego sezonu Wojen Klonów, a wkrótce nadejdą kolejne produkcje dla których ludzie będą tę platformę opłacać. Krzykacze będą narzekać, ale marka zarabia i takie są fakty.
 
Wybacz ale to są takie bzdury że szkoda gadać. Jeżeli poprzez "fana" masz na myśli przeciętnego trzydziesto-czterdziestolatka, to mogą tak uważać, ale oni nie są jedynym targetem marki. Disney celuje głównie w dzieci, a te nie są takie wybredne, zaś wielka mysz zarabia na portfelach ich rodziców.
Tyle że widzisz taka jest prawda fani SW to wiek przynajmniej 20-25 lat w górę pozostali to "krówki do dojenia" i owszem jeśli te "krówki" nie widziały starej i nowej trylogii to trylogia od Myszki może się podobać tyle że wszyscy pozostali łapią się za głowę
Przepraszam bardzo, a Rouge One? Solo? Mam wrażenie że zapominasz o tych filmach, a ten pierwszy sprzedał się bardzo dobrze, drugi już słabiej ale też nie najgorzej.
A widzisz tu sprawa ma się inaczej bo "Ruge One" to po prostu dobry film i na wszystkich forach typowo traktujących o SW większość fanów oceniała go bardzo dobrze. Co więcej pisali że taką drogą przy produkcji następnych filmów powinien podążać Disney. Co do "Solo" był po prostu przyzwoity i jeśli ktoś nie jest fanatykiem tej postaci to film się po prostu podoba. Osobiście uważam że te filmy są co najmniej o poziom wyżej od tej trylogii Disneya.
Rise of the Skywalker nie powstrzymał milionów od wykupienia subskrypcji na Disney plus aby obejrzeć Mandaloriana, kolejnego sezonu Wojen Klonów, a wkrótce nadejdą kolejne produkcje dla których ludzie będą tę platformę opłacać. Krzykacze będą narzekać, ale marka zarabia i takie są fakty.
No a powiedz mi dlaczego beznadziejny film ma mnie powstrzymać przed zobaczeniem dobrego serialu w którym swój udział ma Dave Filoni i świetnego jak dla mnie TCW nad którym Filoni trzyma piecze od bardzo dawna ? Ja wiem że są to dobre produkcje na poziomie i to mi wystarcza by je oglądać. "Kenobiego" też chętnie zobaczę choć zdecydowanie wolał bym film w stylu RO i Solo no ale moda na seriale co zrobić. Co do TRoS nie oglądałem i w najbliższej przyszłości nie mam zamiaru oglądać wystarczyły mi wycieki fabuły a potem jej streszczenie...
W nowej trylogii nie wypaliło dosłownie wszystko od "wspaniałego" pomysłu by każdą część dostał inny reżyser i robił z nią co chce, przez dobór tychże reżyserów, po dobór aktorów i częściowo zarys fabuły. Do ósemki przy tych filmach trzymało mnie tylko tajemniczy Snoke, młody Solo i nadzieja że to on będzie głównym bohaterem tych filmów a Rey będzie jak najmniej.

Co do gier to tak na prawdę nie ma się tu czego czepiać SWBF1 od EA był dobry dwójka nawet lepsza z przyzwoitą kampanią tyle że nasze kochane pazerne EA zawaliło premierę mikrotransakcjami. Co prawda wycofali je wszystkie dość szybko ale o tym już tak dużo osób się nie dowiedziało a szkoda bo szczerze mówiąc jest to jedna z lepszych strzelanek w jakie grałem(a było ich sporo). No ale fajnie że przynajmniej teraz gra w różnego to rodzaju abonamentach odżyła plus, epik, w goldzie nie wiem czy była.
Upadły zakon także mi się podobał i chcę więcej tego typu gier odpowiednie tempo półotwarte światy, fajny system walki czyli to co lubię.
Squadrons nie wiem bo nie grałem ale jak ktoś lubi pseudo symulatory to pewnie i to się podobało.

I tak Kathleen Kennedy to osoba do której osoby interesujące się w jakikolwiek sposób uniwersum(czyli fani a osoby które ty nazywasz "krzykaczami") nie pałają sympatią. Tłumaczenie dlaczego trwało by zbyt długo po prostu nie nadaje się na to stanowisko. Lepszy byłby ktokolwiek inny a idealny dla mnie kandydat do Dave Filoni osoba która to uniwersum zna tworzy i pała do tego wszystkiego pasją. Widać że gość naprawdę lubi robić to co robi.
I tak jeśli Disney wypnie się na fanów to tego pożałuje tak jak EA w przypadku BFV.
NA koniec w narzekaniu nie ma nic złego wręcz przeciwnie. Zdrowa krytyka świadczy o myśleniu o tym że klient nie jest "pelikanem" co wszystko łyka. Nie ma na oczach klapek jak koń posłusznie prowadzony przez właściciele. Nie wiem jak ty ale ja nie chciał bym żyć w świeci "zombi" zgadzających się na wszystko i bezkreśnie posłusznych.

 
Last edited by a moderator:
I tak Kathleen Kennedy to osoba do której osoby interesujące się w jakikolwiek sposób uniwersum(czyli fani a osoby które ty nazywasz "krzykaczami") nie pałają sympatią. Tłumaczenie dlaczego trwało by zbyt długo po prostu nie nadaje się na to stanowisko.

No widzisz, Star Wars znam od dwudziestu kilku lat i uważam, że Kennedy dobrze zarządza Lucasfilmem i produkcją. Umożliwiła Filoniemu wejście w live-action przez wysyłanie go na plany filmów nowej trylogii, a sam Filoni mówi, że od Riana Johnsona się wiele nauczył, co teraz może wykorzystywać w Mando i pokrewnych produkcjach. Wyszła z propozycją do Favreau, by zajął się Mandalorianinem. Ogarnęła bajzel na planie Solo, kiedy atmosfera przez reżyserów robiła się napięta i w zasadzie mało kto na planie wiedział jaki film kręcą. W Rogue One miała dokładnie taki sam wkład, jak w pozostałe filmy. To jest po prostu bardzo dobra, w moim mniemaniu, producentka, z doświadczeniem na karku. I widzę, że firma wyciąga wnioski po artystycznie nieudanej (TroS bądź co bądź zarobił miliard) końcówce trylogii.
Jednocześnie rozumiem, jeśli komuś nowe Gwiezdne Wojny ani krztę się nie podobają. Widzę przesłanki dlaczego tak może być. Natomiast nie nazywam takich ludzi hejterami tylko dlatego, że im się nie podobają nowe filmy i potrafią to wyrazić w kulturalny sposób, po prostu mają swoje zdanie. Tak samo i ja nie chciałbym być nazywany "pelikanem", skoro nowe filmy mi się w większości podobają. A na pewno nie czuję się prowadzony jak koń przez właściciela xD

Sequelom brakowało spójnej wizji i moim zdaniem jest to ich największa wada jako trylogii. TFA i TLJ bardzo lubię jako filmy, ale zgodzę się, że wątki powinny być pociągnięte w nich nieco spójniej. TFA miało za dużo pobieżnej i enigmatycznej ekspozycji, a jednocześnie za mało wyjaśnień odnośnie stanu świata i aktorów w nim (co działało jako początek trylogii, bo każdy liczył na ich rozwinięcie). TLJ się tym nie przejął i o ile dostaliśmy rozwój bohaterów, tak świat był prawie w miejscu. A TRoS to chaos, wątki z TFA pociągnął po łepkach, dodał swoje nowe i koniec końców mamy jakieś 2, 3 filmy skompresowane w jeden, ze zbyt szybkim tempem i bardzo, bardzo tanim, wyjętym z kontekstu filmu i niepotrzebnym fanserwisem (który bardziej chyba rajcował twórców na planie, aniżeli odbiorców). TRoS pokazał to, że J. J. Abrams zaczynając wątki w TFA nie miał pojęcia jak je dalej rozwinąć. Ba, w samym TRoS są wątki, które wsadził tam tylko jako cool factor (Dark Rey, sztylet), a które mają mało sensu i są zbędne lub nielogiczne, zajmują jedynie miejsce w tym i tak już wypchanym po brzegi filmie. Nie oglądałem innych dzieł J. J. Abramsa, ale znany jest mi casus serialu "Lost", w którym też rzucał hintami, a koniec końców dużo fanów było z końcówki niezadowolonych.
BTW Filoni jak najbardziej miał wkład w sequele, w 2014 roku był częścią zespołu (razem z Hidalgo, Chiangiem, Knollem oraz Hart), który ustanowił kilka kluczowych momentów dla EpIX, w których zawierały się m.in. Leia jako mentorka Rey, odezwa Lei poprzez Moc do jej syna, jak i "Skywalker" jako metafora raczej niż więzy krwi. Filoni potwierdził również, że pomysł na wątek Luke'a pochodził z planów na sequele samego Lucasa (tak samo inspirowana jest nimi Rey, która była w nich Kirą). Brakło dobrego scenarzysty ostatniej części, który powiązałby wszystko, zamiast dodawać nowe rzeczy, które fajnie będą wyglądać w trailerach, a okażą się wydmuszką. Bo status na koniec TLJ był naprawdę niecodzienny, jeszcze nie było sytuacji, w której nie ma tego wielkiego złego za plecami bohaterów. No i niestety EpIX retconuje to już w pierwszych 5 minutach.
 
A widzisz tu sprawa ma się inaczej bo "Ruge One" to po prostu dobry film i na wszystkich forach typowo traktujących o SW większość fanów oceniała go bardzo dobrze.
Tu nie chodzi o t czy to dobry film, tylko ile zarobił. Użytkownik wnorosmarta wymieniała gwiezdnowojenne filmy Disneya jako klapy finansowe (Inna sprawa że nie miała pod tym względem racji) ignorując przy tym Rouge i Solo, które przecież też swoje zarobiły, więc o nich przypomniałem.
No a powiedz mi dlaczego beznadziejny film ma mnie powstrzymać przed zobaczeniem dobrego serialu
Mnie się pytasz? To wnorosmarta uznałaże tym filmem Disney zabił Gwiezdne Wojny, ją się pytaj czemu zły film ma cię od tego powstrzymywać.
NA koniec w narzekaniu nie ma nic złego wręcz przeciwnie. Zdrowa krytyka świadczy o myśleniu o tym że klient nie jest "pelikanem" co wszystko łyka.
Mam wrażenie że napisałeś tego posta nie patrząc wcale na parę poprzednich postów. Disney to bezduszna korporacja, dla której liczy się wyłącznie zarabianie pieniędzy. Dla nich ludzie mogą se głośno narzekać, ale jeśli to co robią dalej przynosi im ogromne pieniądze to nie widzą powodu by cokolwiek zmieniać. Można narzekać na obecną trylogię i inne filmy, ale większość z nich była kasowymi sukcesami, plus wpływy z innych gałęzi rozrywki SW dalej się zgadzają, więc z punktu widzenia kierwonictwa Kathleen Kennedy spisuje się świetnie, a tych nielicznych narzekaczy można zignorować. Niestety, by do nich dotarło że coś jest źle, trzeba zagłosować portfelem, nic innego nie zadziała.
 
Można narzekać na obecną trylogię i inne filmy, ale większość z nich była kasowymi sukcesami, plus wpływy z innych gałęzi rozrywki SW dalej się zgadzają, więc z punktu widzenia kierwonictwa Kathleen Kennedy spisuje się świetnie, a tych nielicznych narzekaczy można zignorować. Niestety, by do nich dotarło że coś jest źle, trzeba zagłosować portfelem, nic innego nie zadziała.

Kiedy po fatalnym odbiorze (pomimo sukcesu finansowego) dwóch ostatnich części ST, Disney jak najbardziej zauważył i jak najbardziej reaguje. Jeśli planujesz z dużym wyprzedzeniem, to nie patrzysz tylko na sukces konkretnego filmu, ale przede wszystkim na trendy. Trendy są takie, że Rogue One jest ostatnią dobrze przyjętą kinową historią SW, a każdy kolejny film z nowej trylogii zarobił mniej niż poprzedni.

Zmiany jak wyżej zauważył PATROL już są wdrażane, dano IP nowym ludziom, porzucono sztywny, zapchany grafik kinowych premier, skupiono się na mniejszych w skali historiach w nowym medium (seriale). Wprowadzane są nowe ery (wysoka republika). Znane i lubiane postacie do tej pory pomijane w "mainstreamie" jak Ahsoka, dostały własne seriale. Postacie, o których powrót fani walczyli od lat (Kenobi, Boba), również dostali swoje dedykowane 5 min na D+. Dzięki tej samej hejtowanej Kennedy dostaliśmy zakończenie anulowanego The Clone Wars, a Filoni ma coraz więcej do roboty. Wydawane są dobre komiksy, książki, nawet gry zaczęły się udawać.

Powiedziałbym, że przyszłość Star Wars daaaaaawno nie wyglądała tak pozytywnie.
 
Dyskusja tutaj zaczyna przypominać obrzucanie się argumentami zza opłotków, co nie prowadzi do niczego, nie wnosi niczego nowego, po prostu nie ma sensu. Jak to mówią, przekonanego nie przekonasz. Napiszę, co mam napisać i zmykam. Mam nadzieję, że ktoś to mimo wszystko przeczyta.


Małe sprostowanie, nie jestem fanką SW, na starwarsowy lore mam kompletnie wywalone. Mój konik to Terminator, Obcy, The Thing Carpentera, Powrót do Przyszłości, i wiele innych. SW interesuję się z innych powodów. Słuchając streemów czy czytając recenzje zrebootowanej trylogii uderzyła mnie negatywna reakcja zagorzałych, wieloletnich fanów serii. Zamiast piać z zachwytu i błagać Mysz o więcej, zaczęli nową trylogię krytykować, obwiniać Lucasfilm o zarżnięcie marki, część odsunęła się od SW zupełnie. Było to dla mnie niezrozumiałe, taki popkulturowy fenomen, dlatego zaczęłam w tym grzebać.

Pisząc o fanach miałam na myśli starszą generację, starą gwardię, która się na SW wychowała. Często spotykam się z wypowiedziami, że SW pomogły tym ludziom przejść przez trudne chwile w życiu, chorobę, rozwód, utratę pracy. Teraz, rozczarowani i rozżaleni, noszą po SW żałobę. Dla nich SW is dead.

Miłość do SW jest często za oceanem przekazywana z pokolenia na pokolenie i znam to z pierwszej ręki. Pracowałam kiedyś jako niania, maluch 4 lata. Miał tych gadżetów, kolorowanek, filmów i bajek, urbanek całą masę, wszędzie. Bawił się raz figurą księżniczki Lei, więc mówię mu - What a beautiful doll. Reakcja malca była natychmiastowa - It’s not a doll. It’s an action figure! Lekcję poglądową w wydaniu czterolatka odrobiłam, bo od tamtej pory nie nazywam tych figurek lalkami czy zabawkami. Dla tych ludzi są one czymś więcej. Co takiego musiało się zatem wydarzyć, że najwierniejsi fani odsunęli się od SW?

Co do gadżetów, owszem, sprzedają się, ale są to rzeczy ze starych filmów Lucasa i no i teraz z Mandaloriana. Nie zliczę już, ile razy słyszałam od kogoś, kto był ostatnio w parku rozrywki Galaxy’s Edge, że ludzie bardzo chętnie kupują powyższe, natomiast gadżety z nowej trylogii zalegają na pułkach, czy wręcz są upychane gdzieś w ciemnych kątach, gdzie nikt nie zagląda.

Rogue One i Solo. Pierwszy miał niezłe recki, sama skłonna byłabym ten film obejrzeć, może, kiedyś, jakoś. Natomiast Solo to była totalna klapa, finansowa i artystyczna. Był w ogóle pierwszym filmem z uniwersum ,który na siebie nie zarobił, przeciwnie, przyniósł wytwórni duże straty.

Netflixowy Wiedźmin. Pozytywnych recenzji jest, powiedziałabym, więcej niż negatywnych (recenzji 10/10 czy 1/10 nie należy brać na poważnie ). Jednak krytycznych jest na pewno więcej niż garstka. Tutaj nie mogę się absolutnie z Tobą zgodzić.

Przychodzi mi teraz na myśl pewna zbieżność, paralela między reakcjami fanów obu uniwersów, SW i Wiedźmina, która wydała mi się ciekawa i warta zastanowienia. Przecież i jedni i drudzy mocno kibicowali projektom, czekali niecierpliwie, by pójść do kina czy włączyć Netflixa (w tej liczbie są i tacy, którzy dzielili się swoimi obawami i wątpliwościami już na etapie kompletowania obsady i produkcji, żeby po premierze zawołać triumfalnie - a nie mówiłem?! Był to gorzki triumf). Ten punkt wspólny, który wyłapałam, to zgoda pośród fanów co do tego, że za oba projekty zabrały się osoby niekompetentne, które oba uniwersa znają słabo, nie rozumieją ich, a w najgorszym razie po prostu nie lubią (fotka ze starwarsowego writers room, gdzie twarz Luka Skywalkera została przekreślona grubym czerwonym flamastrem). O mieszaniu wszystkiego z własnymi poglądami politycznymi nie wspomnę. Mandalorian udał się dlatego, że Favreau jest fanem SW, cały lore ma w jednym palcu. Ten serial udał się także dlatego, że Kathleen Kennedy przy nim nie majstrowała. Została od tego projektu niemal całkowicie odsunięta, ponoć zatajono przed nią, że w ostatnim odcinku pojawia się sami-wiecie-kto. Tą scenę dodano do odcinka w ostatniej chwili. Pani KK odpowiada w dużym stopniu za finansową i artystyczną klapę Solo. Kathleen Kennedy to taka “nasza” Lauren Hissrich, my way or highway, po mojemu albo wcale. H Cavill powiedział w jednym z wywiadów, że jest tylko wagonikiem w pociągu, w znaczeniu, że nie ma nic do gadania ani na nic wpływu.

Bardzo głośna mniejszość. Środowiskiem naturalnym tej wesołej czeredy jest Tweeter, skąd lubi ona obrzucać tych o odmiennych poglądach brzydkimi słowami kończącymi się na -ista albo -fob, oraz nazwać fanów radioaktywnymi czy jakoś tak, i obwiniać ich, i tylko ich, o finansowe porażki tych czy innych projektów. Często kończy się to wyrzuceniem kogoś z pracy (Gina Carano). Obecnie na celowniku tej bardzo głośnej mniejszości jest Rosario Dawson, więc wcale nie jest pewne, że to właśnie ona pojawi się w roli Ahsoki. A szkoda, bo to fajna babka, Gina zresztą też.

I ostatnia rzecz na koniec. Źle się dzieje w państwie Wielkiej Myszy. Istnieją tam dwie frakcje, które ścierają się ze sobą o to, co zwykle, czyli czyje będzie na wierzchu oraz o kierunek artystyczny. Jest to coś w rodzaju wojny domowej. Frakcja Favreau optuje za wiernością względem lore i dziedzictwa George'a Lucasa, natomiast frakcja Kennedy dąży do kontynuowania i rozbudowania tych elementów, które fani w większości odrzucili.

I tyle, folks. Proszę, nie zacznijcie się kłócić. Zgoda buduje a złość szkodzi na cerę. Pa
 
ignorując przy tym Rouge i Solo, które przecież też swoje zarobiły, więc o nich przypomniałem.
Solo to akurat nie tylko nie zarobił, ale jeszcze stracił. Budżet wynosił prawie 300 baniek ze względu na zawirowania ze zmianami na stołku reżyserskim i związane z tym gruntowne przerabianie filmu, a wpływy z całego świata nawet nie dobiły do 400. Odejmij od tego wszystkie dodatkowe koszty oraz kasę, która zostaje w kinach i mamy gigantyczną stratę.

Wciąż jednak te pięć dotychczasowych filmów łącznie zgarnęło w kinach prawie sześć miliardów. Nie jestem pewien czy po odjęciu wszystkich kosztów i kasy dla kin zostały im te cztery miliardy, które wydali na zakup marki, ale wciąż sukces finansowy jest gigantyczny. Poza wspomnianym wcześniej Solo każdy z tych filmów zarobił ponad miliard więc choć kwota z filmu na film malała to jednak wciąż filmy zarabiające miliard są wielkim sukcesem.

Zakup marki był inwestycją długofalową, bo to przecież nie tak że chcieli dokręcić trzecią trylogię i zamknąć projekt. Kolejne filmy są w przygotowaniu, a do tego cała masa dodatkowej treści na platformę streamingową, która przyciąga kolejnych subskrybentów. Nawet zakładając, że wciąż im się jeszcze nie zwróciło to spokojnie, zwróci się i będzie zarabiać. Pomijam już wspomniane zresztą przez innych uczestników tej rozmowy komiksy, książki, gry, zabawki, gadżety i inne pierdoły, które również przynoszą dochody. Zresztą te cztery miliardy to i tak drobne na waciki w porównaniu do siedemdziesięciu (!!) miliardów, które Disney wydał na 21st Century Fox ;)

Wracając jeszcze do zarobków, jeśli wierzyć Box Office Mojo to na chwilę obecną Nowa Nadzieja zarobiła 775 milionów, a każdy następny film z oryginalnej trylogii już mniej, odpowiednio 538 milionów Imperium Kontratakuje i 475 milionów Powrót Jedi. Były to oczywiście inne czasy i inne budżety, nie bez znaczenia pozostają też wszelkie reedycje i ponowne wprowadzanie do kin, ale generalnie kolejne części sagi zarabiały mniej. Podobnie było z prequelami. Mroczne Widmo ponad miliard, a potem 653 miliony Atak Klonów i 868 milionów Zemsta Sihtów.

A skoro już zahaczyłem o prequele to nie pozostaje nic innego jak sparafrazować znane zapewne wszystkim tutaj powiedzonko, że łaska fana na pstrym koniu jeździ. Po zakończeniu drugiej trylogii fani byli rozgoryczeni i wyrzucali Lucasowi, że zrujnował sagę. Kiedy po latach powstała kolejna trylogia, już pod batutą Disneya to nagle prequele zaczęły cieszyć się większą estymą. Kto wie co będzie za kilka lat? Może sequele zyskają nowych fanów, bo kolejne filmy się nie spodobają? A może kolejne filmy będą uniwersalnie lubiane? Saga istnieje już od ponad czterech dekad i wciąż jako całość cieszy się popularnością. Nie zaorały jej znienawidzone w momencie premiery prequele, kijowe komiksy, książki czy gry, nie zaora jej też znienawidzona obecnie trylogia sequeli. I pisząc o nienawiści mam na myśli najbardziej wokalną grupę fanów, którzy w porównaniu do całkowitej grupy potencjalnych odbiorców jest dość mała jak to zwykle bywa w takich przypadkach.

Ci wspomniani fani mogą sobie snuć teorie spiskowe o tym jak to Kathleen Kennedy celowo niszczy Gwiezdne Wojny, bo jest wcieleniem szatana i jak to wszyscy w korporacji kombinują jakby tu ją usunąć i oddać kontrolę nad marką prawdziwym fanom pokroju Dave'a Filoniego, ale fakty pozostają faktami. Poza Solo, wszystkie filmy i seriale stworzone za czasów Disneya były sukcesami finansowymi, większość zbierała też co najmniej dobre opinie od krytyków.

I jeszcze na zakończenie, nie jestem fanem trylogii sequeli w rozumieniu całego projektu. Podobają mi się pojedyncze pomysły, ale jako całość jest to dla mnie duże rozczarowanie. Nie mam jednak zamiaru zaklinać rzeczywistości ani nakręcać się teoriami spiskowymi, które tak dobrze napędzają dzisiejsze dziennikarstwo czy może raczej 'dziennikarstwo'.
 
teorie spiskowe
Ee tam, zaraz teorie spiskowe. Plotki to nie teorie spiskowe, choć są to pojęcia dość myślę pokrewne. Teoria spiskowa to - Amerykanie nie wylądowali na księżycu, albo - wiem, kto zabił Kennedy'ego. Plotka - w przerwach między zdjęciami Robert Pattinson ten tego Zoe Kravitz w batmobilu na planie nowego Batmana. A że w każdej plotce jest ziarno prawdy, Zoe rozwiodła się niedawno z mężem. Coś pomiędzy plotką a ts - Elvis żyje.

Jeszcze jedna kategoria, czyli suche fakty (albo gołe prawdy, jak kto woli). Będzie ich kilka. Na zebraniu inwestorów miesiąc temu Bob Chapek na pytanie "George from San Antonio, Texas asked Chapek, “Are you guys looking at firing Kathleen Kennedy or asking her to resign and promote somebody like Filoni or Favreau or both to the co-council?”, odpowiedział "We’ve been absolutely thrilled that we can have the kind of creative talent in our company, the likes of Kathy Kennedy running Lucas. And we look forward to having Kathy directing the activities of the entire Lucasfilm organization for many years to come.” Przepraszam, że nie tłumaczę. Było to streamowane przez zooma na żywo, słuchałam tego kilka razy. Czyli jeden z inwestorów zapytał Chapeka wprost o KK, identyfikując problem bardzo precyzyjnie, a w odpowiedzi otrzymał typowe, korporacyjne, wypolerowane do połysku bla bla.

W październiku zeszłego roku George Lucas wraz z żoną odpowiadał na pytania uczniów jednego z liceów. Na pytanie "During the interview, 7th grader Jeremiah asks Lucas around the 42:50 minute mark, “The world has changed so much since the first Star Wars movie, how do you think the changes in the fight for racial justice will impact the Star Wars universe going forward?”, GL odpowiedział "Lucas responded, “I don’t know, I mean. I kind of lost control of Star Wars, so it’s going off in a different path than what I intended.”He then added, “But the first six [Star Wars films] are very much mine and my philosophy.” Filmik zniknął z yt, ale wciąż można go obejrzeć na wielu okołostarwarsowych kanałach.

Forbes w artykule sprzed tygodnia pisze o nierozsądnym zarządzaniu.

Przytaczasz wyniki boxoffisu. Pomiędzy pierwszym filmem z trylogii Wielkiej Myszy a trzecim jest spadek o prawie pół miliarda $. Ty nazywasz to sukcesem ,ja porażką, i jest ok. Cieszę się, że mamy dyskusję.
 
Przytaczasz wyniki boxoffisu. Pomiędzy pierwszym filmem z trylogii Wielkiej Myszy a trzecim jest spadek o prawie pół miliarda $. Ty nazywasz to sukcesem ,ja porażką, i jest ok.
Chciałbym żeby moje życiowe porażki przynosiły mi miliard dolarów...

 
Hajpu na samą produkcję jakiegoś wielkiego nie mam. Nie znam studia, nie znam zmian jakie będą wprowadzone w remake'u.

Co mnie bardziej interesuje, to fakt, że taka gra w ogóle powstaje. Chodzi oczywiście o kwestię kanonu. Gdyby to był zwykły remaster, to bym olał, ale remake, oznacza zmiany i de facto nową grę bazująca na starej, a jak wiemy wszystkie gry współcześnie wychodzące są częścią oficjalnego kanonu.

Czyżby czekało nas rychłe oficjalne wprowadzenie Starej Republiki? Danie zielonego światła, na "niekanoniczne zakończenia" w grach? Nie wiem, nie łączy mi się to.
 
Bardzo fajny i wyważony film pochwalający krytykę, a krytykujący gatekeeping. I chociaż mam inny gust niż Arasz, i Mando oraz Rogue One mi się podobały, a nowe zapowiedzi uznaję za interesujące, tak przekaz płynący z tego materiału bardzo mi się podoba.


Co do wspomnianego wcześniej w tym temacie Star Wars Theory, przypomniało mi się coś w kontekście tego filmu. Nie lubił on historii przedstawionej w The Last Jedi i był jedną z osób w internecie, która cywilizowanie tę krytykę wyrażała, nawet popełnił fanfik prowadzący tę opowieść inaczej, jakość pozostawię do oceny każdemu indywidualnie. A potem śmiał mu się podobać The Rise of Skywalker i... zaczął dostawać wiadomości pełne hejtu na swoją skrzynkę. Łaska tru-fana na pstrym koniu jeździ jak widać.
Oglądałem go od czasów The Force Awakens i był jednym z kanałów z ciekawszymi teoriami na temat przyszłości sequeli. Nakręcił pełen pasji fanfilm, fantastyczna sprawa. Niestety z czasem jego kanał zaczął być clickbaitowym bałaganem, a wiele merytorycznych filmików dotyczących lore to odczytywane 1:1 publikacje wydawane przez Lucasfilm, a gwoli ścisłości przez wydawnictwa z nim współpracujące. Jednocześnie jego fani to głośna grupa, która wynosi go ponad Lucasfilm (mimo iż jak wspomniałem, często-gęsto jego materiały to fragmenty książek i innych publikacji LF). On sam natomiast kręci dramy, w których negatywną stroną jest oczywiście Disney (kiedy biblioteka utworów Warnera zagarnęła jego fanfilm na YT dla siebie za fragment marszu imperialnego w nim, zrzucił winę na Disneya zanim sprawa się wyjaśniła, czyli... cały dzień później, nigdy nie przeprosił) i/lub pracownicy Lucasfilmu (Hidalgo obronił go raz na twitterze przed gościem, który krytykował go za łzy podczas ostatniego odcinka Mando, niestety obronił go używając sarkazmu, więc raz dwa aferka wynikająca z niezrozumienia gotowa). Ostatnimi czasy też nawiązał współpracę z Geeks + Gamers, czyli kanałem, który od dawna króluje w materiałach na pograniczu hejtu (ostatnio Zack Snyder wyraził swoje zdanie na ich temat). I przyznam, że szkoda mi bardzo tego zejścia z poziomu, bo podobnie jak i ja lubi on prequele, ale coraz mniej interesujące są jego materiały.
Natomiast Star Wars Explained od lat trzyma poziom i jest niezwykle życzliwym gościem (a teraz nawet parą, bo prowadzi kanał razem ze swoją żoną). I bardzo polecam, jeśli ktoś chce dowiedzieć się czegoś na temat samych Gwiezdnych Wojen, a nie tego, co może, lecz nie musi, dziać się za kulisami.
 
Nie oglądam ani nie subuję Star Wars Theory, ale chętnie słucham co Toos ma do powiedzenia przy okazji kolabów z innymi ytuberami. Jest bardzo uprzejmy i sympatyczny i nie sądzę, żeby kiedykolwiek w jakikolwiek sposób obraził kogoś swoimi słowami czy wpisami a Tweeterze. Pablo Hidalgo z kolei.... o ho ho, tu znajdzie się niejeden kwiatek, albo kwitek. Hidalgo nie bronił Toosa, nigdy, nigdzie i przed nikim. To jest poważne semantyczne nadużycie, co najmniej ;) Hidalgo zamieścił wpis, że emocje nie są na pokaz, w wątku na Tweeterze, w którym szydzono z Toosa za emocjonalną reakcję i łzy podczas oglądania Mando. W odpowiedzi Toos nagrał filmik (który trendził na Tweet dość długo), w którym tłumaczy, ile znaczą dla niego SW, a zwłaszcza Luke. Jak sam mówi, Luke pomógł mu podczas walki z ciężką chorobą nowotworową. Jest jedną z bardzo, baardzo wielu osób w starwarsowym fandomie, pisałam o tym we wcześniejszym poście, której SW pomogły przejść przez jakeś trudne życiowe doświadczenie. My tutaj w Polsce odbieramy SW zupełnie inaczej niż ludzie za oceanem, nie rozumiemy i nie czujemy tych filmów w ten sam sposób.

Hidalgo zamieścił później takie niby-przeprosiny, bo dostał taki prikaz od swoich pracodawców. Hidalgo znany jest z obrażania fanów, za co nigdy nie przepraszał ani nie poniósł konsekwencji, aż do tej sytuacji za Star Wars Theory. Na przykład na pytanie: kim jest youtuber, Hidalgo zamieścił zdjęcie kleszcza wpijającego się w skórę. Albo, że fani SW zawsze byli gówniani ("It's [SW fanbase] always been shitty"). I mówi to ktoś, kto w Lucasfilm pracuje 20 lat. Obecnie jest dyrektorem kreatywnym w Lucasfilm i członkiem Lucasfilm story group. Story group to taki pieszczoszek Kathleen Kennedy.

Tę całą dramę dość dobrze opisało Variety: "How a Lucasfilm Exec's Tweet Reopened the Wounds of 'The Last Jedi'".

PH swoją osobą, wypowiedziami i wpisami w mediach społecznościowych reprezentuje swojego pracodawcę, czyli Wielką Mysz. To dokładnie tak, jakby Paweł Sasko (fajny gość, hugs&kisses Paweł!) zaczął ni z gruszki ni z pietruszki przezywać fanów CP77 albo Wiedźmina kleszczami, albo że są do dupy i że zawsze tacy byli. Byłby to ten sam kaliber pomówień, dowód złej woli i godnych pożałowania intencji. Paweł w hierarchii cedepu nie stoi chyba nawet tak wysoko.

Hidalgo nie jest żadnym wyjątkiem jeśli chodzi o skandaliczne, antagonizujące wypowiedzi w sm pracowników Disneya czy Lucasfilm. Krystina Arielle, prowadząca Star Wars: The High Republic show na tubie zamieszczała na swoim Tweeterze wiele bardzo, bardzo obraźliwych wpisów, wręcz ataków na ludzi, którzy różnią się od niej tym czy tamtym. Są one tak okropne, że chyba nie mogę tego na tym forum zacytować. W podobnym tonie tweetowała autorka Star Wars: The High Republic: A Test of Courage, Justina Ireland. To, co tutaj opisałam, to kolejny, jeden z wielu, powód ogromnego odpływu fanów SW, zwłaszcza starej gwardii. Stary fandom nie chce mieć nic wspólnego z osobami powyżej, bo ich wypowiedzi są po prostu nie do zaakceptowania, ani z firmą, która te osoby zatrudnia, ani z produktami, które usiłują im sprzedać.

Wypowiedzi Hidalgo i innych, i że Disney nic z tym nie robi (poza przypadkiem PH), tylko utwierdza fandom w przekonaniu, że SW nie da się uratować z pazurów Wielkiej Mychy. Ja od siebie uważam, że nie da się uratować Wiedźmina z pięknych rączek Lauren Hissrich. Sądzę też, że ogólny konsensus tu na forum będzie taki, że sezon dwa jest odrobinkę, ale tylko odrobinkę lepszy od sezonu jeden.

Zack Snyder zgodził się wziąść udział w aukcji zorganizowanej przez Uche Nwaneri na rzecz fundacji zbierającej środki w celu zapobiegania samobójstwom. Uche należy do Geeks&Gamers, zatem, przez asocjację, musi być z niego kawał hejtera . Problem w tym, że bycie hejterem jakoś kłuci się z faktem, że to on ściągnął Snydera na swój kanał na yt, i że zorganizował zbiórkę forsy na taki fantastyczny cel. Wypowiedź Snydera miała więcej wspólnego z innym faktem, tj. atakiem na Amerykanów azjatyckiego pochodzenia, który miał miejsce w tym samym czasie w Atlancie. Wypowiedź Zacka była bardzo niefortunna i tak niejednoznaczna, że można ją interpretować na wiele sposobów. I tak sobie myślę, że ta interpretacja zależy głównie od tego, po której stronie barykady położyło się swój worek z opiniami, sympatiami i antypatiami. A fandom, jakikolwiek fandom, nie tylko starwarsowy, jest, był i będzie podzielony, i w tym jego urok. Chodzi przecież także i o to, żeby nie atakować się nawzajem, nie wysyłać życzeń śmierci oponentom w dyskusji, bo wtedy przychodzi Moderator IV Groźny i mówi, że św. Mikołaj nie istnieje ;)
Post automatically merged:

 
Top Bottom