Tak z ciekawości, co najbardziej podczas poruszania się po mieście tworzyło dla Ciebie to żywe i bogate tło?
Po pierwsze: różnorodność dzielnic. Z jednej strony nabój barw (hologramy, fasady) i kakafonia dźwięków w ciasnym, zatłoczonym Kabuki, z drugiej - puste, rozległe squaty w Watson i wśród przejmującej ciszy okazjonalnie muza Maelstromu, kiedy zbliżasz się do jakiejś siedziby gangu.
Albo pustkowia Badlandów vs. opuszczona, rozgrzebana Pacyfica, miejscami tętniąca brudnym życiem.
Do tego miks językowy, kiedy np. przepychasz się przez tłum na targu - robi niesamowity klimat.
Po drugie: grywalna architektura, umożliwiająca parkour po dachach i balkonach (jedyna skopana u mnie misja „Czerwony Wieszcz” pokazała mi, w ile miejsc da się wleźć w tej kamienicy... bo długo szukałam jakiejś opcji uruchomienia routera bez grzebania w solucji. Podobnie z „Krwawym rytuałem”, który wczytywałam kilka razy, po drodze zaliczając wszystkie okoliczne dachy i zakamarki, żeby pchnąć quest do przodu).
Po trzecie: radio, które momentalnie wprowadzało „mnie” w grze nastrój zgodny z moim aktualnym, pełna immersja podczas przejażdżek - a już zwłaszcza nocą w deszczu, coś pięknego. I tylko brak refleksu i skilla nie pozwolił uchwycić tego w aparacie, ale mam te obrazy w głowie nawet teraz... panorama miasta nad kanałem, z oddalenia, z wysokiego punktu. Cudo.
Po czwarte: loot w skrzyniach, beczkach, luzem - najróżniejsze fanty, głównie żarcie, całkiem mi zbędne, ale atrakcyjne. Te nazwy, te opisy! Porobiłam na pamiątkę screeny różnych rzeczy, np. zwykłej kurtki z kolcami, w której opisie stoi genialna porada: że w razie czego można tym wydłubać komuś oko. Boskie.
Drzazgi - wspaniała sprawa. Od klasyków polskiej literatury po prześmiewcze „katalogi zboczeń” modowych albo kulinarnych, z ciętym humorem, za który tak kocham Redów od początku. Zbieram cały czas!
To samo zresztą jest z plakatami, billboardami, prawdziwe perełki, dzięki którym miasto żyje i opowiada historię. Historie. Aż się chce włazić w zaułki, warto zresztą, bo Skippy, bo gadający automat.
Po n-te: misje typowo „miejskie”, zgrzewające mnie z tym miejscem, z tym miastem. Delamain. Szaleńcy. Wspaniale opowiedziane historie w tle, do tego fixerzy jako łącznicy - też ze swoją historią.
I nie miało dla mnie znaczenia, że większość drzwi jest zamknięta, albo że mijam npców chodzących w kółko, bo zajęcia miałam wciąż tyle, że nawet nie zwracałam uwagi.