Mi się bardzo podoba. Ogólnie to nie mogę się doczekać aby posłuchać całego soundtracka. Mam nadzieję, że przed premierą jeszcze udostępnią jakieś piosenki.W tym fragmencie gameplayu (16:53) po raz pierwszy możemy usłyszeć Lizzy Wizzy (a przynajmniej głos wokalistki jest podobny do Grimes), jak podoba się wam jej styl?
Zmieniając lekko temat, co myślicie o soundtracku gry (zarówno ambientowym jak i radiowym)? Rozmawiałem z paroma osobami na ten temat i zauważyłem że większość rozmówców twierdzi iż CP77 nie ma własnej tożsamości oraz nie spełnia oczekiwań co do gatunku. Zdziwiło mnie to szczerze mówiąc ponieważ uważam OST za jednen z najlepiej wykonanych elementów gry.
I może trochę też rozszerzając pytanie. Czy myślicie że CP77 ma swoją własną tożsamość i jeżeli tak, to jaką? A jeżeli nie, dlaczego?
Pozwoliłem sobie pójść z dyskusją tam, gdzie Undomiel wskazała
W sumie z muzyką z CP mam podobnie jak i z samą grą, początkowo jakoś wielce mnie nie zachwycała, kiedy publikowano przedpremierowe kawałki. Z jednym wyjątkiem, Chippin' In w wersji z dema na E3 było czymś, co poruszyło moje mięśnie, duszę, ale okazało się potem, że utwór do gry nie trafi, zastąpi go wersja Refused, która niezbyt mi do gustu przypadła, więc trochę mój hype opadł... A jak już przy Refused jesteśmy, to utwory SAMURAI również jakoś do mnie nie trafiły. Ale tutaj się skończy marudzenie xD
Miałem trzy, a w zasadzie cztery, momenty, w których muzyka stała się dla mnie Cyberpunkiem, i bez niej gra straciłaby 50% uroku.
Primo, kiedy pierwszy raz wsiadłem do samochodu i odpaliłem jazzowe radio, a z głośników poleciało "You don't know what love is" Cheta Bakera. Genialny kawałek, ukochałem go od razu i bardzo się cieszyłem, że od niego zacząłem przygodę z radiem. Ale to nie koniec! Bo była to też piosenka, którą przygodę z radiem zakończyłem, w epilogu, z którego wylewały się emocje, te niepokojące, ale i nadzieja. Przecudna klamra i nie zazdroszczę jutuberom, którzy przez fakt, iż to licencjonowany kawałek, byli go pozbawieni
Po drugie, mózg mi oszalał, kiedy usłyszałem "got chrome in my bloodstream", i w rytm Chippin' In kierowałem się po raz pierwszy Johnnym ku scenie z Damianem Ukeje, tzn. Kerrym. Fantastyczne przeżycie, przecież miało nie być tego utworu! Niby mała rzecz, ale w ważnym dla całej opowieści fragmencie, przedstawieniu antybohatera. Ucieszyło mnie to osobiście ogromnie.
A ostatnie przeżycie, za które dziękuję muzyce, to napisy końcowe. Początkowy ambient i fenomenalny cover "Never Fade Away" wycisnęły ze mnie łzy niepewności tego, czy przyjaciele zdobyci po drodze będą mieli niedługo powody do radości czy do smutku z powodu stanu V. I tym "zagraniem" Cyberpunk stał się drugim w moim życiu wizualnym dziełem, które końcowym utworem w połączeniu ze statusem końcowym bohaterów zmusiły moje oczy do zwilgotnienia. Drugim był serial BoJack Horseman, który każdemu serdecznie polecam.
Nie znam się na muzyce totalnie, odbieram ją jedynie emocjonalnie, a ten aspekt udało się Cyberpunkowi, przynajmniej u mnie, zrobić fantastycznie. Trzy powyższe przykłady to jedynie krople w morzu, ale te najbardziej wyraziste, natomiast mniejszych pozytywów było więcej, jak choćby The Rebel Path, gitarka u Nomadów czy muzyka w scenach z blackwallem i Alt.
O ile w W3 utwory podobały mi się i przed graniem, i po, kiedy połączyłem je z miejscami i scenami, tak w CP dopiero przechodzenie gry odblokowało we mnie emocje, jakie te utwory mogą wywoływać. Jakaś taka zgniła, złowieszcza muzyka w połączeniu z molochami miasta wywoływała coraz większe poczucie niepokoju, a odsłuchiwaniu jej ponownie towarzyszy jednoczesne poczucie zachwytu oraz swoistego strachu, refleksji. Dlatego mimo tego, że Night City w aktywności nie obfituje, w historii mojego V odegrało jednak sporą rolę, przytłacza niesamowicie.
Od siebie dodam krótko, że uważam muzykę w grze za jedną z lepszych - i, tak, jest to niezły miks stylów i gatunków, więc nie dziwię się, że można to odbierać jako brak spójności i, w jakimś sensie, brak charakteru... jednolitego charakteru. Dla mnie jednak stanowi bardzo ważny element gry, ilustrując coś, co w tej grze jest właśnie bardzo fajne, czyli różnorodność.
Każdy gang ma swoje rytmy, więc i każda dzielnica dzięki temu się wyróżnia, co tworzy piękne tło, i bardzo prawdziwe.
Abstrahując od gustów, muzyka chyba ogólnie wpisała się w klimat gry: mnóstwo "punkoli", ściany wymazane grafitti, plakaciory o buntowniczym wydźwięku - pasuje. Ogólnie jest też dość różnorodnie i chwilami rzeczywiście futurystycznie (w przypadku elektronicznych brzmień lub mieszanek elektroniczno-rockowych). Trudno tu było uzyskać taką bardzo wyraźną, 100% tożsamość, bo to różnokulturowa aglomeracja, na dodatek czerpiąca z całego dotychczasowego dorobku muzycznego.
Mnie jednak osobiście przede wszystkim intrygowały kawałki, które brzmiały bardziej "obco", a tych było jakby trochę mniej. Nawet ten, nielubiany chyba, "Ponpon Shit" wydał mi się bardziej "świeży" i "futurystyczny" niż metalowe kawałki w tej grze . Z drugiej strony, "wszystko już było"...
Takiej próby nie przeszła muzyka z Deus Ex Human Revolution, która grając wydawała mi się najlepszą muzyką jaką umieszczono w grze, natomiast bez gry już jakoś tak nie brzmi.
Pod względem muzyki, przynajmniej tej radiowej, to chyba musiało być tak zrobione. Tak jak napisałeś, jest jakieś tło historyczne, bo to nie jest świat zupełnie oderwany od naszego, bardziej "historia alternatywna", więc naleciałości kulturowe muszą się zazębiać jakoś z naszą "linią czasową". Wypada bardziej wiarygodnie dzięki temu. Dla mnie rocka jest w tej grze ciut za dużo, ale to po prostu gust, rozumiem decyzję twórców - koncepcyjnie pasuje (chociaż do tego wniosku musiałem "dojrzeć", początkowo denerwowało mnie, że najczęściej słyszę muzykę gitarową).Nawiązując do mojego postu, właśnie włączenie do gry jazzu, british rocka itd było wskazywane jako jeden z głównych powodów dla którego ost CP nie ma własnej tożsamości. Większość osób uznała to za zbędną kopię innych otwartych światów oraz brak pomysłu na udźwiękowienie gry. Sam mam trochę inne zdanie, imo właśnie ich inkluzja spowodowała że zarys historyczny gry jest bardziej naturalny i tworzy obraz świata, który jest bardziej spójny z własną przeszłością.
Być może chodzi o wrażenie słuchania muzyki z epoki, która "jeszcze nie nadeszła" - ale właściwie trudno wskazać, co by to mogło być, bo w muzyce już tyle się zadziało, że nawet najbardziej odjechane i eksperymentalne brzmienia już dziś można znaleźć, i to nawet z tak "zamierzchłych" już czasów jak lata 70. lub 80. Tyle że może w grach i filmach takie rzeczy rzadziej się pojawiają.Osoby z którymi rozmawiałem właśnie skarżyły się na braki futurystycznych brzmień, chociaż ciężko im było wyjaśnić o co im chodziło.