Czy kupowanie używanych gier to piractwo? I czy zaszkodzi to CDPR?

+
dobra, przyznam szczerze, że nie mam siły czytać całego tematu, nie jestem masochistą by w przerwie świątecznej wracać do paragrafów i artykułów, więc może to co przedstawię, już było. a może nie.

mam do was, znawcy i strażnicy moralności, pytanie
(przyznam ze zawsze z ubawieniem złego człowieka czytuję ultra wściekłą argumentację że piracgwo to KRADZIEŻ I KONIEC, GRZECH CIĘŻKI, PIEKŁO)


kupuję grę. (mam do tego prawo)
robię sobie kopię gry (mam do tego prawo)
sprzedaję oryginał (mam do tego prawo)

zostaje mi kopia. co teraz, kochani? czy gwóźdź tkwi w tym miejscu, ze wraz ze sprzedażą oryginalnej płytki zobowiązany jestem również do sprzedaży kopii bądź tracę możliwość jej posiadania i używania? (brzmi to dziwnie, ale nie wykluczam, ze nasz ustawodawca w swej mądrości przewidział taką sytuację). leci nonsensem, no nie? czy ta kopia jest piratem i Keth wstawiłby mi wreszcie bana?

by uzupełnić stan faktyczny dodam, że grę sprzedałem po identycznej cenie, jak ją kupiłem, nie poniosłem żadnych strat. nie zarejestrowałem, nie miałem takiego obowiązku.

ot, tak z ciekawości.


albo dwie osoby zrzucają sie na grę. która jest piratem, skoro są współwłaścicielami?
 
Dyskusja bez sensu. Porównanie gier do samochodów, czy odzieży to "lekkie" nadużycie, ale do książek i prasy porównać można jak najbardziej. Idąc tropem konieczności zdelegalizowania prawa do odsprzedaży używanych egzemplarzy gier, należałoby:
1. Pozamykać wszystkie biblioteki, a bibliotekarzy wsadzić do ciupy na długie lata;
2. Osoby czytające gazetę w miejscu publicznym ukarać przynajmniej mandatem za udostępnianie treści artykułów ewentualnym osobom, które mogłyby znaleźć się w bezpośrednim sąsiedztwie czytającego;
3. Zakazać podłączania sygnału telewizyjnego do odbiorników stojących na wystawach w sklepach RTV. Wszak z treścią audycji mógłby się zapoznać potencjalny klient, który jednak jeszcze telewizora nie ma i nie opłaca abonamentu radiowo-telewizyjnego.
Podobne przykłady można by mnożyć. W Holandii za to autorzy utworów są za zalegalizowaniem piractwa, choć dotyczy to jedynie utworów audio-video, a nie gier i programów komputerowych.

Poza tym odsprzedając swój egzemplarz nośnika gry pozbywam się również prawa do jej używania i muszę usunąć ją ze swojego dysku. Nie zwiększam więc liczby kopii gry, więc nie jestem piratem. Nikt nie zapłaci mi za nią więcej, niż cena sklepowa, więc nie zarabiam na obrocie towarem (choć to już problem dla US, a nie developerów, czy wydawców) - no, chyba, że przedmiotem sprzedaży jest bardzo rzadki egzemplarz, ale w czasach Steama wydawca dba, by kopii dla wszystkich starczyło.

A poza tym - WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
 
Tak za odzież jak i za program płacę swoje ciężko zarobione pieniądze w tym sensie użyłem tej analogii. gry są produktem jak każdy inny. Gdy Ci tzw. przeciwnicy piractwa walczą z nim to wówczas nie widzą problemu w porównywaniu kradzieży auta do kradzieży gry. No cóż widocznie niektórzy lubią używać argumentów tylko tam gdzie im wygodnie.
 
Zgodzę się z tym, że jak sprzedamy swoją kopię gry to tracimy możliwość posiadania oficjalnie kopii tej gry. Prosta sytuacja, może trochę przejaskrawiona. Kupujemy grę w sklepie i nabywamy prawo do korzystania z produktu. Robimy sobie kopie na nośniku przenośnym. Po jakimś czasie sprzedajemy grę a kopię zostawiamy. Do drzwi stukają mundurki i dostajemy karę za posiadanie nielegalnych kopii produktów na dysku, na który nie mamy licencji. To jest piractwo. Ale jeśli sprzedamy grę i nie posiadamy jej kopii to piractwem to nie powinno być, tak po chłopsku myśląc ;)
 
 
Jest jeden fakt nie wspomniany przez Karesha. Kupując grę, nabywamy licencje, której nie możemy odsprzedać ani zrzec się do niej prawa. Sprzedając grę, sprzedajesz tylko nośnik z danymi, a nie licencję, która daje prawo na używanie danych.
 
Sprzedaż używanego oprogramowania (także gier) to przeniesienie praw z licencji na inną osobę i jest jak najbardziej legalne. O czym można, zresztą, przeczytać we wcześniejszych postach
 
zi3lona said:
Sprzedaż używanego oprogramowania (także gier) to przeniesienie praw z licencji na inną osobę i jest jak najbardziej legalne. O czym można, zresztą, przeczytać we wcześniejszych postach
No to chyba problem został rozwiązany ;)

PS. Kupując używaną grę nikt nie będzie sprawdzał czy nabyliśmy ją kupując w sklepie czy na allegro. Więc problemu nie ma.
 
Mam rozumieć, że wg Ciebie rynek wtórny nie szkodzi twórcom?
Takie twierdzenie wcale nie byłoby głupie. Trzeba by poszukać ekonomicznych analiz tego zagadnienia. W uproszczeniu możliwość odsprzedaży danego produktu jest wliczona w jego wartość. Przekłada się to na możliwość zażądania wyższej ceny lub większy popyt. np. daje to okazje do pozyskania grupy klientów, którym trochę brakuje do pełnej ceny jakiejś nowości więc sprzedają stare gry. Wszystko, zależy od tego jak duża jest ta grupa i jaki procent kupujących używki robi tylko z powodu minimalnego budżetu na rozgrywki. Przy skrajnych wartościach mogłoby się okazać, że handel używanymi grami nie tylko nie szkodzi ale jest dla twórców korzystny.
 
mamrot1000 said:
[...] Sprzedając grę, sprzedajesz tylko nośnik z danymi, a nie licencję, która daje prawo na używanie danych.
Dość masochistyczna teoria. Czyli kupując używaną książkę w antykwariacie nabywasz pół kilograma makulatury bez prawa zapoznania się z treścią? W końcu zarówno książka, jak i gra podlega prawu autorskiemu. Kserowanie książek jest takim samym złamaniem prawa, jak kopiowanie nośników z grami, tylko książkę trudniej zabezpieczyć jakimś DRM-em. Poza tym nielegalne kopiowanie książek jest mniej napiętnowane przez wydawców, ponieważ głównym problemem zaczyna być spadający poziom czytelnictwa w ogóle.
 
Czy sprzedarz używanych Wiedźminów na XBOXA 360 zaszkodzi CDPR? Nie zaszkodzi, to normalny proces związany ze sprzedażą. CDPR zarobi na sprzedaży W2 na XBOXA, choć dla niektórych szklanka zawsze jest do połowy pusta.

Zmaganie producentów z konsumentami trwa od dawna. Jakiś czas temu producenci wymyślili produkty, które specjalnie są zaprojektowane tak aby się psuły po okreśłonym czasie. Przykładowo pierwsza bateria IPoda była zaprojektowana na żywotność max 2 letnią, choć za te same pięniądze mogli zaprojektować i wyprodukować baterię o żywotności np. 4 letniej. W NRD była fabryka, która produkowała klasyczne żarówki działające przez 25 lat. Po zjednoczeniu Niemiec fabrykę wykupiono i zamknięto. Od kilku lat widać podobny proces w przypadku samochodów i elektroniki.

W przypadku gier i innych utworów jeszcze łatwiej próbować manipulacji. Nie zdziwię się jeżeli ktoś wpadnie na pomysł kupowania licencji nie tylko na osobę, lecz także na określony czas nawet dla gier single player.
Podsumowując - NA ILE POZWOLIMY JAKO KLIENCI GŁOSUJĄC NASZYMI PORTFELAMI, TYLE PRODUCENCI WEZMĄ. Czasem wygrywają także klienci, czego przykładem jest przechodzenie wielu gier MMO na model mikropłatności - typu free-to-play, pay-to-win :)
 
To samo jak przypuszczam:
http://www.cdaction.pl/news-24313/eksperci-sprzedaz-uzywanych-gier-zgodna-z-polskim-i-europejskim-prawem.html

I co się okazało? Że prosty user nie siedzący we branży kierujący się wyłącznie logiką i intuicją, ma zdanie(używki i owszem jak najbardziej zdrowe i legalne) które jest przez specjalistów uznawane za bliższe realiom, niż redaktor dużego portalu internetowego.
 
Poniekąd w temacie - wyroki za nierzetelne informacje zamieszczane na płytach. Jak się okazuje, można takie przypadki zgłaszać odpowiednim urzędom i czasem nawet coś z tego wynika. Podejrzewam, że można także wysyłać zapytania dotyczące sformułowań w licencjach gier, może gdyby było ich więcej UOKiK też by się zaczął interesować.

http://prawo.vagla.pl/node/7292
http://prawo.vagla.pl/node/7037
http://prawo.vagla.pl/node/6992
http://prawo.vagla.pl/node/6618
 
Rzadki przypadek, kiedy logika jest potwierdzona prawnie; ale to i tak jest zawykle 'kwestia interpretacji', bo już steamowa gra to, de facto, tylko prawo do zabawy, a nie posiadanie kopii gry - co wg mnie stanowi spore nadużycie. Ale tylko na granicy prawa, bez przekraczania, niestety.
 
A do cyfrowej dystrybucji to ja się w żadnym wypadku nie odnoszę, tam sprawa podejrzewam, że gmatwała by się jeszcze bardziej(wszak dystrybutor płaci za utrzymanie serwerów). Mi chodzi o zwykłą tradycyjną sprzedaż sklepową i tutaj będę bronił swoich praw do ostatniej kropli pieniędzy na które czyhają zachłanne korporacje.
 
Całkowicie się zgadzam.
Jakaś, ani chybi, nowa strategia finansowa, bo pozostałe obszary do generowania kasy już wyeksploatowane, a przecież wszyscy wiedzą (a przynajmniej powinni), że na pierwszym miejscu w każdej firmie jest zysk i to wokół zysku się kręci cała reszta. Krótkowzroczność przedsiębiorstw jednak załamuje, bo praktyki, o których w tym wątku mowa, to w gruncie rzeczy korzyść wyłącznie hipotetyczna, a bardziej to przypomina podcinanie gałęzi, na której się siedzi.
Jimp bodaj gdzieś tam wkleił obrazek o wycyckiwaniu graczy/fanów/klientów przez Bioware (?), na co zareagowałam, że przecież nikt nikogo nie zmusza do kupowania. I to jest nadal prawda, ale dla sprytnych firm coraz smutniejsza: klienci w ten sposób dojeni - odejdą, albo zaczną kraść.
 
Narsereg said:
Niedługo to gry będą nam nie sprzedawane ale pożyczane. Dlatego obawiam się migoczącego na horyzoncie Onlive i szczerze życzę mu porażki, bo o ile się nie mylę już ma podobne rozwiązania.

Dojdzie do tego, że aby "nie krzywdzić/okradać" wydawców, będziemy zmuszeni płacić za gry pocięte w i wydawane w formie epizodów, a w zasadzie nie za same epizody, ale czas, który będziemy mogli łaskawie z nimi spędzić.
Narsereg, sęk w tym, że gry już teraz są nam niejako pożyczane. My nie kupujemy gry, płacąc sprzedawcy nie stajemy się właścicielami gry a co najwyżej jej nośnika (i elementów dodatkowych), co do samej gry zawieramy umowę licencji niewyłącznej (jak się domyślasz, to ten tekst, który 99,9999999% osób przeklikuje bez rzucenia okiem przy instalacji wciskając "zgadzam się"). Ja akurat czasem czytałem te umowy i nie przypominam sobie, żeby było tam kiedykolwiek uprawnienie do dania sublicencji albo przeniesienia uprawnień licencjobiorcy na inną osobę - a tym właśnie jest "odsprzedanie" gry. Odpłatną cesją licencji. Wręcz przeciwnie, w umowach stało raczej zastrzeżenie o niedopuszczelności zbycia uprawnień licencjobiorcy. Ale słyszałem, że zdarzają się produkty, w których jest to dozwolone. Słyszałem... Natomiast prywatnie, moja ocena takiej praktyki jest bardzo niepochlebna.
 
Top Bottom