Doom

+
A ja zamiast grać w nowego Dooma zakupiłem tego z 2016. Stwierdziłem, że najpierw zajmę się tym tytułem, a następnie zabiorę się za Eternal i przyznam że bawię się przednie. Mordowanie piekielnej zarazy w dobie pandemii daje mi dziką satysfakcję, a w dodatku mogę dumnie #siedziećwdomu mając poczucie, że robię coś dobrego :D
 
Skończyłem Doom Eternal i ja cię kręcę, ależ to była sieka! Nie jestem w stanie powiedzieć dokładnie ile zajęło mi przejście kampanii, bo wydanie pudełkowe zawierało klucz do launchera Bethesdy, a ten jest upośledzony i nie wyświetla czasu spędzonego z grą (ew. wyświetla, ale nie umiej znaleźć takiej informacji). Myślę jednak że nie było to mniej niż w poprzedniej części, a z tą spędziłem łącznie 38 godzin przechodząc kampanię dwukrotnie i grając trochę w sieci. Można więc założyć że jednokrotne ukończenie gry jest zabawą na jakieś 15-18 godzin co jest bardzo dobrym wynikiem jak na taką prostą strzelankę gdzie lecimy przed siebie nie ściągając palca ze spustu. Doświadczony gracz, który każde starcie ukończy za pierwszym podejściem przy grze spędzi zapewne mniej czasu, ale nadal uważam to za przyzwoity wynik.

Jeśli graliście w poprzednią odsłonę to wiecie czego się spodziewać. Eternal wprowadza kilka nowinek i zmian, ale nie są szczególnie rewolucyjne, większość wychodzi grze na plus.

+ Lokacje
Doom rozgrywał się głównie na Marsie więc przyszło nam zwiedzać kompleksy badawcze okazjonalnie wychodząc na powierzchnię czerwonej planety. Było więc nieco monotonnie zarówno w kwestii projektu lokacji jak i kolorystyki. Eternal ma znacznie większą skalę i odwiedzamy tutaj m. in. zrujnowaną Ziemię, jeden z księżyców Marsa, piekło oraz inne lokacje. Niektóre są bardziej futurystyczne, inne kojarzą się raczej ze światami typowymi dla fantasy. Jest więc dużo większa różnorodność.

+ Walki z bossami
W poprzedniej części było ich mało i nie były zbyt ciekawe. W kontynuacji wciąż sporo brakuje do ideału, ale widać wyraźny postęp zarówno w ilości jak i jakości takich starć.

+ Główkowanie podczas walki
Podobnie jak poprzednio także i tutaj sednem jest używanie różnych typów broni, ale dochodzi dodatkowy aspekt. Zabójstwa chwały (czyli dobijanie ogłuszonych przeciwników) sprawiają, że ze likwidowanych maszkar wypada więcej zdrówka i to już było poprzednio. Zmianę natomiast przeszła piła łańcuchowa, która przestała być jedną z broni, a stała się narzędziem dodatkowym. Masakrowanie wrogów w taki sposób sprawia, że wypada z nich więcej amunicji, a ponieważ teraz podstawowy zapas paliwa dość szybko odnawia się sam to znacznie częściej z niej korzystamy. Na deser dostajemy zamontowany na ramieniu miotacz ognia - potraktowani nim wrogowie wyrzucają z siebie elementy pancerza.

To wszystko nadaje dodatkowej głębi, bo choć na arenach, na których toczymy nasze boje znajdziemy rozrzucone apteczki, skrzynki z amunicją i zbroje to jednak kluczem do sukcesu jest naprzemienne używanie każdego z trzech opisanych powyżej bajerów. Tego podpalimy, tamtego przetniemy piłą, a jeszcze innego dobijemy z buta oczywiście cały czas lawirując między hordami wrogów i grzejąc z czego się da.

Nasz poczciwy Slayer zyskał też na mobilności. Szybkie ślizgi, chwytanie się ścian i przedłużanie skoku chwytając się rozmieszczonych poręczy. To wszystko sprawia, że zabójczy taniec jest jeszcze szybszy i jeszcze brutalniejszy.

+ Fabuła
Rzecz wydawałoby się zbędna w tego typu grze, bo gdyby nie było jej wcale to wciąż przemierzanie kolejnych lokacji i wyrzynanie piekielnych pomiotów sprawiałoby ogromną frajdę. Ja jednak lubię mieć konkretny cel i jakąś historię w tle nawet jeśli jest ona prosta i głupiutka. Już poprzednia część rozbudowała trochę ten świat, ale tutaj poszli jeszcze dalej. Częściej oglądamy przerywniki filmowe, a poukrywane tu i tam wpisy do kodeksu znacząco rozwijają całe uniwersum i postać Slayera. Całość fajnie łączy się z oryginalnymi grami sprawiając, że reboot zapoczątkowany w 2016 roku jest de facto kontynuacją.

Jeśli jednak ktoś woli po prostu biegać i strzelać to może to kompletnie olać pomijając filmiki i nie zaglądając do kodeksu. Dla każdego coś miłego.

+ Muzyka
Podobnie jak poprzednio jest to kawał dobrej roboty, nic dodać nic ująć. Doszło tutaj znacznie więcej gitar co dodatkowo podkręca adrenalinę. Kiedy pojawiają się przeciwnicy, a z głośników zaczyna lecieć ostra nuta to w człowieka wstępuje prawdziwy demon i aż się chce rozpirzyć wszystko wokół.



+ Więcej Dooma w Doomie
W naszej Fortecy (o której poniżej) znajdziemy komputer, na którym możemy... pograć w oryginalnego Dooma z 1993 roku i jego kontynuację. Są to pełne wersje gier oferujące nawet możliwość zapisu postępów więc kupując Doom Eternal dostajemy tak naprawdę trzy gry, a jeśli kupiliśmy w przedsprzedaży to nawet cztery, bo jednym z gratisów jest Doom 64 przypisywany do naszego konta.

Obie gry musimy odblokować i o ile w przypadku dwójki jest to dziecinnie proste, bo wystarczy wpisać hasło FLYNNTAGGART (co jest nawiązaniem do nazwiska głównego bohatera z literackiej adaptacji) o tyle przy jedynce trzeba się już troszkę napocić. Aby odpalić grę musimy bowiem zebrać kilkanaście dyskietek poukrywanych w różnych misjach.

Rozgrywka jest trochę niewygodna, bo gramy w oknie monitora, ale nie ma co narzekać skoro dostajemy dwie gry gratis ;) Nie mam pojęcia jak robić screeny w launcherze Bethesdy, gra nie współpracuje też z Frapsem więc muszę się posłużyć fotką z sieci.



Warto tu jeszcze przypomnieć, że takie bonusy nie są niczym nowym w strzelaninach od id Software. W Wolfenstein II: The New Colossus mogliśmy bowiem pograć w oryginalnego Wolfa 3D aczkolwiek nie pamiętam już czy była to pełna wersja czy jedynie jakieś fragmenty.

+/- Przeciwnicy
Wrogowie przeszli mały lifting, a twórcy mocno przyłożyli się do animacji dzięki czemu po potraktowaniu ich ołowiem jesteśmy świadkami odrywanych części ciała, jest tego naprawdę sporo. Znacząco zwiększyło się też zróżnicowanie zabójstw chwały. Mam jednak wrażenie że zdecydowana większość napotkanych maszkar to te same co w poprzedniej części, a od pewnego momentu ciągle walczymy z tymi samymi przeciwnikami co wcześniej. Nadal jest ich sporo, a każdy ma zupełnie inne ataki, ale czuć pewną odtwórczość. Nie jest źle, po prostu chciałoby się więcej.

+/- Poziom trudności
Gra jest znacznie trudniejsza niż poprzedniczka i mocno daje w kość. Dooma przeszedłem na najwyższym z dostępnych na początku poziomów i choć bywało grubo to dawałem sobie radę. Eternala przeszedłem na średnim, a mimo tego zdarzały się momenty kiedy miałem ochotę wyrzucić komputer przez zamknięte okno. Ostatecznie jestem zadowolony, ale konieczność wielokrotnego powtarzania niektórych starć może frustrować, stąd plus łamany na minus. Wszystko zależy od tego czego się oczekuje i jakie ma się doświadczenie w tego typu grach. Trzeba jednak mieć na uwadze że jest trudniej niż poprzednio więc jeśli ktoś ukończył Dooma z palcem w nosie to Eternal może go brutalnie sprowadzić na ziemię, a potem jeszcze sprzedać kopa w nerki.

- Forteca Zagłady
Lokacja pełni rolę bazy wypadowej i tutaj niestety jest to raczej zbędny dodatek, bo w przeciwieństwie do fabuły, tego elementu nie da się pominąć. Pomiędzy misjami trafiamy do owej Fortecy po której możemy połazić oglądając zdobyte trofea, posłuchać utworów z różnych części serii, trenować i odblokowywać dodatkowe rzeczy takie jak warianty pancerza czy ulepszenia do ekwipunku w zamian za zdobyte podczas misji baterie zasilające naszą bazę. Na ogół jednak nie da się przejść od razu do kolejnej misji przez co Forteca jest męczącym zapychaczem, a mogłaby być tylko opcjonalnym bajerem.

- Elementy platformowe
Nowe sposoby poruszania się wykorzystano nie tylko w walce, ale i w eksploracji. Od czasu do czasu przyjdzie nam się tutaj wspinać, skakać po platformach czy ścianach. Niestety często droga do celu nie jest zbyt klarowna co niekiedy sprowadza się do kręcenia się w kółko lub wielokrotnego powtarzania jakiegoś fragmentu po źle wymierzonym skoku. Na dłuższą metę frustruje niż bawi.

I to w zasadzie tyle. Każdy fan takich staroszkolnych strzelanek powinien być zadowolony zwłaszcza jeśli dobrze się bawił przy Doomie z 2016 roku. Na deser zostaje jeszcze asymetryczny tryb sieciowy, w którym jeden gracz wciela się w Slayera i staje do walki z duetem graczy kierujących demonami. Kiedyś pewnie sprawdzę.

PS. Poprzednia część doczekała się kilku dodatków, ale wzbogacały one jedynie tryb sieciowy dodając nowe mapy i giwery. Tym razem będzie inaczej i w przygotowaniu są dodatki dla pojedynczego gracza. Na ten moment nie wiadomo co zaoferują, ale jeśli będą to konkretne misje z nowymi mapami, przeciwnikami i giwerami to na pewno kupię, bo w podstawce bawiłem się wyśmienicie. Być może wypełnią one lukę pomiędzy pierwszą a drugą grą, bo choć historia niby rozgrywa się chwilę po zakończeniu poprzedniej gry to miałem wrażenie że czegoś tam brakuje jeśli porównać ostatnią scenę z Dooma z pierwszą sceną z Eternala. Inną opcją jest skierowanie się ku przeszłości Slayera, której urywki widzieliśmy w trakcie całej przygody.

PPS. Nakręcony Eternalem postanowiłem sobie ostatnio odświeżyć film z 2005 roku i był to błąd :p Do tej pory oglądałem go może ze dwa razy w życiu, a od ostatniego seansu minęły lata więc w głowie utkwiły mi jedynie fajniejsze fragmenty przez co zapamiętałem go znacznie lepiej niż jest w rzeczywistości. Niestety jest to totalna szmira mająca do zaoferowania raptem parę fajnych elementów, szczególnie całkiem niezłą i pomysłową scenę z perspektywy pierwszej osoby.

Jeszcze gorsze było drugie podejście do adaptacji tej marki z zeszłego roku, bo choć klimat był bliższy grom z serii to jednak zerowy budżet i ekipa oraz obsada z drugiej ligi kompletnie pogrzebały ten projekt.
 
Doom Eternal

Ze sporym opóźnieniem, ale wreszcie znalazłem czas na dokończenie nowego Dooma. W oryginalną trylogię wprawdzie grałem, ale reboot z 2016 przeszedł mi koło nosa, głównie dlatego, że gdy wychodził nie miałem jeszcze dostatecznie dobrego sprzętu żeby go udźwignąć, a jak już miałem, to wraz z nim doszło mi tyle tytułów backlogu, że o nadrobieniu go nawet nie pomyślałem. Z tego co usłyszałem, Eternal jest bardzo luźno powiązany z poprzednią częścią, stąd też, poniesiony falą hype'u wokół niego i szukając akurat jakiejś luźniejszej rozrywki, zdecydowałem się na zapoznanie od razu z kontynuacją.

Powiem krótko, Doom Eternal zwyczajnie wymiata. Jest to dynamiczna strzelanina w (większości) starym stylu, narzucająca na gracza szalone tempo rozgrywki, gdzie stanięcie w miejscu chociaż na parę sekund, nieraz kończy się szybką śmiercią, stąd też poziom trudności może wydawać się wysoki, ale osobiście odebrałem go jako sprawiedliwy. Nieraz stajesz do walki, która może wydawać się praktycznie niemożliwa ze względu na liczbę i kombinację różnych przeciwników, ale z czasem znajdujesz ten właściwy rytm i wtedy, gdy już wszystko ucichnie, a na polu bitwy pozostaną już tylko wolno człapające zombiaki, robiące za ruchome zbiorniki zdrowia i amunicji, zaczynasz spoglądać wstecz na całą bitwę i zastanawiać się jakim cudem udało Ci się to przeżyć, ale jednocześnie odczuwając dziką satysfakcję z faktu, że Ci się udało. Co więcej, większość demonów posiada słabe punkty, które nie są z reguły konieczne do ich zabicia, ale znacząco ułatwiają starcia, czyli poza poleganiem na szybkich palcach, trzeba też umieć myśleć w locie.

Doom Slayer w swojej (świętej) misji wytępienia demonicznych hord dokonujących inwazji na Ziemię ma do dyspozycji szeroki przekrój narzędzi, w tym także szeroki arsenał broni, z czego większość z nich posiada dwa dodatkowe moduły, które kompletnie mogą zmienić ich funkcjonowanie, stwarzając nowe możliwości eksterminacji niemilców z piekła rodem, stąd też na przykład ciężkie działo, które domyślnie służy nam jako karabin, za naciśnięciem przycisku możemy zamienić w snajperkę lub wyrzutnię minirakiet. Osobiście najbardziej polegałem na broni szybkostrzelnej, czyli ciężkim dziale, działku plazmowym i karabinie maszynowym, ale wyrzutnia rakiet i strzelby też okazywały się nadzwyczaj przydatne, w szczególności w starciach z demonami wyższego szczebla. Do tego dochodzą także dodatkowe bronie i umiejętności, takie jak granaty (w dwóch wariantach: eksplodujących i zamrażających), miotacz ognia, piła mechaniczna, cios z pięści, a znacznie później odblokowujemy coś nazywanego Tyglem, co umożliwia zdjęcie wroga na strzała, ale wymaga specjalnej amunicji, dlatego za wyjątkiem walki z finałowym bossem, rzadko z niego korzystałem. Zdrowie odzyskujemy wykonując egzekucje nazywane Zabójstwami Chwały, a pancerz podpalając wrogów miotaczem ognia, co również służy podtrzymywaniu szalonego tempa gry.

Doom oferuje także sporo dodatkowej zawartości. Poza trybem sieciowym, mamy poziomy eksperckie, dodatkowe stroje do odblokowania, sekrety do znalezienia na mapie, w postaci "czitów", figurek i utworów muzycznych z poprzednich gier id Software, które potem pojawiają się w naszej robiącej za hub pomiędzy kolejnymi levelami Fortecy Zagłady, a nawet ukryte w grze dwie oryginalne części Dooma. W trakcie misji pojawiają się także dodatkowe wyzwania do ukończenia, w tym Piekielne Wrota, prowadzące do szczególnie trudnych starć, za które w nagrodę możemy odblokować specjalną broń (która, przyznam jednak, była dla mnie lekkim rozczarowaniem). Porozrzucane po mapach mamy także specjalne stacje i znajdźki służące ulepszaniu naszego Doom Slayera na RPG-ową modłę, ale odniosłem wrażenie, że jedynie modyfikacje broni i runy robiły faktyczną różnicę, reszta to tylko takie pierdółki, które wydają się wrzucone trochę na siłę, tak żeby gra wydawała się głębsza mechanicznie niż jest w rzeczywistości, co też do takiego staroszkolnego FPS-a niespecjalnie pasuje. Pomiędzy kolejnymi walkami, twórcy wprowadzili trochę zróżnicowania poprzez sekwencje platformowe, z którymi radzimy sobie z pomocą podwójnego skoku oraz chwytania się ścian wspinaczkowych i krawędzi. Przyznam, że większość z nich przypadła mi do gustu i stanowiła lekką oraz przyjemną odmianę od ciągłego pociągania za spust, ale niektóre z nich zostały pomyślane bardzo słabo, jak na przykład te, w których musimy walczyć z przeciwnikami poruszając się po spowalniającym nas śluzie albo te wymagające od nas pływania. Nie tylko są kiepsko zaprojektowane, ale też niepotrzebnie hamują rozgrywkę. Na szczęście nie ma ich zbyt wiele.

Chociaż sam rdzeń rozgrywki jest znakomity, nie wszystko jednak co zostało zbudowane wokół niego okazało się równie trafione, a konkretnie zaś piję do warstwy fabularnej. Z jednej strony jest ona bardzo rozbudowana i widać, że twórcy mocno się do niej przyłożyli, chociażby po rozbudowanych opisach lokacji, postaci, demonów, minionej historii, które odblokowujemy poprzez eksplorację. Rzecz w tym, że ma ona aż tak znikomy wpływ na rozgrywkę, że kompletnie nie dało się w nią zaangażować. Czytając te rozbudowane i dramatycznie napisane lore, tylko po to żeby w następnej sekundzie odbijać się od energetycznych wyrzutni z platformy na platformę i zbierać unoszące się w powietrzu kolorowe power upy, odnosiłem wrażenie, że twórcy mieli w zespole kilku aspirujących scenarzystów, których zamknęli w jednym pokoju żeby pisali fabułę, a reszta ekipy skupiła się na projektowaniu lokacji i rozgrywki, żeby nie przeszkadzali. Fabuła i reszta gry pod względem tonu zwyczajnie się ze sobą nie kleją, przez co jedynie wyrywają z rozgrywki zamiast stanowić jej integralną część. O ile jeszcze przerywniki filmowe w widoku z pierwszej osoby jakoś w miarę pasują, ponieważ zazwyczaj zachowują bardziej przerysowany ton, tak trzecioosobowe przerywniki sprawiają wrażenie jakby ktoś wyciągnął je z jakiegoś Gears of War, takie są pompatyczne i puszczane na serio. Jasne, niby można ją zignorować, ale jest ona na tyle dużą częścią gry, że szkoda, iż nie została ona zaimplementowana lepiej. Humor także nie przypadł mi specjalnie do gustu, gdyż zazwyczaj ograniczał się do dwóch żartów: dowcipów o Chucku Norrisie, ale z Doom Slayerem i przesłodzonej propagandy kultystów, które szybko się osłuchują.

Pomimo słabej warstwy fabularnej i problemów z tonem narracji, sama rozgrywka w Eternalu to szalenie satysfakcjonująca jazda bez trzymanki, która jest równie wyzywająca, co wciągająca. Jako czysta gra akcji mało który współczesny tytuł jest w stanie z nim rywalizować i z tego powodu jest zdecydowanie wart zakupu. Gorąco polecam!

Plusy

+ wymagająca i satysfakcjonująca rozgrywka
+ zróżnicowane bronie
+ fajnie zaprojektowani przeciwnicy
+ duża ilość sekretów i bonusów do odblokowania
+ przyjemne sekwencje platformowe, przy których trzeba niekiedy ruszyć głową

Minusy

- rozbudowana, ale mało angażująca fabuła
- tonalnie niekonsekwentne i wybijające z gry przerywniki filmowe
- niektóre sekwencje platformowe to nudne zapychacze
- powtarzalny humor

8+/10
 
Łap RedPointa za bardzo dobrą, rzeczową i dobrze napisaną recenzję, którą z przyjemnością się czytało (pomimo faktu, iż samą grą nie jestem zainteresowany ani trochę).
 
Top Bottom