Zdecydowałem się w końcu nadrobić ostatniego Dragon Age'a i po czterech pierwszych godzinach spędzonych z grą stwierdzam, ze wyrzuciłem pieniądze w błoto.
Nie mam pojęcia, co więcej mógłbym powiedzieć niż to, że jestem okropnie rozczarowany.
Mam wrażenie, że obcuję z MMO - konstrukcja zadań, ich treść, sztuczne zamknięcia lokacji, "czasowe" zlecenia (aż dziw, że nie można za pośrednictwem mikropłatności przyspieszyć wykonywania zadań przez towarzyszy), nawet drewniane animacje i fatalna reżyseria cutscenek przywodzą mi na myśl ten wyjątkowo ciężkostrawny gatunek.
I coś, co kompletnie wybija mnie z rytmu, to dialogi z NPCami, gdzie albo zadziałało lenistwo twórców, albo spowodowana dziwną logiką chęć upodobnienia gry do MMO w jeszcze większym stopniu. Jeszcze zrozumiałbym zwykłych sprzedawców, przełknąłbym nawet postaci zlecające poboczne questy, ale żeby rozmowy z towarzyszami były reżyserowane tylko w określonych momentach?
Przeżyłem też szok, którego następstwem był niekontrolowany wybuch śmiechu, kiedy wsiadłem na wierzchowca.
Brakło mi słów. Prawie 200 godzin spędzonych przy Wiedźminie zrobiło swoje.
Nie nazwałbym się fanem serii, ale lubiłem te gry. Dwie poprzednie części przeszedłem po kilka razy, dobrze się przy tym bawiąc.
Po Inquisition straciłem ochotę na kontakt z tą marką i zaczynam się autentycznie bać o nowego Mass Effecta.
Nie mam pojęcia, co więcej mógłbym powiedzieć niż to, że jestem okropnie rozczarowany.
Mam wrażenie, że obcuję z MMO - konstrukcja zadań, ich treść, sztuczne zamknięcia lokacji, "czasowe" zlecenia (aż dziw, że nie można za pośrednictwem mikropłatności przyspieszyć wykonywania zadań przez towarzyszy), nawet drewniane animacje i fatalna reżyseria cutscenek przywodzą mi na myśl ten wyjątkowo ciężkostrawny gatunek.
I coś, co kompletnie wybija mnie z rytmu, to dialogi z NPCami, gdzie albo zadziałało lenistwo twórców, albo spowodowana dziwną logiką chęć upodobnienia gry do MMO w jeszcze większym stopniu. Jeszcze zrozumiałbym zwykłych sprzedawców, przełknąłbym nawet postaci zlecające poboczne questy, ale żeby rozmowy z towarzyszami były reżyserowane tylko w określonych momentach?
Przeżyłem też szok, którego następstwem był niekontrolowany wybuch śmiechu, kiedy wsiadłem na wierzchowca.
Brakło mi słów. Prawie 200 godzin spędzonych przy Wiedźminie zrobiło swoje.
Nie nazwałbym się fanem serii, ale lubiłem te gry. Dwie poprzednie części przeszedłem po kilka razy, dobrze się przy tym bawiąc.
Po Inquisition straciłem ochotę na kontakt z tą marką i zaczynam się autentycznie bać o nowego Mass Effecta.