...i tylko się utwierdzi w przekonaniu, że dobrze robi.
A co? Nie robi dobrze? Zadaniem wydawców i producentów jest robienie jak największej ilości pieniędzy. Tylko to się liczy. Względy artystyczne, jakieś osobiste ambicje odchodzą na dalszy plan. Jak myślisz, dlaczego niby z CD Projekt RED po premierze
Wiedźmina 3 odeszło kilka albo nawet kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt osób, które pozakładały własne studia? Bo chciały mieć choć odrobinę wolności twórczej i stworzyć coś co odchodziłoby od współczesnych wzorców produkcji bezpiecznej finansowo, która powinna się zwrócić. W ilu egzemplarzach sprzedałby się
Fallout, który byłby podobny do dwóch pierwszych części? W 3-5 mln? Dla Bethesdy to tyle co nic. Taki
Fallout 4 sprzeda się pewnie podobnie jak
Skyrim, gdzieś powyżej 20 mln egzemplarzy.
Można pisać o upraszczaniu wszystkiego jak leci, można się złościć. ale taki jest współczesny rynek gier z segmentu AAA. I gracze, którzy swoją przygodę zaczęli pod koniec XX wieku albo na początku XXI muszą to zrozumieć i zmuszeni są szukać gdzie indziej takich produkcji, które sprawią im satysfakcję. Nikt nie każe przecież kupować każdej nowinki. Osobiście rzadko gram w premierowe tytuły, a częściej wracam, bądź gram po raz pierwszy, w te sprzed kilkunastu lat i bawię się świetnie. Kilka miesięcy temu skończyłem
Vampire: The Masquerade - Bloodlines, nieco później
System Shocka 2, a teraz gram w pierwszego
Deus Ex'a. Planuję przejść
Baldury,
Fallouty i kilka innych starszych gier w które jeszcze nie miałem okazji zagrać. Regularnie powracam też do dwóch pierwszych
Gothiców. A jeśli będę miał rozglądać się za nowszymi produkcjami to będą to raczej te z Kickstartera, albo gry Piranha Bytes, albo gry z segmentu AA, które nie mają dużego budżetu, lecz stawiają na unikatowe rozwiązania. Nie mówię, że w gry wysokobudżetowe już nie będę grał, takie też sprawiają frajdę, ale nie będę od nich zbyt wiele wymagał. Piszę tu zwłaszcza o erpegach, bo strzelanki i gry akcji mają się świetnie. Tym gatunkom upraszczanie wszystkiego wręcz pomaga.
Tu chodzi też o różne filozofie grania. Jeszcze kilkanaście lat temu gry wymagały od gracza myślenia, koncentracji, czasami małpiej zręczności i często karały, momentami może nawet niesprawiedliwie. Jednak to nie zniechęcało, a wręcz mobilizowało do tego by pokonać głupi program. A znalezienie jakiejś miejscówki w
Morrowindzie korzystając wyłącznie z opisów i geografii było niezmiernie satysfakcjonujące. A obecnie? Gracz ma się dobrze czuć, żadnych frustracji, bądź momentów w których może utknąć na dłużej i twórcy dwoją się i troją by mu w tym pomóc. Stąd te wszelkie uproszczenia, ułatwienia, minimapy, strzałki, podpowiedzi, Instynkty i inne mechanizmy po których można by przypuszczać, że twórcy traktują nas jak idiotów. Graczom wychowanym na współczesnych grach to odpowiada, jednak ci nieco starsi kręcą nosem, bo to nie to. Stąd też popularność
Soulsów, bo są tym czym kiedyś były gry.