Forumowa filmówka

+
Dziwne że ten news jeszcze się tu nie pojawił.
Lara Wachowska ma zamiar zrobić kontynuację tryogii Matrix z Keanem Reevsem i Carrie-Anne Moss. Pomysł ten średnio mi się podoba, bo dla mnie oryginalna trylogia była przerostem formy nad treścią, przy czym w tych produkcjach bardziej niż tematy filozoficzno-technoogiczne bardziej jarał fakt jak bardzo dobrze odtwarzają one stylistykę anime. Raczej nie czekam, ale ciekawi mnie co z tego będzie.
https://www.filmweb.pl/news/Będzie+"Matrix+4"+z+Keanu+Reevesem-134329
 
Mam podobnie, nie czekam szczególnie, chociaż obejrzę. Pomysł i tak trafia do mnie bardziej niż prequel o młodym Morfeuszu z całkowicie nową obsadą.
 
Mam podobnie, nie czekam szczególnie, chociaż obejrzę. Pomysł i tak trafia do mnie bardziej niż prequel o młodym Morfeuszu z całkowicie nową obsadą.

Ja wciąż nie wiem czym konkretnie jest ten "pomysł". Jasne angaż Keanu i Carrie-Anne mocno sugeruje sequel, ale tak na chłopska logikę nie ma kontynuacja sensu w momencie gdy obie wspomniane postacie zginęły w trzeciej części.

Do tego nie uniknie się faktu, ze minęło 20 lat od czasów jedynki i aktorzy wyglądają starzej. Zatem twórcy potencjalnej kontynuacji muszą wziąć pod uwagę nie tylko jak wrzucić w fabułę dwie "umarte" postaci, ale jak wyjaśnić +/- 20 letni przeskok czasowy.

Opcji jest trochę (wymyślonych na szybko):

  • Neo ożywiony w Matrixie już tylko w wersji cyfrowej, w końcu ciało umarło w zero-one
  • Kolejna, (z jakiegoś powodu) starsza wersja Wybrańca w post-wojennej iteracji Matrixa
  • "Sztuczny" Neo (narzędzie propagandy?), ewentualnie jakiś program w Matrixie podszywający się pod/wyglądający jak Neo
  • "Sztuczna" Trinity (narzędzie propagandy?), ewentualnie jakiś program w Matrixie podszywający się pod/wyglądający jak Trinity
  • Trinity jako "wymysł" Neo... Johnny Silverhand style
Zadziwiający jest fakt, że choć ogłoszono Trójce i Nowego, to cisza o Morfeuszu, jedynym żywym członku oryginalnej trójki. :D

Swego czasu byłem fanatykiem pierwszego Matrixa, do tego stopnia, że miałem okres w życiu (już mi przeszło), gdy broniłem kontynuacji (choć mają swoje chwile). Wydaje mi się, że Animatrix udowodnił, że w tym świecie można opowiedzieć jeszcze mnóstwo ciekawych i zróżnicowanych historii.

Nigdy bym jednak nie wpadł na pomysł kontynuacji głównego wątku z Rewolucji z Trinity i Neo. Nikt tego oficjalnie nie potwierdził, ale takie wnioski nasuwają się patrząc na zapowiedź. Wciąż łudzę się, żyje we mnie jakaś nadzieja, że jednak oboje będą tylko pobocznymi postaciami, a fabuła skupi się na nowych bohaterach, nowej historii.

Nie wspominając, że zmartwychwstanie wspomnianej dwójki totalnie podkopuje wydźwięk zakończenia trójki. Jeśli w roli głównej miałby wrócić pan Anderson, to oczywistym jest, że historia musi mieć epicka skalę. W końcu to archetypiczna postać "większa niż życie". Choć oczywiście jest jeszcze opcja, którą zasugerował mi swego czasu @HuntMocy tj. modne ostatnio ignorowanie nielubianych cześć franczyzy i robienie "nowego kanonu", ergo alternatywna wersja dwójki. Takie rozwiązanie dalej ma mnóstwo logicznych dziur do połatania, ale preferuje już to, niż wymuszony sequel.

Gdybym to ja miał decydować o przyszłości franczyzy, to zdecydowanie preferowałbym sidequel/prequel z nowymi bohaterami... Kogo ja oszukuję? Marzy mi się nierealna idea przeniesienia i rozwinięcia na dużym ekranie Drugiego Renesansu. Kapitalnej dylogii szortów z Animatrixa.

W filmach SF zawsze dużo się słyszy o konfliktach i wojnie między ludźmi a maszynami, ale nie kojarzę żadnego kinowego wysokobudżetowca, który uczyniłby z tego główny watek. Chciałbym obejrzeć taki film. Bardzo.
 
Opcji jest trochę (wymyślonych na szybko):
A wziąłeś pod uwagę tę, że świat rzeczywity w matrixie mógł być tak naprawdę kolejnym matrixem, symulacją stworzoną przez maszyny na wypadek gdyby coś poszło nie tak? I Neo i Trinity "umierając" mogli by znaleźć się w prawdziwym świecie rzeczywistym.
 
A wziąłeś pod uwagę tę, że świat rzeczywity w matrixie mógł być tak naprawdę kolejnym matrixem, symulacją stworzoną przez maszyny na wypadek gdyby coś poszło nie tak? I Neo i Trinity "umierając" mogli by znaleźć się w prawdziwym świecie rzeczywistym.

Jasne, jak milion fanów przede mną. Problem z tą teoria jest taki, że jeśli przyjąć jej prawdziwość, to całą logikę świata przedstawionego, jakiekolwiek napięcie i stawkę można odłożyć na półkę. W końcu, skoro "pustynia rzeczywistości" jest kolejnym poziomem symulacji, a Trinity i Neo przeszli "o poziom niżej", to dlaczego ten prawdziwy prawdziwy świat nie mógłby być kolejną warstwą Matrixa stworzą na wszelki wypadek? I tak dalej, i tym podobne, etcetera.
 
Swego czasu byłem fanatykiem pierwszego Matrixa, do tego stopnia, że miałem okres w życiu (już mi przeszło), gdy broniłem kontynuacji (choć mają swoje chwile).

:D

Jest to dowód fascynacji :)
Ale i ja uważam, że ma swoje momenty, a dwójka nawet więcej niż trójka (co też jest oryginalne ponoć). No i sporo czasu poświęciłem w pracy naukowej jedynce, którą uważam za film kompletny. Konwencję Animatrix uwielbiam.


A wziąłeś pod uwagę tę, że świat rzeczywity w matrixie mógł być tak naprawdę kolejnym matrixem, symulacją stworzoną przez maszyny na wypadek gdyby coś poszło nie tak

Miałem o tym pisać. To swego czasu była popularna teoria, że Sion to kolejny poziom Matrixa.

I o tym mógłby traktować sequel. Mogą też co jest modne odmłodzić cyfrowo aktorów.

Jestem zdecydowanym przeciwnikiem poprawiania kanonów. Kojarzy mi się brzydko choć może przesadnie z paleniem książek nie pasujących do obecnej ideologii albo zastępowaniem penisów listkami figowymi na rzeźbach w Watykanie - udajemy, że tego nigdy nie było bo nam się nie podoba. A było.
Post automatically merged:

Chciałbym obejrzeć taki film. Bardzo.

Terminatora nie wliczamy?
 
Terminatora nie wliczamy?

Ja nie wliczam. Wrzucam do wora wspomnianych filmów SF nawiązujących do wojny ludzi z maszynami, ale nie skupiających się na tym elemencie. Terminatory rozgrywają się w "teraźniejszości", wojna z maszynami, to jedynie flashfowardy/backi.

Najbliżej był oczywiście Salvation, ale to był bardziej mroczny (i słaby) reboot Transformersów niż pełnoprawny Terminator.

Jak się w sumie zastanowić Drugi Renesans w wersji aktorskiej spokojnie mógłby dostać swoją trylogię czy nawet serial.
 
Ad Astra

Nie ma nic lepszego niż filmy o eksploracji kosmosu. Kocham miłością wielką. Na Ad Astra czekałem więc, zwiastuny podobały mi się, zapowiadał się dobry film. Poszedłem i uczucia mam... mieszane. Minęło kilka dni, a ja dalej nie umiem do końca określić się na temat tej produkcji.

2/3 lecą błyskawicznie i stoją na wysokim poziomie. Bardzo dobra realizacja, ciekawy setting, znakomita scenografia - sceny na Marsie wymiatają. Sama akcyjka na Księżycu to na razie chyba najlepsza i najbardziej trzymająca w napięciu scena w tym roku.

W ogóle koncept podróży kosmicznych w Ad Astra jest znakomity, bardzo wiarygodny i z tym większym zaangażowaniem się go ogląda.

Film kładzie finał, gdzieś tak ostatnia 1/3 - po dotarciu do celu podróży. Stawki jakoś mocno nie czuć, dzieje się relatywnie mało, wiarygodność kładzie kilka mega-facepalmowych motywów pasujących do wcześniejszych scen pod tym względem jak pięść do nosa, na czele z:

wykorzystaniem fali uderzeniowej z bomby atomowej do nabrania rozpędu w celu przelecenia przez pierścienie Neptuna, przez które to pierścienie główny bohater przelatuje bez szwanku, za tarczę mając kawałek statku kosmicznego - WTF?

I tak przez większość filmu człowiek czeka na epę, coś ciekawego, wyczuwa stopniowanie napięcia - a na koniec jest spory meh. Rozumiem, że miało być pesymistycznie, minimalistycznie i kameralnie, ale to po prostu nie pasuje do reszty filmu.
Na minus zaliczam też olbrzymią ilość narracji Pitta z offu, częściowo mocno łopatologicznej i ekspozycyjnej. Również świetne postaci drugoplanowe nie mają wiele do zagrania.

Reasumując, Interstellar był moim zdaniem obliczony na podobny efekt, a wyszło lepiej. Samotność w kosmosie lepiej pokazało Gravity. Trochę zmarnowany potencjał.

6/10 (głównie za sceny na Marsie i Księżycu).
 

Ależ to będzie dobre o_O Musi być...
Obydwa zwiastuny zapowiadają więcej, niż przyzwoity film. Przeczucia mam dobre, zaufanie do Scorsese też niemałe. Powinno być ok.
Fajnie widzieć gigantów pokroju Pacino i De Niro w końcu grających jakiś dobry materiał. No i Joe Pesci znów na ekranie... Zakładając, że film będzie dobry szkoda, że ominie on kina i sezon nagrodowy.
 
Wszystko w tym filmie powinno mi robić. Reżyser, obsada, setting, zarys fabuły. A jednak zwiastuny póki co niczego mi nie urwały. Młode wersje postaci wyglądają przy tym dziwnie, zdecydowanie nie jest to poziom Disneya i ich odmładzającej technologii.

Mam szczerą nadzieje, że to tylko nietrafiający do mnie marketing, a sama produkcja będzie tak świetna, jak świetna powinna być na papierze.
 
Obejrzałem film Hellboy (ten z tego roku) i... nie diabeł nie był tak straszny jak krytycy go malowali, ale...
No właśnie, do dobrego filmu duużo mu brakowało.

Jednak zacznijmy od początku.

Hellboy z 2019 to poniekąd nowe otwarcie, ignorujące działa Guillermo Del Toro związane z losami "syna piekieł". Dostajemy więc nowe spojrzenie na wszystko, chociaż sam moment pojawienia się Hellboy'a wydaje się dość podobnie nakręcony (przez ułamek sekundy miałem rażenie déjà vu i zastanawiałem się czy nie wykorzystali starych kadrów (ale nie).
To jednak co znacząco odróżnia obecny film od dzieł sprzed ponad dekady kategoria R.
Problem niestety w tym, że twórcy na siłę chcą swój wybór zaznaczyć (już od pierwszych minut filmu) i rzucają mięsem nawet w narracji. W sporej ilości miejsc wygląda to na bardzo wymuszone działanie, tak aby pokazać widzowi "patrzcie, mamy kategorię R i nie zawahamy się jej użyć". Podobny problem dotyczy "krwistości". Nie mam zastrzeżeń, do brutalności filmu jako takiego (chociaż u Guillermo Del Toro praktycznie brak posoki mi nie wadził) ale do jej nadużywania i przez to pewnej groteskowości. W czym oczywiście nie pomagały średniej klasy efekty specjalne (takie na poziomie seriali, no może poza paroma wyjątkami) wybijające z klimatu (przez tą swoją sztuczność i brak naturalności).

Sama historia też jest dosyć poszarpana i prosta jak nie wiem co. W sumie nasz Hellboy w ogóle się nie kryje (chodzi spokojnie po ulicy i nie wywołuje większych sensacji, a czasem to robi - widać film o tym zapomina) i musi pokonać (nie dopuścić do "odrodzenia" ) złej czarownicy z czasów średniowiecza. I w sumie tyle.
Nie był to zbytni spoiler bo te informacje dostaliśmy z trailera (a sam film ma nie wiele więcej do zaoferowania).
Problemy nie kończą się jednak na miałkiej historii. Postaciom jakoś brak chemii, a niektóre dialogi są odgrywane strasznie na siłę (zwłaszcza gdy postacie starają się "być śmieszne" ). Przez cały film nikim, z pobocznych bohaterów, się nie przejmowałem i nie mogłem utworzyć jakiejkolwiek więzi. W sumie mogę o nich powiedzieć tylko tyle, że są, dużo gadają (o tym nieco później) i za zwyczaj na wzajem się nie lubią.
Film też próbuje nam na siłę (niczym młotkiem) wbić tezę jak to ludzie Hellboy'a nie lubią, a mało robi aby zamiast mówić ten fakt pokazać.
Same napotykane postacie też dość dużo mówią jak na film akcji (żeby to jeszcze było ciekawe...). Generalnie jest tak - bohater dostaje się do jakiejś nowej lokacji lub grupy ludzi, a ci dają mu ładnych kilka minut wyjaśnień okraszonych jakimś flashbackiem. I to nawet do wątków, które nie są w ogóle istotne z punktu widzenia fabuły. Coś co można by załatwić dwoma zdaniami jest ciągnięte w "nieskończoność".
Oczywiście kilka wątków zostaje nie wyjaśnionych (i zupełnie zapomnianych - jak Baba Jaga) oraz mamy nieszczęsne otwarcie drzwi do kontynuacji (która, jak wiemy, raczej nigdy nie powstanie).

Jeśli miałbym wymienić jakieś pozytywy to były by nimi niektóre wizje Hellboy'a oraz fragmenty finału (i mówię tutaj głównie o stronie wizualnej). Sam David Harbour jako Hellboy nie wypada też jakoś źle.

Film nie jest jakimś dnem ale jest przeciętny aż do bólu. Jak by leciał w TV i przy alkoholu jednak można obejrzeć.

P.S. Po seansie mam jeszcze większy żal, że Guillermo Del Toro nie zdołał nakręcić trzeciej części :( .
 
O to, to. Został zjechany równo z glebą długo przed powstaniem, a ma swoje momenty, aczkolwiek do filmów del Toro to mu daleko. I oczywiście rozumiem, że brało się to z wybitnie słabych zwiastunów, które zwiastowały słaby film - ale nie był aż tak tragiczny.

Chociaż piszę tak, a na powtórkę póki co ochoty nie mam ;) A dwie pierwsze części widziałem ładnych kilka razy...
 
A ja tam nabrałem apetytu na (kolejny) seans tego dobrego Hellboy'a.

A tak przy okazji dobrych filmów - pojawił się nowy trailer kolejnej odsłony Kingsman:


I plus za użycie utworu Black Sabbath :).
 
Świetny film ! Jestem świeżo po seansie i dawno tak mi się nie oglądało kina historycznego Tym bardziej , że wcześniejszy film netflixa " Król wyjęty z pod prawa" mnie znudził po kilku scenach .
Plusy
- Aktorstwo
- Muzyka
- sceny bitewne jak i pojedynki na miecze są takie proste i realistyczne
Minusy
-Trochę przewidywalna fabuła
8,5/10!
 
Top Bottom