Forumowa filmówka

+
Hm... zależy jak się odbiera film i czego po nim oczekuje.

Jak dla mnie był to pokaz świetnego aktorstwa z pięknymi ujęciami (chociaż nie każdemu mogą przypaść momenty filmowane "z ręki" ) oraz ciekawie prowadzonymi dialogami. Fakt, że mamy tutaj głównie do czynienia z rozmową (a często monologiem) dwóch starych ludzi może zniechęcić co niektórych. Jako produkcja zagraniczna ze sztandaru Netflix'a nie uniknięte pewnego wydźwięku politycznego (nie będę się rozwodził na ten temat bo stanowi on tutaj tabu), ale nie jest on czymś nazbyt nachalnym, czy stanowiącym oś filmu.
Gniotem bym tego w życiu nie nazwał, ale cóż... każdy ma prawo do wyrażenia swojej opinii.

Tak czy inaczej są nawet momenty, w których można się szczerze uśmiechnąć (zwłaszcza w ostatnich scenach - niejako w trakcie napisów).
 
Hm... zależy jak się odbiera film i czego po nim oczekuje.

Jak dla mnie był to pokaz świetnego aktorstwa z pięknymi ujęciami (chociaż nie każdemu mogą przypaść momenty filmowane "z ręki" ) oraz ciekawie prowadzonymi dialogami. Fakt, że mamy tutaj głównie do czynienia z rozmową (a często monologiem) dwóch starych ludzi może zniechęcić co niektórych. Jako produkcja zagraniczna ze sztandaru Netflix'a nie uniknięte pewnego wydźwięku politycznego (nie będę się rozwodził na ten temat bo stanowi on tutaj tabu), ale nie jest on czymś nazbyt nachalnym, czy stanowiącym oś filmu.
Gniotem bym tego w życiu nie nazwał, ale cóż... każdy ma prawo do wyrażenia swojej opinii.

Tak czy inaczej są nawet momenty, w których można się szczerze uśmiechnąć (zwłaszcza w ostatnich scenach - niejako w trakcie napisów).

Dla zobrazowania swego toku myślenia pozwolę sobie umieścić pewien leitmotiv charakterystyczny dla poniższej wypowiedzi:

Amicus Plato, sed magis amica veritas.

Otóż do swej opinii prawo ma każdy; i jeśli chodzi o aktorstwo, pracę kamery, jakość scenariusza itd. można dyskutować i "pięknie się różnić", ale ... film opowiada o rzeczywistych osobach i sugeruje, iż opowiada o pewnym niezwykle istotnym okresie w ich życiu i tyczących go wydarzeniach, przy czym usiłuje przekonać, że to co widzimy i słyszymy, to rzeczywisty przebieg wydarzeń.
I tu przechodzimy do gniota.
To gniot w moich oczach, bo historia tam przedstawiona ma się tak do prawdy, jak Rękopis znaleziony w smoczej jaskini do - maszynopisu zagubionego w króliczej norze. I to nie jest sprawa oceny, to są fakty . A jak mawiali starożytni - contra factum non est argumentum!
 
enotsen

Powiem tak (ubierając swoją wypowiedź w możliwie proste słowa) - ktoś tutaj najwyraźniej traktuje film w kategoriach biografii.
A z tego typu obrazem, w "Dwóch papieżach" nie mamy do czynienia. Fakt, że sam tytuł brzmi nieco jak żart ("jak się witają papieże?" ) i w obrazie występują aktorzy odtwarzający dwie rzeczywiste postacie, nie czyni go dokumentem (ku temu już bliżej "Trudnym sprawom" czy innym tego typu programom).

Nic nie zmienia informacja o tym, że "film oparto o prawdziwe wydarzenia" (swoją drogą chwytny slogan, obecny w większości dzisiejszych produkcji), bo temu nie da się w pewnym sensie zaprzeczyć (chodzi o wyjściowe kryteria filmu, jak i niejako jego finał - nie będę się rozpisywał, chociaż to znany niemal każdemu fakt, a nie spoiler).

To, iż prawdziwe postacie zachowują się w sposób wykreowany przez reżysera czy wypowiadają wymyślone dialogi nie umniejsza randze filmu, który (sądzę, że muszę jeszcze raz podkreślić) nie jest dokumentem, a jedynie dziełem inspirowanym rzeczywistością.

Tym bardziej nie można "Dwóch papieży" nazwać gniotem.
 
enotsen

Powiem tak (ubierając swoją wypowiedź w możliwie proste słowa) - ktoś tutaj najwyraźniej traktuje film w kategoriach biografii.
A z tego typu obrazem, w "Dwóch papieżach" nie mamy do czynienia. Fakt, że sam tytuł brzmi nieco jak żart ("jak się witają papieże?" ) i w obrazie występują aktorzy odtwarzający dwie rzeczywiste postacie, nie czyni go dokumentem (ku temu już bliżej "Trudnym sprawom" czy innym tego typu programom).
...

Jeżeli, twórca filmu używa oryginalnych nagrań lub inscenizuje tak, aby nawet poszczególne sceny/kadry stanowiły niemal lustrzane odbicie tych jakie można było zobaczyć w przekazach telewizyjnych, a także dobiera i charakteryzuje aktorów, a nawet ich sposób wypowiedzi aby jak najbardziej odpowiadali oryginałom, deklaruje o prawdziwości tego co przedstawia itd. to trudno oprzeć się wrażeniu, iż stara się właśnie sugerować "paradokumentalność" tak w warstwie wizualnej jak i merytorycznej.
Ktoś najwyraźniej udaje, że tego nie dostrzega.

Przedstawienie gargantuicznych głupot jako prawdy objawionej nazywam gniotem i to tym bardziej, że także warstwa artystyczna nie jest najwyższych lotów (nuda Panie), dlatego myślenie (jak np. w przypadku Braveheart) - może i bajka, ale jaka piękna, już tu na mnie nie zadziała.

Jak pisałem uprzednio - Platon mi przyjacielem ... , a do tego ordynarnych kłamstw i manipulacji podziwiać nie lubię; dlatego odpowiem dwiema sentencjami:

1. Klasyczną: De gustibus non disputandum est.
2. Swojską: Są gusta i guściki.

Wybierz którą odpowiedź wolisz bo mi szkoda na gniota więcej czasu.


 
Jumanji: Następny poziom

Jeżeli idzie się z nastawieniem na dobry popcorn, to z seansu wyjdzie się zadowolonym. Fabuła prosta jak konstrukcja cepa, ale co z tego, jak obsada robi swoje i sala kinowa raz po raz wybucha śmiechem.

Tak więc minusy? W kategorii, w jakiej ten film startuje, to powiedziałbym, że nie za bardzo nie ma (no bo jak czepiać się bezdennego plecaka, skoro to gra komputerowa). No może film cierpi na trochę nierówne tempo.

W plusach na pewno humor. Znaczna większość żartów dawała radę, co w tak napakowanym gagami filmie to dobry wynik.
Obsada robi świetną robotę. Widoczki są ładne, akcja jest głupia acz satysfakcjonująca.

Na plus trzeba też zaliczyć fakt, że tym razem w kinach puszczana jest wersja z napisami, a nie jak przy poprzedniej cześć sam dubbing, bo film mooocno traci bez oryginalnych głosów postaci.

Solidne 7/10.
 
Nadejście Nowego Roku zepsuję wam to informacją: Chodzą plotki, że Warner Bros chce zrobić kolejną serię o Harrym Potterze, z oryginalną obsadą, której trzonem fabuły będzie historia z Przeklętego Dziecka, a całość ma być kilkuczęściową sagą której scenariusze będzie pisać Rowling.
bandicam 2019-12-31 20-38-34-982.jpg

Lepiej, żeby to była tylko plotka, w przeciwnym wypadku zabijcie mnie. Mam nadzieję, że tacy aktorzy jak Radcliffe i Watson nie zdecydują się zagrać w tym czymś.
 
Wziąwszy pod uwagę jak fatalnym filmem były Zbrodnie Grindelwalda wolałbym, żeby Rowling trzymała się z dala od pisania scenariuszy, i żeby Warner nie doił marki w tak bezczelny, pozbawiony jakiejkolwiek wartości artystycznej sposób.
Ale cóż, mogę sobie woleć. Jeżeli z czegoś będą pieniążki, to się będzie machina kręcić.
Nie wydaje mi się, żeby Radcliffe chciał wracać do roli, od której wizerunkowo tak ciężko było mu odejść (niektórzy twierdzą, że nigdy mu się nie udało), ale znów - jak hajs się zgodzi, to nawet się nie łudzę, że ktokolwiek z oryginalnej obsady będzie się wahał i miał jakieś skrupuły.
Pomijam fakt, że Przeklęte Dziecko samo w sobie ma też żałośnie słabą fabułę i działa wyłącznie w formie spektaklu teatralnego, gdzie scenografia i kostiumy dodają sporo wartości - na piśmie to jest tragedia.
 
Oczywiście to nawet nie może być jeden zapowiedziany film. Musi to być od razu kilka. Czyż przedstawiciele branży filmowej nie zrobili się nazbyt bezczelni?

O byśmy poczekali co najmniej tyle, co na 5 (a może 6, 7? Nie pamiętam) sequel Avatara.
 
Pierwsza dłuższa zapowiedź nowego Cichego Miejsca.


Ja wiem, że pierwsza część dobrze się sprzedała, więc sequel musiał powstać, ale jakoś tego nie czuję.
 
W ramach nadrabiania filmów przegapionych w kinie, obejrzałem Midsommar.

Film jest zdecydoawnie godny pochwał, które sypały się nań po premierze. Przy tym jest w wielu aspektach cudownie różny od większości współczesnych horrorów i nie mam tu na myśli tego, że praktycznie cała groza dzieje się w biały dzień, w jasnym świetle słońca. Chodzi mi przede wszystkim o brak często obecnie nadużywanych, "szokujących" zwrotów akcji. Średnio rozgarnięty widz co najmniej od połowy filmu jest w stanie przewidzieć przebieg wydarzeń, za to powolny, nieoczywisty sposób budowania napięcia sprawia, że i tak ogląda się jak na szpilkach.

W filmie widać wyraźną inspirację "The Wicker Man" z 1973 (który również gorąco polecam), ale nie można mówić o przesadnym naśladownictwie. O klasie filmu świadczy też świetnie poprowadzony wątek psychologiczny głównej bohaterki - ostatni kadr dopiero wyraźnie oddaje znaczenie i przesłanie tego filmu. Mnie osobiście zmroził o wiele bardziej, niż wcześniejsze drastyczne sceny.

Jedyny zarzut jaki mam, to momentami mocno naiwne zachowanie bohaterów. Mam wrażenie, że wszyscy powinni o wiele wcześniej zdać sobie sprawę, że to co się wokół dzieje dalece wykracza poza niewinną tradycję, choć da się to wytłumaczyć ilością i zróżnicowaniem niewątpliwie psychoaktywnych środków, które spożywają, albo które są im podawane.
 
Last edited:
Obejrzałem dzisiaj 6 Underground od Michała Zatoki i jestem w szoku... bo dawno nie widziałem tak nudnego filmu akcji. Lubię głupawe akcyjniaki nastawione na kloaczny humor i przegięte akcje, ale nawet takie filmy muszą mieć fajnych bohaterów, chociaż minimum sensu w ramach przyjętej konwencji i jakąś konkretną strukturę. Tutaj nie ma fajnych postaci, sensu za grosz, cały film to istny chaos, fabuła oparta na tak wyświechtanych kliszach, że wręcz przezroczysta, a jakby tego było mało to te wszystkie strzelaniny, pościgi i klepanie pysków wyglądały jakoś tak tanio, a film kosztował 150 milionów zielonych prezydentów. Szkoda stukać palcami w klawiaturę, bo i tak już zmarnowałem dwie godziny życia na seans, a przecież co minutę bliżej grobu.

Panu Zatoce zdarzyło się nakręcić w swojej karierze ze dwa niezłe filmy, Twierdzę i Bad Boys, potem było gorzej, ale to co prezentuje w ostatnich latach to istny koszmar. Nie jestem psycholem, który życzy komuś śmierci, bo kręci kupsztalowe filmy, ale naprawdę dałby już sobie spokój i poszukał innego zawodu, bo zwyczajnie marnuje pieniądze, a także aktorów i członków ekipy pracujących przy jego 'dziełach'. Równie dobrze mógłby postawić kamerę przed wielkim piecem i przez dwie godziny rejestrować jak wrzuca do niego banknoty, na to samo by wyszło.
 
Boże Ciało z nominacją do Oscara.

I super, bo film bardzo dobry. Szkoda, że kategoria w tym roku mocno obsadzona. A na koniec i tak wygra Parasite.
 
Dżohansówna ma dwie nominacje, całkiem nieźle. Reszta raczej przewidywalna. Trzymam kciuki za Brada.
 
Mnie najbardziej cieszy brak Króla Lwa jednak :D

Za co Irishman ma tę nominację za zdjęcia to ja nie wiem.

Natomiast, jako że uważam Boże Cialo za znacznie lepszy film od Zimnej Wojny, jestem bardzo kontent.
 
Top Bottom