Obejrzałem "Armię Umarłych" (na Netflix) i... mam bardzo mieszane odczucia odnośnie tego filmu.
Po pierwsze film jest bardzo ładny wizualnie. Efekty i ogólnie charakteryzacja stoi na bardzo wysokim poziomie (zwłaszcza jak na produkcję dla internetowej telewizji, a nie kina). Niektóre ujęcia może zrobili za bardzo na modłę mody współczesnego kina, czyli nazbyt krótkie, trzęsące się i szybko cięte sceny. Jednak są też bardziej panoramiczne zdjęcia i tam film wygląda najlepiej.
Dobrze też wychodzą momenty z podkładem muzycznym (zwłaszcza wstęp), w których mamy coś w rodzaju podsumowania/streszczenia wydarzeń.
Interesująco prezentują się też same zombie, które zdają się... posiadać hierarchię, być szybkie oraz czasem myśleć. Bardziej przypomina to plemię niż zdezorganizowaną hordę (bardziej hordę orków).
Film jest też przyjemnie krwisty.
Co więc zawodzi?
Na pewno (w moim odczuciu) scenariusz oraz większość postaci (będących czasem aż tak do bólu sztampowymi charakterami, że oglądanie ich naprawdę boli). Mamy więc grupę ludzi, którzy zostają wysłani na misję (w zamknięty rejon Vegas) w celu "odzyskania" pokaźnej sumy pieniędzy z sejfu kasyna zanim rząd zżuci na wszystko bombę jądrową i ostatecznie rozwiąże problem.
Część zespoły stanowią ludzie, którzy wcześniej pomagali w opanowaniu "kryzysu zombie", więc są doświadczeni ale mają też jakieś traumatyczne wspomnienia (oczywiście) z tego okresu. Biorą tą pracę tylko po to aby ułożyć sobie życie, bo pomimo bycia, odznaczonymi medalami, bohaterami w życiu prywatnym (i finansowym) zupełnie im się nie układa. Do zespołu dołączają też inne zabijaki i eksperci z poszczególnych dziedzin (jak chociażby pilot i kasiarz). Przy czym każdy z nich jest większym indywiduum od drugiego. Tak więc już początku widać, że niektórzy się ze sobą niezbyt dogadują, mają dziwne akcje oraz spięcia.
Najbardziej jednak uderza ogólna głupota, praktycznie każdej z postaci (co niebezpiecznie zbliża się pod tym względem do filmowej wersji "Resident Evil" ).
Przykład pierwszy z brzegu: ktoś z grupy niezbyt ufa jednej postaci (przy czym nie ma na to żadnych dowodów, a tylko "przeczucie" ), która jest bardziej z zewnątrz - zaczyna więc o tym gadać z przywódcą, sugerując wręcz iż lepiej byłoby aby gość zginął (podczas gdy obgadywana postać stoi obok i praktycznie wszystko słyszy), a następnie, ktoś inny z zespołu, zwraca się do owej podejrzanej postaci i mówi, że jej nie ufa oraz wie, że coś knuje (a później sobie z nim poważnie porozmawia).
Tego typu powyższa niekompetencja jest praktycznie na każdym poziomie. Bo na przykład gdy postacie się rozdzielają i nagle orientują się, że kogoś brakuje, a kilka sekund później ta postać pojawia się (żywa i niezakażona) tuż przed nimi - nie interweniują aby jej pomóc (sytuacja jest daleka od beznadziejnej) ale czekają w bezruchu (nie oddając nawet strzału) aż taka się stanie. Dodatkowo gdy dana osoba się poświęca wysadzając się w powietrze, kolejna z grupy musi chwycić towarzysza ze ramię aby ten uwierzył, że "koleżance" już nie pomoże (podczas gdy sam widział jej wybuch i nie ruszył palcem aby jej pomóc).
Następna piękna scena jest taka, że ktoś (a jakże by inaczej) wystawia naszą drużynę i ucieka zostawiając bohaterów za zamkniętym metalową kratą. Przy czym ścigają ich zombie, ale nasi herosi mają na wyposażeniu piłę tarczową. Co więc robią... ależ oczywiście, że wycinają przejście w grubej betonowej (być może zbrojonej) ścianie nie znając nawet miejsca do którego ich to doprowadzi zamiast przeciąć metalowy zamek w kracie drogi ewakuacyjnej nad nimi (tej, którą uciekł przed chwilą gość wystawiający naszych herosów, a oni mają tam dostęp).
Nie chce nawet wspominać o niekompetencji wojskowych...
Film cierpi też straszne kopiowanie powszechnie znanych rozwiązań z innych produkcji. Nie jestem fanem kina zombie ale kilka filmów akcji i horrorów widziałem, jednak większość tego co mamy tutaj jest da się przewidzieć z tak dużym prawdopodobieństwem, że czasem jest to wręcz przerażające (zwłaszcza gdy były momenty, w których dosłownie "wkładałem" dialogi do ust filmowych postaci).
Dodajmy do tego szczyptę poprawności politycznej na tle rasowym/płciowym i mamy pełen obraz filmu.
Da się oglądać jako czystą rozrywkę (ten film i temat w końcu temu służy)?
Pewnie, że tak. Proponuję jednak uprzednio uzbroić się w alkohol i przetrwać przydługi wstęp, a następnie podziwiać ładne obrazki i festiwal przelewanej krwi.
Jak dla mnie 6/10.