Forumowa filmówka

+
Nie podoba mi się strój Skorpiona, napierśnik, dziwaczna maska i mało to żółte wszystko.

Widać inspiracje najnowszą odsłoną cyklu ;)



A odnośnie tego dialogu to moim zdaniem jest to niefortunnie zmontowane, bo wydaje mi się że wypowiedzi pochodzą z różnych scen.
 
Walkę Liu Kanga z Reptilem mogę oglądać w nieskończoność :D
No i muzyka pod to. Traci Lords/Juno Reactor. ZŁOTO.

W ogóle Mortal z '95 miał niesamowitą ścieżkę dźwiękową. Same tuzy metalu i elektroniki (Fear Factory, Napalm Death, Orbital). Ciekawe jak będzie tym razem.

Jeszcze co do fabuły. Jaka fabuła? :D
Zapewne dałoby się coś jako-takiego sklecić w tym uniwersum, ale bez jaj. Chyba wolę, żeby się już nikt na to nie silił.
 
Zapewne dałoby się coś jako-takiego sklecić w tym uniwersum, ale bez jaj.

Wbrew pozorom Mortal Kombat ma fabułę i jest ona całkiem fajna choć głupawa więc oczywiście nie każdemu musi się spodobać. Najnowsza trylogia tj. 9, 10 i 11 całkiem nieźle korzysta z elementów obecnych w serii wcześniej i pokazuje jak opowiedzieć historię w bijatyce. Dlatego niezbyt mi pasuje to co proponują twórcy nowego filmu, bo jest to moim zdaniem kombinowanie tam gdzie nie trzeba.

W grze wygląda o niebo lepiej.

Zgadzam się, ale po prostu dostrzegam inspirację ;) Postacie w ekranizacji nie muszą wyglądać kubek w kubek tak jak w pierwowzorze, wystarczy że są na tyle charakterystyczni iż bez trudu rozpoznamy kto jest kto.
 
Najnowsza trylogia tj. 9, 10 i 11 całkiem nieźle korzysta z elementów obecnych w serii wcześniej i pokazuje jak opowiedzieć historię w bijatyce.
Eee... nie?
Moim zdaniem to były naprawdę kiepskie fabuły.
No, może MK9 nie było pod tym względem takie złe.

To oczywiście subiektywna kwestia, ale osobiście wolę już fabułę zaczynającą się i kończącą na "Turniej o przyszlośc Ziemi", niż jakieś urągające logice kombinacje z liniami czasowymi.

Jeden twist, jaki chętnie bym przywitał, to skupienie wstępu na postaci tego calego Cole'a, po czym zaczynamy turniej i koleś zostaje brutalnie sfatalizowany w pierwszej walce przez jakiegoś weterana. :D To byłby porządny kop w twarz w stylu MK.
 
Eee... nie?
Moim zdaniem to były naprawdę kiepskie fabuły.
No, może MK9 nie było pod tym względem takie złe.

No cóż, a moim zdaniem wyszło to bardzo fajnie i naprawdę miałem ochotę zobaczyć co dalej. Świetnie się bawię grają w Mortala ze znajomymi, ale wszystkie trzy ostatnie odsłony kupiłem przede wszystkim dla kampanii fabularnej.

Jeden twist, jaki chętnie bym przywitał, to skupienie wstępu na postaci tego calego Cole'a, po czym zaczynamy turniej i koleś zostaje brutalnie sfatalizowany w pierwszej walce przez jakiegoś weterana. :D To byłby porządny kop w twarz w stylu MK.

O, to by było niezłe, ale nie sądzę. Moim zdaniem Cole po prostu stanie się filmowym Johnnym Cagem. Warto tu przypomnieć, że Johnny Cage to tylko pseudonim, co prawda facet oryginalnie nazywa się Jonathan Carlton, a nie Cole Young, ale nic nie stoi na przeszkodzie żeby to zmienili. Obstawiam, że po zakończeniu turnieju Cole spróbuje swoich sił w aktorstwie kręcąc absurdalne filmy akcji (Ninja Mime :D ) pod pseudonimem Johnny Cage czego rozwinięcie zobaczymy w kolejnej części o ile oczywiście pierwszy film spodoba się widzom i zarobi odpowiednio dużo zielonych prezydentów. Myślę, że są na to szanse, bo budżet oscyluje w okolicach 50 baniek więc nietrudno będzie o zysk nawet w obecnej, nieciekawej kondycji kin i jednoczesnej premierze na HBO MAX (popularność na streamingu też nie będzie bez znaczenia dla franczyzy).
 
Ciekawostka i być może zapowiedź zmiany podejścia. Wonder Woman 1984 zadebiutowała w USA jeszcze w grudniu zeszłego roku jednocześnie w kinach (oczywiście tych które były otwarte) i na HBO MAX. U nas film miał trafić do kin w styczniu, ale z wiadomych względów tak się nie stało, a tu już prawie marzec i nic w kwestii kin się nie zmieniło. Ostatecznie została podjęta decyzja, że produkcja zadebiutuje u nas na HBO GO w ramach abonamentu 1 kwietnia.

Nie spodziewam się żeby sytuacja poprawiła się w najbliższych miesiącach więc niewykluczone, że kolejne filmy Warnera takie jak Godzilla vs Kong (amerykańska premiera w marcu w kinach i na HBO MAX) czy Mortal Kombat (amerykańska premiera w kwietniu w kinach i na HBO MAX) również zobaczymy w Polsce na HBO GO i oby tym razem już nikt nie czekał, bo a nuż za kilka tygodni/miesięcy/lat wszystko wróci do normy tylko od razu udostępnią dokładnie tak samo jak w USA na HBO MAX.

Moim zdaniem byłby to dobry ruch, bo o ile jeszcze rozumiem globalne opóźnienie kiedy film w żaden sposób nie jest nigdzie dostępny tak opóźnianie w danym kraju kiedy film tu i tam można już zobaczyć czy to w nielicznych kinach czy też na streamingu to bezsens. Wonder Woman 1984 jest już spisana na straty co w ogóle nie dziwi biorąc pod uwagę fatalne opinie więc nawet zakładając że powiedzmy w kwietniu jest super i film wchodzi do naszych kin to kto by na to poszedł? Ci którzy byli bardzo zainteresowani to znaleźli taki czy inny sposób żeby obejrzeć więc na seans poszłaby najwyżej garstka albo osób, którym produkcja bardzo się podobała i chcieliby obejrzeć ponownie, tym razem na wielkim ekranie, albo ci którzy nie byli zainteresowani i pójdą dla zabicia czasu nie mając nic innego do roboty. Tak czy siak klapa finansowa. Wrzucenie produkcji na streaming ma przynajmniej szansę przyciągnąć nowych subskrybentów, którzy być może zostaną na dłużej.

Mam nadzieję że Disney nie będzie się wygłupiał i po raz setny opóźniał Czarnej Wdowy tylko pomyślą jakby tu udostępnić film globalnie jak najszerszej grupie odbiorców. Przesuwanie w nieskończoność to kiepskie rozwiązanie, bo ludzie w ogóle stracą zainteresowanie (a dodatkowo rozjedzie im się spójność z innymi projektami z tego uniwersum), a jeszcze gorsze byłoby udostępnienie go tylko tam gdzie jest Disney Plus, a reszta świata niech się obejdzie smakiem. I tak nie zarobią, a przynajmniej podtrzymaliby zainteresowanie całym MCU.
 
@Izengrin

Przecież Disney praktycznie wszystko dubbinguje, a to nie wyszło aż tak źle.

Gdy będę oglądały wydanie DVD, to i tak zostawię sobie oryginał z napisami.
 
Ja uwielbiam grę głosem nic nie mam do Dubbingu chodzi mi o to że Cruella będzie bardzo ugłaskana jak to w Disneyu.
 
Obejrzałem "Armię Umarłych" (na Netflix) i... mam bardzo mieszane odczucia odnośnie tego filmu.



Po pierwsze film jest bardzo ładny wizualnie. Efekty i ogólnie charakteryzacja stoi na bardzo wysokim poziomie (zwłaszcza jak na produkcję dla internetowej telewizji, a nie kina). Niektóre ujęcia może zrobili za bardzo na modłę mody współczesnego kina, czyli nazbyt krótkie, trzęsące się i szybko cięte sceny. Jednak są też bardziej panoramiczne zdjęcia i tam film wygląda najlepiej.
Dobrze też wychodzą momenty z podkładem muzycznym (zwłaszcza wstęp), w których mamy coś w rodzaju podsumowania/streszczenia wydarzeń.

Interesująco prezentują się też same zombie, które zdają się... posiadać hierarchię, być szybkie oraz czasem myśleć. Bardziej przypomina to plemię niż zdezorganizowaną hordę (bardziej hordę orków).

Film jest też przyjemnie krwisty.

Co więc zawodzi?

Na pewno (w moim odczuciu) scenariusz oraz większość postaci (będących czasem aż tak do bólu sztampowymi charakterami, że oglądanie ich naprawdę boli). Mamy więc grupę ludzi, którzy zostają wysłani na misję (w zamknięty rejon Vegas) w celu "odzyskania" pokaźnej sumy pieniędzy z sejfu kasyna zanim rząd zżuci na wszystko bombę jądrową i ostatecznie rozwiąże problem.
Część zespoły stanowią ludzie, którzy wcześniej pomagali w opanowaniu "kryzysu zombie", więc są doświadczeni ale mają też jakieś traumatyczne wspomnienia (oczywiście) z tego okresu. Biorą tą pracę tylko po to aby ułożyć sobie życie, bo pomimo bycia, odznaczonymi medalami, bohaterami w życiu prywatnym (i finansowym) zupełnie im się nie układa. Do zespołu dołączają też inne zabijaki i eksperci z poszczególnych dziedzin (jak chociażby pilot i kasiarz). Przy czym każdy z nich jest większym indywiduum od drugiego. Tak więc już początku widać, że niektórzy się ze sobą niezbyt dogadują, mają dziwne akcje oraz spięcia.

Najbardziej jednak uderza ogólna głupota, praktycznie każdej z postaci (co niebezpiecznie zbliża się pod tym względem do filmowej wersji "Resident Evil" ).
Przykład pierwszy z brzegu: ktoś z grupy niezbyt ufa jednej postaci (przy czym nie ma na to żadnych dowodów, a tylko "przeczucie" ), która jest bardziej z zewnątrz - zaczyna więc o tym gadać z przywódcą, sugerując wręcz iż lepiej byłoby aby gość zginął (podczas gdy obgadywana postać stoi obok i praktycznie wszystko słyszy), a następnie, ktoś inny z zespołu, zwraca się do owej podejrzanej postaci i mówi, że jej nie ufa oraz wie, że coś knuje (a później sobie z nim poważnie porozmawia).



Tego typu powyższa niekompetencja jest praktycznie na każdym poziomie. Bo na przykład gdy postacie się rozdzielają i nagle orientują się, że kogoś brakuje, a kilka sekund później ta postać pojawia się (żywa i niezakażona) tuż przed nimi - nie interweniują aby jej pomóc (sytuacja jest daleka od beznadziejnej) ale czekają w bezruchu (nie oddając nawet strzału) aż taka się stanie. Dodatkowo gdy dana osoba się poświęca wysadzając się w powietrze, kolejna z grupy musi chwycić towarzysza ze ramię aby ten uwierzył, że "koleżance" już nie pomoże (podczas gdy sam widział jej wybuch i nie ruszył palcem aby jej pomóc).
Następna piękna scena jest taka, że ktoś (a jakże by inaczej) wystawia naszą drużynę i ucieka zostawiając bohaterów za zamkniętym metalową kratą. Przy czym ścigają ich zombie, ale nasi herosi mają na wyposażeniu piłę tarczową. Co więc robią... ależ oczywiście, że wycinają przejście w grubej betonowej (być może zbrojonej) ścianie nie znając nawet miejsca do którego ich to doprowadzi zamiast przeciąć metalowy zamek w kracie drogi ewakuacyjnej nad nimi (tej, którą uciekł przed chwilą gość wystawiający naszych herosów, a oni mają tam dostęp).
Nie chce nawet wspominać o niekompetencji wojskowych...



Film cierpi też straszne kopiowanie powszechnie znanych rozwiązań z innych produkcji. Nie jestem fanem kina zombie ale kilka filmów akcji i horrorów widziałem, jednak większość tego co mamy tutaj jest da się przewidzieć z tak dużym prawdopodobieństwem, że czasem jest to wręcz przerażające (zwłaszcza gdy były momenty, w których dosłownie "wkładałem" dialogi do ust filmowych postaci).

Dodajmy do tego szczyptę poprawności politycznej na tle rasowym/płciowym i mamy pełen obraz filmu.

Da się oglądać jako czystą rozrywkę (ten film i temat w końcu temu służy)?
Pewnie, że tak. Proponuję jednak uprzednio uzbroić się w alkohol i przetrwać przydługi wstęp, a następnie podziwiać ładne obrazki i festiwal przelewanej krwi.

Jak dla mnie 6/10.
 
Last edited:
Przebrnąłem przez pierwsze 40 minut. Wyłączyłem. Chyba najgorszy film Snydera jak dotąd.
 
To jest Snyder Cut. Tym razem Zack miał pełną kontrolę i nikt mu się nie wcinał, a do tego odpowiadał też za zdjęcia i współtworzył scenariusz. Film powstawał od razu z myślą o streamingu więc nie było też wymogów co do metrażu. Krótko mowiąc to jest w 100% jego film i wygląda jak wygląda.

Facet ma świetne oko do obrazków, ale nie zna umiaru, nie umie prowadzić bohaterów ani opowiadać historii.
 
To jest Snyder Cut.
Wiem, wiem, ale nie mogłem się powstrzymać od drobnego szyderstwa ;)
W moim odczuciu Snyder ma talent, ale potrzebuje też kogoś utalentowanego do współpracy, bo inaczej wychodzi to średnio. W szczególności ważne jest by ktoś z talentem wziął się za scenariusz, w którym historia i bohaterowie będą dobrze rozpisani. Dla mnie do dziś jednym z ciekawszych filmów, w których brał udział to Watchmen, w którym odpowiadał za reżyserię, a nie za scenariusz.
 
Dla mnie do dziś jednym z ciekawszych filmów, w których brał udział to Watchmen, w którym odpowiadał za reżyserię, a nie za scenariusz.
A mi akurat Watchmen kompletnie się nie podobało. Nie przebrnąłem przez ten film :shrug:.
 
Nie przebrnąłem przez ten film :shrug:.

Może to błąd, ale w końcu każdy ma prawo lubić co innego ;) Mi bardzo spodobała się ta historia, jakże inna od większości tego co nam oferuje kino super-bohaterskie. Świat przedstawiony nie jest czarnobiały, jest w nim wiele skomplikowanych relacji. Jest trochę dekadencki, bezpruderyjny (bez przesadnie) ale jest w nim też miejsce na piękno, miłość. Wszystko jest tu całkiem zgrabnie spięte. W moim odczuciu lepiej niż w jego kolejnych filmach o super bohaterach. Nie licząc Sucker Punch, który też jest całkiem intrygujący ;)
 
Ja z kolei nie dałem rady z Sucker Punch (wydawał mi się sporym przerostem formy nad treścią).

Co do Watchmen to jest świetny, ale to w dużej części zasługa scenariusza, który bazuje na jednym z najlepszych komiksów Alana Moore'a.
 
Netflix na swoim fanpejdżu ostatnio zadał pytanie o tzw. „klasykę”, jakie tytuły ludziom nie podeszły, mimo że są osławione.
Co tam się działo :D
Ktoś pisze, że HP, SW, LOTR, Marvele... i łańcuszek komentarzy, że ale jak to!... eskalujący do „nie znasz się, ciołku!”.

I wiecie co, też mi się to cisnęło pod palce :D

(Ależ my jesteśmy wszycy sfrustrowani i dajemy się triggerować w internetach. Do tego dochodzi ogromne skrócenie dystansu, nie tylko międzypokoleniowego, ale też takiego wobec obcych ludzi, którym by się w twarz nie rzekło, co się o nich myśli.

Ojojojo.)

No więc (nie zaczyna się zdania od więc), mnie jakoś nigdy nie porwali „Przyjaciele” jako całość, ale ja oglądałam miks sezonów, bo w TV puszczali bez chronologii większej. To może przez to.
Z filmów to tytuły Woody Allena. Serio nie robi mi ten humor - pojedyncze sceny owszem, ale w całości jest dla mnie męczący i przytłaczający.
 
Ktoś pisze, że HP, SW, LOTR, Marvele... i łańcuszek komentarzy, że ale jak to!... eskalujący do „nie znasz się, ciołku!”.

Są gusta i guściki ale o ile LOTR w kategorii kultowych, na których krytykę reaguje się obrażą jeszcze "jakoś" rozumiem, tak HP czy nowymi SW to jestem zdziwiony bo można lubić książki, świat itd. ale to są w większości bardzo słabe filmy, co najwyżej przeciętne, pełne oczywistych błędów scenariuszowych, operatorskich, słabujących efektów (vide HP i wilkołaki/centaury). Jakoś nie umiem sobie wyobrazić jak ktoś zabija się za takie przeciętniactwo jak HP ale może to kwestia pokolenia, nie wiem. Tak samo Marvele, oglądałem wszystkie po kilka razy, samo uniwersum jako fenomen kinowy budzi szacunek, ale gros filmów to jest taśma, przeciętniaki totalna. SW ma jednak sentyment zbudowany jeszcze na OT, to łatwiej mi przyswoić.

Ale żeby zostać w temacie to mi z takich "pewniaków" zupełnie nie podchodzi Allen i właśnie stare SW oraz ST z klasyków space operowych. A z nowszych filmów "Jak zostałem gangsterem" mnóstwo osób mi to polecało że rewelacja, że ekstra a ja oglądam i ręka z prędkością światła zbliża się do czoła co kilka minut...
 
Top Bottom