Dzisiaj zobaczyłem Prey... i muszę powiedzieć, że przed seansem nie wiedziałem czego się spodziewać.
Trailer był intrygujący, ale mógł popychać nasze myśli w dziwnym kierunku (którym idzie prawie całe dzisiejsze Hollywood), tym bardziej, że za całością stało Disney (które kupiło Fox'a). Tym większe było moje zdziwienie gdy wśród mało pochlebnych opinii niektórych większych mediów, zaczęły się pojawiać głosy mniejszych grup (internetowych fanów) dających nadzieję na przyzwoitą produkcję.
Z racji, że mam Disney+, a dziś nieco wolnego czasu postanowiłem zobaczyć która grupa jest bliżej racji i wyrobić sobie własną opinię.
Zacznijmy jednak od obowiązkowego tła.
Całość historii rozgrywa się w 18-tym wieku, na terenie Ameryki Północnej - terenie zamieszkiwanym przez Indian. Naszą bohaterką jest młoda dziewczyna imieniem Naru, która należy do jednego z indiańskich plemion.
Wśród codziennych zajęć kobiet ma ona jednak pewne nietypowe hobby/marzenie - aby wbrew tradycji i opinii bliskich zostać łowcą.
Szkoli się więc posługiwaniu bronią oraz tropieniu zwierzyny (w czym pomaga jej pies).
Pewnego razu trafia jednak na znaki mówiące, że w okolicy może znajdować się pewien groźniejszy i nieznany drapieżnik. Oczywiście nikt nie chce jej wierzyć, ale gdy zagrożenie nabiera kształtów, a bezpośrednio narażeni są jej bliscy, wówczas wyrusza aby pomóc.
Tak, po krótce, i bez spoilerów prezentuje się historia, która do skomplikowanych nie należy, ale to akurat plus tego typu produkcji.
Ma być prosto oraz krwawo i tak też jest...
Film (na szczęście) ma kategorię R i nie boi się jej wykorzystać. Sama przemoc nie jest tutaj jednak nazbyt groteskowa i przesadzona, ale niejako dopełnia całość (i bez niej film byłby "wykastrowany" niczym pierwszy Venom). Sama idea naszej bohaterki stającej w szranki z taką bestią jak Predator może wydawać się z początku niedorzeczna, ale jak przypomnimy sobie jak (lata wstecz) bestię z kosmosu załatwił Arnold, wówczas wszystko nabiera sensu (wciąż jest nieco naciągane ale już nie tak niedorzeczne). Tym bardziej, że nasza heroina używa w większej ilości sprytu i spostrzegawczości niż siły. Jest to z resztą fajnie zaznaczone przez wcześniejsze wydarzenia w filmie, które pewne rzeczy sugerują. Widać więc, że twórcy nad tym nieco myśleli aby dziury fabularne nie były nazbyt duże (oczywiście kilka się znajdzie).
W Prey znalazło się też kilka odniesień do poprzednich filmów oraz samej postaci Predatora, ale lepiej dla widza, żeby wiedział co z czym się je (i widział chociaż ten pierwszy obraz), bo sam obraz nie skupia się zbytnio na wyjaśnieniu motywacji łowcy z kosmosu.
W filmie też brak dłużyzn czy jakiś niepotrzebnych wątków i praktycznie od pewnego momentu mamy już tylko jedno polowanie, w którym rolami zamienia się tylko zwierzyna z łowcą.
Jak dla mnie miłe zaskoczenie i jakbym już miał dawać jakąś ocenę, wówczas wystawiłbym mocne 7/10 (tym bardziej, że nie musiałem na to iść do kina i dodatkowo płacić).