Obejrzałem Logana.
Nars powiedział, że żaden obraz z serii "superhero" tak nie pozamiatał od czasów Mrocznego Rycerza. Ciężko mi się nie zgodzić.
Mialem ogromne obawy względem tego filmu. Bałem się, że zbyt skrótowo przedstawi relacje między postaciami, że nie przeskoczy konwencji, że te odważne elementy zostaną spłycone pod odbiorcę, do którego zazwyczaj kieruje się kino o tym profilu.
Tak się nie stało.
Logan jest produkcją bardzo wyważoną, dobrze napisaną i świetnie zagraną. Nie boi się zabierać swoich, kultowych przecież, bohaterów w miejsca, które zazwyczaj pojawiły by się w głowie bardzo sceptycznego wobec superbohaterskiej konwencji widza. Oglądamy na ekranie mutantów z nadnaturalnymi zdolnościami i żołnierzy z zaawansowanymi technologicznie mechanicznymi protezami, a wszystko to z dużo bliższej niż zazwyczaj perspektywy, bo bardzo ludzkiej i przy tym prawdziwej.
Lepszego pożegnania z bohaterami Hugh Jackman i Patrick Stewart nie mogli sobie wymarzyć. Ten drugi zresztą zadecydował o porzuceniu postaci Xaviera dopiero po obejrzeniu filmu i ciężko mu się dziwić. Byli częścią franczyzy, która choć miała wierne grono fanów, to przeżyła więcej gorszych momentów, niż tych dobrych, a odeszli od niej tworząc kawałek bardzo dobrego, mocnego i wzruszającego kina, które wymyka się kategoryzacji i jest świetne nie tylko w swojej konwencji.
Nie mogę się doczekać kolejnego seansu, nie zdarzyło mi się to od bardzo dawna.
Nars mnie zbije, jak tego nie dopiszę, więc gwoli formalności dopisuję.
Jak by się ktoś zastanawiał i martwił co dalej z postacią Wolverina w kinowym uniwersum to może przestać. Dafne Keen grająca Laurę jest cudowna, choreografia jej starć to jest majstersztyk, aktorsko może spokojnie stanąć koło Millie Bobby Brown (Eleven ze Stranger Things). Są momenty, że kradnie film. Nie mogłem się napatrzeć - fantastyczny debiut.