Nadarzyła się okazja pożyczyć Kakarota na PS4 więc skorzystałem i po ukończeniu sagi Saiyan... nie jestem zbyt zadowolony
Nie nastawiałem się na żadną wybitną produkcję, a i tak się rozczarowałem. Pewnie jeszcze trochę pogram, ale nie wiem czy dam radę ukończyć całość.
Rozgrywka to mieszanka najgorszych moim zdaniem elementów charakterystycznych dla japońskich gier fabularnych z systemem walki podobnym do Dragon Ball Xenoverse. Zwiedzamy zatem dość pustawy, statyczny świat pełen stojących jak kołki nieudźwiękowionych bohaterów niezależnych zbierając śmieci, walcząc z losowymi przeciwnikami i wykonując zadania poboczne. Te ostatnie sprowadzają się do tego samego co eksploracja czyli zbierania śmieci i pokonywania przeciwników. Rozwój postaci jest bardzo liniowy i od nas zależy właściwie tylko tempo wzmacniania poszczególnych zdolności, a nie kierunek. W przemierzaniu świata podoba mi się względna swoboda, bo możemy nie tylko biegać, ale również latać i w zasadzie nic nas nie ogranicza.
Walka jak już wspomniałem bardzo mocno czerpie z Xenoverse'a i niestety nie jest to typ bijatyki który lubię. Starcia są całkiem ładne i niesamowicie efekciarskie, czuć tutaj ducha Dragon Balla, ale choć poszczególne postacie różnią się od siebie szybkością, siłą, wytrzymałością czy atakami więc w teorii nie gra się nimi tak samo to w praktyce wielkiej różnicy nie czuć, bo kombinacje są identyczne. Używamy właściwie pięciu klawiszy: cios, atak energetyczny, unik, ładowanie energii oraz blok, który łącząc z pozostałymi czterema odpala super ataki. Walka sprowadza się więc do tego żeby unikać ciosów przeciwnika i w odpowiednim momencie walnąć czymś mocniejszym. Na dłuższą metę straszna nuda choć wiem że ten system ma swoich zwolenników i pewnie da się to opanować w takim stopniu żeby walki były ciekawsze i bardziej płynne.
Z rzeczy, które przypadły mi do gustu bardziej jest jedzenie i tworzenie drużyn. To pierwsze jest bardzo, ale to bardzo Dragon Ballowe, bo w tej serii wszyscy wojownicy ciągle się obżerali. Z zebranych owoców i ziół, złowionych ryb czy upolowanych zwierząt możemy szykować potrawy, które tymczasowo wzmacniają różne aspekty postaci. Mały bajer, ale cieszy.
Jeśli zaś chodzi o składanie drużyny to mamy kilka typów takich jak wojownicy, kucharze (
) czy trenerzy. Każdą odblokowaną postać możemy przypisać do jednej z grup i warto to robić z głową, bo wszystkie postacie mają jakieś relacje z innymi co przekłada się na różnorakie bonusy. Bohaterów może łączyć wieloletnia przyjaźń, rywalizacja, więzi rodzinne czy wspólny mistrz. Odpowiednie ułożenie postaci odblokowuje unikatowe premie i jakiś krótki komentarz. Podobnie jak z jedzeniem, drobiazg, który cieszy.
Drugim aspektem gry jest oczywiście historia. Jako miłośnik Dragon Balla, który wciąż niezmiennie uwielbia ten świat i tych bohaterów spodziewałem się że nawet jeśli rozgrywka mi nie siądzie to chociaż treść będzie mnie trzymać przy ekranie. Niestety nie bardzo. Jasne, wydarzenia opierają się na pierwowzorze oferując te same wątki, które stanowiły podstawę dla Dragon Ball Z czyli od przybycia Saiyan aż do pokonania Buu. Jest to jednak problem i to na kilku płaszczyznach.
Historia zaczyna się w połowie (tj. pomija to co było przed przybyciem Saiyan) więc osoby nie znające lub słabo znające serię nie będą łapały zależności między poszczególnymi postaciami. Gra sprawia wrażenie jakby była tworzona tylko dla zagorzałych fanów, bo całość nie zadaje sobie zbytnio trudu żeby wyjaśnić wszelkie niejasności, a do tego zaadaptowane wydarzenia są mocno okrojone. Mamy co prawda dziennik, który wraz z postępami fabuły zapełniają różne opisy, ale kilka suchych zdań informujących np. o tym że Goku i Kuririn przyjaźnią się od lat nie zastąpi zobaczenia na własne oczy jak ta przyjaźń się rodziła. Dlatego moim zdaniem ten tytuł nie ma szans zainteresować serią kogoś kto już nie jest jej fanem. Z drugiej strony, fan (taki jak ja) zna te wydarzenia na pamięć, a gra nie oferuje mu nic nowego - ani wciągającej walki, ani ciekawej treści podczas eksploracji. Zamiast odświeżać sobie historię w postaci gry, równie dobrze mógłbym ponownie przeczytać mangę lub obejrzeć anime i pewnie bawiłbym się lepiej.
Moim zdaniem wybór wydarzeń znanych z Dragon Ball Z jako podstawy do erpega był błędem. Sam bardzo lubię Zetkę, sporo tam świetnych postaci, wątków i walk, ale całość jest bardzo schematyczna i w zasadzie leci od bossa do bossa. Taka historia nie sprawdza się jako tło dla erpega z rozwojem postaci, eksploracją, zadaniami pobocznymi itd. Znacznie lepszym pomysłem byłoby sięgnąć po wątki znane z pierwszej serii tj. Pilafa, Armię Czerwonej Wstęgi i Piccolo. Wtedy Dragon Ball był bardziej przyziemny i bardziej przygodowy, bohaterowie nie byli potężni do przesady, nie latali po kosmosie ani nie podróżowali w czasie. Zamiast tego zwiedzali świat, poznawali ludzi, uczyli się nowych technik, trenowali, szukali smoczych kul i brali udział w turniejach sztuk walki.
Skoro jednak zdecydowali się na Zetkę to mogli historię ubarwić na różne sposoby. Dodać misje wspominkowe gdzie bohaterowie powracają do dawnych dziejów. Dodać wątki bazujące na niekanonicznych filmach kinowych. Zapewnić nieco więcej swobody pomiędzy kluczowymi walkami wraz z częstszą zmianą grywalnych postaci.
Technicznie gra jest bardzo przestarzała jak to na ogół bywa w japońskich produkcjach tego typu. Wspomniałem już o pustym świecie i niemych postaciach, a do tego dochodzą też dziesiątki ekranów wczytywania (na szczęście krótkich), obiekty znikające zaraz po zniszczeniu itd. Zdarzają się też przycinki, a raz nawet wysypało mi całkiem grę.
Z drugiej strony, oprawa audiowizualna cieszy oko i ucho. Wszystko wygląda i brzmi jak żywcem wyjęte z anime i jest to spory plus.
Podsumowując, Dagon Ball Z: Kakarot to gra, która ma szansę spodobać się tylko i wyłącznie zagorzałym fanom uniwersum i to takim, którzy mają dużą tolerancję na typową dla japońskich erpegów archaiczność i budżetowość. Pozostali nie znajdą tutaj nic dla siebie. Rozgrywka ich wynudzi, a fabuła nie wciągnie.