Airoder
Co do oglądalności - ależ oczywiście, nikomu nie bronię mieć takich a nie innych wrażeń z Challengera. Uważam jedynie, iż jeśli ktoś faktycznie interesuje się Gwintem, to ma doskonałe rozeznanie w mechanikach aktualnie obowiązujących w grze, zasobie dostępnych kart, stanie mety, itd. Dlatego też "dziwie się, że ludzie są zdziwieni" i rozczarowani monotonią Gwinta w turnieju o prestiż i prawdziwą (niemałą) kasę, gdzie głównym założeniem jest bolesna skuteczność, a nie jakieś tam wodotryski / eksperymenty z kartami.
Jeśli jesteśmy świadomi tego co oglądamy, to raczej dostosowujemy się / swoje oczekiwania do rzeczywistości, prawda?
Np. patrząc na konia (chodzi o takiego zwierzaka... żeby nie było niedomówień
) raczej nie ma co oczekiwać że wyrosną mu skrzydła i zmieni się w pegaza. To znaczy można, czemu nie? Ale wówczas pewnie długo trzeba patrzyć a i tak odejdzie się zawiedzionym.
Może zatem dobrym pomysłem byłoby zrobienie jakiegoś pokazowego turnieju dla ekhm... "celebrytów"? Mogliby tam Nas czarować inwencją w deckbuildingu i nieszablonowych zagraniach
A co do mechaniki porównań - nie, nie zgodzę się z tak ogólnym stwierdzeniem, że wystarczy "jakaś wspólna płaszczyzna". Aby porównanie było rzetelne i wartościowe, to ta płaszczyzna musi byś KONKRETNA, a porównywane przedmioty muszą mieć cechy wspólne - pozwalające je zaszeregować w jednej grupie, opartej na konkretnych atrybutach (np. gry -> gry multiplayer -> gry karciane). Inaczej porównanie jest rażąco niesprawiedliwe. To tak jakbyś porównując krzesło i samolot skarżył się, że na meblu nie polatasz.
Oglądalność CS:GO porównujmy z oglądalnością innych fps'ów. DOTA2 z innymi mobami. A Gwinta zestawiajmy z inymi CCG.
Pzdr!