Po rozegraniu kilkudziesięciu gier uważam, że homecoming to strzał w stopę. Obudźcie mnie jeśli tak nie jest. Ten potworek podobnie jak teraźniejszy naćpany w sklepie Shupe ze swoimi żółtymi od żółtaczki oczami, w porównaniu do dawnego Shupe, któremu uścisnąłbym dłoń i objął, nie ma nic wspólnego z dawnym Gwintem. Wydałem 99 zł na Wojnę Krwi, którą przeszedłem w ciągu tych paru dni, a zakup ten zrobiłem tylko ze względu na: sentyment, ilość w grze spędzonych godzin i podziękowania twórcom za tak przepiękną karciankę jaką był Gwint. Teraz obraliście złe tory. HC nie ma nic wspólnego z tym HC, którego mieliście w tzw. planach, to po prostu kawał śmierdzącej kichy. <Kiwa głową>
u mnie zupełnie odwrotnie - po przegraniu wczoraj około 25 gier mogę z całą pewnością stwierdzić że ponownie wpadłem w Gwintowe sidła
ale muszę też przyznać, że początek był lekko zniechęcający - przede wszystkim ilość nowości przytłaczała, począwszy od nowych kart skończywszy na nowym deckbuilderze.
dziwi mnie taka duża ilość negatywnych opinii ale gdybym chciał opisywać swoje wrażenia po kilku godzinach z grą to też pewnie bym marudził, kwestia czasu gdy się pozna nowe mechaniki, karty i myślę, że przynajmniej część osób będzie miało tak samo jak ja i stwierdzi, że jednak ten Gwint jest kurła niezły
przede wszytskim trzeba pożucić doświadczenia z bety to to niemal zupełnie nowa gra
co mi się chyba najbardziej na ten moment podoba to fakt, że umiejętności na kartach są bardziej związane z tym co na danej karcie jest (tutaj ma na myśli np Przemytnika Scoiatel który buffuje karty na ręce co turę - bardzij mi to pasuje niż jakaś konnica)
jedyny minus jaki teraz mi przychodzi do głowy to fakt, że grając KP, gdy ma się rozstawiony większy setup nie starcza czasu na to by pomyśleć na zagraniem, zagrać kartę i wydać wszystkie rozkazy
myślę że to początek mojej wspaniałej przyjaźni z tą grą hehe
pozdro