Heapowskie opowiadania, nie tylko wiedźmińskie

+
Heapowskie opowiadania, nie tylko wiedźmińskie

Najpierw praca, powstała w oparciu o obecny "event", popularnie zwany "Rebelia".
Ten tekst znajduje się również w tym temacie. Jednak umieśiłem go również tutaj, aby wszystkie moje prace znalazły się w jednym temacie.Bitwa na bagnachZ samego rana do Kwatery Głównej przybiegł goniec spod murów miejskich. Zatrzymany przez strażnika, powiedział:-Muszę pilnie spotkać się z dowódcą wojsk !- Nie czekając na odpowiedź, wyrwał się strażnikowi i pędem wbiegł na dziedziniec. Zatrzymał na moment dla nabrania tchu i ruszył w kierunku kwater dowódcy. Gdy dotarł na miejsce, załomotał w drzwi. Po chwili rozległo się głośne -Wejść!Wszedł szybko do pomieszczenia, oświetlonego tylko przez dogasającą świecę i jak najszybciej wypowiedział słowa:-Scoiatael zebrali się pod murami miasta. Prawdopodobnie niedługo przypuszczą szturm! Wiewiórki są pod zachodnia bramą. - Na te słowa Vattghern zerwał się z posłania, na którym siedział, szybko wyszedł z pokoju, kierując swe kroki na dziedziniec. Tam czekał już jego zastępca, Zygfryd z Densle. Podszedł do niego i rzekł:- Scoia'tael chcą zdobyć miasto, musimy ściągnąć jak najwięcej rycerzy i giermków, a nawet rekrutów. Wszyscy maja się stawić na placu koło zachodniej bramy, tam wydam szczegółowe rozkazy. Zygfryd zasalutował i oddalił się żwawym krokiem. Vattghern skierował się do zbrojowni, aby przygotować się do nadchodzącej bitwy.***Większość zakonników i prawie całe wojsko stacjonujące w mieście zebrały się na placu przy zachodniej bramie, gdy sypnęły się pierwsze strzały.Były one raczej wypuszczone na postrach, niż dla zadania strat, ale i tak kilku ludzi zginęło. Reszta zasłoniła się tarczami.Vattghern wszedł na ganek domu stojącego pośrodku jednego z boków placu i rzekł donośnym głosem:- Tam, za murami stoją zebrane najsilniejsze komanda nieludzi. Jednak nas jest więcej! Nadarza się świetna okazja, aby zgnieść większość wiewiórek jednym, potężnym ciosem. Dlatego też uważam, że zamiast stać tu, czekając na kolejne strzały, sami wyjdźmy do wrogów i pokonajmy ich! Ja będę dowodził całą bitwą, jednak gdyby cos mi w tym przeszkodziło, zastąpi mnie szlachetny Zygfryd z Densle. Na razie on poprowadzi do boju elitę zakonników. Resztą wojsk będą dowodzili ich porucznicy. Do boju! Krzyknął, dobywając miecza. Brama została otwarta, a kraty podniesione. Tłum wojowników wymaszerował, kierując się do armii nieludzi.Z początku wydawało się, że wiewiórki wkrótce zostaną całkowicie pokonane. Byłoby to wielkie zwycięstwo. Sam Vattghern był pośrodku wojsk ludzi, jak na razie nie groziło mu żadne niebezpieczeństwo. Jednak już po chwili miało się to zmienić. Szybko zebrana grupa najdzielniejszych elfów przedarła się do miejsca, gdzie przebywał. Jego towarzysze starali się go zasłonić, lecz elfy były zbyt silne. Dowódca został ciężko ranny. Z wielkim poświęceniem został wyniesiony z pola bitwy.W związku z tym, głównodowodzącym został Zygfryd z Densle. Gdy Scoiatael zaczęli się wycofywać, wielu poruczników radziło, aby powrócić za miejskie mury. Jednak Zygfryd nie zgodził się na to, kazał gonić Wiewiórki tak długo, aż wszystkie zostaną wybite.Scoiatael, choć z pozoru wycofywali się bezładnie i bez obranego kierunku, mieli już opracowaną taktykę. Okazało się, że prowadzą ciężkozbrojnych zakonników prosto w grząskie bagna. Rycerze zakonni jednak tak byli zapaleni do walki, że wcale tego nie zauważyli. A przynajmniej do czasu, aż większość z nich ugrzęzła w błocie. Elfy, które świetnie znały bagna z łatwością unikały niebezpiecznych miejsc.Jako że stojąc po kolana w błocie, ciężko jest skutecznie walczyć. Po chwili Scoia'tael miało już znaczącą przewagę. Zygfryd z Densle nakazał odwrót, jednak ucieczka nie była możliwa. Wiewiórki zabiły wszystkich zakonników pozostałych na placu boju.***Vattghern, odniesiony do Kwatery Zakonu szybko ozdrowiał, lecz klęska pozostała klęska. Będzie miała wielkie znaczenie dla dalszych losów świata, a w księgach będzie nie jeden jej opis.
A następnie dwa opowiadania, nie powiązane ze światem Wiedźmina.
Mit o bratkach, czyli Szafir i SeledynŻyli sobie dwaj bracia o imionach Szafir i Seledyn.Szafir, straszy brat, był krawcem. Lubił ubierać się w stroje wielobarwne, kojarzące się z motylem. Żyło mu się dostatnio, więc często zanosił wspaniałe dary do świątyń bogów. Drugi z braci, Seledyn, był ubogim człowiekiem. Był ogrodnikiem. Niestety jego usługi nie były popularne, rzadko ktoś chciał kupić u niego sadzonki. Często musiał prosić Szafira o pożyczkę. Tamten z chęcią jej udzielał, gdyż bardzo kochał swego brata. Seledyn jednak nie miał pieniędzy, aby składać bogom ofiary, z rzadka tylko przynosił do świątyni jakiś podarek. Żyli tak wiele lat. Aż pewnego dnia, gdy Seledyn zaniósł bogom swoją skromna ofiarę, kapłan powiedział mu, że przynosi ofiary zbyt małe i za rzadko. Za karę musi się udać w odległe kraje, gdzie dostanie od bogów zadanie do wykonania. Seledyn prosił o litość mówiąc, że nie ma pieniędzy na bogatsze ofiary. Ale bogowie byli nieprzebłagani. W końcu, bojąc się ich gniewu, zdecydował jak najszybciej wyruszyć w drogę. Powędrował następnego dnia, z samego ranka, nikomu nie mówiąc. Minęło kilka dni od kiedy Seledyn wyruszył na wyprawę. Szafir zaczął się niepokoić, że od dłuższego czasu nie ma żadnych wiadomości od swojego brata, który zazwyczaj odwiedzał go bardzo często. „Może zachorował?” myślał. Zdecydował, że sam pójdzie do domu Seledyna i sprawdzi, co się stało. Gdy zobaczył dom pusty i zaniedbany ogarnęło go wielkie przerażenie. Poszedł błagać bogów, aby powiedzieli mu, co się stało z jego bratem. Po złożeniu darów, dowiedział się o zadaniu wyznaczonym Seledynowi przez bogów. Chciał ich przekonać, aby zaniechali kary na jego bracie. W końcu Zeus zdecydował, że jeśli Szafir odnajdzie Seledyna, obaj będą mogli wrócić do domu. Szafir uznał, że zaraz musi wyruszyć, gdyż bardzo kochał brata i nie mógł go zostawić w potrzebie.Ponieważ był bogaty, mógł sobie pozwolić na zabranie konia. Niezwłocznie wyruszył. Jechał na wschód, gdyż tam skierowało go przeczucie. Po drodze spotykał wiele wiosek. Odkrył, że ma niezwykły talent do grania i śpiewania, co pozwoliło mu w czasie drogi zarabiać na jedzenie. Był pewien, że niedługo dogoni swego brata, który idąc piechotą nie mógł zajść bardzo daleko w tym czasie. Zobaczył w oddali góry. Był przekonany, że tam znajdzie brata. I nie mylił się, po niedługim czasie odnalazł Seledyna. Ruszyli w drogę powrotną. Ale cała przyroda zdawała się być przeciwko nim. Potykali się o korzenie, byli ciągle drapani i ranieni przez ostre kolce różnych roślin. Pewnego dnia zobaczyli w oddali ludzkie osiedla. Niestety Szafir nie zdołał do nich dotrzeć - spadła na niego wielka gałąź. Umarł po chwili, ale szczęśliwy, że uratował swego brata. Seledyn w rozpaczy dotarł do rodzinnego miasta. Wtedy wyhodował nowe kwiaty, bratki. Ich płatki przypominają motyle skrzydła, tak jak stroje Szafira. Nazwane tak, aby przypominały o jego braterskim poświeceniu. Wszystkim tak nowe kwiaty się spodobały, że Seledyn stał się zamożnym człowiekiem.
Bajka dla dzieci i nie tylko - CzarodziejDawno, dawno temu żył sobie pewien wielki Czarodziej, który mieszkał w swej wieży opodal lasu. A był to las niezwykły, pełen magicznych stworzeń. Żaden zwykły człowiek nie odważył się do niego zbliżyć, nawet czarodziej bałby się do niego wchodzić, gdyby nie to, że przyjaźnił się z wróżkami zamieszkującymi las. Pomagały mu one znaleźć bezpieczną ścieżkę i zbierać wszystkie potrzebne do eliksirów zioła i inne składniki znajdujące się w lesie.Czarodziej pomagał zwykłym ludziom, dawał mądre rady i leczył. I byłby bardzo szczęśliwy, gdyby nie pewne zmartwienie: jego wielki wróg, zły Czarnoksiężnik coraz bardziej zagrażał królestwu, w którym mieszkał nasz mag. Jak głosiła przepowiednia, Czarnoksiężnika mógł pokonać tylko młodzieniec z królewskiego rodu. Czarodziej zdecydował, że będzie czekał, aż los ześle mu takiego człowieka. I nie musiał czekać długo, po kilku miesiącach zjawili się u niego trzej bracia, synowie króla. Każdy chciał pomóc Czarodziejowi zniszczyć jego wroga, ponieważ taki czyn zapewniłby mu sławę i tron po ojcu. Czarodziej nie wiedział, którego z braci wysłać. W końcu postanowił, że pośle najstarszego, ponieważ jest silny i jak mówił, wszyscy wychwalali jego spryt i inteligencję. Pozostali nie sprzeciwiali się tej decyzji, gdyż nie chcieli narażać się Czarodziejowi.Tak więc najstarszy z braci wyruszył w podróż. Jego droga biegła przez wielki las, za nim była pustynia a dalej królestwo Czarnoksiężnika. Władał on dzięki swoim potworom takim jak trolle i olbrzymy. W jego królestwie żyły prawie wyłącznie dziwne stwory, gdy udało im się złapać jakichś ludzi, Czarnoksiężnik zamieniał ich w drewniane posągi, lub zmuszał do pracy dla niego. Na szczęście wieża pana tego królestwa była tuż przy pustyni, więc chcąc tam dojść nasz królewicz nie będzie musiał przemierzać całego państwa zła.Ale wróćmy do jego podróży. Królewicz szybko przemierzał dzikie tereny, po drodze niszcząc gniazda i mrowiska. Wiele razy napotykał różne trudności, ale dodawał sobie otuchy myślą ?Jestem wielkim królewiczem silnym i sprytnym, nic mi się nie stanie?. Po męczącej wędrówce dotarł wreszcie na pustynię.Tam z początku świetnie sobie radził, ale później zaczęło go męczyć pragnienie. Długo szukał jakiejś oazy. Lecz gdy chciał się napić wody, zwierzęta nie pozwoliły mu się napić. Wkrótce nie miał już na nic siły. Czarodziej dzięki magii dowiedział się o porażce królewicza. Zadecydował, że teraz wyśle średniego brata.Ten lepiej sobie radził, ale również niszczył gniazda, mrowiska i inne legowiska zwierząt. Przeszedł pustynię i dotarł do królestwa Czarnoksiężnika, ale był zbyt wyczerpany by się dobrze ukryć i złapali go strażnicy. Został zaprowadzony przed oblicze władcy i zamieniony w posąg.Czarodziej jeszcze przez kilka miesięcy czekał na młodzieńca, ponieważ w królestwie Czarnoksiężnika nie mógł zobaczyć losów królewicza. Wreszcie uznał, że królewiczowi się nie udało i trzeba wysłać trzeciego brata, najmłodszego.I poszedł najmłodszy brat na tą wyprawę. W lesie dbał o zwierzęta, nie przeszkadzał im. W nagrodę za takie dobre zachowanie pewien centaur zgodził się zawieść go aż na sam skraj lasu. Dzięki temu królewicz był całkiem wypoczęty, gdy dotarł na pustynię. Wędrował przez nią, a zwierzęta wskazywały mu oazy.Dotarł w końcu do królestwa Czarnoksiężnika. Tam się ukrył i czekał aż zapadnie noc. Wtedy zakradł się do komnat władcy i skradł jego różdżkę. Bez niej Czarnoksiężnik nie miał żadnej mocy, ani nie panował nad swoimi podwładnymi. Rano, gdy się obudził i zobaczył, że znikła jego różdżka, domyślił się, że to sprawka Czarodzieja, ale bez niej musiał uciekać gdzie pieprz rośnie.Okazało się, że w rzeczywistości trolle to dobre stworzenia i tylko czar Czarnoksiężnika zamienił je w niedobre bestie. Prysł czar na drugim z braci i wszystkich posągach stworzonych przez Czarnoksiężnika. Dzięki mocy skradzionej różdżki powrócił z pustyni najstarszy brat. A najmłodszy został władcą zarówno państwa swojego ojca jak i terenów Czarnoksiężnika. Wtedy już nikt im nie zagrażał i wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
 
No cholera, nie mam pojęcia jak to ubrać w słowa.Nie jest to jakiś genialny tekst, raczej taki sobie średni, dużo dynamiki, mało opisów,błędy "techniczne".
 
Witam!!!Może i nie powinienem tu mędrkować, ale musisz rozgraniczyć opis z relacją. Opowiadanie (trochę krótkie) bardziej wygląda jak raport. Powinieneś się trochę bardziej rozpisać. Wczuj się w tą wojnę, jakbyś tam był, opisz co widzisz a nie co chciałbyś zobaczyć. Ja wiem, że to może i głupoty ale jakim cudem wyszkolone, zaprawione w boju wojsko może wylać się? Pooglądaj bitwy, pogadaj z kimś kto się zna na taktyce. Poza tym, to tylko do przodu i nie zrażać się opiniami, każdy kto ci odpowie pomaga w jakiś sposób.Powodzenia.
 
Top Bottom