W tym że będąc po stronie Roche'a
1-Zdobywamy wszystkie przedmioty sami, a nie dostajemy ich z kapelusza (niespójność fabularna),
2-Zamiast ganiania po obradach Saskii (polityka) odczyniamy klątwę króla (brak polityki),
3-Dużo bardziej dotyka nas sprawa "zdrady" króla - Henselt jest postacią bardziej rozbudowaną niż Stenis którego można nazwać postacią trzecioplanową,
4-Do wiedźmina bardziej pasuje rozglądanie się po obozie, rozwiązywania i zapoznawania się z ich sprawami (kult sabriny itd), i zastanawianie czy płynąc z Rochem postąpił słusznie, niż latanie i pomaganie krasnoludom w uruchomieniu kopalni,
5-Wolę dowiedzieć się że Triss jest "gdzieś po drugiej stronie mgły" i zająć się królobójcami niż ganiać za ukochaną. 'Książkowy' motyw Yen był wystarczająco denerwujący ;]
6-Quest 'Atak na Vergen' jest dużo fajniejszy ze strony fabularno-filmowo-uczuciowej niż 'Obrona Vergen'.
7-W III akcie wolę wyrównywać rachunki, uratować Anais, decydować o jej losie i zastanawiać się w duchu czy to właściwie coś zmieni, niż razem z elfem-renegatem szlajać się po mieście pełnym stażników, i ratować wolne, świetne, piękne itd państwo Vergen, ratować ostatnie złote smoki będące moimi przyjaciółmi
Oczywiście nie chodzi mi o to że ścieżka Iorwetha jest do du, a ścieżka Rocha doskonała. Po prostu przechodząc II akt z Rochem czułem coś w trakcie grania, a w czasie przechodzenia ścieżką Iorwetha wyglądało to prawie tak: "Atakują Vergen? To ja Superwiedźmin je ochronię (według fabuły zależnie od twojego wyboru Vergen obroni się lub zostanie podbite) Otruli Saskię? To ja ją uratuję! Zaczarowali Saskię? To ja ich odczaruję!". Zero elementu zaskoczenia, zero bezsilności, zero refleksji, dążenie do happy endu za wszelką cenę