Elo, elo,
włączam sobie wideo.
Oglądam Krzysia Gonciarza;
często mi się zdarza
trochę zazdrościć mu odwagi,
pewnej mentalnej przewagi
i urodzenia w mieście
bliskości, że tak nakreślę
pewnej osi świata,
z którą mógł się zbratać
już za dzieciaka.
Ja snułem się po trzepakach,
ale to nijaka wymówka, bo
żadna ze mnie boża krówka.
Szybko wiśnie,
zanim skisnę, rwę do końca
miesiąca, potem brak słońca
w głowie, urojone plany
żaden nie wypali.
Chyba mnie porwali
kosmici i wsadzili do głowy
zapalnik pokoleniowy,
milenialsowe anxiety.
Ludzi się boję,
mam paranoję,
depresję dwubiegunową,
lecz nie dzwoń na pogotowie.
Działa Newtona prawo
więc skacz żwawo
na przygody
bez nagrody.
W domu cicho
straszy licho i ponuro
dziurą, wprost w serce strzał
ze wszystkich dział, bije
w szyję i wyprowadza sierpowy
marazm umysłowy.
Jestem zerem, nic nie umiem
tylko myśleć, to nie gafa,
testowałem już poza rozumem
moje wielkie mrzonki
rozbijały się o cienkie płyty
złożone jak twarz troglodyty,
który miał władzę i hajs,
skupował małych jak ja,
myślał że jest najs, to
tylko szajs oczekiwań
w mojej głowie.
Może i nie umiem
freestylować,
ale siedzi we mnie tak
okropna mowa,
że musi wyjść ze mnie połowa,
żebym do końca nie zwariował.
Przekonany o własnej słabości
nie znam Hegla, Deleuze'a
i nie wiem, o co im chodzi,
O co mi chodzi też nie wiem,
jestem roszczeniowym zjebem.
Pora kończyć tę farsę
bez sensu to w mózgu tarcie,
czas na mnie, bajo, na razie.
Na spacerze podniosłem kamień
gładzę kciukiem jego krawędź
Wierzę, że spiłuję kanty
miesiącami determinacji.
Schowałem go do kieszeni,
by postrzeganie moje zmienił
na postawy niezmiennie kamienne
na toczenie kamyków w rzece.
Przeliteruj moje imię
szybko, zrób to zanim zginie
ten jeden otoczak pęknięty
rzucony w trawę, w odmęty.
Na spacerze podniosłem kamień
gładzę kciukiem jego krawędź
jest talizmanem szczęścia
chroniącym od zapomnienia.
Post automatically merged:
Dziś, podczas gdy milusińscy maszerują na rozpoczęcie roku szkolnego, kończy się pewna epoka. Epoka, która liczyła sobie osiem lat, dziesięć sezonów i dwieście osiemdziesiąt trzy odcinki. Serial-towarzysz, animacja-rozweselacz, podróż do nostalgicznej krainy zdzierania kolan, pędzenia na rowerze przed siebie, wrzucania wyimaginowanych pierścieni do wyimaginowanego ognia Góry Przeznaczenia i udawania Spider-mana czy Wolverina. Przez te kilka lat polubiłem Marcelinę, przygody z lekka niepokojące i rozbuchaną wyobraźnię twórców.
Był w mojej wsi pewien bajdała,
pocieszny Dareczek z chatki nad rzeczką,
sama matka ziemia go zesłała,
by strzelał okiem poezji spod powieki.
Przygrywał sobie na nosie melodie
i tańczył do nich na środku traktu,
poczynał sobie z nami dość swobodnie,
poruszał naszym życiem do taktu.
Pewnego razu na środku ulicy,
wywijał dziko swoimi nogami,
wyszliśmy z domu popatrzeć jak ćwiczy
i wszyscy we wsi wyszli razem z nami.
I gdy tańcuje, mówi "głupia głowa,
ona chce być królem i iść w polityki,
a ja umiem tylko z wierszem paradować,
kto mnie obwoła królem za wierszyki?"
Ach, śmieszny człowieczek z naszego bajdały
i jego występy do zmęczenia, wywrotki,
patrzymy zawsze na performance cały,
wracamy potem znów lepić pierożki.
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
szare pokoje, śmieciowe jedzenie,
śmieciowe umowy, wielkie marzenie,
wielkie kompleksy, małe nadzieje,
presja spełnienia, niezrozumienie
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
czasem słyszymy aplauz od socjety,
ale nigdy nie zaklaszczemy sami,
składamy nasze banalne linijki
w nadziei na dziecięce uznanie
(wysłuchanie)
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
wzniosłe idee wyparowały,
gdy trzeba było utrzymać najbliższych,
wziąć kredyt u diabła na ideały,
przywiązać się na lata za dom cały
skarlały
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
o parę groszy zwiększył się twój dochód,
a tu zaraz trzeba ubezpieczyć samochód,
próbowałeś kiedyś zakładać rodzinę,
gdy m4 wielkie jak krata po winie?
„to nie rób – proste”
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
jesteśmy małymi NPCami,
w zerojedynkowym świecie się obracamy,
banał, banał, banał
żyję w banale, otacza nas banał
jestem banałem
bez celu; robimy szmirę
wszystko wiadome
wzorzyste wzorce się przerwały,
religie skompromitowały,
poszliśmy w ładne ciuszki,
uważaj tylko, bo już staniały
cringe
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
z tranzystorów muzyka do ucha,
w małych ślimakach odcięcia od tłumu,
który tak głupi jest, niczego nie słucha;
dosyć żenady, tłum tworzymy sami
barany
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
naszym upustem frustracji są memy,
osadzamy na forach w sieci nasze nicki,
chuj z pracą, skoro dobrze wiemy,
obejrzeć serial – to wszystko, czego chcemy
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
spojrzyj w oczy ludziom wykształconym,
pochowanym w prowincjonalnych miejscach,
zobaczysz pewne złamanie,
porażkę wielkokalibrowego marzenia
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
chciałeś być herosem z opowieści,
teraz sam kreujesz o sobie treści,
w głowie się nie mieści,
groszowy bohater za złoty trzydzieści
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
odpal gierkę i zbaw świat
w trzy godziny, setny raz,
wpadasz w dziki trans
i jesteś bez szans
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
niełatwo prorokować wśród proroków,
więc założone na Tubie kanały
prędko quality content nagrały,
lecz mdli nas wszystkich od ich wyroków
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
wkurwia szef w pracy, lecz zaraz do domu
i na kanapie zimne piwko strzelić,
co robi sąsiad tam po kryjomu,
ktoś obserwuje, my wiedzieć nie chcemy
instant noodle jemy
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
tańczymy w garniakach, za dwa trzysta
japisie, mendo, korposzczurze,
było się uczyć na programistę,
(a chciałeś nauczyć się gry na gitarze)
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
ledwo rozumiesz w wąskiej specjalności
i już wystawiasz nos ponad innych?
świadomość wyprzedza umiejętności,
a pustka pokoju przeraża cię do kości?
/we are hollow man
We are stuffed man
Leaning together/
Bubbling
Mumbling
nadworni błaźni w służbie analityk,
do boxa czmychaj, uśmiechaj się ładnie,
powrzucaj swoje selfie gdzie popadnie,
swoje linki, filmiki, wiersze i fan-fiki
sci-fi z robotyki
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
szybko wysyłaj CV na sprzątaczkę,
znasz dwa języki, jak trzy to do pudelka,
pierdolnij sobie serwis newsowy,
co ON zrobił? SZOK! [ZOBACZ ZDJĘCIA]
bez zadęcia
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
myślałeś, że jesteś specjalny, nie jesteś
i w dekadencji płyniesz razem z nami,
świadomość nie przydaje się na rynku życia,
zginiemy pod gifem ze śmiesznymi kotami
śmiej się razem z nami
robimy szmirę
chcemy być zapamiętani
Post automatically merged:
PS. Widzę, że ktoś tu wchodzi i czyta, bo oczko nabija wyświetlenia. Nie bądźcie jedynie biernymi odbiorcami, napiszcie czasem jak wam się podobają moje próbki i eksperymenty. Ten na przykład (XXI) budzi we mnie mieszane uczucia i nastręcza wątpliwości.
Jest i odpowiedź. Dziękuję za słowa i feedback.
PS. Czasem jest pewna tematyka i styl, w którym przekleństwa są uzasadnione, na mocy licentia poetica. Tak jak w tym przypadku. Myślę jednak, że to marginalny przypadek mojej twórczej przygody.
PPS. Ha, chyba już dawno wypłynąłem poza pieśni Jaskra.
Miło było usłyszeć głos po drugiej stronie.
Co to za zwiedzanie?
W Anglii mieszkanie
W Mario Kart granie,
Na odpowiedź czekanie,
W przestrzeni upchanie,
Z lewej strony jechanie,
Może dziś wstawię pranie?
Z ludźmi gadanie,
Z góry na dół bieganie,
Z siebie rezygnowanie,
W formy nowe przekuwanie.
Niezdecydowanie.
Co drążysz Adamie?
/Wyruszyłem do Shire,
trochę elfów znałem,
kupiłem płaszcz zielony,
obaczyłem strony,
sprawdziłem pierścień w kieszeni,
miło mi, że się nie zmienił./
Wielkie kandelabry pod sufitem granitu
zdobią żółtym światłem portrety szaleńców.
Wielkie głowy z wąsami i grymasy na twarzy
iluminują złudne poczucie splendoru i władzy.
Schody w nieskończoność do niebios tronu,
nigdy nie dochodzisz, umierasz na środku.
Możesz mieć marzenie jak Gryffith sokół,
zaznacz tylko datę, w której się zaprzedasz.
Wielki bal, maskarada, tańczymy na środku,
księżniczka patrzy z boku, wielki tron i król.
Są ludzie, którzy nie wiedzą.
Są ludzie, którzy wiedzą co,
a nie wiedzą jak.
Są ludzie, którzy wiedzą co i jak,
ale się boją.
Są ludzie, którzy się nie boją,
nie wiedząc co i jak.
Są ludzie zmęczeni.
Są ludzie niewyspani.
Są ludzie z nadzieją
i są beznadziejni.
Ludzie, którzy piszą
I ci, którzy słyszą.
Są ludzcy ludzie
I ludzie nieludzcy.
Jestem ja.
Są ludzie mali,
Są ludzie średni,
Nie ma ludzi wielkich,
Jest tylko duży mit ludzki.
Zmęczone oczy me patrzą jak przez mgłę,
Na lepsze jutro, które miało nadejść we wcześniejszy dzień.
Coraz bardziej zmęczony i wygaszony,
obserwuję pożar ojczyzny, który nie jest gaszony.
Tyle lat okupacji, strachu, braku wolności.
Po prawej fałszywy brat znowu pokazuje swe podłości.
Po lewej oddalony, nie widzi nas,
dogaduje się ponad nami z tym prawym już drugi raz.
Historia zatacza koło i kiedyś ktoś,
może przeczyta mnie,
kiedy będzie patrzył na lepsze jutro,
jak ja teraz przez mgłę.
O, widzę, że wleciał wiersz okolicznościowy na 100 lat niepodległości od poety "z innej galaktyki". Wiersz zszyty z podszewki politycznej, od której stroniłem i stronię, ale też z obaw egzystencjalnych, które są mi bliskie. Nie spodziewałem się takiego dialogu literackiego, mimo wszystko to ciekawe zderzenie. Zgrzyta mi jednak druga zwrotka w rymie i sylabach/konstrukcji. (Chciałbym, żebyś poprawił jeszcze polskie znaki i przecinek w przedostatnim wersie.)
Tymczasem wybiegam z ulicy wiejskiej i podążam do ulicy wsobnej.
13.11.18
Spalding
Czego chcę?
Nie wiem.
Czasem dużo pracy i mnóstwa zielonych.
Czasem wolnej niedzieli.
Bezpieczeństwa na resztę dni.
Na kilka dni szaleństw.
Czasem porannej rosy na stopach.
Czasem obicia się w kurty i zbroję.
Czasem zatopienia odpowiedzialności w innym.
Czasem stresującego bycia na swoim.
"Iks de
Cała zabawa polega na wyrzucaniu kasy w błoto
Na oryginały, żeby je mieć"
Czasem wyjść z domu, zabrać rower
i pojechać przed siebie.
Czasem zatopić się w pierzynie
i mieć bazę, czytać poezję.
Czasem zbawienia świata,
jeszcze kiedyś zbawienia siebie.
Leżenia brzuchem?
W sumie nie wiem.
"Zdrowia, szczęścia, pomyślności."
Czasem rozpłynięcia w ludziach
na masowej imprezie.
Czasem zamknięcia na kłódkę
i bycia sam dla siebie.
Czasem robienia tego, co się chce
innym razem patrzenia z oddali na piedestał.
W jednym dniu żałowania decyzji,
w drugim szczęścia, że innych się nie ma.
Mocy teleportacji.
Ujrzenia Prawdy.
Połączenia być i mieć.
Wybuchu docenionej kreacji.
Teoretycznie, praktycznie i logicznie wszystko jest w porządku, ale pod krótkim mignięciem coś się kryje. Może to...
15.11.18
Spalding
Jesienność
Dopada mnie jesienność,
jesienność mnie goni,
ale nie taka zwykła,
bo pozbawiona kolorów
drzew moich.
Szepczę cichosza,
cicho do bruku przy drodze,
żeby mnie zabrał do
drugiego planu,
naznaczył ogniem.
Składanie zamówień na niemoc,
pieczenie obok przyszłości bezdechu,
podanie kartki papieru,
linia składania paranoi ukryta
pod filarami uśmiechów.
Obcość na każdym kroku,
ale nie obcość wokoło,
nie poznaje ścieżek myśli,
poblokowane zakręty, zamknięte
lasy, niedostępne moje czoło.
Czas rozciągnięty do stu mrugnięć
na sekundę bezwładu, szybkość rąk,
rozmyte przeszłe Bogi, stare krypty ich
mieszczą brak nagich kości, a ja
w środku chaosu, sens muszę sam wziąć stąd.
Nikogo. Pełno wszystkich, lecz
złączem docieram, tnie się, łapię obraz,
na moment zamieram. Te piękne klony i
stara mogiła, stary lasek nad którym
zachodzi Jasność. Pamiętam.
Gubię słowa. Słowa mnie gubią.
Zagubiony trwam do następnej przerwy,
zarobić. Potem stworzyć. Chcę tworzyć,
stworzony, przytłoczony, bez wiary.
Muszę powściągnąć nerwy.
Piękne złote lustro
moich polskich, polnych dróżek.
Marchwacz, złota jesienność.
Docieram, nie jest za późno,
pod powieką... koniuszek.