Serial brzmi ok.
Chociaż przyznam, że po tym seansie to ja w ogóle niechętnie podchodzę do jakichkolwiek prób wizualizacji serii...
Ostatnią część widziałam, nawiasem mówiąc, i nie ubodła mnie, ale to może dlatego, że w Insygniach w gruncie rzeczy mało się dzieje - czego o Zakonie nie można powiedzieć i serio nie rozumiem, jak to można było okroić do tego stopnia.
W zasadzie niechęć moja sięga tak daleko, że krytycznie oceniam grę aktorską Harry'ego i Hermiony - jedynie Ron trzyma fason, gra dobrze i w punkt, ale pozostała dwójka w ostatnich częściach jest po prostu drewniana.
Z przyjemnością wrócę bodaj tylko do Kamienia Filozoficznego - tylko tam czuję ślad książkowej magii, a dzieciaki grają swoje role, a nie odgrywają.
Myślę, że racja z reżyserami, to się czuje - Hogwart w częsci 1 a 3 czy 4 to totalnie inne miejsca. I po co?