Letho - nasz ostatni wybór

+

Galadh

Forum veteran
Letho - nasz ostatni wybór

Muszę przyznać, że jednym z powodów, dla których można mówić o CDPR jako o zespole górującym nad innymi developerami gier cRPG, jest ich ogromny szacunek do stworzonych postaci. Finałowa „potyczka” była dla mnie niemałym zaskoczeniem, choć nie po raz pierwszy użyli takiego patentu (vide Berengar). Zachęcanie Letho (zmutowanego, wiedźmińskiego pluszowego misia, by 227 w anglojęzycznej sekcji) do kłapania jego potężną jadaczką przez dobre dziesięć minut (+), przerywane sączeniem trunku i prężeniem muskułów to jednak finał tyle samo błyskawiczny co bezbolesny. Można go jednak na koniec zbrukać szczękiem stali i krwią. Jak zakończyliście jego wątek?

Przy każdej z moich sesji z grą darowałem mu życie, jednak eksperymentowałem także z zapisami i nie mogłem podarować sobie przyjemności posłania go do pyłu, kurzu i tynku (widział kto tam piach?) walających się po spękanych posadzkach Loc Muinne. Na marginesie, moim zdaniem był nie tyle wymagającym przeciwnikiem, co irytującym – na jedno wychodzi?

Przechodząc do meritum: Letho to wiedźmin, który chce przedłużyć istnienie mu podobnych, chce odzyskać swoich przyjaciół i reaktywować ich kruche bractwo. Wdał się w konszachty z cesarzem, ale czy naprawdę ma wybór? Sądzę, że zarówno ucieczka, jak i odmowa skończyłyby się dla niego wachlarzem wymyślnych tortur lub bolesną egzekucją. Tak, podejrzewam, że nawet gdyby mógł odmówić, to i tak udałby się w tą misję z wyżej wymienionych powodów. Z wiedzy wyniesionej z Sagi Wiedźmińskiej, jak i materiałów w grze łatwo można skonstatować, że królom daleko do ideału poczciwych władców. Henselta chciałoby się chwilami dziarsko klepnąć w ramię z tubalnym śmiechem, a w innych opuścić mu dechę z gwoździami na brodaty czerep. Radowid „się nie pierdoli”, dotkliwie rozprawia się z niewiernymi jego ojcu, rozumie wzrost znaczenia swego państwa jako dobro dla całej Północy i nie przebiera w środkach – być może to on zabił bękarta Foltesta, co było sugerowane w grze. Sam Foltest, choć także miał bardzo sporo na sumieniu, to był suma sumarum postacią, którą można było lubić, solidnym politykiem i władcą, ogółem wielka szkoda, że nam go odebrano.

Jedno jest pewne – to nie Letho jest prawdziwym antagonistą w tej grze. Gdyby nie czarodziejki, to Północ nie znalazłaby w tak przechędożonej sytuacji, w jakiej koniec końców jest. Ot, i dlatego właśnie było trzeba dopuścić do sekretów organizacji choć paru facetów (bomby proszę przesyłać w załączniku mailowym). Tak czy siak, czy jego śmierć coś zmieni? Letho jest nie tylko honorowym wiedźminem, ceniącym sobie przyjaźń i wierność kompanów, ale także poczuł się, by ocalić obie kobiety Geralta. Podejrzewam, że idąc ścieżką Roche'a, skoro już zatopiliśmy się w politykę, to i nasz wybór w III akcie będzie jej dotyczył, aż w końcu większość z graczy postanowi spełnić wolę Roche'a (ja nie) i zwyczajnie pomścić śmierć Foltesta, gdy to na ścieżce Iorwetha lata nam to raczej wokół kantu rzyci. Z drugiej strony, jeśli na obu ścieżkach pojedziemy na białym rumaku ocalić naszą rudowłosą (?) lubą, to mamy jeden powód mniej do ocieplenia stosunków z łychobójcą.

Tutaj pojawia się pytanie – czy Letho ocalił Triss, bo „mu się chciało”, bo czuł, że to przez niego znalazła się w takim położeniu, bo była przyjaciółką Geralta, bo był wrażliwy na krzywdę niewiast, czy może.... bał się Białego Wilka i to miała być karta przetargowa do puszczenia go żywcem (wiedział, że Gwynbleidd nie da mu spokoju)? Sporą ilość graczy irytuje to, że Letho w ostatniej rozmowie zdaje się mieć za wysokie mniemanie o sobie - „Jeśli staniemy to walki, to zginiesz” czy coś w ten deseń. Wierutna bzdura, widział ktoś, żeby kiedykolwiek pokonano nas – graczy? Biedak nie mógł o tym wiedzieć... Zastanawia mnie po prostu, co naprawdę lata po tym łysawym łebku naszego dawnego kompana i co czuję wobec Geralta (bez głupich żartów) – szacunek, zrozumienie? W każdym razie, dzięki niemu nie warto ratować Triss, w imię zasady „bros before hoes”.

Moim zdaniem – Letho powinien odejść, kanoniczny Geralt niemal na pewno by mu darował. A przede wszystkim, ja jako gracz pozwoliłem mu żyć dalej jego życiem.
 
U mnie Letho nigdy nie opuszcza murów Loc Muinne. Jakoś nie mogę darować mu życia po całej grze pościgu za nim, no i coś tam przecież Vernonowi w lochach obiecałem. Co prawda obietnica była pod grożbą śmierci. Jeśli chodzi o tris to na pewno nie ocalił jej ze strachu przed Geraltem, w elfich ruinach pokazał kto jest górą. Zresztą ja prawie zawsze sam ratuję Triss, Temeria i Saskia mało mnie obchodzą.
 
Ja przeszedłem grą kilka razy i tylko 1 raz darowałem Letho zdrowiem. OK, nawet jeśli jego pobudki były w miarę zrozumiałe, to już tłumaczenie, że nie miał wyboru można o kant rzyci rozbić. Zawsze jest wybór.
Ponadto jego metody przywrócenia wiedźminów na łono społeczne były co najmniej radykalne. On przestał być wiedźminem, gdy po raz pierwszy zabił człowieka na rozkaz cesarza lub za mieszek orenów. Wiedźmini mają bronić ludzi, a nie na nich polować, jak Bonhart czy Letho.

Popełnił łysoń błędy, a za te zawsze się płaci w prawdziwym życiu. I to ja pobrałem tą należność z odsetkami, które rosły wraz z postępem gry :).
 

RaV47

Forum veteran
Gre skończyłem 2 razy. Za pierwszym darowałem mu życie gdyż konflikt między postaciami nie wystepuje. Letho z racji że ratował Yen doprowadził ją do Nilfgaardu, co doprowadziło go do tego że został zmuszony przez Emmhyra do zabójstw króli to tylko konsekwencja jaką był gotów ponieść z racji tego że Geralt uratował mu życie. Ponad to cesarz zaoferował mu odbudowanie szkoły żmiji na czym widocznie Letho zależało.
Neutralność wiedźminów to zapewne tylko jedna z zasad ich "kodeksu", którą to Geralt uważa za fundament wiedźmińskiej profesji, i tym samym wykreował graczom; czy czytelnikowm w szczególności; archetyp wiedźmina.
 
Galadh said:
Przy każdej z moich sesji z grą darowałem mu życie, jednak eksperymentowałem także z zapisami i nie mogłem podarować sobie przyjemności posłania go do pyłu, kurzu i tynku (widział kto tam piach?) walających się po spękanych posadzkach Loc Muinne. Na marginesie, moim zdaniem był nie tyle wymagającym przeciwnikiem, co irytującym – na jedno wychodzi?
Mości Galadhadzie, po raz pierwszy przyjdzie nam się nie zgodzić. Walkę z Letho nie mogę nazwać ani satysfakcjonującą, ani też trudną. Zdecydowanie smok, draug czy też pierwsza potyczka z Łyżkobójcą były o wiele bardziej wymagające, nie wspominając o panie z kijkiem. Odnośnie twojego głównego pytania: Łyżka w przeważającej większości lądował martwy, tylko jeden jedyny raz go ocaliłem - i poczułem jeszcze mniejszą satysfakcję niż za pierwszym razem. Krótko mówiąc, nie warto.

Przechodząc do meritum: Letho to wiedźmin, który chce przedłużyć istnienie mu podobnych, chce odzyskać swoich przyjaciół i reaktywować ich kruche bractwo. Wdał się w konszachty z cesarzem, ale czy naprawdę ma wybór? Sądzę, że zarówno ucieczka, jak i odmowa skończyłyby się dla niego wachlarzem wymyślnych tortur lub bolesną egzekucją.
Letho to tylko narzędzie. Wątpię, by Cesarstwo, któremu bliżej do totalitarnego reżimu niż oazy wolności i swobody, zgodził się na powstanie w miarę autonomicznego bractwa, które miałoby zapewnić szkolenie bardzo użytecznych osobników. Prędzej by ich wykorzystał, tak jak to robił z Letho, niż pozwolił na swobodne egzystowanie. Takiej wolności pan Łyżka pragnie? Ze swoją wiedzą i piętnem królobójstwa pan by długo nie pożył, gdziekolwiek by się nie znalazł.

Tak, podejrzewam, że nawet gdyby mógł odmówić, to i tak udałby się w tą misję z wyżej wymienionych powodów. Z wiedzy wyniesionej z Sagi Wiedźmińskiej, jak i materiałów w grze łatwo można skonstatować, że królom daleko do ideału poczciwych władców. Henselta chciałoby się chwilami dziarsko klepnąć w ramię z tubalnym śmiechem, a w innych opuścić mu dechę z gwoździami na brodaty czerep. Radowid „się nie pierdoli”, dotkliwie rozprawia się z niewiernymi jego ojcu, rozumie wzrost znaczenia swego państwa jako dobro dla całej Północy i nie przebiera w środkach – być może to on zabił bękarta Foltesta, co było sugerowane w grze. Sam Foltest, choć także miał bardzo sporo na sumieniu, to był suma sumarum postacią, którą można było lubić, solidnym politykiem i władcą, ogółem wielka szkoda, że nam go odebrano.
Ze wszystkich władców to Foltest jawi mi się jako najsolidniejszy monarcha, taki który potrafi zapewnić spokój i dobrobyt swojemu państwu, a to na dłuższą metę jest bardziej potrzebne - i trudniejsze do osiągnięcia - niż ekspansje terytorialne i zwycięskie wojny. Henselt prędzej powinien wylądować na psychiatryku czy sześć stóp pod ziemią niż nosić koronę na głowie, zaś Radowid ze swoim kompleksem niższości i palącą potrzebą pokazania wszystkim, że to on rządzi całym tym cyrkiem jawi mi się jako żałośnie słaba postać. Ze swoimi krwawymi autorytarnymi zapędami i miłością do zemsty wypisaną na twarzy prędzej doprowadzi swój kraj do ruiny i narostu paranoi między szlachtą i jego przybocznymi niż do zostania północnym Miltiadesem. Nie darzę Nilfgaardu sympatią, ale trzymam kciuki na to by rozprawili się z całą tą hołotą i zaprowadzili nowy porządek. Swoją drogą, gdzie jest królowa Lyrii i Rivii i monarcha Koviru? Proszę, niech oni nie przypominają karykatury władców!


Jedno jest pewne – to nie Letho jest prawdziwym antagonistą w tej grze. Gdyby nie czarodziejki, to Północ nie znalazłaby w tak przechędożonej sytuacji, w jakiej koniec końców jest. Ot, i dlatego właśnie było trzeba dopuścić do sekretów organizacji choć paru facetów (bomby proszę przesyłać w załączniku mailowym).
Ot, takiego Vilgefortza. Z jego ideałami pokoju, wzajemnego poszanowania królów i czarodziei i porozumienia między królestwami, Północ prześcignęłaby oczekiwania wszystkich optymistów i stałaby się utopijnym stanem, na pewno dalekim od "przechędożenia". Ja ze swojej strony wymienię tylko jedną kandydaturę, która pomimo braku jaj i penisa, byłaby ratunkiem dla Loży i Północy: Tissaia de Vries.

Tak czy siak, czy jego śmierć coś zmieni? Letho jest nie tylko honorowym wiedźminem, ceniącym sobie przyjaźń i wierność kompanów, ale także poczuł się, by ocalić obie kobiety Geralta. Podejrzewam, że idąc ścieżką Roche'a, skoro już zatopiliśmy się w politykę, to i nasz wybór w III akcie będzie jej dotyczył, aż w końcu większość z graczy postanowi spełnić wolę Roche'a (ja nie) i zwyczajnie pomścić śmierć Foltesta, gdy to na ścieżce Iorwetha lata nam to raczej wokół kantu rzyci. Z drugiej strony, jeśli na obu ścieżkach pojedziemy na białym rumaku ocalić naszą rudowłosą (?) lubą, to mamy jeden powód mniej do ocieplenia stosunków z łychobójcą.
Ceniącym wierność i przyjaźń kompanów? Do takiego stopnia, że nie miał problemów z wrobieniem Geralta w morderstwo, igrał z nim przez całą grę, miast otwarcie wyjawić prawdę i wspólnie dojść do wniosku, jak rozwiązać problem. Tędy jego konfesja winy i uczuć do Geralta wyszła tak... cheap. Twórcom nie udało się zrobić z nim to, co Martin uczynił z Jaime czy Theonem - sprawić, bym niedoszłemu antagoniście wybaczył wszystkie winy, poczuł do niego empatię a także coś na kształt sympatii.

A Triss nie mogła zginąć. Ona jest nieśmiertelna. Wierz mi, będę pierwszym, który wyśle Redom szampana, jeśli tym razem uda im się 'pójście na Martina' i załatwią Rudą w W3 tak jak on Neda. Z góry przepraszam za wszystkie spoilery ;-)

Tutaj pojawia się pytanie – czy Letho ocalił Triss, bo „mu się chciało”, bo czuł, że to przez niego znalazła się w takim położeniu, bo była przyjaciółką Geralta, bo był wrażliwy na krzywdę niewiast, czy może.... bał się Białego Wilka i to miała być karta przetargowa do puszczenia go żywcem (wiedział, że Gwynbleidd nie da mu spokoju)? Sporą ilość graczy irytuje to, że Letho w ostatniej rozmowie zdaje się mieć za wysokie mniemanie o sobie - „Jeśli staniemy to walki, to zginiesz” czy coś w ten deseń. Wierutna bzdura, widział ktoś, żeby kiedykolwiek pokonano nas – graczy? Biedak nie mógł o tym wiedzieć... Zastanawia mnie po prostu, co naprawdę lata po tym łysawym łebku naszego dawnego kompana i co czuję wobec Geralta (bez głupich żartów) – szacunek, zrozumienie? W każdym razie, dzięki niemu nie warto ratować Triss, w imię zasady „bros before hoes”.
Pewnie czuje szacunek i empatyzuje się z nim na zasadzie "my wiedźmini kontra świat". Uratowanie Triss to karta przetargowa, po trochu dowód na to, że Letho nie żywi złych uczuć, czy raczej, nie jest tak bezkompromisowy w działaniach, na jakiego by chciał wyglądać. Niemniej swoje zrobił i choćby za to powinien wylądować z mieczem w sercu. Za sprawą wszystkich tych powiązań i "szarości" Letho, to zakończenie jest dla mnie dramatyczniejsze niż zwyczajne uwolnienie go i pójście w swoją stronę.

Moim zdaniem – Letho powinien odejść, kanoniczny Geralt niemal na pewno by mu darował. A przede wszystkim, ja jako gracz pozwoliłem mu żyć dalej jego życiem.
Patrz wyżej. Letho zginął, bo pomimo krótkiej historii pomagania Geraltowi i byciem wiedźminem, był jego adwersarzem. Walczył z nim, działał na jego szkodę, popsuł mu szyki i samoistnie przyczynił się do nadchodzącej wojny z Nilfgaardem. Mogę zrozumieć jego powody (bardzo naiwne), ale nie sympatyzuję z nimi i nie popieram ich. Za to i za wszystko inne Letho będzie ginął na każdym moim przejściu.
 

RaV47

Forum veteran
Nie wiem na jakiej podstawie wnioskujesz że Nilfgaard jest/dąży do totalitaryzmu. Emhyr dąży tylko do przejęcia państw północy, o dalszych jego zamiarach chyba nie było mowy (albo wyleciało mi z pamięci).
Foltesta faktycznie szkoda, Letho zabijając go przegiął pałę goryczy.
Nie wydaję mi się żeby Henselt oszalał prędzej czy później, w czasie gry nie przejmuje się klątwą aż tak bardzo, sprawia wrażenie spokojnego(na swój sposób...). Nie wiem jak u niego z ogólnym rządzeniem panstwem, ale nawet sam Roche przyznaje że nie zna lepszego dowódcy wojskowego od Henselta. Ja osobiście go nie polubiłem wogóle .
 
RaV47 said:
Nie wiem na jakiej podstawie wnioskujesz że Nilfgaard jest/dąży do totalitaryzmu. Emhyr dąży tylko do przejęcia państw północy, o dalszych jego zamiarach chyba nie było mowy (albo wyleciało mi z pamięci).
Foltesta faktycznie szkoda, Letho zabijając go przegiął pałę goryczy.
Nie wydaję mi się żeby Henselt oszalał prędzej czy później, w czasie gry nie przejmuje się klątwą aż tak bardzo, sprawia wrażenie spokojnego(na swój sposób...). Nie wiem jak u niego z ogólnym rządzeniem panstwem, ale nawet sam Roche przyznaje że nie zna lepszego dowódcy wojskowego od Henselta. Ja osobiście go nie polubiłem wogóle .
Przyznaję, że użyłem tego porównania nieco na wyrost, niemniej w moim odczuciu Nilfgaardowi dąży do całkowitego podporządkowania sobie społeczeństwa za pomocą wszystkich środków, włączając w to ścisłą kontrolę nad informacją, nadzór nad magami i kapłanami, do tego posiada bardzo rozwinięty aparat organu bezpieczeństwa państwa w tym kontrwywiadu. Na pewno system administracyjny daleki jest od idei chociażby Cyrusa II Wielkiego, który pozwalał swym prowincjom na swobodne działanie wraz z tolerancją religijną czy kulturową. Dlatego też wątpię, aby Cesarz pozwolił na stworzenie szkoły kształcącej wysoce rozwiniętych zabójców i szermierzy, nad którym to losem nie miałby żadnego wpływu. Los Letho był przeklęty w chwili zabicia króla Aedirn. Prędzej czy później sprawiedliwość, zemsta czy ironia losu - jakkolwiek to nazwiecie - by go dosięgła.
Nie uważam Henselta za schizofrenika, ale jego kontrowersyjne sprawowanie polityki (dwukrotny atak na sojusznika, w tym jeden podczas wojny z Nilfgaardem) czy agresywne zachowanie każe mi powątpiewać w jego psychikę. Trudno mi wierzyć, żeby był aż tak dobrym dowodzącym, skoro w pierwszej bitwie (tej, na której Sabrina urządziła grill party) nie dowodził, zaś podczas drugiej pokonały go mniejsze siły (w ścieżce Elfa oczywiście). Podczas bitwy pod Brenną też bodajże nie brał udziału.
 
Przy całej tej dyskusji 'oszczędzić Letho czy nie' wypadałoby się zastanowić nad jednym pytaniem - czy Letho czasem sobie z Geraltem nie igra?

Wykiwał Iorwetha, wykiwał czarodziejki (a takie głupie to one nie są), więc co za problem wykiwać prostego wiedźmina? Zresztą wątpiłbym w jego teksty o tym, że nie pragnie śmierci Geralta, bo nie jest jego wrogiem, skoro przed pierwszą walką w elfiej łaźni wypalił do Geralta tekstem 'muszę cię zabić'.

Obstawiam, że uratowanie Yennefer i Triss to była swego rodzaju karta przetargowa. Letho przewiduje, że Geralt najprawdopodobniej by mu nie odpuścił i po prostu by go zaszlachtował. A tu nagle bach - okazuje się, że łysy uratował dwie kochanki (albo jedną, w zależności, czy poleciało się za Rochem czy Iorwethem) Geralta, więc niby aż taki zły nie jest. I jeszcze wódką częstuje.

Przyznam się szczerze, że nie mam pojęcia, jak z nim postąpić. Na śmierć zasługuje, to fakt, ale potrafi wzbudzić zrozumienie dla jego czynów. Chociaż jak już powiedziałem, lepiej byłoby dziada zabić, bo może się okazać, że do listy wykiwanych przez łysola dołączy Geralt.
 
Galadh said:
Tutaj pojawia się pytanie – czy Letho ocalił Triss, bo „mu się chciało”, bo czuł, że to przez niego znalazła się w takim położeniu, bo była przyjaciółką Geralta, bo był wrażliwy na krzywdę niewiast, czy może.... bał się Białego Wilka i to miała być karta przetargowa do puszczenia go żywcem (wiedział, że Gwynbleidd nie da mu spokoju)? Sporą ilość graczy irytuje to, że Letho w ostatniej rozmowie zdaje się mieć za wysokie mniemanie o sobie - „Jeśli staniemy to walki, to zginiesz” czy coś w ten deseń. Wierutna bzdura, widział ktoś, żeby kiedykolwiek pokonano nas – graczy? Biedak nie mógł o tym wiedzieć... Zastanawia mnie po prostu, co naprawdę lata po tym łysawym łebku naszego dawnego kompana i co czuję wobec Geralta (bez głupich żartów) – szacunek, zrozumienie? W każdym razie, dzięki niemu nie warto ratować Triss, w imię zasady „bros before hoes”.

Moim zdaniem – Letho powinien odejść, kanoniczny Geralt niemal na pewno by mu darował. A przede wszystkim, ja jako gracz pozwoliłem mu żyć dalej jego życiem.

Ciekawa "gdybanina", a skoro już jest, to pozwolę sobie dorzucić swoje "trzy grosze".
Osobiście interpretuje zachowanie Łygi wobec Triss jako wynikające z profesjonalizmu/pragmatyzmu. Po co ja zabijać czy krzywdzić skoro misja została już wykonana i jej osoba nie ma dla głównego celu znaczenia, a zabicie może uniemożliwić uniknięcie starcia z Geraltem, którego co prawda nie specjalnie się obawia, ale po co ryzykować jeśli nie jest to konieczne; misja skończona - czas odebrać nagrodę.

"co czuję wobec Geralta (bez głupich żartów)" - sympatię wynikającą jak sądzę z:
- faktu, iż obaj są członkami pewnej specyficznej kasty (na wymarciu)
- "braterstwa broni" (walczyli ramie w ramie itd.)

Osobiście podoba mi się konstrukcja tej postaci - nie jest "psychopatycznym mordercą", a zawodowcem; nie kieruje nim ideologia, zemsta itp.
Ma pewien cel (odbudowa szkoły wiedźmińskiej); jest okazja aby to zrobić, trzeba tylko wykonać misję do której ma wszelkie predyspozycje - robota wykonana, czas wracać do własnych spraw. Dochodzi też chyba pewna fascynacja cesarzem.

Grając raz ubiłem Łygę - z czystej ciekawości jak wygląda walka z nim "dopakowanym bohaterem".
Kolejne razy obyło się bez bitki - jakoś nie chciałem zatłuc kogoś z kim dopiero co "zrobiłem flaszkę"; nawet wirtualnie ;).
 

RaV47

Forum veteran
Są jakieś informacje co do przyczyn najazdy Nilfgardu na północ ?

NabuchodonozorI said:
Przyznaję, że użyłem tego porównania nieco na wyrost, niemniej w moim odczuciu Nilfgaardowi dąży do całkowitego podporządkowania sobie społeczeństwa za pomocą wszystkich środków, włączając w to ścisłą kontrolę nad informacją, nadzór nad magami i kapłanami, do tego posiada bardzo rozwinięty aparat organu bezpieczeństwa państwa w tym kontrwywiadu. Na pewno system administracyjny daleki jest od idei chociażby Cyrusa II Wielkiego, który pozwalał swym prowincjom na swobodne działanie wraz z tolerancją religijną czy kulturową.
I tu kolejne pytanie - są jakieś informacje co do sytuacji z Ebbing, Metinnie itd. ? Osobiście nie pamiętam żeby gdzieś była rozmowa o masakrze, biedzie czy głodzie panujących na podbitych terenach, co może sugerować że jedyne co się zmieniło to to, komu mieszkańcy tamtych terenów płacą podatki. Ale z drugiej strony przepływ informacji z dalszych terenów może być blokowany w pewien sposób, któż to wie.

NabuchodonozorI said:
Dlatego też wątpię, aby Cesarz pozwolił na stworzenie szkoły kształcącej wysoce rozwiniętych zabójców i szermierzy, nad którym to losem nie miałby żadnego wpływu.
Za dużo gdybania w tej rozmowie :D. Możliwości jest wiele, Cesarz mógł zabić Letho kiedy on wykonałby zadanie, albo faktycznie przywrócić szkołę żmiji do łask, ale wprowadzić własnego czarodzieja który miałby dostęp do wszelkich wiedźmińskich tajemnic.

NabuchodonozorI said:
Los Letho był przeklęty w chwili zabicia króla Aedirn. Prędzej czy później sprawiedliwość, zemsta czy ironia losu - jakkolwiek to nazwiecie - by go dosięgła.
No tu się zgadzam.

NabuchodonozorI said:
Przy całej tej dyskusji 'oszczędzić Letho czy nie' wypadałoby się zastanowić nad jednym pytaniem - czy Letho czasem sobie z Geraltem nie igra?
(...) Zresztą wątpiłbym w jego teksty o tym, że nie pragnie śmierci Geralta, bo nie jest jego wrogiem, skoro przed pierwszą walką w elfiej łaźni wypalił do Geralta tekstem 'muszę cię zabić'.
Sytuacja wtedy była dość napięta i Letho musiał uciekać a Geralt stanął mu na drodze.


NabuchodonozorI said:
Na śmierć zasługuje, to fakt, ale potrafi wzbudzić zrozumienie dla jego czynów. Chociaż jak już powiedziałem, lepiej byłoby dziada zabić, bo może się okazać, że do listy wykiwanych przez łysola dołączy Geralt.
Zasługuje na śmierć ? Według kogo ? Według prawa napewno, Geraltowi w ostatecznym rozrachunku napędził trochę kłopotu związanego z oczyszczeniem się z zarzutów, ale to by było na tyle. Poza tym Uratował Yen i Triss, chociaż nikt go nie prosił

uff.
 
RaV47 said:
Są jakieś informacje co do przyczyn najazdy Nilfgardu na północ ?
Ekspansjonizm? W przypadku trzeciej ofensywy, tej ukazanej w grze. Ponieważ jeśli chodzi o książkową, to mówiąc szczerze nie pamiętam aby Sapkowski wymienił konkretne powody najazdu. Przypuszczam, że chęć zdobycia Ciri również odegrała znaczącą rolę. Natomiast kryzys między Królestwami z Północy, czego kulminacją była wojna Aedirn z Kaedwen mogło posłużyć za swoiste zaproszenie dla cesarskich wojsk.

I tu kolejne pytanie - są jakieś informacje co do sytuacji z Ebbing, Metinnie itd. ? Osobiście nie pamiętam żeby gdzieś była rozmowa o masakrze, biedzie czy głodzie panujących na podbitych terenach, co może sugerować że jedyne co się zmieniło to to, komu mieszkańcy tamtych terenów płacą podatki. Ale z drugiej strony przepływ informacji z dalszych terenów może być blokowany w pewien sposób, któż to wie.
Władzę w prowincjach sprawowali namiestnicy wybrani przez Cesarza bądź też władcy, którzy w porę ugięli kolana. Niemniej na pewno nie mogło być mowy o autonomii. Władza sądownicza podlegała jurysdykcji Cesarza, to samo z wojskiem - nie pamiętam aby Ebbing czy Vicovaro wystawiały swoją armię z własnymi dowódcami. Sapkowski nie zasypuje czytelnika informacjami i politycznym i społecznym tle swojego świata, zatem otwiera to pole do spekulacji. Może gra zapewni nam odpowiedzi na te pytania? Kto tam wie.

Za dużo gdybania w tej rozmowie . Możliwości jest wiele, Cesarz mógł zabić Letho kiedy on wykonałby zadanie, albo faktycznie przywrócić szkołę żmiji do łask, ale wprowadzić własnego czarodzieja który miałby dostęp do wszelkich wiedźmińskich tajemnic.
Ja lubię gdybać :) Dalej obstawiam, że Letho czekałaby śmierć z rąk cesarskiego kata. Szkoła mogłaby powstać, ale tylko pod całkowitą kontrolą Cesarza, co z pewnością przełożyłoby się na jej przeznaczenie - miast łowców potworów kształtowałaby maszyny do zabijania.

Zasługuje na śmierć ? Według kogo ? Według prawa napewno, Geraltowi w ostatecznym rozrachunku napędził trochę kłopotu związanego z oczyszczeniem się z zarzutów, ale to by było na tyle. Poza tym Uratował Yen i Triss, chociaż nikt go nie prosił
Według mnie zasługuje. Oczywiście dla kogoś innego - np. Ciebie - może być niewinny albo usprawiedliwiony w swych czynach. Co do Yen to nie byłbym taki pewny. Głęboko wierzę, że Yen mogła zostać poddana czyszczeniu mózgu i działać na usługach Cesarza, co oczywiście prowadzi do Yen=Boss scenariusza w trójce i wielkiego dramatycznego wyboru między uratowaniem ukochanej a zabiciem jej w imię wyższej sprawy.
 

RaV47

Forum veteran
NabuchodonozorI said:
Ekspansjonizm? W przypadku trzeciej ofensywy, tej ukazanej w grze.
No być może, jestem w stanie uwierzyć na słowo. Swoją drogą ekspansjonizm to moim zdaniem takie trochę pójście na łatwiznę, jeśli jest podyktowany chęcią polepszenia standardów społeczeństwa. Państwo które może sobie pozwolić na wieloletnie wojny napewno znalazło by pieniądze na różnorakie reformy. NO ale łatwiej najechać kilka pobliskich państw :D.

NabuchodonozorI said:
Władzę w prowincjach sprawowali namiestnicy wybrani przez Cesarza bądź też władcy, którzy w porę ugięli kolana. Niemniej na pewno nie mogło być mowy o autonomii. Władza sądownicza podlegała jurysdykcji Cesarza, to samo z wojskiem - nie pamiętam aby Ebbing czy Vicovaro wystawiały swoją armię z własnymi dowódcami. Sapkowski nie zasypuje czytelnika informacjami i politycznym i społecznym tle swojego świata, zatem otwiera to pole do spekulacji. Może gra zapewni nam odpowiedzi na te pytania? Kto tam wie.
Tak, zgadzam się, ale nie o to mi chodzi. Geralt ani nikt inny w Sadze kiedy wyruszał po ciri do Nilfgaardu nawet nie sugerował że mogą mieć trudności z przejechaniem przez np. Ebbing. Nie ma żadnych informacji co do przewrotów społecznych, rewolucji, buntów, masowych głodów, palenia na stosie czy jazdy figurowej. To że nikt z drużyny o czymś takim nie wspominał może znaczyć że sytuacja w podbitych państwach nie zmieniła się, po prostu zamiast "niepodległego autonomicznego państwa Ebbing" na mapie jest "Ebbing, Nilfgaardzka prowincja".

NabuchodonozorI said:
Ja lubię gdybać :)
ja tez ale nad danymi bardziej konkretnymi :F

NabuchodonozorI said:
Co do Yen to nie byłbym taki pewny. Głęboko wierzę, że Yen mogła zostać poddana czyszczeniu mózgu i działać na usługach Cesarza, co oczywiście prowadzi do Yen=Boss scenariusza w trójce i wielkiego dramatycznego wyboru między uratowaniem ukochanej a zabiciem jej w imię wyższej sprawy.
Gdyby ta scena była by dobrze wyreżyserowana, z profesjonalną mimiką, grą ciała, tonem głosu i muzyką ... brr, aż mam ciary na plecach
 
NabuchodonozorI said:
Mości Galadhadzie, po raz pierwszy przyjdzie nam się nie zgodzić. Walkę z Letho nie mogę nazwać ani satysfakcjonującą, ani też trudną. Zdecydowanie smok, draug czy też pierwsza potyczka z Łyżkobójcą były o wiele bardziej wymagające, nie wspominając o panie z kijkiem. Odnośnie twojego głównego pytania: Łyżka w przeważającej większości lądował martwy, tylko jeden jedyny raz go ocaliłem - i poczułem jeszcze mniejszą satysfakcję niż za pierwszym razem. Krótko mówiąc, nie warto.

Obawiam się, że niepotrzebnie zakręciłem tamto zdanie i nie zrozumieliśmy się - oczywiście, że ostateczna walka z Letho nie należała do specjalnie wymagających, a wszystko co chciałem wyrazić, to irytację niektórymi jego zagrywkami w trakcie samej bitki. Póki co więc ten pierwszy raz jeszcze nie nadszedł.

NabuchodonozorI said:
Letho to tylko narzędzie. Wątpię, by Cesarstwo, któremu bliżej do totalitarnego reżimu niż oazy wolności i swobody, zgodził się na powstanie w miarę autonomicznego bractwa, które miałoby zapewnić szkolenie bardzo użytecznych osobników. Prędzej by ich wykorzystał, tak jak to robił z Letho, niż pozwolił na swobodne egzystowanie. Takiej wolności pan Łyżka pragnie? Ze swoją wiedzą i piętnem królobójstwa pan by długo nie pożył, gdziekolwiek by się nie znalazł.

Wielce prawdopodobne, że taki właśnie właśnie był zamysł Emhyra. Ale o tyłek samego Letho aż tak bym się nie obawiał - zaszyty głęboko w Nilfgaardzie i obłożony cesarską łaską (nie chce mi się wierzyć, że ten posunąłby się do wyeliminowania wiedźmina) ma jednak jakąś szansę na odrobinę spokoju. Poza tym pamiętaj, że zależnie od naszych wyborów jego wina może nie zostać udowodniona.

NabuchodonozorI said:
Ze wszystkich władców to Foltest jawi mi się jako najsolidniejszy monarcha, taki który potrafi zapewnić spokój i dobrobyt swojemu państwu, a to na dłuższą metę jest bardziej potrzebne - i trudniejsze do osiągnięcia - niż ekspansje terytorialne i zwycięskie wojny. Henselt prędzej powinien wylądować na psychiatryku czy sześć stóp pod ziemią niż nosić koronę na głowie, zaś Radowid ze swoim kompleksem niższości i palącą potrzebą pokazania wszystkim, że to on rządzi całym tym cyrkiem jawi mi się jako żałośnie słaba postać. Ze swoimi krwawymi autorytarnymi zapędami i miłością do zemsty wypisaną na twarzy prędzej doprowadzi swój kraj do ruiny i narostu paranoi między szlachtą i jego przybocznymi niż do zostania północnym Miltiadesem. Nie darzę Nilfgaardu sympatią, ale trzymam kciuki na to by rozprawili się z całą tą hołotą i zaprowadzili nowy porządek. Swoją drogą, gdzie jest królowa Lyrii i Rivii i monarcha Koviru? Proszę, niech oni nie przypominają karykatury władców!

No cóż, Henselt ma tak podłą osobowość, jest tak krystalicznie amoralny i tak bardzo pozbawiony skrupułów, że aż... niezjawiskowy (przeinaczając nieco wypowiedź Jaskra o Filippie). To cham, prostak i kłamliwy niegodziwiec, ale jednak król, według wszelkich praw. Cieszy się szacunkiem swoich żołdaków, być może przez nieustępliwość, a przede wszystkim honor, z którym traktuje walkę. Szkoda, że stracił będącego sukcesorem jedynego syna, bo tak śmiało można by rzec, że jego śmierć byłaby zbawienna dla wielu. A Radowid cierpi z kolei na syndrom chorobliwie ambitnego gówniarza. Aż strach pomyśleć, w co przeistoczy się wraz z dorastaniem. Jego droga będzie pewno usłana piszczelami i zbielałymi czaszkami wielu ludzi... Może Nilfgaard sprawi mu lanie wraz z lekcją dojrzewania i zmusi do głębokiej refleksji nad własnym życiem. Och, raczę żartować. Śmierć frajerom. Za królową Meve tęsknię - ona potrafiła sprowadzić do pionu brodatą fizjonomię samego Henselta. Rozważna i waleczna kobieta, po trochu żeński Foltest. Nie to co niedzielne kółko rozwydrzonych gospodyń (vide Loża).

NabuchodonozorI said:
Ja ze swojej strony wymienię tylko jedną kandydaturę, która pomimo braku jaj i penisa, byłaby ratunkiem dla Loży i Północy: Tissaia de Vries.

Byłaby. Gdyby została przy życiu. Widząc jednak, w co przeistoczyła się jej uczennica, co stało się ze światem i jakie to błędy sama popełniła, postanowiła honorowo odebrać sobie życie. Świetna postać - po tym, gdy jednym zdaniem wyszorowała podłogę dumą Filippy, można było się wręcz skulić. Nie pochwalam jej "ucieczki", ale z drugiej strony, trudno się jej dziwić.

NabuchodonozorI said:
Ceniącym wierność i przyjaźń kompanów? Do takiego stopnia, że nie miał problemów z wrobieniem Geralta w morderstwo, igrał z nim przez całą grę, miast otwarcie wyjawić prawdę i wspólnie dojść do wniosku, jak rozwiązać problem. Tędy jego konfesja winy i uczuć do Geralta wyszła tak... cheap. Twórcom nie udało się zrobić z nim to, co Martin uczynił z Jaime czy Theonem - sprawić, bym niedoszłemu antagoniście wybaczył wszystkie winy, poczuł do niego empatię a także coś na kształt sympatii.

A tak, kontrowersyjna myśl. Nie, oczywiście, że nie był przykładem jaśniejącego dobrocią kompana na szlaku, ale wziąwszy pod uwagę to, co napisaliśmy już o charakterze jego misji... No, ostatecznie zgodzę się, że można było uczynić nieco więcej, jeśli idzie o konstrukcję związaną z empatią względem Łychy.

NabuchodonozorI said:
A Triss nie mogła zginąć. Ona jest nieśmiertelna. Wierz mi, będę pierwszym, który wyśle Redom szampana, jeśli tym razem uda im się 'pójście na Martina' i załatwią Rudą w W3 tak jak on Neda. Z góry przepraszam za wszystkie spoilery ;-)

Gang Scooby'ego nigdy nie ginie. ) Ależ absolutnie nic nie szkodzi (szykowałem się do czytania :p).

NabuchodonozorI said:
Patrz wyżej. Letho zginął, bo pomimo krótkiej historii pomagania Geraltowi i byciem wiedźminem, był jego adwersarzem. Walczył z nim, działał na jego szkodę, popsuł mu szyki i samoistnie przyczynił się do nadchodzącej wojny z Nilfgaardem. Mogę zrozumieć jego powody (bardzo naiwne), ale nie sympatyzuję z nimi i nie popieram ich. Za to i za wszystko inne Letho będzie ginął na każdym moim przejściu.

Pojmuję i szanuję Twój pogląd. Bo i co tu dużo gadać, gdyby Geralt znalazł się w sytuacji "krew brocząca z tętnic królów albo życie twoich bliskich", nie stałby się najemnym zbirem, tylko szukał innych rozwiązań.

Chłopaki, mam do Was za duży szacunek, by pobieżnie przeglądać Wasze posty, więc zajmę się nimi przy bardziej odpowiedniej porze...
 
Galadh said:
Wielce prawdopodobne, że taki właśnie właśnie był zamysł Emhyra. Ale o tyłek samego Letho aż tak bym się nie obawiał - zaszyty głęboko w Nilfgaardzie i obłożony cesarską łaską (nie chce mi się wierzyć, że ten posunąłby się do wyeliminowania wiedźmina) ma jednak jakąś szansę na odrobinę spokoju. Poza tym pamiętaj, że zależnie od naszych wyborów jego wina może nie zostać udowodniona.
Szczerze wątpię by Cesarz pozwolił żyć osobnikowi, który bez problemu rozprawił się z dwoma monarchami. Takie "narzędzie" może być wielce niebezpieczne, kiedy wpadnie w niepowołane ręce. Podobnie jest z samą ideą używania wiedźminów jako zabójców. Emhyr nic by nie stracił na skazaniu na śmierć Letho - w końcu wykonał swój rozkaz i został zdekonspirowany - natomiast pozwolenie mu na dalszą egzystencję wzbudziłoby zdziwienie wśród wtajemniczonych... i ciekawość by się przekonać czy szyja Cesarza jest mniej odporna na ciosy wiedźmińskiego miecza niż Foltesta.

No cóż, Henselt ma tak podłą osobowość, jest tak krystalicznie amoralny i tak bardzo pozbawiony skrupułów, że aż... niezjawiskowy (przeinaczając nieco wypowiedź Jaskra o Filippie). To cham, prostak i kłamliwy niegodziwiec, ale jednak król, według wszelkich praw. Cieszy się szacunkiem swoich żołdaków, być może przez nieustępliwość, a przede wszystkim honor, z którym traktuje walkę. Szkoda, że stracił będącego sukcesorem jedynego syna, bo tak śmiało można by rzec, że jego śmierć byłaby zbawienna dla wielu. A Radowid cierpi z kolei na syndrom chorobliwie ambitnego gówniarza. Aż strach pomyśleć, w co przeistoczy się wraz z dorastaniem. Jego droga będzie pewno usłana piszczelami i zbielałymi czaszkami wielu ludzi... Może Nilfgaard sprawi mu lanie wraz z lekcją dojrzewania i zmusi do głębokiej refleksji nad własnym życiem. Och, raczę żartować. Śmierć frajerom. Za królową Meve tęsknię - ona potrafiła sprowadzić do pionu brodatą fizjonomię samego Henselta. Rozważna i waleczna kobieta, po trochu żeński Foltest. Nie to co niedzielne kółko rozwydrzonych gospodyń (vide Loża).
Henselt ma charyzmę, to mu trzeba przyznać, ale dla mnie jawił się prędzej jako furiat i niegodny zaufania sojusznik, niż twardziel, któremu nielichy temperament można wybaczyć. Przypomina mi trochę na mniejszą skalę Iwana IV Groźnego. A Królowa Meve to była moja faworytka (oprócz Foltesta i króla Koviru) wśród monarchów - właściwa babka na stanowisku, o tak to nazwę! :) Trzymam kciuki żeby Saskia się w kogoś takiego przeistoczyła. Chociaż jak na silnie wierzącą w ideały rewolucjonistkę jest niesłychanie pragmatyczna.


Byłaby. Gdyby została przy życiu. Widząc jednak, w co przeistoczyła się jej uczennica, co stało się ze światem i jakie to błędy sama popełniła, postanowiła honorowo odebrać sobie życie. Świetna postać - po tym, gdy jednym zdaniem wyszorowała podłogę dumą Filippy, można było się wręcz skulić. Nie pochwalam jej "ucieczki", ale z drugiej strony, trudno się jej dziwić.
Otóż to. Ja uważam scenę jej śmierci za jedną z najlepszych w Sadze. Bardzo tragiczna i piękna postać, aż szkoda, że tak mało o niej wiemy. Z drugiej strony nie dziwię się Sapkowskiemu, że postanowił ją uśmiercić - w końcu była arcymistrzynią, która bez problemu rozprawiłaby się z Vilgefortzem czy swoją najlepszą uczennicą. Loża z jej udziałem byłaby na pewno inną organizacją, a kto wie czy w ogóle by powstała. Mimo to wciąż dostrzegam inne pozytywne czarodziejki (pomijając Triss i Yen), np. taka Margarita wydawała mi się całkiem przyzwoitą osobą. Nawet Naczelna ArcyZła Czarodziejka nie jest zła do szpiku kości - wystarczy sobie przypomnieć scenę uratowania Ciri czy końcowe głosowanie. A że w grze są one psychopatycznymi antagonistkami to insza inszość ;-) Jak wspomniałem, dwoistość natury niektórych postaci sprawia, że myślę o nich jako o dwóch różnych osobach.



A tak, kontrowersyjna myśl. Nie, oczywiście, że nie był przykładem jaśniejącego dobrocią kompana na szlaku, ale wziąwszy pod uwagę to, co napisaliśmy już o charakterze jego misji... No, ostatecznie zgodzę się, że można było uczynić nieco więcej, jeśli idzie o konstrukcję związaną z empatią względem Łychy.
Pamiętam nasze pierwsze przypuszczenia dotyczące tożsamości Łychy. Padały różne sugestie, w tym Dijkstra po ekstremalnym treningu i przyjaciel Geralta z dzieciństwa. Oczywiście ta pierwsza opcja jest mocno naciągana, natomiast druga wydaje mi się ciekawsza niż ta ostateczna. Lepiej bym odebrał dynamizm w ich relacji, czy choćby to przywiązanie Łyżki do Rivijczyka.


Gang Scooby'ego nigdy nie ginie. ) Ależ absolutnie nic nie szkodzi (szykowałem się do czytania :p).
Cholera, najmocniej przepraszam! A myślałem czy aby nie lepiej poinformować o spoilerze... mój błąd, więcej się nie w powtórzy. Na pocieszenie dodam, że saga Martina ma o wiele więcej twistów, a zresztą sam zobaczysz.



Pojmuję i szanuję Twój pogląd. Bo i co tu dużo gadać, gdyby Geralt znalazł się w sytuacji "krew brocząca z tętnic królów albo życie twoich bliskich", nie stałby się najemnym zbirem, tylko szukał innych rozwiązań.
I nawzajem. Geralt z Sagi niejednokrotnie musiał wstawać w obliczu podobnych wyborów, a jak wybierał to wszyscy wiemy. Kończąc mój długi post zgrabnym porównaniem: On i Letho są tak od siebie różni jak łyżka od zupy ;-)
 
NabuchodonozorI said:
Szczerze wątpię by Cesarz pozwolił żyć osobnikowi, który bez problemu rozprawił się z dwoma monarchami. Takie "narzędzie" może być wielce niebezpieczne, kiedy wpadnie w niepowołane ręce. Podobnie jest z samą ideą używania wiedźminów jako zabójców. Emhyr nic by nie stracił na skazaniu na śmierć Letho - w końcu wykonał swój rozkaz i został zdekonspirowany - natomiast pozwolenie mu na dalszą egzystencję wzbudziłoby zdziwienie wśród wtajemniczonych... i ciekawość by się przekonać czy szyja Cesarza jest mniej odporna na ciosy wiedźmińskiego miecza niż Foltesta.

Jak najbardziej ma to ręce i nogi, ale skłaniam się ku idei użyteczności Letho (i jego ewentualnych kompanów) w oczach cesarza.

NabuchodonozorI said:
Henselt ma charyzmę, to mu trzeba przyznać, ale dla mnie jawił się prędzej jako furiat i niegodny zaufania sojusznik, niż twardziel, któremu nielichy temperament można wybaczyć. Przypomina mi trochę na mniejszą skalę Iwana IV Groźnego. A Królowa Meve to była moja faworytka (oprócz Foltesta i króla Koviru) wśród monarchów - właściwa babka na stanowisku, o tak to nazwę! :) Trzymam kciuki żeby Saskia się w kogoś takiego przeistoczyła. Chociaż jak na silnie wierzącą w ideały rewolucjonistkę jest niesłychanie pragmatyczna.

Fakt, w moim pobieżnym opisie zabrakło niezwykle istotnego słowa: furiat. Ale jako że mamy późną godzinę... Tak czy siak, określenie zręcznie spina klamrą wiele jego posunięć, zachowań. Przyrównanie do cara jest jak najbardziej na miejscu i widzę je nie po raz pierwszy! :) Czy nie to właśnie przemknęło przez myśl Sapkowi? Meve nie można nie lubić, jedna z niewielu godnych posiadanego tytułu. Czuję jednak, że Saskia pójdzie nieco odmienną ścieżką.

NabuchodonozorI said:
Otóż to. Ja uważam scenę jej śmierci za jedną z najlepszych w Sadze. Bardzo tragiczna i piękna postać, aż szkoda, że tak mało o niej wiemy. Z drugiej strony nie dziwię się Sapkowskiemu, że postanowił ją uśmiercić - w końcu była arcymistrzynią, która bez problemu rozprawiłaby się z Vilgefortzem czy swoją najlepszą uczennicą. Loża z jej udziałem byłaby na pewno inną organizacją, a kto wie czy w ogóle by powstała. Mimo to wciąż dostrzegam inne pozytywne czarodziejki (pomijając Triss i Yen), np. taka Margarita wydawała mi się całkiem przyzwoitą osobą. Nawet Naczelna ArcyZła Czarodziejka nie jest zła do szpiku kości - wystarczy sobie przypomnieć scenę uratowania Ciri czy końcowe głosowanie. A że w grze są one psychopatycznymi antagonistkami to insza inszość ;-) Jak wspomniałem, dwoistość natury niektórych postaci sprawia, że myślę o nich jako o dwóch różnych osobach.

Zgadzam się, jej istnienie postawiłoby pod znakiem zapytania mnogość zabiegów fabularnych. Wielkie persony szybko odchodzą... Margarita zwyczajnie nie była entuzjastką grzebania w polityce i przez to jej wkład w działania loży był mniejszy. Poczciwa i sympatyczna kobieta, kto wie, może nawet bardziej niż wiedźmińskie dzierlatki. Keira Metz to kolejna, o której nie powinniśmy zapomnieć, bo choć porywcza, wyzywająca, konfliktowa (nadmienię, że również nimfomanka), to też nad wyraz aktywna się nie wydawała.
Jak już wspominaliśmy, RED-zi pokaleczyli postacie czarodziejek. Gdzie ta złożoność Pani Sowy, no gdzie? Przecież ona nigdy nie potrafiła wyzbyć się do końca uczuć, jakiś sentymentów. Miłym akcentem byłoby jej pojawienie się pod koniec gry, by uratować którąś z postaci, po czym bez słowa splunęłaby i ulotniła się. Choć bez oczu byłyby z tym pewne trudności... Ciekawość, sądzisz, że wzrok może się jej zregenerować? Trzymała fason do końca, więc pewnie magia nie jest zawodna w tym względzie.

NabuchodonozorI said:
Pamiętam nasze pierwsze przypuszczenia dotyczące tożsamości Łychy. Padały różne sugestie, w tym Dijkstra po ekstremalnym treningu i przyjaciel Geralta z dzieciństwa. Oczywiście ta pierwsza opcja jest mocno naciągana, natomiast druga wydaje mi się ciekawsza niż ta ostateczna. Lepiej bym odebrał dynamizm w ich relacji, czy choćby to przywiązanie Łyżki do Rivijczyka.

A ja pamiętam, jak ktoś parę miechów przed premierą gry przypisał mu działanie na rzecz cesarstwa, zdaniem, które było bliźniaczo wręcz podobne do wypowiedzianego przez Letho. Nie oszukujmy się, możliwości były trzy. Nilfgaard mocodawcą, Czarodziejki chlebodawcą, osobisty wątek. Koniec końców wyszedł smakowity mix niczym ten Lajkonika (kryptoreklama). Yup, samemu liczyłem na wprowadzenie przez CDPR kogoś z przynajmniej wczesnych lat, o większym bagażu wspólnych doświadczeń. Ta opcja wygrywa.

NabuchodonozorI said:
Cholera, najmocniej przepraszam! A myślałem czy aby nie lepiej poinformować o spoilerze... mój błąd, więcej się nie w powtórzy. Na pocieszenie dodam, że saga Martina ma o wiele więcej twistów, a zresztą sam zobaczysz.

Nic nie szkodzi.

NabuchodonozorI said:
I nawzajem. Geralt z Sagi niejednokrotnie musiał wstawać w obliczu podobnych wyborów, a jak wybierał to wszyscy wiemy. Kończąc mój długi post zgrabnym porównaniem: On i Letho są tak od siebie różni jak łyżka od zupy ;-)

Albo nawet dwie łyżki. :) Chyba muszę na poważnie zastanowić się, co począć w moim kanonicznym kształcie historii z tym łobuzem... Sądzisz, że może on odegrać jeszcze jakąkolwiek rolę w kontynuacji gry?
 
Galadh said:
Jak najbardziej ma to ręce i nogi, ale skłaniam się ku idei użyteczności Letho (i jego ewentualnych kompanów) w oczach cesarza.
Oj, przydaliby mu się, ale tylko jako wytresowane i lojalne do bólu maszyny do zabijania. Nie wierzę w drugie Kaer Morhen, gdzie wiedźmini mogliby kultywować neutralność. Nie w Nilfgaardzie i nie pod okiem Emhyra.

Fakt, w moim pobieżnym opisie zabrakło niezwykle istotnego słowa: furiat. Ale jako że mamy późną godzinę... Tak czy siak, określenie zręcznie spina klamrą wiele jego posunięć, zachowań. Przyrównanie do cara jest jak najbardziej na miejscu i widzę je nie po raz pierwszy! :) Czy nie to właśnie przemknęło przez myśl Sapkowi? Meve nie można nie lubić, jedna z niewielu godnych posiadanego tytułu. Czuję jednak, że Saskia pójdzie nieco odmienną ścieżką.
Najprawdopodobniej tak. W końcu nic nie wiemy o jej zdolnościach do rządzenia państwem, tylko o tym jak świetnie potrafi natchnąć ludzi do walki i machać mieczem. Na pewno musi być świetnym dowódcą wojskowym, ale jak uczy nas historia nie wszyscy wodzowie dawali sobie radę z szarą codziennością władaniem krajem. Chociaż taka liberalna i postępowa dziewoja mogłaby przyczynić się do stworzenia pierwszej republiki z premierem Einhart na czele (oczywiście jeśli znów zaczną ze sobą współpracować, o ile ostatnia rozmowa z Saskią była czymś na kształt foreshadowing) ;-) Niemniej zabawa w partyzantkę lepiej do niej pasuje, jak długo mości Yarpen i Elf będą ją wspierać.

Zgadzam się, jej istnienie postawiłoby pod znakiem zapytania mnogość zabiegów fabularnych. Wielkie persony szybko odchodzą... Margarita zwyczajnie nie była entuzjastką grzebania w polityce i przez to jej wkład w działania loży był mniejszy. Poczciwa i sympatyczna kobieta, kto wie, może nawet bardziej niż wiedźmińskie dzierlatki. Keira Metz to kolejna, o której nie powinniśmy zapomnieć, bo choć porywcza, wyzywająca, konfliktowa (nadmienię, że również nimfomanka), to też nad wyraz aktywna się nie wydawała.
Jak już wspominaliśmy, RED-zi pokaleczyli postacie czarodziejek. Gdzie ta złożoność Pani Sowy, no gdzie? Przecież ona nigdy nie potrafiła wyzbyć się do końca uczuć, jakiś sentymentów. Miłym akcentem byłoby jej pojawienie się pod koniec gry, by uratować którąś z postaci, po czym bez słowa splunęłaby i ulotniła się. Choć bez oczu byłyby z tym pewne trudności... Ciekawość, sądzisz, że wzrok może się jej zregenerować? Trzymała fason do końca, więc pewnie magia nie jest zawodna w tym względzie.
Keirę też lubiłem i zgadzam się, że poza nadmierną miłością do adrenaliny nie wiele jej można zarzucić ;-) I faktycznie pomimo doświadczenia w polityce (zasiadała w radzie Foltesta), niewiele się wypowiadała. Może poza krótkim cameo w W1 (rozmowa z Triss via magiczne lustro) ;)
Otóż to. Złożona moralnie i nieprzewidywalna postać została sprowadzona do roli jednowymiarowego szwarccharaktera z psychopatycznymi tendencjami i pociągiem do władzy, których nawet Vilgefortz by się nie powstydził. Do końca spodziewałem się, że wspomoże Geralta i Saskię, albo może zacznie mówić o roli przeznaczenia i determinizmie, tak jak to czyniła na każdym kroku w książkach. W sumie to co łączy te dwie różne Fil to czarne włosy i pociąg do kobiet ;) A zregenerować się zregeneruje. W kanonie magowie nie mieli problemów z uzdrawianiem siebie i innych, jak długo rany nie zostały wyrządzone przez magię. A że straciła oczy w "naturalny" sposób, to odczaruje je mniejszym kosztem i wysiłkiem niż to czynił zraniony potężną elfią magią Vilgefortz.

Albo nawet dwie łyżki. Chyba muszę na poważnie zastanowić się, co począć w moim kanonicznym kształcie historii z tym łobuzem... Sądzisz, że może on odegrać jeszcze jakąkolwiek rolę w kontynuacji gry?
Jestem pewien, że się nie pojawi, chyba że twórcom uda się uporać z zadaniem dużo trudniejszym niż to BioWare w związku z ME3: stworzyć fabułę kontynuacji tak, aby wszystkie szesnaście zakończeń miały na nią wpływ. Co w praktyce prowadzi do szesnastu różnych fabuł W3, ba, całego świata gry i losu wielu istotnych postaci. Letho odegrał już swoją rolę, więc wątpię w jego nagły comeback (w 50% przypadkach zza grobu). Chyba że znowu będzie zapotrzebowanie na wiedźmina-renegata.
 
reinmarbielau said:
On przestał być wiedźminem, gdy po raz pierwszy zabił człowieka na rozkaz cesarza lub za mieszek orenów. Wiedźmini mają bronić ludzi, a nie na nich polować, jak Bonhart czy Letho.

W takim razie od początku grasz zasługującym na śmierć nie-wiedźminem. Wszak sam Geralt rzekomo z Rivii nie tylko tabunami kładł ludzi, ale i zleceniem na człowieka nie gardził. O czym powinieneś wiedzieć, bo trudno przeoczyć zabicie Jakuba de Aldersberga za okrągłe 10 tysięcy orenów brutto. W odróżnieniu odeń Letho przynajmniej kierował się ideą, potrzebami wyższymi.
Że już nie wspomnę, że Geralt notorycznie mordował (a przynajmniej mogliśmy mu bardzo często na to pozwolić) ze zwykłej chęci kary lub odwetu.
 
NabuchodonozorI said:
Najprawdopodobniej tak. W końcu nic nie wiemy o jej zdolnościach do rządzenia państwem, tylko o tym jak świetnie potrafi natchnąć ludzi do walki i machać mieczem. Na pewno musi być świetnym dowódcą wojskowym, ale jak uczy nas historia nie wszyscy wodzowie dawali sobie radę z szarą codziennością władaniem krajem. Chociaż taka liberalna i postępowa dziewoja mogłaby przyczynić się do stworzenia pierwszej republiki z premierem Einhart na czele (oczywiście jeśli znów zaczną ze sobą współpracować, o ile ostatnia rozmowa z Saskią była czymś na kształt foreshadowing) ;-) Niemniej zabawa w partyzantkę lepiej do niej pasuje, jak długo mości Yarpen i Elf będą ją wspierać.

I dlatego właśnie importowanie ścieżki Roche'a ma dość wątpliwy sens. Czy naprawdę ktoś nie chciałby zobaczyć podwalin demokratycznego bytu, nad którym władzę sprawować miałaby Saskia? Nie widzi korzyści płynących z tego dla świata? Zawsze można też poprowadzić dalej obie ścieżki, co mam zamiar zrobić.

NabuchodonozorI said:
Otóż to. Złożona moralnie i nieprzewidywalna postać została sprowadzona do roli jednowymiarowego szwarccharaktera z psychopatycznymi tendencjami i pociągiem do władzy, których nawet Vilgefortz by się nie powstydził. Do końca spodziewałem się, że wspomoże Geralta i Saskię, albo może zacznie mówić o roli przeznaczenia i determinizmie, tak jak to czyniła na każdym kroku w książkach. W sumie to co łączy te dwie różne Fil to czarne włosy i pociąg do kobiet ;) A zregenerować się zregeneruje. W kanonie magowie nie mieli problemów z uzdrawianiem siebie i innych, jak długo rany nie zostały wyrządzone przez magię. A że straciła oczy w "naturalny" sposób, to odczaruje je mniejszym kosztem i wysiłkiem niż to czynił zraniony potężną elfią magią Vilgefortz.

Miałem wątpliwości, bo jednak odbudowanie z precyzją tak złożonego elementu ludzkiego ciała to konkretna harówka. Jeśli faktycznie wyjdzie Expansion Pack do W2, czyli taki W2.5, to podejrzewam, że dość istotny może być wątek Saski, a przy tym także Filippy - może developerzy zrekompensują nam jej dotychczasową jednoznaczność?

NabuchodonozorI said:
Jestem pewien, że się nie pojawi, chyba że twórcom uda się uporać z zadaniem dużo trudniejszym niż to BioWare w związku z ME3: stworzyć fabułę kontynuacji tak, aby wszystkie szesnaście zakończeń miały na nią wpływ. Co w praktyce prowadzi do szesnastu różnych fabuł W3, ba, całego świata gry i losu wielu istotnych postaci. Letho odegrał już swoją rolę, więc wątpię w jego nagły comeback (w 50% przypadkach zza grobu). Chyba że znowu będzie zapotrzebowanie na wiedźmina-renegata.

Również uważam jego powrót za mało prawdopodobny. Jednocześnie nasuwa się pytanie, czy wybrany pod koniec I aktu kompan odegra jakąś znaczącą rolę? Założyłem temat następujący na tą kwestię w dziale II aktu.
 
Ja Letho oszczędziłem po tym jak dał mi wódki :)
Po za tym Czarodziejki to suki które wszedzie się wepchną i zrobią burdel( Ten kto czytał sage Wiedźmińską wie co mam na myśli)
Po tym wszystkim nawet Triss przestałem ufać !!!!!!
 
NabuchodonozorI said:
Ceniącym wierność i przyjaźń kompanów? Do takiego stopnia, że nie miał problemów z wrobieniem Geralta w morderstwo, igrał z nim przez całą grę, miast otwarcie wyjawić prawdę i wspólnie dojść do wniosku, jak rozwiązać problem. Tędy jego konfesja winy i uczuć do Geralta wyszła tak... cheap. Twórcom nie udało się zrobić z nim to, co Martin uczynił z Jaime czy Theonem - sprawić, bym niedoszłemu antagoniście wybaczył wszystkie winy, poczuł do niego empatię a także coś na kształt sympatii.

Oj bardzo się mylisz. Łyga nie wrabia Geralta, a po prostu zabija i ucieka (jak sam stwierdził, był zaskoczony obecnością wiedźmina u boku króla). Geralt jest ofiarą takiego a nie innego rozwoju sytuacji (rozdzielenie z Rochem w wyniku ataku smoka) - było się nie bawić w żołnierza

O tym wspólnym dogadaniu i rozwiązywaniu problemu, to Ty poważnie ?
Umieszczenie takiej opcji w scenariuszu, to byłby przecież totalny absurd.
 
Top Bottom