Oczekiwałem ogromnej bitwy w stylu pierwszych Avengers. Bitwy, która będzie miała swój spokojny początek, rozwinięcie i zakończenie z udziałem wszystkich bohaterów. Dostałem bitwę, gdzie siał się totalny rozpiernicz bez większego ładu i składu. Ale podobała mi się, bo uczestniczyły w niej postaci stawiające bardziej na walkę wręcz, strzelanie, siłę, niż jakiekolwiek planowanie. Ci drudzy zostali odesłani przez twórców na Titan by stawić czoła jeszcze gorszemu zagrożeniu. I tu mój pierwszy plus za odejście od moich wyobrażeń, nie spodziewałem się rozdzielenia sił naszych dzielnych obrońców. Świetnie było oglądać dwie zgoła inne walki jednocześnie. Świetnie było oglądać, jak Thanos spuszcza łomot wpierw pierwszej grupie, a potem drugiej. Pan Peter "Dumb-Lord" Quill zawiódł jednak po całości. To było głupie. To było bardzo bardzo głupie z jego strony, nie spodziewałem się po nim aż tak wielkiego braku odpowiedzialności i dla mnie to niewątpliwie rysa na diamencie, jakim jest ten film. Mając w pamięci to, jak sam był pewnego rodzaju mentorem dla Draxa w sprawach impulsywnego zachowania, tutaj zachował się jak dzieciak. Tak, wiem, śmierć ukochanej, ale do jasnej ciasnej, minuta i byłoby po wszystkim, mieli Thanosa w garści.
Wspomniana już scena z wykorzystaniem motywu muzycznego Avengers, kiedy wkracza Cap, Wdowa i Falcon, no kapitalna. I to nie 10 sekund, ale to trwa i trwa, na ekranie oglądamy coraz to lepsze akrobacje i współpracę naszych ex-Avengers, a w tle ta genialna muzyka wchodząca na coraz to wyższe tony, zwlekająca z wydaniem ostatniego akordu, bo i nikt z oglądających nie chce, by się kończyła. Czysty obłęd, jedna z najlepszych scen walki w MCU. Czemu jeden super-żołnierz i dwójka zwykłych ludzi pokonuje dwoje mocarnych przybyszów z kosmosu? Bo od kilku dobrych lat działają razem i współpracą są w stanie pokonać niemal każdego przeciwnika i to widać na ekranie. Dla samej tej sceny przejdę się drugi raz do kina, wciąż się nad tym rozpływam. Nad jakimś faciem ze skrzydłami, niedawno jeszcze nieznaną heroiną oraz chodzącą cnotą. Marvelu, rządzisz.
Co do teorii, oprócz tego, co już wyżej zostało napisane przez przedmówców, przypuszczam, że istnieje możliwość, iż ogłoszone już filmy ze Spider-Manem i Strażnikami Galaktyki to będą prequele Wojny bez Granic. Mamy 4 lata pomiędzy SG vol. 2 a Infinity War, a na końcu Homecoming Peter wraca do szkoły i bycia Pajączkiem z sąsiedztwa, czego nie mieliśmy okazji zobaczyć. Oznaczałoby to, że śmierć tych bohaterów w Wojnie bez Granic mogłaby być permanentna. I jasny gwint, jakie to byłoby mocne i odważne ze strony Marvela. Scena śmierci Petera to było mistrzostwo świata, Rocket stracił całą rodzinę, Wakanda króla, Steve przyjaciół. Mało realne, ale nie niemożliwe.
#teamThanos
Świetnie wykreowana postać. Patrząc z jego punktu widzenia, prastarej istoty widzącej perspektywę dużo szerszą niż znani nam ziemscy herosi, co więcej, jego długowieczność pozwala mu dostrzec pozytywne następstwa jego działań, robi wszystko do konieczne by wszechświat uratować, a nie zniszczyć. Żadna istota, może poza Thorem (ale jest on zdecydowanie zbyt młody), nie może zrozumieć tego, co on widział, przeżył, przemyślał. Jedyna sprawa, dotychczas każde jego "wyzwolenie", "ratunek", nadzorował osobiście. Wyrywał ludzi z domów, dzielił i eksterminował połowę. W przypadku użycia kamieni wprowadza chaos i zniszczenie przez to, że ludzie giną w trakcie wykonywania codziennych czynności. Fajnie widać to w scenie po napisach, gdzie ktoś znika prowadząc samochód, ale równie dobrze może zniknąć ktoś opiekujący się niezwykle ważną instalacją elektryczną, wojskową bazą mogącą przesądzić o losach świata itp. itd.. W tym "nadzieja", że Thanos może dostrzec błąd w swoich działaniach i starać się to naprawić. Czego twórcom nie wybaczę w kwestii fioletowego tytana, to jego wygląd. CGI raziło mnie momentami, najbardziej mimika, szkoda też, że odeszli od jego designu ze Strażników Galaktyki oraz Czasu Ultrona, gdzie jego oczy świecił na niebiesko. Moim zdaniem wyglądało to dużo ciekawiej i w żadnym przypadku nie przeszkadzałoby mi w odbiorze jego postaci jako bardziej ludzkiego villaina, wręcz przeciwnie, mogłoby dać fajny kontrast.
Czego jeszcze nie lubię w Thanosie? Nicpoń jeden zabił mi Lokiego