Marvel Cinematic Universe

+

Marvel Cinematic Universe

  • Team Captain America

    Votes: 17 32.7%
  • Team Iron Man

    Votes: 31 59.6%
  • Team Darryl

    Votes: 4 7.7%

  • Total voters
    52
Pozwólcie, że wrócę do celu napędzającego wszelkie działania Thanosa, do motywacji stojącej za końcowym efektem.
Wsadzę w spojler na wszelki wypadek.
Nie rozumiem, jak ktokolwiek może przyznawać, że Thanos miał jakieś tam swoje racje i że jego czyny miały swój wewnętrzny sens. I nie sprzeciwiam się tutaj z powodów moralnych czy etycznych, tylko zwyczajnie jest to motywacja tak idiotyczna, że przeciętny pięciolatek powinien sobie zdać sprawę z tego, jak głupie jest założenie, że po wycięciu połowy populacji wszechświata, pozostałej reszcie się zdecydowanie polepszy.
Na przykładowej Ziemi jest obecnie około 7.5 miliarda ludzi. Załóżmy, że połowa właśnie znika i zostaje te 3.75 miliarda, kilkaset milionów umiera w wyniku różnorakich powikłań, więc zaokrąglamy do 3.5 miliarda. Wiecie, kiedy tylu ludzi mieszkało na naszej planecie? Pięćdziesiąt lat temu. Pół wieku zajęło ludziom podwojenie swej liczebności. A jeśli wziąć pod uwagę znacznie wyższy poziom medycyny, zwiększoną długość życia i mniejszą umieralność, to zapewne w obecnych warunkach potrzebne by było o wiele mniej lat.
Czyli tenże Thanos, półboska istota o niezmierzonej potędze i jak zakładam niebędącą klinicznym przypadkiem idioty, uważa, że w tym akurat momencie istnienia tego akurat wszechświata złożonego z miliardów planet nadających się do zamieszkania i tysięcy miliardów, które jeszcze kiedyś powstaną, konieczne jest zredukowanie populacji o połowę, bo inaczej nastąpi katastrofa. I co? Planuje co kilkadziesiąt ziemskich lat przerywać swoją emeryturę w domku z werandą i po raz kolejny pstrykać palcami utrzymując zaludnienie na wymaganym przez niego poziomie? Może zrobić wszystko, ale jedyne na co go stać, to pięćdziesięcioprocentowa redukcja.
Jeśli ktoś widzi w tym sens, to proszę o wyjaśnienie.
 
Jeśli ktoś widzi w tym sens, to proszę o wyjaśnienie.

On widzi w tym sens, bo przekonał się że to prawda na planetach, które zdziesiątkował mając jednocześnie w pamięci własną planetę, na której do ludobójstwa nie doszło (tak przynajmniej twierdzi, bo widzieliśmy jedynie zrujnowanego Tytana, a nie widzieliśmy szczęśliwej Zen-Whoberi). Thanos jest przekonany, że to słuszne działanie do tego stopnia, że nie przetłumaczysz mu że się myli. Nie przyjmie do wiadomości, że mógłby użyć kamieni np. do powiększenia wszechświata czy zwiększenia zasobów, trzeba wyrżnąć połowę świadomego życia, a wtedy druga połowa będzie szczęśliwa i już, koniec kropka. Jest to bardzo głupie jeśli się nad tym zastanowić, ale on w to wierzy, jest bohaterem swojej własnej historii. Od dziesiątek, a może i setek lat lata po kosmosie i wprowadza swój plan w życie, kamienie miały jedynie wszystko przyśpieszyć.

Thanos jest uważany za tak ciekawą postać nie z powodu swojego debilnego planu. Po prostu jest ciekawą postacią z tragiczną historią w tle, okazującą uczucia i trzymającą się swojego celu, który w jego mniemaniu jest słuszny. Nie jest po prostu złym kolesiem, który chce wszystkich zabić albo zniszczyć wszechświat lub objąć go we władanie, bo tak. Jednocześnie stanowi gigantyczne zagrożenie dla herosów, bo nawet bez kamieni jest bardzo potężny i jeszcze ma na swoich usługach armię oraz 'adoptowane' dzieci, które też z niejednego pieca chleb jadły.
 
Tylko że nikt w całym filmie nawet nie próbuje się zastanowić ani podjąć tematu. Wszyscy przechodzą nad tym do porządku dziennego, jakby uznawali, że plan może i dobry, ale nieakceptowalny i tylko dlatego podejmują walkę.
Ogólnie film wygląda na zlepek dziesiątek bijatyk przerywanych żarcikami, więc nie wymagam logiki, ale plan Thanosa stanowi teoretycznie centrum fabuły, a tu nikt nic, żadnej refleksji.
 
Podejrzewam, że dla bohaterów nie było nad czym reflektować. Sam zauważyłeś -Plan Thanosa brzmi absurdalnie, dla postaci w filmie był on po prostu groźnym szaleńcem, którego trzeba zatrzymać za wszelką cenę.
 
Raczej dlatego nikt się nie zająknął na ten temat, bo wówczas trzeba by przyznać, że najpotężniejsza istota we wszechświecie jest po prostu obłąkanym durniem, który z tylko sobie wiadomych powodów uważa, że w tym właśnie momencie kilkunastomiliardowej historii znanego wszechświata rozstrzygają się losy wszystkiego. Nie miliard lat temu, nie za pięć miliardów lat, ale właśnie teraz. Ot, przestawiła mu się klapka i tak ma. Wybaczcie, ale to jest dla mnie taki poziom absurdu, że nie jestem w stanie brać fabuły (bardzo pretekstowej) na poważnie. I chyba scenarzyści i każdy, kto był odpowiedzialny za powstawanie filmu sobie z tego zdawali sprawę, bo nawet nie podjęli najmniejszej próby zracjonalizowania takiego założenia. Tak sobie wymyślił twórca komiksu (zakładam, że to na podstawie komiksu jest oparte), więc nie ma co drążyć. Nawrzucali więc mordobić i mordobijców ile tylko się zmieściło, by czymś przykryć mielizny fabularne.
I jeszcze to uzasadnienie, że zabraknie surowców. We wszechświecie z nieprzeliczalną mnogością gwiazd i prawie nieskończonym czasem na powstawanie kolejnych. Jest to prawdopodobnie odniesienie do sytuacji na Ziemi i przekonaniem, że źródłem wszelkich problemów jest przeludnienie, ale przenoszenie tego na skalę wszechświata jest tak bardzo błędne, że aż się wierzyć nie chce, że stało się osią fabuły.
Pewnie dlatego też mało kto się mocno przejął tym wszystkim. Czuć, że cała sytuacja jest niewiarygodna i właściwie tymczasowa.
Sam film jest przyjemny dla oka, ale myślenia lepiej nie uruchamiać, bo megaplan Thanosa jest tylko jedną z wielu głupotek.
Tak właściwie powinno się to kategoryzować jako ekranizację bijatyk komputerowych typu Mortal Kombat czy Street Fighter. I przypuszczam, że to film Marvela zgarnąłby laur za najpełniejsze wypełnienie czasu ekranowego scenami walk. Prawdziwszy byłby podtytuł Infinity Fight.
 
Last edited:
Nie miliard lat temu, nie za pięć miliardów lat, ale właśnie teraz.

Było to związane z historią jego planety. W czasach kiedy był młodszy był świadkiem zbliżającego się upadku i zaproponował rozwiązanie w postaci ludobójstwa. Osoby sprawujące władzę uznały go za szaleńca i odmówiły, a ten się wycofał. Po jakiś tam czasie (kilku dekadach? setkach lat? kto wie?) okazało się że miał rację i planeta popadła w ruinę, a cała populacja wymarła. On przetrwał będąc zapewne gdzie indziej. Wtedy doszedł do wniosku, że jednak jego plan trzeba wprowadzić w życie siłą i zaczął to robić. Zebrał armię i latał od planety do planety wybijając połowę mieszkańców. Potem okazało się że po jakimś czasie na tych planetach żyje się dobrze i to go upewniło w słuszności swoich działań.

Logiczne jest że kiedy ludziom będzie zbyt dobrze i zbyt dostatnio to znowu zaczną się mnożyć na potęgę i za 100 czy więcej lat znowu może dojść do przeludnienia. Thanos jednak nie myśli już logicznie, uważa się za zbawcę, a swoją metodę za jedyną słuszną.

Liczę na to że w kolejnej części Avengers odkręcą to nie na takiej zasadzie, że się dopakują i tym razem skopią mu tyłek, ale zwyczajnie przekonają go, że nie ma racji. Podróże w czasie mogą tutaj pomóc pokazać jak te w połowie wymarłe planety będą wyglądały za 10, 20, 50, 100 czy 1000 lat. Na niektórych faktycznie może rozkwitać życie w dobrobycie, ale większość zmieni się w ruinę i wtedy Thanos zda sobie sprawę z tego, że dał ciała, że jednak nie tędy droga. Tak bym to widział.

Tak w ogóle to Galactus jest podobnym typem postaci. Jasne, zjada planty z głodu, ale sens jego powstania jest zupełnie inny. Otóż ma pożerać rozwinięte planety żeby we wszechświecie robiło się miejsce na rozkwit innych. Tak działa kosmos Marvela, mało co jest przypadkiem, za to bardzo często istnieje potężna istota, która ma w tym swój udział.

Tak sobie wymyślił twórca komiksu (zakładam, że to na podstawie komiksu jest oparte), więc nie ma co drążyć.

I tak i nie. Twórcy filmu wzięli z komiksów motyw zbierania kamieni nieskończoności przez Thanosa w celu dokonania ludobójstwa na tak wielką skalę. Motywacje w tych dwóch historiach są jednak całkowicie inne. Komiksowy Thanos był nieszczęśliwie zakochany w personifikacji śmierci (wspominałem o potężnych istotach, które zawsze za coś odpowiadają, nie?). Facet miał niezbyt szczęśliwe dzieciństwo, bo był mutantem wśród swoich. Choć jego ojciec był ważną osobistością to jednak większość ludzi się go bała, pogardzała nim, nawet własna matka chciała go zabić tuż po narodzinach. Wtedy zaczęła go nawiedzać śmierć pod postacią młodej dziewczyny, a temu się wydawało, że oto wreszcie znalazł bratnią duszę. To ona w końcu zaczęła go popychać go do kolejnych mordów. Najpierw wymordował mieszkańców swojej planety (czy raczej księżyca), potem swoje biologiczne dzieci, a następnie zabrał się za innych. Śmierć wciąż go odrzucała, a ten zabijał dalej chcą ją zadowolić.

Każdy sam musi ocenić, która wersja historii ma więcej sensu. Zabijanie w celu uratowania życia czy też zabijanie żeby przypodobać się dziewczynie.
 
raison d'etre said:
Tak właściwie powinno się to kategoryzować jako ekranizację bijatyk komputerowych typu Mortal Kombat czy Street Fighter.
No chyba? To jest ekranizacja komiksu superbohaterskiego dla dzieci. Jak inaczej ją traktować? Jak manifest filozoficzny twórców?

HuntMocy said:
Każdy sam musi ocenić, która wersja historii ma więcej sensu. Zabijanie w celu uratowania życia czy też zabijanie żeby przypodobać się dziewczynie.
Jak dla mnie, motywacja z komiksów jest dużo łatwiejsza do przełknięcia i wbrew pozorom mniej głupia. Nie zakłada bowiem racjonalności działań, a działanie w afekcie, od którego nie wymaga się sensu. Jak słusznie zauważył @raison d'etre , plan filmowego Thanosa jest tak głupi, że ciężko zrozumieć, jak na tyle inteligentna istota jest w stanie tego nie zauważyć. A jeśli do tego tłumaczyć to dobrobytem na już "zdwójkowanych" (od "zdziesiątkować") planetach, to istnienie takiego dobrobytu na każdej z nich jest po prostu absurdalnym zbiegiem okoliczności, albo bardzo debilną, immanentną cechą wszechświata Marvela, dzięki której plan Thanosa faktycznie działa.
 
Dzięki za wyjaśnienia Hunt. Niby sobie zdaję sprawę, że to nie logika ani łańcuch przyczynowo-skutkowy są podstawą funkcjonowania komiksowych światów, a wyłącznie deus ex machina, ale mimo wszystko ciężko mi na sercu i umyśle, gdy stykam się z podobnymi przypadkami, co kończy się wylewem żalów i ale-jak-to-taków. Chyba jestem uczulony na taki poziom bezsensu. To alergia musi być.
No chyba? To jest ekranizacja komiksu superbohaterskiego dla dzieci. Jak inaczej ją traktować? Jak manifest filozoficzny twórców?
Zapewne by się dało przemycić trochę wartościowego przekazu przy odrobinie wysiłku, co pokazało wiele produkcji skierowanych teoretycznie do dzieci, a jednak i dorośli mogli się przy nich dobrze bawić, a nawet znaleźć w nich przyjemność intelektualną. A Infinity War wygląda jakby najpierw nakręcono dziesiątki losowych scen walk w różnorakich konfiguracjach, a następnie się zastanawiano, jak to wszystko zlepić czymś mającym pozory fabuły.
 
Last edited:
Okazuje się że Mroczna Feniks będzie miała aż trzy miesiące dokrętek. O ile same dokrętki w tego typu produkcjach są raczej czymś normalnym, o tyle czas trwania już nie, bo w trzy miesiące to cały film można nakręcić. Oficjalnym powodem jest ponoć konieczność zmian w zakończeniu. Czyżby potwierdzała się moja teoria o tym że modyfikują finał żeby domknąć całą serię filmów przed rebootem od Marvela?

Drugą opcją jest to że debiutujący na stołku reżysera Simon Kinberg po prostu nie podołał i teraz ktoś inny musi to naprawić.
 
Wreszcie dostaliśmy zwiastun Captain Marvel. Nie pokazuje za wiele, ale zapowiada się fajna rozrywka na wielką skalę.

 
Sprawdziłem nieco, któż to w ogóle jest ta pani. Perypetie komiksowe iście gargantuiczne, ale to chyba cecha wszystkich tego typu wydawnictw. Czytałem, że jednak mają w filmie zmienić jej superbohaterski background, może chociaż trochę to uporządkują. Tylko się w sumie zastanawiam, gdzie ona była przez ten cały czas, gdy Ziemia cierpiała od ataków wszelkiej maści złoczyńców z kosmosu? Przecież to jest żeńska wersja Supermana i pewnie nawet by się nie spociła walcząc z takim chociażby Thanosem. Po prostu by mu urwała całą rękę. Wszyscy ci Avengers i reszta są przy niej niczym przedszkolaki.
 
Tylko się w sumie zastanawiam, gdzie ona była przez ten cały czas, gdy Ziemia cierpiała od ataków wszelkiej maści złoczyńców z kosmosu? Przecież to jest żeńska wersja Supermana i pewnie nawet by się nie spociła walcząc z takim chociażby Thanosem. Po prostu by mu urwała całą rękę. Wszyscy ci Avengers i reszta są przy niej niczym przedszkolaki.
Pewnie to wyjaśnią w filmie. Scena po napisach w Infinity War pokazuje, jak Fury przed zniknięciem wzywa ją pejdżerem, raczej rozwiną ten wątek.

Sam zwiastun mega słaby, jako pierwsza zajawka tak ważnego filmu powinien być dużo bardziej klimatyczny - zamiast tego dostaliśmy zlepek niezwiązanych ze sobą scen i ujęć w rytmie pseudo-epickiej muzyki, z którego niewiele wynika. Nic mnie tu nie zachęciło i nie zaintrygowało. Słabizna. Oby sam film okazał się dużo lepszy.
 
Tylko się w sumie zastanawiam, gdzie ona była przez ten cały czas, gdy Ziemia cierpiała od ataków wszelkiej maści złoczyńców z kosmosu?

Myślę, że to jedna z tajemnic, które film wyjaśni ;) Już w pierwszym Iron Manie zostawili sobie furtkę do wprowadzania innych superludzi, którzy działali przed założeniem zbroi przez Tony'ego Starka. Coulson w odniesieniu do wydarzeń ukazanych w filmie wspominał, że to nie jest jego pierwsze rodeo (można założyć, że spotkanie Carol będzie pierwszym incydentem tego typu), a w scenie po napisach Fury zadał Starkowi pytanie retoryczne, że ten chyba nie sądził iż jest jedyny (choć tutaj oczywiście była też mowa o Kapitanie Ameryce, Ant-manie i Hulku). Dodając do tego scenę po napisach Wojny Bez Granic widać, że Fury miał z nią kontakt. Czemu nie wezwał jej wcześniej? Jak już pisałem, zapewne dowiemy się w filmie o jej przygodach. Obstawiam, że będzie to podobna sytuacja jak z czarownikami, którzy nie mieszali się do spraw innych bohaterów, bo mieli wystarczająco dużo własnej roboty z zagrożeniami magicznymi oraz z innych wymiarów. Carol pewnie zajmowała się sprawami w odległych zakątkach kosmosu. W obu przypadkach, do tej pory sytuacja nie była aż tak zła żeby musieli się wtrącać.

Ciekaw jednak jestem jak rozwiążą to że nikt wcześniej o niej nie słyszał. To że Fury ma tajemnice, a jego tajemnice mają tajemnice wiemy już od dawna. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie wspomniał reszcie ekipy, że jest taka laska co mogłaby rozpirzyć planetę. Czy to jednak możliwe żeby postać o tak potężnych mocach przeszła bez echa? Z zapowiedzi wynika iż większość akcji rozegra się w kosmosie więc wątek w latach '90 na Ziemi będzie pewnie krótki, ale i tak mnie to zastanawia.

Tak poza tym, liczę na to że zarówno Strange jak i Marvelówna po wydarzeniach z Avengers 4 wrócą do swoich spraw. Po pierwsze, ich kolejne solowe filmy mają szanse być dzięki temu jeszcze ciekawsze, bo będą eksplorowały inne zakątki uniwersum. Po drugie zaś, gdyby tak potężne postacie weszły do stałego składu Avengers to reszta ekipy nie miałaby sensu. Już z Visionem była masa problemów, bo ciągle musieli go jakoś ograniczyć żeby coś się działo na ekranie.
 
Po drugie zaś, gdyby tak potężne postacie weszły do stałego składu Avengers to reszta ekipy nie miałaby sensu. Już z Visionem była masa problemów, bo ciągle musieli go jakoś ograniczyć żeby coś się działo na ekranie.
Tak też właśnie i ja przypuszczam, że to jest powód, dlaczego jej nie było. Bo z kimś takim wszelki sens tracą wysiłki tych zwykłych, biednych superbohaterów. Jak tu widzowi przedstawić zmagania herosów, gdy taka jedna Kapitanowa łupnie, trupnie i po walce. A tak to dwadzieścia filmów zrobili.
 
Pojawiła się plotka, że Marvel Studios pracuje nad dwoma miniserialami na platformę Disneya. Pierwszy miałby skupiać się na Lokim, drugi na Scarlet Witch. W obu przypadkach postacie miałyby być odgrywane przez aktorów znanych z filmów wchodzących w skład MCU tj. Toma Hiddlestona i Elizabeth Olsen. Jeśli się to potwierdzi to można założyć, że w przeciwieństwie do marvelowskich seriali z ABC i Netflixa, te projekty będą ściśle powiązane z filmami.

https://naekranie.pl/aktualnosci/lo...e-seriale-trafia-na-platforme-disneya-3513354

Osobiście wolałbym żeby seriale opowiadały o innych bohaterach tak jak te z Netflixa, ale żeby tym razem całość była lepiej przemyślana i mocniej powiązana z filmami. Mogłyby się dziać na uboczu uniwersum, ale gościnne występy, jakie migawki w gazecie itd. byłyby miłym dodatkiem. Tak było na początku w Shield, ale potem wszystko się rozjechało i już w drugim sezonie ciężko było uwierzyć, że to ten sam świat. Oczywiście musiałoby to działać w obie strony i nawiązania do seriali powinny się pojawiać w filmach.

Warto jeszcze wspomnieć iż Wesley Snipes (odtwórca roli Blade'a w filmach sprzed kilkunastu lat) opowiada ostatnio, że coś się dzieje w temacie Blade'a. Lubię jego wersję postaci, ale jestem przeciwnikiem łączenia ze sobą starych i nowych serii filmowych. Robienie rebootu z tym samym aktorem też jest kiepskim pomysłem. Ciekaw jednak jestem czy faktycznie są jakieś plany czy Snipes tak tylko gada żeby zwrócić na siebie uwagę.
 
Warto jeszcze wspomnieć iż Wesley Snipes (odtwórca roli Blade'a w filmach sprzed kilkunastu lat) opowiada ostatnio, że coś się dzieje w temacie Blade'a.

Ale że jakaś kolejna część/serial z nim? Snipes się dobrze trzyma, ale to już jednak trochę dziadziuś jest...
 
Znowu mutanci kontra mutanci? Profesor X kontra Magneto? Powtórka z Ostatniego Bastionu? Przy czym wiemy, że wszystko będzie dobrze, bo Days of Future Past dało nam wgląd w przyszłość (chyba, że to oleją, bo tak, trzecia linia czasowa, bo czemu nie)? Ileż można?

W dodatku aktorka, której osobiście nie trawię i była dla mnie jednym z najsłabszych elementów Apokalipsy.

Jak rzekł Hunt, Mutants, come home. Please.

 
Sophie to straszne drewno. Najsłabszy punkt trailera i niestety główna bohaterka filmu. Całości nie skreślam, bo wcale nie odnoszę wrażenia że będzie kolejny raz Magneto VS Profesor walczący o duszę bohaterki. Ja tu bardziej widzę akcenty położone na nie tak cudownego, szlachetnego Xaviera. Ciekawy wątek, kilkukrotnie rozwijany w komiksach, do tej pory pomijany w filmach.
 
Top Bottom