Marvel Cinematic Universe

+

Marvel Cinematic Universe

  • Team Captain America

    Votes: 17 32.7%
  • Team Iron Man

    Votes: 31 59.6%
  • Team Darryl

    Votes: 4 7.7%

  • Total voters
    52
"Embrace the chaos"



Całokształt jednak mi się bardzo podoba.
 
Kurczę, mam hype.
Kolejny przykład, że ekipa mcu potrafi żonglować klimatami, które tak się różnią od siebie, a wychodzą w punkt.
Wygląda to jak Legion, tylko bardziej na poważnie. Cieszyłbym się, ale głos z tyłu głowy podpowiada że to Marvel. WandaVision też początkowo było świetne, i oryginalne, ale koniec końców poszło w swój typowy super bohaterski klimat. Więc i tu po oryginalnym wprowadzeniu pewnie pójdą tym torem... (oby nie!)
 
Porażka Sony :D

No kiepski to był film, bardzo nawet. Jako guilty pleasure sprawdzi się tylko dla fanów Leto, ewentualnie Smitha. Dla mnie ciekawa i fajna była zasadniczo jedna scena, ale ona w całości była już przed premierą na YouTube z tego co kojarzę :D A tak to próżno mi szukać pozytywów. Ale negatywy są takie, że da się pośmiać, jeśli podejść do tego na luzie :D

Mam nadzieję, że jednak uniwersum Sony sobie upadnie, bo nawet jeśli mieliby w to bagienko włączyć Spider-Mana, to nie chciałbym by filmy z nim miały poziom Venoma 2 czy Morbiusa właśnie.
 
O, paradoksalnie Patrol mnie właśnie zachęcił - bo faktycznie wszędzie płacz, jaki to beznadziejny Marvel i tragedia… a ja nic nie mam do Venomów. Jasne, że inna liga niż te „wielkie” tytuły, ale nadal całkiem ok filmy. Obczaję może na dniach, choć chciałam czekać na DVD lub inne HBO.
 
O, paradoksalnie Patrol mnie właśnie zachęcił - bo faktycznie wszędzie płacz, jaki to beznadziejny Marvel i tragedia… a ja nic nie mam do Venomów. Jasne, że inna liga niż te „wielkie” tytuły, ale nadal całkiem ok filmy. Obczaję może na dniach, choć chciałam czekać na DVD lub inne HBO.

Na Venomie 1 bawiłem się bardzo fajnie :p Dostrzegałem jego błędy, ale miał sporo kontentu, który mnie ciekawił i bawił, przede wszystkim relacja Brock-Venom, która była dla mnie czymś nowym. W dwójce dostałem to samo, ale gorzej i wtórnie, przez co film mnie nudził, ale rozumiem, że komuś może się podobać, bo to taka jedynka z nowym tłem. Natomiast osobiście nie dostrzegłem takiego elementu w Morbiusie oprócz obecności aktorów, którzy swoich fanów mają.
 
Dziwago 2:

Solidne 6.5, może 7 na 10. Olesenówna cudna, niesie ten film. Całość mega chaotyczna, czułem totalny przesyt CGI, starcia, przeciwnicy, lokacje wszystko CGI. Bardzo dobrego (na szczęście) CGI, ale ja pomału odczuwam przesyt.

Generalnie spodziewałem się czegoś więcej. Niestety czwarta faza stoi albo średniakami, albo słabymi filmami (patrzę na was, Wdowo i Shang - Chi). Dla mnie obecne MCU uratował No Way Home, pokazujący, że w multiwersum tkwi olbrzymi potencjał. Nowy Strange niczego nie urywa, ale też niczego nie psuje.

Mamy świetnie zagraną Wandę, jedną z nielicznych postaci, która dostała dobrze zrealizowany story arc po End Game i co? Olewamy zmiany i punkt wyjściowy postaci w Wanda Vision, a potem ją zabijamy. Zgaduje, że zdali sobie sprawę, że stała się zbyt potężna, szkoda tylko, że kitę odwaliła zasypując się gruzami w jaskini, a nie np. sprowadzając mutanty do MCU.

Ostatnio mam wrażenie, że kinowe uniwersum Marvela od kilku filmów stoi w miejscu. Każda jedna produkcja zapowiada jakąś rewolucję i potem się okazuje że jednak nie, jednak zostaje status quo. Świat dalej zbiera się po blipie, a multiwersum, choć niby jest, to gdzieś tam w tle i poza kilkoma cameo, nie ma większego wpływu na wydarzenia we wszechświecie MCU. Dziwago miał multiwersum w tytule, a jedyna większa konsekwencja, to zamknięcie wątku Wandy.

Wydaje mi się, że jakieś mięso zacznie się w piątej fazie (X - Men, Kang który w końcu wyjdzie z cienia itd.), a do tego czasu będą zamykane wątki poszczególnych postaci z szokującym (tylko że, póki co nie) wieloświatem w tle.
 
Ostatnio odkryłem że produkcje MCU przestały mnie jarać, głównie dlatego że większość z produkcji jakie pojawiły się po Endgame było do bani. Czarna Wdowa szrot, Loki szrot, WandaVision szrot, Hawkeye szrot, Sam i Bucky byliby akurat okey gdyby nie villanka,Shang Chi i Eternals nie oglądałem i nie mam zamiaru oglądać, dla mnie to produkcje do pominięcia, podobnie jak trylogia Iron-manów czy Kapitan Marvel. W sumie tylko No Way Home znowu mnie zachęciło do tego uniwersum, i to w zasadzie tylko przez obecność poprzednich Spider-manów i ich villanów, a nowy Strange brzmiał dla mnie jak śmietnik do którego postanowiono nawrzucać sequel Strange'a, sequel Wandavision, wsprowadzenie Amerika Chavez (Która z jakiegoś powodu debiutuje akurat w tym filmie)
Wprowadznie X-menów z Foxa i Fantastycznej Czwórki (Już widziałem opnie ludzi jadących po Krasińskim jako Richardsie)
plus jeszcze historie mające wprowadzać i spinać MCU w to całe multiversum, robione przez znanego i lubianego reżysera, którego ostatnią produkcją był Oz z Jamesem Franco. No spodziewałem się kolejnego BvS, więc miło słyszeć, że to jednak nie skończyło się katastrofą. Mimo to do kina się na to nie wybiorę, może jak pojawi się na streamingu, a kolejne produkcje Marvela też nie napawają mnie optymizmem. Waiti mi się przejadł, a obecność Portman w czwartym Thorze uzasadniam sobie tym, że Portmanówna dopiero teraz się kapła jaka kasa idzie z tego MCU i też chce z tego coś uszczknąć, mimo że ma do tego całego projektu stosunek obojętny, w poprzednich Thorach grała na odwal się i wszystko wskazywało na to że po Ragnaroku już jej nie zobaczymy. Tak więc Love and Thunder mi się nie widzi, nowi GotG też, bo mam trochę dość stylu Gunna, no a kolejne produkcje też się nie zapowiadają rewelacyjnie.
Paradoksalnie bardziej jestem ciekaw teraz nowych produkcji DC, bo teraz metoda WB robienia wszystkiego byle jak, a nóż wypali wydaje się działać. Raz dostaniemy Wonder Women 1984, a raz Jokera, raz Justice League, a raz The Batman. Czekam w sumie na Flasha, Shazama 2, Black Adama i Aquamena, choć nie wiem jak sobie poradzą z tym filmem teraz po aferze z Amber Heard.
 
No niestety, nowy Strange to dla mnie ogromne rozczarowanie.

Wybór reżysera pogrzebał film.
Bo jest to film Raimiego, wręcz ociekający kampem i - wbrew zapowiedziom - bez jakiegoś znaczeniowego ładunku dla reszty uniwersum. O ile do tej pory byłem podekscytowany ideą nowego początku z okazyjnym rozliczeniem widza ze starymi postaciami, to jednak oczekiwałem od Multiverse of Madness, że zepnie to jakoś w kupę i nada czwartej fazie jakiś kierunek. Nie było lepszej okazji, by połączyć dotychczasowe wątki z seriali i nowych filmów, ale nic z tego się nie wydarzyło.
Zamiast tego mamy mokry sen Raimiego i Waldrona, zupełnie dyskredytujący rys charakterologiczny głównych postaci, albo odzierający je z niuansu - bo byłbym w stanie zaakceptować konwencję kampowego horroru, gdyby nie fakt, że postaci straszliwie tutaj spłaszczono, a ważne bądź szokujące w założeniu momenty nie zostają z postaciami, tylko pędzą na złamanie karku na zasadzie głupiej sieczki rodem z filmu klasy B - brak tu jakiegokolwiek rezonansu emocjonalnego, bo wszystko jest dwuwymiarowe i łopatologicznie przedstawione.

Nawet camea w tym filmie, które powinny rozsadzić każdemu fanowi czaszkę, nie wybrzmiewają tutaj dobrze.
Wdowa, Shang Chi czy Eternals mają swoje problemy jako filmy, ale dodają fajne postaci i rozszerzają uniwersum w interesujących kierunkach. Mamy wspaniałą Yelenę i zarysowany w serialach wątek Dark Avengers, mamy Shanga i pierścienie, mamy Druiga, Makkari i Celestiali... A nowy Strange nie robi nic. Amerykę Chavez ciężko mi uznać za wartościowy dodatek, bo cała głębia tej postaci zawiera się w jednym zdaniu scenariusza i jej jedyną rolą w filmie jest danie głównemu bohaterowi coś do roboty.

Szkoda. Bardzo czekałem na ten film.

Jeżeli miałbym się doszukiwać tutaj pozytywów, to wymieniłbym dwie rzeczy.
Pierwsza to taka, że włodarze Marvela mieli cojones - na drugiego Strange'a obrano ostatecznie bardzo konkretną konwencję i pozwolono reżyserowi na jej realizacje bez zbytniego wstrzymywania się. Co prawda uważam, że ten kampowy horror jest łatwiej przyswajalną dla dużego targetu pozostałością po oryginalnej wizji Derricksona (który wciąż wymieniony jest w napisach, jako producent), ale wciąż jest to oryginalny, bo niewidziany wcześniej w MCU kierunek. Do tej pory tylko flirtowano z gatunkami, tutaj nikt nie "wstrzymuje ciosów".
Większa kreatywna wolność osób stojących u steru przyszłych projektów może polaryzować fanów, i tak jak tutaj wybór uważam za chybiony, tak być może trafią się jeszcze dzięki temu prawdziwe perełki.
Drugim plusem jest bezpośrednie połączenie z serialem - te przecież miały być integralną częścią filmowego uniwersum, a tworzone były jednak dość bezpiecznie i do tej pory w filmach nie wspominane. Do tego też trzeba było odwagi, bo bez "lektury" Wandavision główna oś fabularna Strange'a po prostu nie ma sensu. Także szacun.

MOM to dla mnie wypadek przy pracy, trochę studzący entuzjazm względem reszty przedsięwzięć, ale nie gaszący go zupełnie. Na wszelki wypadek zaniżam oczekiwania względem Thora, bo ten, tak samo jak MOM, bazuje na świetnych założeniach, ale wszystko zaprzepaścić może realizacja. Ufam Taice, ale wolę się pozytywnie zaskoczyć.
 
Wstrzelił mi się Szincza, bo też miałam reckę pod palcem, teraz będzie niebiesko, wybaczcie.
Możliwe spoilery, ale miejscami trudne do wyłączenia, więc lektura na własną odpowiedzialność.

Po weekendowym seansie chciałam trochę ochłonąć i zebrać myśli, co ja właściwie o tym filmie sądzę. I sądzę, że nie jest źle. Piszę to jednak z perspektywy osoby, która niespecjalnie czekała na ten tytuł. Czy to z racji braku czasu, czy też w pewnym takim dystansie do MCU, które bez kapcia i IM straciło dla mnie wiele uroku, nie czułam tu hajpu żadnego. Nie śledziłam żadnych materiałów poza trailerami, nie snułam przypuszczeń. Ot, cieszyłam się na Strange'a, którego bardzo lubię w tym wykonaniu.
I Strange'a w tym wykonaniu dostałam.
Konwencja naprawdę nie razi, jest "jakaś" i film się wyróżnia, czego np. o bardzo szablonowej Wdowie nie mogę powiedzieć. Jest też tempo (możliwe, że zawrotne, bo po seansie wyszłam cokolwiek oszołomiona), co z kolei kulało u Eternalsów. Postacie są o wiele bardziej charyzmatyczne niż w Shang-Chi, a i fabuła się tu lepiej klei, nie stanowi tylko pretekstu do pokazania azjatyckich landszafcików. Chociaż wizualnie też jest tu na bogato, co może chwilami przytłaczać.
Gdybym miała szeregować ostatnie tytuły, to doktor plasuje się za pajączkiem, za nim kopanki, za nimi patos i drętwota naszych wiecznych.

Nie brak tu minusów. Ja jestem mocno przywiązana do pierwszej fazy i już choćby z tego powodu nie będzie to raczej mój ulubiony film, nawet nie w pierwszej 10, poza tym widzę jego wady:
- przeładowanie efektami, zwłaszcza w porównaniu z pierwszym Strangem. Za mały nacisk na bohaterów i ich motywacje, może poza Wandą, ale Wanda...
- Wanda mi nie leży jako postać od początku, bo nie przepadam za niedojrzałymi neurotyczkami, które zachowują się irracjonalnie i niegodnie. Ale ok, gdyby wszyscy byli tacy dojrzali i opanowani, to nie byłoby o czym kręcić filmów ;)
- sporo postaci pojawia się bez większego sensu - tu zgoda z przedmówcą. Zmarnowany potencjał. Powinien być szczenoopad, a w imię konwencji zrobiono z nich idiotów. Niesmacznie. Duży spoiler:
Zamiast oddać jakiś honor stwistowanym na innych Ziemiach postaciom pokroju Kapitan Carter (co ja myślę o tej kumulacji kobiecości od czapy - na podobę przerysowanej akcji w Endgame - to pominę, bo to origin story, tak było), to kazano im powygłaszać sztampowe bzdety, a potem rozwałkowano w 2 minuty, co bynajmniej nie zmieniło kretyńskiego podejścia Mordo. jakie to głupie.
- Nie wiem, za co Wong ma swój tytuł, powinien go oddać i przeprosić. To się już w filmach nie kleiło, bo co to za argument, że Strange'a nie było? Nie było, ale wrócił i miażdży skillem. To przedwieczna instytucja obrońców czy korpo z przerostem ambicji?
- największy minus: zróbmy sobie kilka seriali w universum -> ograniczmy legalny dostęp do tych seriali części świata -> wypuśćmy duży tytuł nawiązujący do tego, co przeprowadziliśmy w serialach. No kurde. Ja celowo unikałam spoilerów z Wanda's Vision, bo chcę to obejrzeć, jak należy - a tu nawet nie muszę zgadywać, że są nawiązania i to takie, bez których postać bohaterki jest po prostu bez sensu.
Z rozmów wiem, że tym, którzy serial widzieli, to się przepięknie klei i "wiezie" ten film, ale dla mnie ta postać to bzdura, wolta o 180 stopni w stosunku do poprzednich "dużych" tytułów, uwstecznienie jej - wielka wojowniczka, która o mało co nie rozszarpała Thanosa, nagle wyskakuje z motywacjami na poziomie przedszkola. Czy to nie głupie z tej perspektywy?

Tl;dr
Klimat i flow tego filmu jest ok.
Ale czekam na Boga Piorunów. I tu już mam hype, bo to czysta 1 faza, w dodatku mój dream-team.
 

No i kolejny serial z MCU. Ciekawe czy podobnie jak każdy poprzedni okaże się niepotrzebnie wydłużonym filmem zmienionym na serial. Pewnie tak...
 
Obejrzałem Moon Knight i powiem, że całkiem niezłe, ale w ślepy zachwyt bym nie popadał.

Powiem tak, na pewno do realizacji nie można się przyczepić, bo tutaj seria trzymała raczej wysoki poziom i ładnie wyglądała.
Sam pomysł, oparty o mitologię egipską, ciekawy i chyba nie tak do bólu wyeksploatowany w mediach jak wierzenia nordyckie, więc tutaj plus.
Zaznaczę od razu, że pierwowzoru komiksowego nie znam, więc opieram się tylko na tworze filmowym.
denerwowała mnie tylko (czasem) zbytnia fajtłapowatość głównego bohatera, ale odkrywanie jego przeszłości (oraz sposób w jaki zostało to zrobione) i domieszanie wątku zaburzeń osobowości/psychiki wyszło na plus.

W sumie najbardziej bolało mnie takie streszczenie historii do tych sześciu odcinków (spodziewałem się tak 8-10), no i finał taki nieco zawodzący (nie mówię za to o scenie po napisach, bo tu duży plus :) ).

Z chęcią zobaczę jednak drugi sezon.
 
Z chęcią zobaczę jednak drugi sezon.
Który nie wiadomo czy i kiedy się pojawi. Taki „urok” zatrudniania do głównych ról w serialach tak zwanych A-listerów. Oscar Isaac jest rozchwytywanym aktorem i póki co nie zobowiązał się do więcej, niż jednego sezonu.

Co do samego serialu zaś, dla mnie topka dotychczasowych, odcinkowych dodatków do MCU, głównie przez odcięcie się od bagażu filmów i innych postaci. Moon Knight jest na tyle interesującą postacią, że chętnie zobaczył bym go na dużym ekranie, być może razem z Bladem, albo Daredevilem, jeżeli miałby z kimkolwiek łączyć siły.
 
Top Bottom