Mass Effect

+
Wisienką na torcie minusów jest... brak fabularnych dodatków, które najwyraźniej były planowane.
Dodatki pewnie miały być, tak jak w Inkwizycji, ale przez dość chłodne przyjęcie Andromedy zrezygnowali z nich. Trochę jak CDP RED w przypadku CP2077.

PS. Nie wiem czy przez tak długie przerwy w graniu mi się zapomniało czy też może w ogóle nie było to wyjaśnione, ale czy arka z Ryderem na pokładzie dotarła do Andromedy jakoś później?
Pierwszy do Andromedy miał dotrzeć Nexus, czyli odpowiednik Cytadeli. I to właśnie jego załoga zasiedliła wstępnie pozostałe planety. Peebee zaczęła badać tych Porzuconych, Nakmor Drack łaził po Eos walcząc z kettami, inni w wyniku buntu na Nexsusie zostali bandytami i wyrzutkami. Ludzka arka z Ryderem dotarła zgodnie z planem, chociaż członkowie załogi Nexusa się jej nie spodziewali, bo stracili połączenie przez Plagę.

Też gram na razie mam 12 godzin, więc jestem mniej więcej w momencie w którym grę skończyłem gdy grałem jeszcze przed premierą w ramach 10-godzinnego triala. Teraz mógłbym popchnąć wątek główny, ale wolę wrócić na Eos i powykonywać te poboczne zadanka.
 
Last edited:
To w mojej opinii grzebie tą grę na głębokości zasypanych chodników wyeksploatowanej kopalni węgla kamiennego. Niedawno zmobilizowałem się do rozpoczęcia kolejnej próby podejścia do ME1, jednak po prologu (choć w przeszłości moje postępy były o wiele większe) gra przegrała nawet z King's Bounty Dark Side, w które zagrywam się obecnie. Kolejna porażka Bio Ware. Wszyscy tak tą grę zachwalają, że wręcz PRAGNĘ złapać jej bakcyla, lecz wciąż mnie ona nie chwyta. Żal mi, że nie jestem w stanie zrozumieć fenomenu tej gry.
Trylogia się zestarzała (szczególnie ME1), jeśli ktoś nie grał na premierę czy krótko po, to będzie mu się ciężko wciągnąć w ten świat. Powtarzalne puste lokacje, trochę drewniane animacje (nawet w ME3 ich za bardzo nie poprawili). Właściwie gdyby gra nie miała polskiego dubbingu to bym w nią nie zagrał, a tak wciągnęła mnie i teraz z przyjemnością do niej wracam grając po angielsku (miss Shepard, bo pan S. się głosowo nie spisał).
 
[...] jeśli ktoś nie grał na premierę czy krótko po [...]
Pierwszy kontakt z grą miałem jeszcze zanim wyszła "dwójka". I to nie grafika mi przeszkadza, bo chętnie grywam w gry starsze i brzydsze - to fabuła nie chwyciła pomimo kilku godzin prób i sporej kolekcji zadań pobocznych.
No po prostu nie chwyciło i już.
 
Pierwszy kontakt z grą miałem jeszcze zanim wyszła "dwójka". I to nie grafika mi przeszkadza, bo chętnie grywam w gry starsze i brzydsze - to fabuła nie chwyciła pomimo kilku godzin prób i sporej kolekcji zadań pobocznych.
No po prostu nie chwyciło i już.
Fabularnie najlepsza jest dwójka. Może zacznij od niej. Koniecznie graj panią S.(Hale), facet jest cienki (moim zdaniem).
 
Fabularnie najlepsza jest dwójka. Może zacznij od niej. Koniecznie graj panią S.(Hale), facet jest cienki (moim zdaniem).
Dzięki, skorzystam z porady. W sumie uniwersum Falloutów też zaczynałem od d... strony: najpierw Tactics, później F2 i na końcu dopiero przeszedłem pierwszą część :D .
 
Fabularnie najlepsza jest dwójka. Może zacznij od niej. Koniecznie graj panią S.(Hale), facet jest cienki (moim zdaniem).
Coś w tym jest, ja swoją przygodę zaczęłam właśnie od dwójki, jakoś w rok po jej premierze, nie wiem właściwie dlaczego tak od zadka strony. Swoją drogą, strasznie zmaściłam ten playthrough i od razu po zakończeniu kupiłam jedynkę i przechodziłam obydwie jeszcze raz. Przy pierwszym przejściu dwójki mocno mi jednak doskwierał brak wiedzy lore'owej, nie wiedziałam o czym postaci mówią, siłą rzeczy pewne ponowne spotkania ze znajomymi nie miały tego emocjonalnego kopa, no i przede wszystkim w defaultowym savie
Wrex nie żyje
, co jest bardzo kiepskie, szczególnie jak masz potem kontynuować tego save'a w trójce.
 
Ja też zacząłem od dwójki, ale tylko dlatego bo nie mogłem zagrać w jedynkę na swoim starym komputerze z jakiegoś powodu. Chodził mi na nim pierwszy i drugi Wiedźmin, drugi i trzeci Mass Effect, ale jedynka za cholerę nie chciała iść, po paru minutach zawsze się zawieszała albo wywalało blue screen. Dopiero po zmianie kompa zagrałem w jedynkę.
 
Jedne gry są warte swojej ceny, inne nie, a która ile warta, to już sprawa indywidualna (wybaczcie ten banał). Dla mnie 200zł za trzy gry (w tym jedną ładnie zremasterowaną) i pakiety dodatków, których nie posiadałem, to cena jak najbardziej akceptowalna. Tym bardziej, że dostałem w niej jeszcze detoks od wszechobecnych otwartych światów, m.in. od Andromedy, którą ogrywałem na chwilę przed rozpoczęciem odświeżonej trylogii. Wspomnianą Andromedę dorwałem w gamepassie, bo zaliczam ją do tej drugiej grupy, i tak jak przypuszczałem okazała się grą przeciętną, jednak z na tyle ciekawym uniwersum, że postanowiłem sięgnąć po ME:LE (do tej pory zakupu nawet nie rozważałem, gdyż fanem serii nie byłem, ot przeszedłem kiedyś raz i tyle). Nie wiem czy to zasługa większego zaangażowania z mojej strony, innego buildu (J. Hale > M. Meer; biotyka > strzelanie), całkiem udanych dodatków ze świetną Cytadelą na czele, a może to nijaka czwórka sprawiła, że bardziej doceniłem poprzedniczki (pewnie wszystkiego po trochu). W każdym razie te starocie sprzed dekady wydały mi się lepsze niż je zapamiętałem. Zdecydowanie najlepszy growy zakup tego roku. Nie żałuję ani złotówki.
 
Top Bottom