Dziadu gdzieś wspomniał że za opowiadania będą jakieś plusy Postanowiłem więc odświerzyć nieco ten temat. Klawiatury w dłoń!!!Do karczmy "Pod Zgrzebną Poduchą" wszedł nieznajomy. Miał białe włosy, dwa miecze i dziwne oczy. W jego ruchach było coś kociego, coś co sprawiało, że na jego widok ciarki latały po plecach. Podszedł do lady.-Czym waćpanowi mogę służyć?- karczmarz zaczął konwersacje-Informacją. Było na ogłoszeniu ze słupa napisane że gospodarzu wiedźmina szukacie. ja jestem Geralt Biały Wilk, wiedźmin, jeden z ostatnich. Więc słucham.--Ano szukam, bo widzicie, koło stary drogi z Zabrzeszcza jest taka jama. No i był spokój, nic sie nie działo. Ale jak wybudowali ten nowy browar w Zabrzeszczu to teraz tamtędy droga karawanom z piwem. No i coś zaczęło napadać te karawany, wozy łupiło, straż mordowało, a dziewki brało. I cały interes szlag mi tera trafił, piwa mniej, to ludzi mniej. panie jak sie tego pozbędziecie to zapłacę sowicie, i antałek najlepszego dorzucę. Co wy na to?--Pójdę zobaczyć te jamę. Kto mi wskaże drogę ?--Antek...!!!- młody chłopak przyleciał pędem- Antek, zaprowadź pana gdzie tam by chciał- karczmarz wrócił do czyszczenia kufli. Geralt i Antek wyszli z karczmy.Z zaplecza wyszedł młody mężczyzna ubrany w postrzępiony, kremowy płaszcz. Znad ramienia wystawała mu kościana rękojeść długiego miecza. Na ladę spadł wypchany mieszek.-Dobrze się spisałeś. Nikomu nie mów o tym że mnie widziałeś.--Tak, panie złoty.- gospodarz był oniemiały widokiem takiej ilości złota.-Łowy na Wilka rozpoczęte-szepnął do siebie. On również wybył z gospody.Geralt jeszcze raz sprawdził czy ma wszystko. Eliksiry- są, zioła- są, miecze- są, sztylet ostry- jest. Czeluść jamy była zniechęcająco ponura. Białowłosy zanurzył się w niej.W środku było ciemno, duszno i... bardzo cicho. Geralt wyciągnął miecz. Ostrożnie posuwał się dalej. Przez kilka chwil była to tylko jaskinia, potem jednak zamieniła się w murowany szarą skałą korytarz. Im głębiej schodził, tym więcej dziwnych run zaczęło się pojawiać na ścianach Medalion na jego szyi zaczął leciutko drgać. Korytarz stawał się coraz wyższy. Po kilku chwilach przed Wilkiem pojawiły się gigantyczne podwójne drzwi. Były misternie zdobione złotem i kamieniami szlachetnymi. Nie miały żadnej klamki ani zamka, metal z jakiego były wykonane stracił swój połysk i świerzość. Medalion drgał coraz mocniej. Geralt przybrał obronną pozycje i pchnął lekko drzwi. Otworzyły się ze zgrzytem starożytnego mechanizmu. Wiedźmin wszedł do ogromnej sali. Po jej drugiej stronie był kolejne drzwi. Światło wpadało tu przez wąskie otwory w suficie zawieszonym 100 metrów nad ziemią. Drzwi zatrzasnęły się za nim.-Pułapka. Cholera jasna, jak mogłem dać się tak podejść. Dlaczego nie zwróciłem uwagi na brak śladów pobojowiska? Cholera, tracę formę- pomyślał z goryczą. Medalion szarpnął się na jego piersi. Rozejrzał się. Na drugim końcu sali stał człowiek odwrócony do niego plecami. Kiedy Geralt poszedł się, ten drugi odwrócił się. Był młody, miał kruczoczarne włosy i wąską, pionową bliznę na twarzy. W eku trzymał długi miecz o kościanej rękojeści. Jedynym elementem zbroi jaki miał były lśniące nagolenniki.- Och, Geralt, już jesteś? Właśnie podziwiałem te wężowate runy, kiedy wpadłeś. - uśmiechał się lekko drwiącym uśmieszkiem.-Czemu mnie tu zwabiłeś? Czego chcesz?- Riv coraz bardziej się irytował.-Powód jest wręcz śmieszny. Ktoś zapłacił mi niebotyczną sumę, żebym wysłał cię w zaświaty.--A co, jeśli ci powiem że już tam byłem i nie wywarło to na mnie zbyt wielkiego wrażenia? Kto cię nasłał?- Geralt miał dość tego aroganckiego głupca, ale chciał się dowiedzieć jak najwięcej o swoich wrogach, którzy mogliby dowiedzieć się o jgo powrocie tak szybko.-Nie zdziwię się. Nawet gdybym znał imie tego znerwicowanego maga który mnie wynajął, nie powiedziałbym ci. Ja sam nie jestem łasy na brzdęk-brzdęk (wiedźmin złapał go na używaniu archaicznych określeń), ale dowiedziałem się że jesteś mutantem, przejawem Chaosu. A ja ścigam wszystkie przejawy Chaosu. Stawaj, zawsze chciałem zmierzyć sie z wiedźminem- uśmieszek nie spełzał z jego twarzy.-Głupcze, myślisz że pokonasz mnie na miecze?- roześmiał się.-Dysponuję mocą o jakiej nie śniło się czarodziejom w najgorszych koszmarach.- uśmiech zamienił się w grymas.-Kim jesteś?- Geralt czuł że pod tą maską młodzieńczości kryje się ktoś o wiele potężniejszy niż z początku myślał.-Lepiej spytać- czym? Różnie mnie nazywano w różnych miejscach. Gdzieniegdzie nazywają mnie Mścicielem Czarnego Boga, gdzie indziej Nicademusem , jeszcze gdzieś Łowcą Krwi. Ale teraz używam imienia Nathaniel. Ale teraz ci ono już niepotrzebne- z tymi słowy rzucił się na Geralta.Medalion szarpnął ostrzegawczo, ale Natchaniel był niewiarygodnie szybki. Geral mógłby się założyć że nagolenniki nie są tylko zbroją. Klingi meteorytowego i adamantytowego miecza starły się ze zgrzytem. Wiedźmin nie docenił przeciwnika. Nat wywijał mieczem równie sprawnie co przeciwnik. Miał ciekawy styl. Swój długaśny mieczyk trzymał w jednaj ręce. Był szybszy. Niewiele ale szybszy. O ułamek sekundy wyprzedzał ciosy Białego Wilka. Jednak nie to zgubiło Wilka. Odezwał się ból w złamanej niegdyś nodze. Ten moment nieuwagi wystarczył by dostać nogą z półobrotu. Grzmotnął o ziemie. Miecz wyleciał mu z ręki.-No, no-Nat przyłożył mu klingę do gardła- spodziewałem się czegoś więcej, ale no cóż, nie doceniałeś mnie....Aha, mój zleceniodawca kazał mi powiedzieć ci przed śmiercią że to za jakąś....... Yen? Chyba tak...-To wkurzyło Geralta nie na żarty. Wyciągnął ręke z palcami złożonymi w znak Aard palcami. Nathaniel przeleciał przez pół sali nie wypuszczając jednak miecza i zwinnie lądując na nogach.„Chyba jednak wracam do formy” pomyślał wiedźmin.-Teraz ty nie doceniałeś mnie. - był rozsierdzony- Mów co wiesz o Yennefer! MÓW!--Nic nie wiem.- odparł ten ze spokojem- A twoja magia nie zaskoczyła mnie...- schował miecz i szepnął jakieś słowa. W zagłębieniu jego dłoni pojawiło się małe światełko-... a teraz pokażę ci prawdziwą magię, nie te żałosne sztuczki jakich używacie w tym świecie. Ale ciesze się że mogłem skrzyżować z tobą klingi.-tym razem uśmiechnął się serdecznie- Żegnaj Geralt, żegnaj i dalej szukaj swej miłości.- machnął ręka i światełko poleciał do sufitu i uderzyło oń. Wiedźmin szybko wziął miecz i zaczął uciekać do drzwi. Cała sala zaczęła się sypać, wielkie bloki skalne spadały na ziemię. Zadawało mu się że usłyszał jeszcze "Jeszcze się spotkamy!"Pędził w stronę wyjścia ile sił w zbolałych nogach. Wszystko się trzęsło. Ruiny już prawie spadły mu na głowę. Zobaczył jednak światło......Oceniajcie, wytykajcie błędy, niespójności i nieścisłości, bym mógł szlifować swój talent.