Bawiłem sie w opisanie bitwy: Bohaterowie kontra ludzie (Na nizej opisanym kontynencie owych nie ma).. Jast to dosc trudne a ja jestem poczatkujacy, wiec dajcie mi szanse i nie badzcie zbyt krytyczni
.. Wiem ze to jest cienkie..
Armia ogarnęła się w niecałe dziesięć minut. Harrad wręczył egridowi i Mithruilowi rozkazy, co do rozstawienia wojsk. Ci przekazali je setnikom. Plany wyglądały następująco. Pięćdziesięciu łuczników, na których czele stał Harrad, poszło na tyły całej armii. Pozostałych dwudziestu łuczników rozstawionych było na obu flankach, po dziesięciu. Ale nie byli to zwykli łucznicy. Zatrute, płonące i porażające prądem wielu przeciwników, siały ogromne zniszczenie. Strzelania z łuku, uczyli się oni od dziecka i prawie nigdy nie chybili celu. Wojownicy ustawili się przed łucznikami. Strategia tak prosta jak i skuteczna. Setnicy znajdowali się w drugim rzędzie, w środku wojowników. Yelad stał w pierwszym. Esgaroth przypomniał sobie dziwne słowa krasnoluda i nagle zrozumiał, o co chodziło. Ale było już za późno. Nagle wszyscy usłyszeli rytmiczny tętent bębnów. Już byli niedaleko. Egrid spojrzał na Mithruila i się uśmiechnął, widząc jak elf wręcza mu białą paczuszkę. Ludzie byli 500 metrów od nich. Dostrzegali ich coraz bardziej liczne sylwetki. Po kolei pojawiali się zza wzgórza, które przed nimi rosło. 400 metrów. Egrid coraz wyraźniej ich widział. Większość brunetów, uzbrojeni w prawie jednolite półtoraręczne miecze. 300 metrów. Czarne skórzane zbroje, stwierdził w myślach Esgaroth. 200 metrów. Egrid dostrzegł coś dziwnego. Jakieś dwadzieścia kroków przed ludźmi, szedł niewysoki, łysy mężczyzna. Lekko przyspieszył i gdy znalazł się pięćdziesiąt kroków od ludzi, po prostu zniknął. Egrida widok tego mężczyzny lekko zaniepokoił. Ale szybko o nim zapomniał, gdy usłyszał trzeszczenie cięciw łuków za swoimi plecami. Minęła jeszcze chwila i cięciwy zwolniono. Egrid i elf spojrzeli w górę. Nad ich głowami najpierw przeleciała ogromna ognista kula, wytwór Harrada, a następnie pół setki strzał. Ale nie zwykłych strzał. W połowie drogi każda strzała rozszczepiła się wzdłuż na pół i po chwili jeszcze raz na pół. Wbrew pozorom strzały nie dzieliły się na jedną drugą i jedną czwartą, ale „rozmnażały” się. Czyli z pięćdziesięciu strzał, zrobiło się dwieście. Wejście do doliny od strony północy było wąskie przez otaczające ją występy skalne, tak więc ludzie szli w rzędach po dwudziestu w każdym. Kula ognia Harrada rozbiła w pył trzy rzędy, a raniła dwa następne. Strzały, które celowane były w tylne rzędy, też zrobiły swoje. Padło od nich dziewięć kolejnych rzędów. Następne rzędy przechodziły po trupach swoich towarzyszy. Łucznicy dali im dojść trochę dalej, ale potem oddali drugą salwę. Tym razem bardziej w środek, gdyż do ostrzału włączyli się flankowi łucznicy. Tym razem padło dwanaście rzędów. W tym czasie około stu ludzi zdezerterowało, ale nikt nie mógł o tym wiedzieć. Na placu boju zostało jeszcze ponad 1800 ludzi. Potem łucznicy strzelali bez rozkazu. Nad głowami Armii Herosów, (bo tak ją później, oryginalnie zresztą, nazwano), z ogromną prędkością, leciały już w większości zwykłe strzały, ale jeszcze w wielu przypadkach ogniste, lub zatrute, z charakterystycznymi czerwonymi lotkami. Esgaroth pomyślał, jaki sens mają zatrute strzały, skoro trucizna działa jakiś czas. Dopiero po tym jak ludzie byli już przy nich, dostrzegł, że ci co dostali czerwonopiórą są bardzo osłabieni, a niektórzy z nich nawet do nich nie dobiegli. Pierwsze starcie było straszne. Ale tylko dla ludzi. Mithruil i Esgaroth widzieli je dobrze. Aż za dobrze. Wszyscy z pierwszego rzędu, celowali ludziom po głowach. W ruch poszły topory, miecze, cepy, sztylety i dzidy, a w niektórych przypadkach, nawet szpady. Pierwszy rząd walczył około dziesięciu minut. Następnie lekko się rozstąpili i zaczęli powoli się cofać, aby zrobić miejsce drugiemu rzędowi. Ten pomysł dorzucił Esgaroth do planów. Teraz, razem z Mithruilem mieli szanse się wykazać. Po pierwszej zmianie, pierwszy rząd liczący pięćdziesięciu awanturników, zabił około dwustu ludzi. Ale z pięćdziesięciu, zostało czterdziestu dwóch. Akurat był czas na zmianę, ponieważ pierwszy oddział ludzi był rozbity. Drugi dopiero nadciągał. Teraz egrid miał stanąć twarzą w twarz z ludźmi. Według plotek, na polu bitwy zostało tysiąc ludzi. Drugi oddział nadciągnął. Esgaroth już dawno miał Antira w gotowości. Pierwszy, jaki znalazł się w zasięgu miecza, był jakiś obszarpaniec z czarną brodą po pas. Egrid ciął go mocno przez mostek w dół. Antir pierwszy raz poczuł smak krwi i posoki. Ciepła ciecz polała się stróżką po palcach Esgarotha. Miejsce martwego obszarpańca od razu zajął mężczyzna o długich jasnych włosach i obłędem w oczach. Tego zabił Mithruil, prawie niewidocznym cięciem. Egrid szybko spojrzał na elfa, który zabijał z prędkością wiatru. Potem nadszedł trzeci, czwarty, piąty i następni. Każdy był jednym cięciem miecza Esgarotha. W końcu przed Antirem stanął łysy, wysoki mężczyzna o jasnoniebieskich oczach. Ta walka była trudna. Esgaroth widział kontem oka, że za tym człowiekiem nikt nie stoi. Ostatnia setka ludzi stoi dopiero na wzgórzu. Niebieskooki był szybki, ale egrid szybszy. Widać było, że kiedyś był poszukiwaczem przygód, ale czas robi swoje. Łysy ciął z góry na dół i na boki. Ale parować to dla Esgarotha była pestką, szczególnie z Antirem. Lecz niestety człowiek popełnił straszny błąd. Zamiast ciąć na Esgarotha, próbował wyrzucić mu klingę z rąk. Przy jednym takim uderzeniu, egrid cofnął lekko broń. Niebieskooki stracił równowagę i poleciał w bok. Antir przebił go niemal na pół. Widząc ludzi na wzgórzu, Esgaroth postanowił iść za ciosem i zaatakować pierwszy. Pobiegł z dzikim wrzaskiem prosto na nich. W jego ślady poszedł Mithruil, a za nim cała reszta. Ci stali dzielnie, ale do czasu. Egrid zaatakował z piruetu, trafiając w trzech nieszczęśników. Ostatnie starcie nie trwało długo. Bohaterowie odnieśli druzgocące zwycięstwo. W drugim rzędzie zginęło dziewięć osób. Od razu po bitwie, Harrad zwołał setników i dziesiętników do siebie.-Dobra robota! Ale to jeszcze nie koniec. To dopiero pierwsza fala. Następnej się spodziewamy za mniej więcej rok.- Egrid lekko podniecony zwycięstwem nie zauważył jednego. Yelad. Esgaroth szybko się rozejrzał po dziesiętnikach, ale go tam nie było. Z ciężkim sercem wrócił na pole bitwy. Przeszedł się wzdłuż linii gdzie były rozstawione rzędy bohaterów. Wśród jednolicie czarnych zbroi ludzi, wyróżniała się czerwono-niebieska tunika nabijana żelaznymi ćwiekami. Esgaroth obrócił ciało krasnoluda. Miał wielką ranę na brzuchu. Egrida ktoś chwycił za ramię. Odwrócił się i spostrzegł Mithruila. -Przykro mi z twojej straty.- Po tych słowach rozkazał zabrać ciało do Shores, aby tam czekało na decyzję Esgarotha, co do pochówku.