młoda (nie zawsze radosna) twórczość.....

+
Czerwony kaptur podrygiwał w rytm marszu.Nie zasłaniał całej jego twarzy , długie blond włosy wylewały się spod okrycia głowy , widac było smukłe rysy twarzy , obojętną minę i oczy ... bez koloru , wypełnione pustką.Skórzana zbroja cała pokryta runami zasłaniała jego korpus , nogi , aż do długich jeździeckich butów.Był jeszcze naramiennik , ogromny kawał stali przypominający skrzydło kruka , który połyskiwał teraz magicznie w świetle księżyca. Przez ciało miał przewieszony pas na którym znajdowała się pieczęć przypominająca Gwiazdę Dawida , zza pleców wystawał ogromny miecz, nieco zasłonięty przez czerwoną pelerynę przylegającą do ciała , tak ogromny i tak zdobiony pismem runicznym , że trudno pomyśleć aby ktoś go uniósł , a co dopiero walczył. Na pasach u nóg miał zawieszone dwa masywne bandolety.Teraz , gdy o północy księżyć świetcił najmocniej cały jego rynsztunek ozdobiony runami jakby lśnił.Szedł spokojnie główną ulicą , wysokie kamienice patrzyły się na niego posępnie , z każdym swoim krokiem słyszał odgłos zamykannych okiennic.Na jego twarzy pojawił się grymas ... może był to uśmiech , może co innego.Zatrzymał się i czekał...Po kilku chwilach nocną ciszę zakłocaną jedynie graniem koników polnych przerwał dźwięk przyspieszonych kroków.Z jednej ulic przecinających głowną aleję wyłoniła się kobieta.Ubrana była w modny szlechcki kolorowy strój zdobiony złotogłowiem , który kontrastował z jej czarnymi , bujnymi lokami.-Słyszałam , że mnie szukasz? - powiedziała , jej głos był przyjemny , aksamitny.Nie odpowiedział.-Zadałam pytanie , mieszańcu chędożony, półelfie zasrany! - jej głos nie brzmiał już jak wcześniej.Czerwony kaptur poruszył się , jakby dopiero teraz spojrzał na kobietę.-Zabić Cię - rozległ się metaliczny głos , surowy , chociaż jakby z nutką poetyzmu- zrobiłaś krzywdę moim przyjaciołom , teraz czas zapłaty.Czarnowłosa zaczęła się demonicznie śmiać ;-Ty chłustku ?! Ty chcesz mnie zabić?! Zmiataj stąd , dość mi już czasu zabrałeś.Właśnie miałam się przespać z wójtem ,a ty mi przeszkodziłeś . Normalnie to bym Cie zabiła , ale muszę zachować siły.Znaj mą łaskę.Półelf nie odpowiedział , po prostu zaczął iść w jej kierunku szybkim krokiem.Kobieta posłała mu nienawistne spojrzenie.-No dobra - powiedziała - sam tego chciałeś. Wykonała w powietrzu gest i zakończyła go ostrym krzyknięciem : powietrze jakby na chwilę się przerzediło a potem płomień rozświetlił nocne powietrze.Język ognia otoczył czarodziejke , jej włosy podniosły się , a zamiast ekstrawaganckiego stroju pojawiła się czarna szata i pas z nałożonymi pieczęciami pentagramów.Wyciągnęła jeden z tych artefaktów , wypowiedziała coś pod nosem i pieczęć zaczęła się podnosić , po czym zaczęła się żarzyć aż w końcu zamieniła się w ognistą kulę.Półelf nawet nie drgnął , szedł cały czas w stronę czarodziejki.Kobieta zamchnęła się ręką i z kuli wypłynął długi przewód energi , niczym wąż , który skoczył na czerwony kaptur.Mężczyzna uśmiechnął się i wypiął pierś.Pieczęć przypominająca Gwiazdę Dawida zajarzyła się białym światłym po czym przyciągnęła przewód czerwonej energi. Przez chwilę czarodziej i półelf jakby byli połączenie magicznym węzłem , zaraz po tym mężczyzne pokrył dym.Czarodziejka zaczęła się śmiać , ale nie długo , gdy dym się rozwiał zachłysnęła się i otworzyła usta ze zdźiwienia.Postać w czerwonym kapturze nawet nie drgnęła , wręcz przeciwnie , teraz wszystkie runy na zbroi i mieczu paliły się białym światłem.-To ... to ... to niemożliwe - mówiła łamiącym się głosem - Łamacz zaklęć... wy przecież nie istniejecie ...Uśmiechnął się parszywie i zaczął znowu iść w jej kierunku.Czarnowłosa desperacko wyciągnęła następne dwie pieczęcie , które po chwili zamieniły się w parę niebieskich ogników.Czarodziejka rzuciła nimi w zbliżającego się.-Precz zabójco magów , potworze! Łamacz zaklęć z niesamowitą zręcznością wyciągnął miecz zza pleców i przeciął obydwa zbliżające się ładunki magiczne , wydawało się że z każdym machnięciem mieczem runy na zbroi i mieczu nieco przygasały , ale teraz to się nie liczyło , zabójca magów podchodził do czarodziejki , powoli , nieuchronnie , jak anioł zagłady.Schował miecz za plecami.Czarnowłosa próbowała raz jeszcze wykorzystać pieczęć , ale jej ręce tak drżały , a sama była tak przestraszona że rzuciła tylko glinianym artefaktem , który odbił się od półelfa.Już przy niej stał.Zmierzył ją zwrokiem i uśmiechnął się parszywie.-Na kolana.-powiedział.Czarodziejka upadła na kolana , jej oczy pełne były łez.Łamacz zaklęć obojętnie wyciągnął bandolet zza pasa u nóg i wygrzebał z kieszeni dwa woreczki : jeden był czarny drugi brązowy z runą.Otworzył czarny i nasypał prochu do pistoletu , po czym otworzył drugi i wyciągnął z niego kulę z wybitą runą.-Wiesz , wiedźmo , to jest kula odlana z waszych magicznych run , zdziwiona? Chcesz wiedzieć skąd miałem magiczne kamienie runiczne? No cóż , odebrałem je twoim przyjacielom jak już ich nie potrzebowali.Twoje też pożyczę, dobrze?Czarodziejce szczękały zęby , po policzkach lały się łzy , ciągała nosem.Zabójca magów wrzucił kulę do pistoletu , wyprostował teraz rękę w którym trzymał bandolet i przystawił jej lufę do czoła.Czarodziejka zaczęła mówić łamiącym się głosem.-Wiem , o kim mówisz , wiem że mnie kochał.Półelf nie odpowiedział.-Ja też go kochałam.Łamacz Zaklęć spojrzał jej w oczy , a ona w jego...ujrzała w nich pustkę.Ptaki z gajiku nieopodal placu zerwały się z drzewa i odleciały w pośpiechu.
 
BlizarizRivii said:
Czerwony kaptur podrygiwał w rytm marszu....
Według mnie całkiem nieźle napisane. Znowu trochę potknięć (głównie literówki, ale też nadal nie trzymasz zasady, że przed kropką czy przecinkiem nie zostawia się odstępów, a po nich się powinno, no i nie "gajiku" tylko "gaiku") i dziwnie dobranych słów ("przewód energii"? może "strumień energii", albo "promień"... "przewód" odnosi się do czegoś, co przenosi jakąś zawartość, w tym przypadku przewód przenoszący energię; bardzo się to po prostu kojarzy ze zwykłym kablem elektrycznym; no i jeszcze ta "Gwiazda Dawida" - czyżby w opisywanym przez Ciebie świecie występował takowy symbol pod tą właśnie nazwą?).Wracając do treści, to po pierwszym zdaniu spodziewałem się kolejnej alternatywnej historii czerwonego kapturka. Potem - po przeczytaniu o ogromnym mieczu (i naramienniku) - przyszły mi do głowy modne ostatnio anime i gry komputerowe z postaciami z obowiązkowo nieprawdopodobnie wielkimi mieczami. Przy rozwinięciu tej historii spodziewałbym się więc wiarygodnego wyjaśnienia powodów stosowania tak niepraktycznego oręża.W każdym razie całkiem nieźle się to czyta.
 
Żeby coś stworzyć trzeba mieć podstawy, fundamenty do swojego pomysłu. Znam wiele osób które miały dobry pomysł na początek, ale wszystko potem legło w gruzach, bo nie wiadomo co dalej. Ja, nie chcę się chwalić, stworzyłam już "coś". Nie jest to cegła, nie ma miliona stron, ale jest ciekawa i wciągająca. No bo o to chodzi w dobrej lekturze...
 
To, czy jest ciekawa i wciągająca powinien chyba oceniać czytelnik, a nie autor :)Dobry pomysł na całość głównego wątku fabuły (a nie tylko na początek czy sam środek lub koniec) to oczywiście podstawa. Są jednak i tacy twórcy, którzy potrafią nadrobić braki w treści doskonałą formą. Oczywiście znacznie lepiej jest nadrabiać braki w formie doskonałą treścią :)Sam nie tworzę, więc moje wynurzenia na ten temat należy traktować ze znacznym przymrużeniem oka (albo wręcz z klapką na jednym oku i maską spawacza na całości), ale jakoś tak lubię myśleć, że coś wiem i że komuś może się ta moja niby-wiedza do czegoś przydać. :)W każdym razie życzę powodzenia z mniejszymi i większymi dziełami literackimi!
 
Oho, co za wrodzona skromność :). Gdybym ja tak mówił o swoich własnych pracach, to raczej nikt by mnie nie lubił :).
 
E, bez przesady. to moi czytelnicy tak mówili nie ja ;D. A co ja mam powiedzieć? Że jest beznadziejna?"- Chcę żeby wrócił!Nie wrócił.Zaledwie garstka wróciła z bitwy o Zielony Most. Nie można żyć przeszłością, ale przeszłość to najlepsza lekcja życia. Tak brzmiała mądrość żony siwowłosego przywódcy Crownów, Diany. Żył on w przekonaniu, że pewnego dnia zdobędzie Equitium. Rodził w sobie chęć zemsty za króla, pielęgnował nasiono zła. Ze złością i nienawiścią patrzył w tył, na wydarzenia z przeszłości. Nie patrzył jednak w przód, na to co może się zdarzyć. Potknął się o przeszkodę, której nie widział zaślepiony nienawiścią. Przywódca nie nauczył się niczego, z lekcji czasu. Popełnił ten sam błąd, co król za czasów pierwszej wojny. Nie docenił wroga. Polegli obydwaj. Z tymi samymi wściekłymi minami, z tym samym obłędem w oczach. (...)"Prolog jest dłuższy. Wiem, że słowa się powtarzają, aczkolwiek czekam na opinię. ( jestem amatorką, proszę o zrozumienie)
 
Jak mówili czytelnicy, to git, ale i tak zachować pokorę najlepiej :p. Naprzykład ja uważam wszystko, co piszę za szajs ( nie każe nikomu brać przykładu, absolutnie!! Po prostu ja tak mam ).A co do fragmentu... Ee... troche za krótkie, żeby ocenić. A pomijając powtórzenia, też znajdzie się kilka błędów."Ze złością i nienawiścią patrzył w tył, na wydarzenia z przeszłości. Nie patrzył jednak w przód, na to co może się zdarzyć."Forma trochę razi, możnaby to nieco zmienić ( może zamienić "w tył" i "w przód" na "przeszłość" i "przyszłosć"? Zrezygnowałbym z jednego z epiterów ( złość, albo nienawisć ). Może znaczą coś zupełnie innego, ale wydaje mi się, że gryzą się w takim zestawieniu. Szczególnie, że "nienawisć" pojawia się w kolejnym zdaniu - które, nolens volens, jest dobre.)"Popełnił ten sam błąd, co król za czasów pierwszej wojny. Nie docenił wroga. Polegli obydwaj. Z tymi samymi wściekłymi minami, z tym samym obłędem w oczach. (...)"Nie wiadomo w sumie, o co chodzi? Tzn, umarł teraźniejszy król i ten z przeszłości? Jeżeli tak, to możnaby zmienić nieco trzecie zdanie np.:"Popełnił ten sam błąd, co król za czasów pierwszej wojny. Nie docenił wroga. I podobnież, jak on - poległ. "Poza tym fragment: "z tymi samymi wściekłymi twarzami" nie wydaje się zbyt poprawny ( pomijajac nawet mój wcześniejszy zabieg ). Radziłbym nieco przerobić, może tak:"Z tą samą zaciekłością na twarzy, z tym samym obłędem w oczach." ??Natomiast "Popełnił ten sam błąd..." przemianowałbym ( z racji późniejszych powtorzeń ) na: "Popełnił identyczny błąd...".Finalna wersja fragmentu ( po moich przeróbkach, Ty możesz zrobić to oczywiście inaczej :) ) wyglada tak:"Popełnił identyczny błąd, co król za czasów pierwszej wojny. Nie docenil wroga. I podobnież, jak on - poległ. Z tą samą zaciekłością na twarzy, z tym samym obłędem w oczach."Naprawdę ciężko ocenić na podstawie kilku linijek :). Ogólnie nie jest złe, ale wydaje mi się baaaardzo sztampowe. Wiesz - w fantasy naprawdę trudno wymyślić coś nowego i dla mnie jest to gatunek raczej nudny ( z małymi "pieczarkami na kupie nawozu", jak AS albo David Eddings ). Chociaż zeszloroczne Kacze Pióro pokazuje, że jednak fantasy głownie wygrywa konkursy, cóż... Więc nie poddawaj się i nie zwracaj uwagi na mój uraz do tego gatuku :p. Pisz, ćwicz dużo, dawaj do czytania innym i proś o oceny, poprawki - osoba pisząca ma problemy ze znalezieniem własnych błędów.
 
Mam podobne odczucia w odniesieniu do tego fragmentu, chociaż jak zwykle nie bardzo potrafię sprecyzować co jest nie tak. Mi chyba najbardziej przeszkadza to, że w tym fragmencie starasz się upchnąć za dużo na raz. Pojawia się w nim zbyt wiele faktów / informacji jak na tak krótki fragment. Zdania są krótkie, rwane, prawie z każdym zdaniem wskakujemy w nieco inny temat.Może gdyby fragment opisywał wszystko nieco głębiej, nieco wolniej, to czytałoby się to lepiej. Jako czytelnik miałbym czas na oswojenie się z każdą nową informacją zanim pojawi się nowa. Myślę, że byłoby to lepsze rozwiązanie w tym przypadku. Gdyby chodziło o opis, który ma faktycznie narzucić celowo tempo czytelnikowi (np. scena walki / bitwy, jakiś moment kulminacyjny), to OK, ale coś takiego można zastosować tylko co jakiś czas w jednej książce - cała książka w takim stylu po prostu by była męcząca.Jeśli chodzi o treść, to nie zapowiada się źle, ale na podstawie tak krótkiego fragmentu trudno to ocenić.
 
To jest do części drugiej. Fragment jest i owszem krótki. Pierwszy tom też jest krótki ( zaledwie 50 stron ) ale stworzyłam coś i nie mam zamiaru zostawiać tego ot tak, żeby tylko zajmowało miejsce na komputerze. Stworzyłam postacie, dałam im charakter. Wymyśliłam nawet jakieś nowe stworzenia ( i tak jest parę motywów z innych książek ). Wezmę sobie wasze rady do serca, ale będę pisać dalej, bo kto wie może coś z tego będzie. Dziękuje za rady i życzęmiłej nocy. :)
 
No, ja własnie zachęcam do dalszego pisania, bo siedząc na dupie, jeszcze nikt, nigdy, niczego nie osiągnął :p. Prócz George'a W. Busha, bo jemu wszystko tatuś zafundował ;).A oczywiste jest, że każda osoba pisząca jest zadowolona przynajmniej z części postaci - a jak myśli jakieś nowe stworzenie, to już całkiem. Nikt nie ma nic przeciw temu. Fajnie tak, kiedy w Twojej głowie żyje sobie piątka ulubionych bohaterów. Trzeba jednak dużo praktyki, aby na kartce papieru byli tak samo realni, jak w umyśle.
 
[pre]Oto prolog z mojego nowego dzieła (jestem przy tworzeniu drugiego rozdziału, ponieważ całą książkę piszę od nowa). Jestem ciekaw czy komuś się spodoba, jeśli tak proszę o komentarze i linki, gdzie bez problemu można zamieścić rozdziały kolejne z mojej książki, być może zainteresuje to innych. Sądzę, że cały pomysł na książkę jest dobry, ale zapewne wykonanie pozostawia sobie wiele do życzenia. (Uwaga! Tekst przed poprawkami ortów i interpunkcji).Prolog Opadła zakurzona, oprawiona w skórę księga. Zakapturzona postać przesunęła palcami pomarszczonej dłoni po oprawie, omiatając ją z kurzu. Przewróciła okładkę, przypatrując się nikłemu płomieniowi świecy. Ta księga miała być ratunkiem. Wybawieniem. Spisaną mądrością elfów. Ilirae Aecteal - głosił tytuł. Postać zaczęła kartkować księgę. Wosk powoli kapał z okolic knota, pozostawiając białe, zastygłe krople na brzegach świecznika. W pomieszczeniu było ciemniej niż w jakiejkolwiek piwnicy. Ścian nie było widać z miejsca, w którym stała zakapturzona postać, a był to środek pomieszczenia, gdzie znajdował się stojak na księgi. Niewidoczne ściany obstawione były regałami i pułkami, na których spoczywały od wieków zamknięte księgi i nie rozwijane od niepamiętnych czasów zwoje pergaminów. Przy wyjściu, prowadzącym krętymi schodami na górę, były umieszczone uchwyty na pochodnie. Postać poruszyła się niespokojnie, gdy dotarła do szukanego miejsca. Na jej twarzy zagrał nagły błysk płomienia. Zielone jak szkarłat oczy, wyraźnie zabłysnęły spod kaptura. - Aecteal Mithrilum Erasium. – śpiewnym głosem postać odczytała napis zajmujący dwie pełne kartki. Głowa obróciła się w stronę wyjścia, na twarzy, rozświetlonej na chwile, widać było jakby grymas, który miał być wyrazem zadowolenia. Ręce otoczyły na chwilę płomień świecy, jakby chłonąc jej ciepło. Od strony wyjścia doszły postać głosy i jakby dźwięk kroków. Postać na powrót zwróciła się ku księdze, nie spiesząc się przewróciła kartkę. Jej oczomukazały się słowa prastarej mowy, pisane pochyło. Zawierały one prawdę o przyszłości, według pewnej elfki żyjącej około pięćset lat temu. Elfie słowa przepowiedni głosiły:
Z nadejściem krasnoludzkiej potęgi nastąpi nasz koniec.Nieświadomi i zwycięstwami swymi zaślepieni nie dostrzeżemy go.Jedna tylko osoba, a nie będzie to elf, krasnolud, gnom ni nawet niziołek, a człowiek.Kobieta, niegdyś podróżująca z ukochanym,na czele ich wojska w wojennych barwach wstąpi na ziemie elfów,lecz nie by grabić i zabijać, ale by zjednoczyć.Będzie w stanie podnieść nas z klęczek i przywrócić zdolność widzenia.Wtedy zapanuje ona, która przeciwstawi się radzie.I przetrwamy.​
Dźwięk kroków był coraz wyraźniejszy, postać odwróciła się zgarniając księgę pod płaszcz i tym samym ruchem przewracając świecę. Wosk rozlał się po kamiennej posadzce, płomień zgasł, po zetknięciu się z zimnym kamieniem. W wyjściu pojawiła się pochodnia. Postać wykonała szybki gest. Mrok rozjaśniony nagłym błyskiem niebieskiego światła odkrył z cienia twarze elfów, stojących w wyjściu. Postać rozpłynęła się pozostawiając po sobie tylko leżącą na ziemi świecę.[/pre]​
 
Temerius siedział nad książka w karczmie „Ognista przystań”. Była to najstarsza, a zarazem najdroższa karczma na Najorce kraju, który słynął z dużych plaż i dobrego wina. On sam siedział przy stoliku schowanym w cieniu pochylając się nad książka i regularnie popijając piwo. „Człowiek to najgroźniejsza bestia na świecie . Zmyślna i przebiegła. Korzysta z każdej sytuacji by zabić albo uciec”. Temerius zaśmiał się po cichu patrząc na przeczytany fragment i spojrzał na okładkę. Była wykonana ze złoto czarnej skory i miała wygrawerowany napis „Najgroźniejsze stworzenia świata”. Temerius wrócił do lektury. Piwo prawie się skończyło. Drzwi do karczmy się otworzyły. Weszło troje dobrze uzbrojonych ludzi, którzy kierowali się w stronę gospodarza, który stał przy barze. Gospodarz karczmy stary poczciwy człowiek spojrzał na idących w jego kierunku mężczyzn. Odwrócił się tyłem do baru i z nerwów zaczął wycierać czystą już szklankę. Na Najorce nie nosiło się broni bo był to spokojny kraj więc widok uzbrojonych postaci przestraszył karczmarza. - Witaj gospodarzu – odezwał się jeden z nieznajomych – szukamy noclegu i pewnej osoby. Możemy dużo zapłacić za informacje – mówiąc to odchylił skórzaną kurtkę ukazując sztylet i duży woreczek prawdopodobnie wypełniony złotem.- Pokój momy ale tylko na dwie osoby. Szanowny panie – Odpowiedział gospodarz – a co do informacji to pytojta ale pierw złoto.- To z pokoju nie skorzystamy. Nie bądźcie materialista dobry człowieku. Powiedzcie nam czy nie zatrzymał się ostatnio u was bogaty młodzian ? – Zapytał się drugi nieznajomy sennym głosem.- Może i zatrzymoł się, ale jak godołem nic nie powiem bez malej darowizny.- Co się z tymi ludźmi dzieje. Macie te chędożone złoto – podał mu mieszek - i gadajcie.- Tak zatrzymoł się. Mieszko on na 4 piętrze po lewej. Zwą go Tymeriusz czy jakoś tak. Ale teraz go tam nie mo.- A gdzie jest ?- Siedzi tam. Na końcu. Widzicie ?- Widzimy, widzimy. Dziękujemy za informacje dobry człowieku.Nie czekając na odpowiedź karczmarza podeszli do wskazanego mężczyzny.- Witaj królu – odezwał się jeden z nich.- Nie tak oficjalnie. Jake nie było problemów? Siadajcie – odpowiedział król wskazując na wolne miejsca koło jego stolika.- Nie, nie było. Nikt się nie zorientował kim jesteśmy – odpowiedział mężczyzna w okularach nazwany Jake.- Dobrze. Mówcie czego się dowiedzieliście.- Ja usłyszałem jak jeden wieśniak chwali się swojemu sąsiadowi że dostał nową ziemie od królowej, ale dopiero będzie mógł ją zobaczyć w przyszłym tygodniu. Sprawdziłem to. Okazało się, że naprawdę dostał ziemie tylko że Rivenowie jej jeszcze nie mają. Bo to jest nasza ziemia na zachodzie.- Cholera jasna. Coś się szykuje i to na serio. Dziękuje ci Filimisie.Filimis kiwnął głowa i wypił trochę piwa z kufla Temeriusa.- Ej karczmarzu przynieś nam trochę piwa. Najlepiej cały antałek. – zawołał Temerius. Karczmarz szybko pobiegł na zaplecze i po chwili dysząc ciężko niósł ubrudzony antałek piwa.- Dziękuje ci dobry człowieku. Możesz odejść – poczekał aż gospodarz odejdzie i wypił łyk piwa – Będę musiał chyba wrócić do kraju . Coś jeszcze wiecie?- Tak. Mamy szpiega. – Łyknął trochę piwa i wytarł usta rękawem - Jest nim Milakos Evene. Bardzo doświadczony general. Ostatnio na jego konto weszła całkiem przyzwoita sumka. Powiedział mi o tym Krasnolud z tamtejszego banku.- Ten Milakos, który dowodził w bitwie o Orenie ?- Tak ten – Odpowiedział trzeci mężczyzna popijając alkohol.- A Ty Lakosie czego się dowiedziałeś?- Ja przez cały tydzień śledziłem Evane. Nie było łatwo bo jest pilnowana cały czas przez swoją nadworną straż. Ale widziałem jak spotkała się w środę koło północy w karczmie z Władimarem. Długo o czymś rozmawiali. Później poszli na górę. Nie wiem po co bo jak próbowałem się tam dostać to mnie wywalili z karczmy i grozili, że mnie powieszą.- K***a mać. Rozumiecie ? Władimar jest posłem Kereni, więc ona próbuje się z nimi skumać. A jak to zrobi to nie mamy szans. Lakosie ty nadal śledź Evane. W dwaj ruszajcie do Kereni. Macie dowiedzieć się wszystkiego o ich stosunkach z Rivenami. Ja ruszam do Temerii. Tylko się spakuje.- Dobrze. Do zobaczenia Królu.Dwa dni później. Temerius zatrzymał się przed mostem prowadzącym do miasta. Zsiadł z konia i spojrzał na swoją stolice Leonie. Najstarsze miasto w Temerii i na całym zachodzie. Zbudowane z pomocą krasnoludów i elfów. Pałac, karczmy, sklepy, banki, teatry, kantory i burdele. Uznawane za stolice rozrywki i zabawy. Miało też i swoje złe strony. Nie było by dnia bez kradzieży albo bijatyki. Ulice nocą w tym mięście były niebezpieczne. Wiele grup przestępczych ma tutaj swoje korzenie. Tutaj urodził się znany gangster Jednooki Fin. To tutaj szalony magik wymyślił nekromancje zakazaną dziedzinę magii praktykowaną przez wielu czarnych magów.Król przywiązał rumaka do starego drzewa i przeszedł przez most. Zamiast skręcić w prawo do bramy poszedł prosto pod mur.Będąc małym dzieckiem znalazł tajne przejście prowadzące do samego pałacu. Właśnie przed nim stał. Stuknął palcem cegłę. Powiedział przekleństwo w języku elfów i ukazał się przed nim korytarz prowadzący w dół. Temerius odważnie zrobił pierwszy krok w ciemność.Król Temerii wszedł do sali. Wszyscy ucichli do półki się nie odezwał :- Co się z wami dzieje? Gospodarka leży, stan wojenny wprowadzony, stosunki dyplomacyjne z Rivenami zerwane. W rzyciach sie wam poprzewracało czy jak. I jak tu można sobie odpocząć, gdzieś wyjechać - Skończył mówić, wszyscy patrzyli się na niego. Rozejrzał się po komnacie. Była to dobrze oświetlona duża sala. Na środku stał duży prostokątny stół wykonany z cisowego drewna. Był przykryty biało czarnym obrusem, który miał wyszytego złotego gryfa godło Temerii. Do stołu było dostawione 25 krzeseł też z cisowego drewna i jeden złoty skórzany tron na, którym siedział nonszalancko stary i bardzo gruby mężczyzna. Na każdym krześle ktoś siedział oprócz jednego na samym końcu.- Ale wasza Wysokość miała wrócić dopiero za tydzień. Król powinien być teraz na wakacjach w Najorce zachodniej - Powiedział to stary człowiek ubrany w złoto szare szaty, który siedział najbliżej wejścia do Sali.- Chędożyć wakacje chędożyć Najorke. Kraj sie rozpada to musiałem wrócić.- Królu Temerisie my nad wszystkim panujemy spokojnie.- Zawrzyj pysk. Teraz ja mówię. Panujecie nad wszystkim ? To dlaczego jesteśmy na granicy wojny?- Bo Rivenowie najdroższy Temerisie powiesili kilku naszych kupców tylko za to że przekroczyli granice w najkrótszą noc roku, kiedy mają święto urodzaju, a celnicy byli spici wiec się trochę zabawili - Powiedział to grubas siedzący na tronie. Temeris przypuszczał, że Rivenowie znajdą błahy powód by rozpętać wojnę.- A mowa o wieszaniu jeśli za chwile nie zejdziesz z tego tronu to ja każę cię powiesić - Rzekł Temerius.Mężczyzna szybko wstał z tronu i pobiegł zająć miejsce na końcu stołu, a król usiadł na swoim miejscu.- To teraz do rzeczy - rozpoczął Temerius - trzeba wysłać kilku posłów do Rivany z prośbą o zawieszenie broni albo pokój. Najlepiej dziś wieczorem by byli na rano. A na wszelki wypadek wzmocnić obronę przy zachodniej granicy …. a i jeszcze przy północnej.- Północnej ? Przecież tam leży Kerenia, która jest neutralna - Zapytał z zaciekawieniem najmłodszy mężczyzna z pośród zebranych, który siedział na prawo od tronu, a przed nim na stole leżała sterta papierów, a on sam trzymał mapę. - Wiem że jest neutralna - Powiedział król - i właśnie dlatego wzmocnimy tam obronę. Rivenowie mogą się dogadać z Kerenami, którzy mogą pozwolić na wkroczenie rivenskich wojsk na swoje terytorium - Skończył mówić, a wszyscy patrzyli na niego ze zdziwieniem. Albowiem nie wiedzieli że Temerius miał swoich informatorów i był wspaniałym strategiem, ale jeszcze nie miał okazji się wykazać ponieważ został wybrany na króla w wieku 22 lat, a teraz mając 25 lat nadal jest najmłodszym królem w historii Temerii. W ciągu jego panowania niebyło żadnych wojen i buntów. Później czasy kiedy rządził Temerius będą nazywane wielkim urodzajem. - A bym zapomniał mamy szpiega - zapadło milczenie - moi informatorzy donieśli mi o tym dwa dni temu, wiem także kto nim jest - wszyscy popatrzyli po sobie - wstań Milakosie Evene - owy mężczyzna wstał. Była to osoba średniego wieku dobrze zbudowana. Miał krótko przystrzyżone włosy jak żołnierz i kilka blizn na twarzy. Był ubrany w czarną kamizelkę z wyszytym na piersi gryfem i brązowe spodnie z drogiego nie mającego jeszcze nazwy materiału. Do jego żelaznego paska była przyczepiona złoto srebrna pochwa (taka którą dostawali kapitanowie albo generałowie w Temerii ) a w niej długi dwuręczny miecz z ozdobną rękojeścią - Dlaczego mnie zdradziłeś ?- Ha ha ha – Zaśmiał się głośno – zdradziłem cię ponieważ tamci dali mi tyle złota że bym mógł kupić cały ten chędożony pałac razem z tobą - powiedział Milakos z uśmiechem na twarzy - a ty jesteś za młody na króla, masz za mało doświadczenia. I nienawidzę cię skurwysynie. – Wyjął nie wiadomo skąd sztylet i rzucił nim w króla. W ciągu zaledwie kilku sekundowego lotu broni zdarzyło się coś czego nie przewidział zdrajca. Osoba, która siedziała najbliżej króla rzuciła się w jego stronę zasłaniając go przed atakiem. Temerius przeżył, ale jego wybawiciel dostał sztyletem w samo serce i upadł na kolana króla. Broń po trafieniu zniknęła. – Nie ! Nie ! Nie ! To miało być dla ciebie - wszyscy byli w szoku, jedynie strażnicy już biegli w jego stronę z okrzykiem bojowym, a on zrobił kolejną niespodziewaną rzecz. Wyjął swój miecz z pochwy i wbił go sobie w brzuch, po chwili osunął sie na ziemie z niemym krzykiem bólu na twarzy.- Zabrać mi ich stąd. - Powiedział król zwalając ciało z kolan - Milakosa spalić dziś o północy. Ognisko rozpalić przed wschodnim wejściem do miasta, a tego ktoś zna? - Zapytał sie król wskazując na osobę, która go uratowała.- Ja znam. To Lajanos Fisit minister do spraw rolnictwa, którego wybrał lud - Odrzekł strażnik- A miął żonę albo dzieci? - Zapytał sie Temerius- Tak osierocił 6 dzieci i owdowiał Iljane te barmankę z karczmy ,, Pod rozbrykanym Miniasem ''- Hmm... Odznaczyć go i dawać co miesięczną rentę jego rodzinie wysokości 2500 złotych marek do uzyskania dobrej pracy przez jego najmłodsze dziecko - Zakończył Temerius- Dobrze królu. Bedzie jak każesz - Odrzekł jeden z radnych- Możecie już iść. Ogłaszam żałobę do jutra wieczorem kiedy to uroczyście odznaczę Lajosa za zasługi dla państwa – Obwieścił król.Wszyscy wstali i zaczęli powoli opuszczać sale. Po chwili został tylko król i dwaj strażnicy, którzy już wrócili na swoje miejsce przy starych dużych drzwiach.O północy spalono zdrajcę jak rozkazał król. Słonce powoli wschodziło nad pałacem królewskim. Temerius jeszcze spal. Drzwi wejściowe otworzyły się ze skrzypieniem i ktoś wszedł do komnaty. Król śpi. Zakapturzona postać podkradła się do śpiącego króla i wyciągnęła błyszczący sztylet. Zabójca trzymając broń oburącz zatrzymał sie nad klatką piersiowa władcy i wypowiedział kilka słów w dziwnym języku. Sztylet zabłysnął zielonym światłem. Król otworzył oczy. Bez imienny morderca wbił sztylet w ciało króla nim ten zdołał co kol wiek powiedzieć. Król umarł. Zabójca odsunął się od ciała Temeriusa zostawiając broń w jego ciele. I znowu wypowiedział kilka słów. Zniknął. Ludzie gadali że popełnił samobójstwo albo, że zabiła go żona żądna władzy i zemsty (Temerius słynął także z tego, że ”nie z jednego kufla piwo pił”) , ale nikt nie znał prawdy i nikt nie miał jej poznać.Ale ……………….. Młody chłopak obudził się z krzykiem mając jeszcze przed oczami scenę śmierci.
 
To może i ja ;) PrzedmowaSłońce jeszcze nie zdążyło ujawnić swej obecności na niebie, tylko różowa otoczka delikatnie rysująca się ponad górami Srebrzystymi mówiła o tym, że zaraz rozpocznie się nowy dzień. Czerń nieba powoli przeistaczała się w ciemny granat. Zwierzęta polujące nocą powoli udawały się na spoczynek, w humorze zależnym od wyniku łowów. Wiatr bezlitośnie burzył i miętosił zalegające wszędzie stosy liści.W tak ciemnym i gęstym lesie, jakim był las Mariborski można było jeszcze nie uzmysłowić sobie, że zaczyna się nowy dzień. Kolejny dzień leczenia ran po wojnie, która tylko pozornie zmieniła wszystko, tak naprawdę nie zmieniło się nic.Owszem, była wielka, ba, ogromna nawet , ale nie ma wojny, która położyłaby kres wszystkim wojnom. Dalej ludzie, elfy, krasnoludy i inne „rozumne” istoty zabijały się namiętnie. A to o wolność, a to o szlachetne ideały, czyste jak łza dziecka i pupa elfiego niemowlaka, a to, że ktoś przeleciał cycatą córkę miejscowego kowala i zrobił jej dziecko. Jedynym plusem takich zajść, było to, że babunie w trakcie prania miały temat do obgadania zamieść pleść bzdury o polityce. Królowie nadal kalkulowali, czy lepiej zdobyć ziemie sąsiada poprzez zagarnięcie czy lepiej otruć sąsiedniego monarchę i ożenić się z wdową po niechcianym konkurencie. Czarodzieje ciągle kombinowali, jak zwiększyć swoje wpływy. Więcej manewrowali językiem, aniżeli czarowali. Chłopi odbudowywali spalone wsie, zasiewali na nowo pola, i nie rozumieli czym znowuż zawinili. Przecież zapłacili wszystko w czasie! Czemu? Czemu? Za co? Tułający się po świecie kuglarze, pseudo-magicy, i jędze zawsze gotowe wywróżyć przyszłość z brudnej talii kart za garść orenów dalej wędrowały od wsi do wsi, wyganiane przez krzyki co bardziej oświeconych mieszkańców. Mówiąc w skrócie, nie ma takiej siły, która położyłaby kres wszelkiemu skurwielstwu, stąpającemu po świecie bez żadnych problemów, a często w blasku chwały.Niekiedy nawet zawodowi rzeźnicy i łowcy głów poszukujący pracy wpisywali w swoje curriculum vitae masakry w których uczestniczyli, znanych ludzi których zamordowali, nazwiska zawodowych rębaczy, których nasz rębacz zarąbał, oraz referencje od poprzednich pracodawców. Bywały i takie przypadki, że referencje wystawiała ta sama osoba, która widniała na liście trofeów. Cóż, to pokazuje nie tylko dwulicowość zleceniobiorców, ale także daje do myślenia, jak nisko upadł ten zawód. Nie było już żadnych honorowych kodeksów, liczyło się tylko dostarczyć dowód, odebrać kasę, spić się w trupa, i wydać połowę nagrody w pierwszym napotkanym bordelu. Dylematy w stylu: „mniejsze zło czy większe dobro, a może jest złoty środek?” zostawiono tylko i wyłącznie do rozważania dla uczonych ze stałą pensją, których sponsorował skarb państwa, ewentualnie żyjących na utrzymaniu jakiegoś bogatego barona czy też grafini, która chciała się pochwalić, że naukę wspiera. Tacy ludzie nie wiedzieli co się dzieje na bożym świecie, a jeśli wychodzili ze swoich zawalanych książkami albo aparaturami chemicznymi domostw (w zależności od wyznawanej dziedziny nauki), to tylko na herbatkę do innego uczonego, albo na zloty naukowe. I mimo przeogromnych ilości czystego destylatu, korzystali z niego tylko w celach naukowych. Czyste marnotrawstwo, a przecież to grzech. Mogli przynajmniej oddać potrzebującym. I tacy ludzie mają czelność wypominać cudze zbytki! Przyganiał kocioł garnkowi. Skoro nawet osoby, które w teorii świecą przykładem całemu społeczeństwu były moralnie dwuznaczne, kto miał bronić wolności uciśnionych, walczyć o czystość ideałów i strzec cnoty cycatej córki kowala? Wojsko? Miejscowa policja? Najemne, zapchlone wsióry? Ci, co walczyli o wolność tylko wtedy, kiedy ich własna była zagrożona, ideałów nie rozumieli i mieli je w rzyci, a co do owych córek mieli zgoła inne plany, aniżeli stać na straży cnoty? Zmieniła się tylko statystyka ludności, dodano nowy dział do ksiąg historycznych i drastycznie zwiększyła się liczba sierot i obłąkanych.Święcenia I chociaż noc dopiero oddawała pole brzaskowi dnia, Kazik już dawno był na nogach. Nie mogąc zasnąć, rozdrażniony wstał, strząsnął z siebie złote, jesienne liście. W tych krótkich chwilach, kiedy udało mu się choć na chwilę przysnąć, miał bardzo, ale to bardzo dziwne sny. To znaczyło, że albo jego przyszłość jest nieodgadniona, albo że przesadził ze środkami halucynogennymi. Cały był w nerwach. Wodził oczyma po dogasającym ognisku i po współtowarzyszach z kręgu, którzy spali, przytuleni do siebie, by nie stracić ciepła. Szukał, szukał czegoś niecierpliwie, niewiadomo czy to rzeczy, czy to jakiejś zagubionej myśli bądź też wspomnienia. Nieraz się zdarza, że zaraz po przebudzeniu, nie wiemy, kim właściwie jesteśmy. Remedium Kazika na takie niebezpieczne stany było spojrzenie na swoje odbicie w tafli jeziora. W ostateczności, wystarczyła co większa kałuża. Teraz, gdy jesień słała niemal dzień w dzień całkiem pokaźne ulewy, kałuże były normą. Kazik nachylił się nad takim oczkiem wodnym i ujrzawszy swoje oblicze, powoli chłonął siebie. Wiedzę o sobie, swoje „ja” czerpał ze swojego odbicia na chwilę zadekowanego w tej brudnej kałuży, czy też owe odbicie pozwalało mu odblokować się i nie zatracić się w sobie? Kazika zawsze to interesowało. Niestety, nikt tego nie wiedział, z tych, którzy Kazika otaczali. Nie Interesowało ich to. Nie mieli takich problemów. To co słyszeli, tak przyjmowali.Kazik, chociaż chciał, nie potrafił zrozumieć, to czego quasi-nauczyciele mówili o życiu i ich przeznaczeniu. O tym, że byli predestynowani wręcz do tego, co im dają.Wprawiało go to w stan niebezpiecznego dysonansu, nie mógł pogodzić ze sobą tych myśli poznawczych, jakim były myśli i sądy.A dzisiaj były święcenia na wyższy stopień w kręgu, po których już nie można było tak po prostu odejść. Jego siedemnastka i tych wszystkich innych sierot, które przygarnięto i zaopiekowano się nimi, w zamian żądając by kiedy dorosną, zostali tym kim byli ich opiekunowie. Tak naprawdę, nie urodzili się wszyscy jednego dnia, data była umowna. Tak bardzo bał się o siebie, o swój zszargany psychiczny stan. Z jednej strony, pogodzenie się z losem i zostanie szeregowym druidem, bo bez wiary nie awansowałby, byłoby zaprzeczeniem samego siebie. Ale ucieczka czy też odejście, byłoby co najmniej głupie. Zdechłby z głodu, albo poderżnięto by mu gardło. Nie miał się dokąd udać, więc? Decyzja byłaby o tyle prostsza, gdyby Kazik poznał siebie.Bo tyle siebie znamy, ile z ust cudzych usłyszymy, ile z czarnych plam na życiorysie wyliczymy, ile oczu wypatrzymy, ile zrozumiemy z cichych podszeptów sumienia i innych, gdy się odwrócimy. Kazik tak często widział, a tak rzadko spotykał swoich towarzyszy, żadnych hańbiących plam na życiorysie nie posiadał, sumienie jego milczało, bo kiedyż miało się odezwać, a szeptać o nim nikt nie szeptał.Zawsze był trochę na boku, nie garnął się do towarzystwa.Z zamyślenia z tej dziwnej pozycji wyrwały go promyki słońca wpadające do oka i drażniące złotym lśnieniem. Spojrzał w górę, plecy go niemiłosiernie bolały.Słońce już wyjrzało zza gór Srebrzystych, przypominało jednak bardziej gigantyczny błędny ognik niż potężną kulę ognia, dawcę życia, obiekt kultu lat dawnych, zapomnianych.Tymczasem mrowie masy ludzkiej ułożonej koło już przygasłego ogniska zaczęło pojękiwać.
 
Być może, nieco rozbudzę temat. Zapraszam na stronę: www.gmf.pl. Jest to chybaj największy serwis z opowiadaniami amatorskimi (i nie tylko, oprócz tego tematyka: horror, poezja, felietony, porady dla twórców, etc). Serwis zawiera blisko 600 opowiadań fantasy, nie licząc całej reszty w postaci wierszy, artykułów itd. Dla przykładu, kilka moich prac:- http://www.gmf.pl/opowiadania/index.php?nr=2491- http://www.gmf.pl/opowiadania/index.php?nr=1829 i http://www.gmf.pl/opowiadania/index.php?nr=2091- i ostatnia, akurat z serwisu literackiego www.knowacz.pl -> http://www.knowacz.pl/nasze_wydawnictwa/nasze_wydawnictwa.htm (moje opowiadania nosi tytuł Am'Ha'Arec.)Do zainteresowanych: miłej lektury. pzdr.A oto i krótkie fragmenty historii, nad którą obecnie pracuję:(...) jedynie szaleńcem będąc nazwałbym umiłowaną, Vendettę. Dziewka ta pląsa bowiem we krwi, twarz jej to kamienna maska, stopy śpieszą ku przepaści, zaś dłoń owej sięga do linii życia. Miota losami beztrosko gdzie zechce, tnie je i zwija w kule niczym wełniste kłęby. Rosa nienawiści opada wokół jej kostek barwiąc szkarłatem aksamitną trawę, trąca radośnie smukłymi palcami lutnie żałobną, a za nią kroczy Śmierć.” Z kodeksu: Społeczności Rygory Zebrane, Tom I: „Prawa ogólne; sprawiedliwość, a konflikt sumienia”Następne miasto, tak podobne do pozostałych, a jednak, jak zawsze, inne. W każdym miejscu, wszędzie gdzie gnieżdżą się ludzie, począwszy od małej wioski, poprzez potężne kasztele, na majestatycznych grodach skończywszy; społeczeństwo napędza niewidzialny mechanizm. Tak jak uzupełniające się tryby drzemiące w trzewiach maszyn zajmujących podziemia utopijnych miast Gelviru pomagały funkcjonować ich mieszkańcom, tak teraz ich niedostrzegalne odpowiedniki kierują całymi narodami. Nie są one już częścią fantasmagorii, wszechobecnego dobrobytu. Bieda, pot i krew obficie smaruje ruchome elementy tej konstrukcji zwanej cywilizacją... - ...Tak, przyjacielu. Masy ludzkie podobne są do rozszalałego ogiera. Pomimo wysiłków i poświęcenia ogromu energii, nie może uwolnić się on z karbów narzuconych mu przez siłę wyższą, w tym wypadku – jego właściciela. Co więcej, jest na tyle krótkowzroczny, że szybko zapomina jak smakuje wolność, ba, po czasie służy już swemu panu. W imię czego? - niski, długobrody mężczyzna stanął twarzą do okna. Jego wzrok powędrował w dół, na rozciągającą się panoramę miasta.Człowiekowi słuchającemu wywodów starego elfa przyszło na myśl, że Najwyższy nie czeka na odpowiedź, dlatego też, tylko wzruszył ramionami. Co mogło zaprzątać umysł tego wiekowego męża? Rządy sprawiedliwej ręki, pojednanie z odstępcami, rozszerzenie wpływów? Mógł nawet wyobrażać sobie jak chędoży jedną z cycatych kurew wtykających wszędzie swoje brudne dupska. Po prawdzie jednak, to co stary Royvus Qertus Dziewiąty miał na myśli niewiele obchodziło jego nowego koadiutora. Zadaniem Ojca Salado było dbanie o bezpieczeństwo Najwyższego, a nie socjologiczna polemika tycząca się natury ludzkiej. Royvus podjął przerwany monolog. - Otóż, wystarczy, że wielmoża, zafunduje takiemu, nazwijmy go teraz „wierzchowcowi”, suchą stajnię, paszę, wybieg i... Ogier jest szczęśliwy. Niesie jeźdźca tam gdzie ten zechce, na własne ciało przyjmuje zmęczenie, które powinno być udziałem jego właściciela. Nierzadko oddaje życie w bitwie, pchany na przód przez głupotę człowieka. Tak... - znowu zamyślił się i uciekł spojrzeniem w stronę horyzontu. Słońce kryło się powoli na zachodzie, a jego ostatnie promienie tańczyły pomiędzy strzelistymi wieżami okazałych kościołów Miasta Języków(...)i coś na deser:(...)Eckberd, znudzony nieco przedmiotem toczącej się właśnie dyskusji, skierował swoje flegmatyczne spojrzenie ku Mordradowi i rzekł: - Przyjacielu, czy byłbyś tak uprzejmy niejako dobyć swojej lutni i otoczyć nas nutami skocznej melodii?Człowiek ziewnął przeciągle. Zrezygnowany odparł:- Cholera, gnomie. Mówiłem ci setki razy, to nie jest lutnia. To guqin, cytra!- Kto by tam dbał o takie prozaiczne szczegóły. Imiona nie zawsze idą w parze z charakterem, przedmiot twój, niekoniecznie musi brzmieć jak cytra. Dajmy na to...- Zamknij się, Eckberd! Nie dość, że matka pokarała cię takim imieniem, to jeszcze lubujesz się w strzępieniu języka! - wybuchnął Harden. - Krasnoludzie, prawdą są słowa: Małego ognia wystarczy by las spalić, zaiste język jest ogniem. Jako aktor powinieneś to wiedzieć...Brodacz zaperzył się, odburknął:- Dupa. Powiadam ci gnomie, mózg twój wzorem rzyci, przełamany w pół. Wierz mi, na tym podobieństwo się nie kończy...Tyczka zachichotała, Vessin odwróciła głowę, a Chirurg zasłonił śmiejące się usta dłonią. Tymczasem Mordrad wstał, wziął guqin i po krótkim namyśle stanął na niewielkiej scenie przeznaczonej dla artystów. Eckberd nie zwrócił jednak uwagi na jadowity komentarz krasnoluda, zakrzyknął natomiast:- Brawa dla słynnego Mordrada! Cudownego słowika, doskonałego solisty, o mitycznych wręcz umiejętnościach...- Tak! Tak! Niech żyje! - przerwał mu znowu Harden i zaczął głośno bić brawo W ślad za nim, przez salę przetoczyła się nieśmiała fala oklasków.Truwer rozejrzał się po otaczającej go publiczności i delikatnie szarpnął struny. Kusząca melodia popłynęła niemalże namacalnym strumieniem ku przysłuchującym się gościom(...)
 
Nigdy nie miałem dość odwagi aby udzielać się w tym wątku. Widząc tylu wspaniałych, płodnych artystów czułem się niegodny ich splunięcia. Po niespełna 3 latach wewnętrznej walki jestem jednak gotów przerwać milczenie. Właśnie tak, powodowany bezsennością i chęcią zapisania się w historii forum postanowiłem odkryć przed wami swoje prawdziwe ja. Wiersz zatytułowany jest "Diabeł i Szatanki". Nie da się ukryć inspiracji "Boską Komedią" Dantego, jestem tego jak najbardziej świadom. Będąc w lesie lubię zbierać grzybykiedy siatka aż rwie sięczuję się spełniony jak gdybyDiabeł i Szatanki HejDiabeł i Szatanki 4xDziękuję, mam nadzieję że się spodobało, choć zdaję sobie sprawę, że najprawdopodobniej za życia nie doczekam się korony i królewskiej purpury.
 
Nie wiem, czy się nie powtórzę, alę polecam wszystkim "Galerię złamanych piór" autorstwa Feliksa W. Kresa. Absolutnie obowiązkowa lektura dla każdego kto ma w planach napisanie czegoś "na poważnie". Rozjaśnia umysł i daje duuuuuużo dobrych rad. Mi bardzo się przydało i właśnie zabrałem się do pracy nad "większym projektem". Najważniejsze czego się dowiedziałem to to, żeby nie działać na zasadzie "zużytych rękawiczek". Kto przeczyta, będzie wiedział o co chodzi. Hie, hie, hie... ;DEDIT: Elwer - Od biedy można podciągnąć pod ten. Tak czy siak przepraszam ;) Chciałem, żeby początkujący pisarczycy zapoznali się z tą lekturą.
 
Szararz said:
Nie wiem, czy się nie powtórzę, alę polecam wszystkim "Galerię złamanych piór" autorstwa Feliksa W. Kresa. Absolutnie obowiązkowa lektura dla każdego kto ma w planach napisanie czegoś "na poważnie". Rozjaśnia umysł i daje duuuuuużo dobrych rad. Mi bardzo się przydało i właśnie zabrałem się do pracy nad "większym projektem". Najważniejsze czego się dowiedziałem to to, żeby nie działać na zasadzie "zużytych rękawiczek". Kto przeczyta, będzie wiedział o co chodzi. Hie, hie, hie... ;D
Zły temat. :)Polecam ten wątek: http://www.thewitcher.com/forum/index.php?topic=167.0
 
bez finałuNa świecie dzieje się, Torres strzela Niemcom finałową bramkę, a my szukamy szczęścia na Nagórkach. Po wszystkim wsiadamy w okejkę, dziwiąc się, że jest już tak ciemno. Krawiel narzeka. Przegapi finał i nie będzie miał o czym mówić na egzaminie. Miśka podłącza się do odtwarzacza i odtwarza. Czas płynie. Wszystko jest tak skomplikowane, że przestajemy rozmawiać. Z wnętrza busa Olsztyn wygląda inaczej i można się zdziwić, więc dziwimy się kilka razy. Wysiadamy na dworcu, bo można tu kupić papierosy. Potem wracamy na szóste, do tej części Olsztyna, gdzie oprócz kominów jest tylko smutek i poezja. Winda zbliża się do nas jak wątpliwość, więc czekamy cierpliwie. Wszystko otwiera się tu na zawołanie, drzwi są ciężkie. W środku czytamy z nadzieją regulamin i bez wcześniejszych ustaleń zaczynamy liczyć, ile kilogramów brakuje nam do szybkiej śmierci. Nic z tego nie wychodzi. W kawalerce jak na zawołanie robi się dużo osób, dużo dymu i czerwonych świateł. Zostajemy przy tym tak długo, jak to możliwe.Na balkonie jest więcej powietrza niż człowiek może znieść. Przechylasz się przez krawędź i patrzysz w czystą przyszłość, a obraz sam zjeżdża w dół. Trzeba zarządzić liczenie raz na jakiś czas, żeby mieć pewność, że nikt się w tym nie zgubił, bo wszyscy chcielibyśmy zrobić coś, czego jeszcze nie robiliśmy. Złamać regulamin windy albo postrzelać do przypadkowych przechodniów. Zależy od nastroju. Potrafimy żartować z emo i z siebie nawzajem i wbrew pozorom, nie jest tak ciężko. Tylko o meczu przypominamy sobie po meczu.Rano znajdujemy drzwi otwarte na przestrzał, ale nikogo nam nie brakuje. Wszystko jest okej, tylko oczy same uciekają przed światłem. Na spacerze po bokach ciała mam pasy, na jezdni topi się asfalt. Kupujemy tylko papierosy, bo resztę trzeba przemyśleć.
 
Top Bottom